Źmicier Bartosik. Rasieja zblizku

№ 1 (158), 3 — 10 studzienia 2000 h.

10.01.2000 / 13:00


 

Źmicier Bartosik

Rasieja zblizku

«Ja ciabie lublu» pa-čuvasku

 

Pra Ciumień ja viedaŭ tolki z Vysockaha: naftavyja vyški, viečna pjanyja sibiraki dy paŭnočnaje źziańnie. Miž tym, hety horad lažyć na šyracie Ryhi. Kurort, pa-našamu.

Pachmurnaj raničkaj naš vandroŭny teatryk na mikraaŭtobusie rušyŭ na Rasieju. Napieradzie była astranamičnaja łičba — try tysiačy kilametraŭ. Ja navat admieryŭ ich u advarotnym kirunku. Atrymałasia Barselona. Ale jaje, radzimuju, užo jość kamu biełarusizavać.

Pieršuju plašku vyzvałiłi jašče da miažy. Kałi suvory biełarus nie biaz zajzdraści burknuŭ: «Što, pjacie?», dyk jahony rasiejski kaleha vielmi łaskava pramoviŭ: «Hłavnoje, riebiat, zakusyvajtie». A što ž jašče možna rabić na šlachu ŭ try hadzinavyja pajasy? Tolki zakusvać. «Hladzi, navat, tracił nie šukałi.» «U Rasiei zaraz u modzie hieksahien.» «E, mužyki, znajšłi čym žartavać.»

...Pračnuŭsia ja, kałi naš karabiel stajaŭ na prykole. Padarožniki cicha spałi. Mianie ž paciahnuła ŭ adkryty kosmas. Ad navisłaj nad hałavoju halaktyki stała krychu nie pa sabie. Nad Rasiejaju absalutna inšaje nieba! Biełaruskaje nieba — chatniaje, niby namalavanaje miestačkovym mastakom. A tut, pasiarod čornaj pustoj darohi, nieba chałodnaje i niadobraje. Napeŭna, kožnaja kraina adbivajecca ŭ svaim niebie pa-svojmu.

Ja azirnuŭsia vakoł. Redki hniły biareźnik abapał šašy, draŭlany barak ź niaroŭnym nadpisam «KAFE», pierakošanaja prybiralnia... Unutrany vyhlad «kaviarni» ničym nie sastupaŭ vonkavamu. Adzin kutok pamiaškańnia zajmała impravizavanaja barnaja stojka z došak. U dalnim kucie — zvałka pałamanych kresłaŭ dy stałoŭ. Kožny stoł upryhožvała butelka z-pad harełki. U butelcy — niejkaje čyrvonaje rečyva, padobnaje na rybackaha matyla. I pustata. Ja ŭžo źbiraŭsia pakinuć hety sumny prytułak, ale za stojkaj uźnik zahadkavy ŭschodni čałaviek: «Kiušat budem? Pit budem?» «Dzie ja?» «Desiat keme da Nyžneva Novharada», — nie ździviŭsia majmu pytańniu barmen. «A heta što?» — ja pakazaŭ na butelku. «Uksus, perec. Kakoj šiašłyk bez uksus?» Pryprava — dva ŭ adnym — dajšło da mianie.

Jość adno trapnaje vyznačeńnie Rasiei. «Rasieja — heta takaja male-je-jeniečkaja krainka. Amal jak Švajcaryja ci niejki tam Luksemburh. Ale jakaja ŭ vyniku spraviadłivych i vyzvolnych vojnaŭ zaniała terytoryju, roŭnuju adnoj šostaj ziamnoj sušy». Ja heta zhadaŭ za Nižnim. Kałi pačałasia kraina viełikanaŭ. Šaša viłasia ŭ nizinu j vynyrvała na ŭzhorak praź dziasiatki kilametraŭ. Z adnaho boku panaramnaha dalahladu prahladałasia abałon Vołhi, druhi chavaŭsia ad vačej u dalokaj smuzie prałiŭnych daždžoŭ, što išli, mahčyma, u jakoj Mardovii. «A kažuć — adstupać niama kudy», — zaŭvažyŭ kaleha.

Varta prajechać pieršuju tysiaču kilametraŭ, i nadychodzić «druhoje dychańnie». 500 km — heta niedzie pobač, 100 — zusim rukoj padać, nu a 38 — heta ŭvohule «złaź, pryjechałi». I ŭžo navat biaskrajni krajavid za łabavym škłom nie cikavić. Ale raptam zvyčajnaja daroha źmianiajecca na šyračeznuju aŭtastradu. Šlahbaŭm, čyrvona-zialonyja ściahi, nazvy na dźviuch movach. Pačynajecca Kazanskaje carstva Šajmijeva, Respubłika Tatarstan. Sa svaimi paradkami. Za darohu płaci, za karystańnie mostam praz Vołhu taksama płaci. Ad Kazani da Nabieražnych Čaŭnoŭ, zdajecca, za kožnym chmyzom — tatarski miłicyjant z radaram. My tolki abahnałi «žyhula» ŭ zonie «abhon zabaronieny», jak umomant byłi prycisnutyja cyvilnym aŭto ź miantami. Płaci. Surjoznaja kraina Tataryja.

Da Ciumieni padjaždžałi kala paŭnočy. Horad uraziŭ kolkaściu śvietłavoj reklamy. Pracavałi načnyja kluby, restaracyi j bary. Šmatłikija načnyja kramy vabili svaimi niabiednymi vitrynami. Akramia vybaru kiłbasaŭ dy ryby, było nie źličyć hatunkaŭ piva j harełki. Ale jašče bolš ździviła niemahčymaść čaho-niebudź pakaštavać biez rasiejskaha rubla ŭ kišeni. Dalar, navat paśla defołtu, nia staŭ tut zavočnaj nacvalutaj, jak u nas. Ale pry śviatle dnia «načnaja Ciumień» pablakła.

Uiavicie siabie viełikanam. Vaźmicie niekalki dziasiatkaŭ pačarniełych starych kupieckich dvuchpaviarchovikaŭ čyrvonaj cehły, kolki šedeŭraŭ pravincyjnaha stałinskaha ampiru, sotniu-druhuju betonnych brežnieŭskich skryniaŭ dy jašče paru-trojku navaruskich chmaračosaŭ. I z usiaho razmachu, niby kości, kińcie heta ŭ hraź. Kab až pyrsnuła. U vas atrymajecca pieršy horad, zasnavany rasiejcami ŭ Sibiry — Ciumień.

Mienavita takoju ja ŭbačyŭ jaje z koła ahladu ranicaj nastupnaha dnia. Vułica vyvieła mianie ŭ sumny park kultury j adpačynku. Ludziej było niašmat. Pamiž hołych tapolaŭ dy zastyłych karusielaŭ, siarod hetaj miortvaj idyłii kruciŭsia abaviazkovy atrybut luboha CPKiO — «čortava koła». Absalutna pustoje j biestałkovaje.

Kolki siabie pamiataju, hety atrakcyjon byŭ majoiu lubimaj zabavaj. Ale tut upieršyniu ŭ žyćci stała strašna. Pryčym strach narastaŭ pa miery nabłižeńnia rypučaj kałyski da vyšejšaj kropki, dzie ja z usioj ščyraściu adčuŭ svaju samotu. Za try tysiačy kilametraŭ ad domu, adzin pa-nad strašnym čužym horadam. Ałkašy na ziamłi pierarvałi svaju spravu i, zadraŭšy hałovy, ź cikavaściu hladziełi na nieruchomaha čałavieka naviersie, jaki mocna ścisnuŭ parenčy.

...Pierad pačatkam spektaklu vyrašyłi dać słova j mnie, bardu biełaruskamu. «Nu, Vy nam spojotie Vizbora iłi Okudžavu?» — ukradłiva pytaŭsia dyrektar Ciumienskaha teatru. «Pardon. Jany ž nie pisali pa-biełarusku.» «A čto Vy budietie piet? Nie očień połitičieskoje? U nas žie, znajetie, vybory na nosu.» Toje, što biełaruskaha niepadkantrolnaha słova bajacca navat u Ciumieni, było dla mianie adkryćciom. Śpiavaŭ ja «Zapiai mnie pieśniu». Pierad hetym skazaŭšy, što aŭtarka vierša addała bratniaj Sibiry niemałuju častku svajho žyćcia. Pubłika sustreła viestku pryjaznymi ŭśmieškami. Paśla mnie niechta z našych skazaŭ: «Dziakuj, što ty nia lapnuŭ, što Hienijuš siadzieła ŭ bratniaj Ciumieni».

Aktory bajałisia, što «Kamedyju» nie zrazumiejuć. Ale apasieńni byłi daremnymi. Zapomniłisia niekatoryja repłiki ŭ antrakcie. «Ni chiera nie poniał. No kak śmiešno!» «Vołodia, ty žie słužił pod Žitomirom. Sadiś k nam pierievodčikom.» «No s jevriejami mohłi by i poostorožniej. Kakiie ž oni židy?»

Na nastupny paśla spektaklu dzień biełaruskuju trupu zaprasiłi ź vizytam u konsulstva RB. Jość, akazvajecca, i takoje. Chałodnaja, aficyjnaja, niaŭtulnaja ŭstanova. Nia hreła navat harbata, jakoj nas častavałi. Prysutničaŭ miascovy biełaruski bamond. Biznesmen, hienerał, čynoŭnik abłasnoj administracyi dy inšyja dzieci biełaruskaj ziamłi. Łišni raz pierakanaŭsia, nakolki niecikavyja, tupyja dy zakampleksavanyja biełaruskija mužyki. Na tle biełaruskich žančyn. Viasiołych, raźniavolenych i, jak praviła, pryhožych. Pakul my piłi harbatu, hienerał, biznesmen i čynoŭnik pa čarzie niaŭpeŭniena začytvałi nam svaje dakłady pra niepaźbiežnaść «našieho ob'iedinieniia». Jany, sa starańniem samadziejnych aktoraŭ, čytałi svaje papierki z «udzielnaju dolaju Biełarusi ŭ ekanomicy Ciumieni».

Našu dumku pubłika pačuć, vidać, bajałasia. A ŭ napisanaje naŭrad ci vieryła. Žančyny ŭ hety čas padłivałi harbatki, narazałi tarty j kazałi «kałi łasačka». Ja nie ŭstrymaŭsia, kab nahadać prysutnym pra niezajzdrosny los adnaho sibirskaha biełarusa, na čyje hrošy adnoŭleny kryž Eŭfrasińni Połackaj i jaki siońnia vymušany «karatać čas na radzimie». «My s banditami i fašistami dieł nie imiejem», — byŭ adkaz adnaho ź ziemlakoŭ.

Ciažkaj ranicaj ja ŭklučyŭ televizar. Tranślavałasia prablemnaja pieradača miascovaha telebačańnia. Haračaja sprečka išła pra nieadpaviednaść horada Chanty-Mansijska statusu stałicy. U Ciumienskuju vobłaść, jakaja zajmaje płošču z paŭ-Eŭropy, uvachodziać dźvie aŭtanomnyja akruhi. Chanty-Mansijskaja dy Jamała-Nianieckaja. I chanty-mansijski horad Surhut zachacieŭ sam stać stałicaju. Maŭlaŭ, u nas i hrošy, i darohi, i budaŭnictva. A što ŭ tym Chanty-Mansijsku, akramia pryhožaj nazvy? Maleńki dy vielmi hordy Chanty-Mansijsk apelavaŭ da histaryčnaj spraviadłivaści dy ŭvohule byŭ hatovy uźniać pytańnie ab nadańni akruzie statusu subjekta federacyi. Ja ŭsioj dušoj byŭ na chanty-mansijskim baku. Paśla zirnuŭ na mapu. Da Surhuta było kala tysiačy kilametraŭ, da stałičnaha ž Chanty-Mansijska jašče z pałovu taho...

Daroha nazad zaŭždy zdajecca karaciejšaju. Navat kałi napieradzie niekalki tysiačaŭ keme, a siłaŭ užo niama ni pić, ni spać, ni zalacacca. Dumka imkniecca da Biełarusi, jakaja byccam by prahnie dałučacca da hetych biaskrajnich stepaŭ Baškartastanu, što ciahnucca za voknami.

Ja nikołi nia čuŭ ad znajomych rasiejcaŭ vyrazu «naš Homiel», ci «a kakaja raznica mieždu Rossiiej i Biełorussiiej». Maje znajomyja rasiejcy hatovyja ŭspryniać lubuju roźnicu pamiž nami. Zatoje kolki ja čuŭ ad biełarusaŭ pra «našych parniej na Kaŭkazie», ci pra toje, što «Jelcyna nada mianiać». Nu što ž, kałi tak chočacca adčuć roźnicu pamiž «našymi narodami», i kałi heta choć čamu-niebudź navučyć, ja — za abjadnańnie. Užo toje, što niepieramožny ŭ bojkach ź niepaŭnaletnimi pacanami mienski amon stanie popleč sa svaimi chabaraŭskimi kalehami pad Arhunam, nia moža nia radavać.

Ad śvietłych dumak mianie adarvałi siabry. Aŭtobus spyniŭsia la dźviuch dziaŭčynak, što hałasavali na čuvaskaj trasie. Adnoj z vyhladu hadkoŭ čatyrnaccać, druhoj — šasnaccać z naciažkaj.

«Vam kudy?» «A my rabotajem.» «U jakim sensie?» «Miniet — 50 rublej.»

«Chalava, mužyki, trochi mieniej za dva dalary!»

«A jak budzie pa-čuvasku: ja ciabie lublu?» — zapytaŭsia ja ŭ małodšaj. Taja adkazała. «Vot i lubitie svoju rodinu», — dałi my paradu j pajechałi dalej. Razvažajučy, ci mahčyma takoje ŭ nas, kudy jašče nie dabraŭsia duch čystahanu.

Usim znajomaje pačućcio rezkaha pierachodu z chałodnaj vułicy ŭ ciopłuju chatu. Prykładna takoje achapiła j nas paśla pierajezdu miažy. Nadta ž dziŭna paśla taho, što admachałi za hetyja dni, hladzieŭsia pakazalnik «Brest 603». Usia naša kraina ŭkładvałasia ŭ niekalki hadzinaŭ šlachu. Ale, ź inšaha boku, u Biełarusi kožny kilametar na rachunku. Ich možna prosta kaštavać. Trasa nabyvaje cyviłizavany vyhlad, niama ni hraziuki, ni małaletnich bladziej. Navokał sucelnaja pastaral. Laski, malaŭničyja viosački...

Pieršaje, što zaŭvažaješ i čamu radujeśsia pa pryjeździe ŭ Miensk, — tut možna śmieła chadzić pa ziamłi. Nie bajučysia vypeckacca ŭ brud ci zapyrskać brudam minaka. Možna z usiaje siły taptać čysty asfalt, adčuvajučy ad hetaha zaniatku nievykazny kajf. I heta niamała.

Adzinaje, pra što škaduju, — nie zapisaŭ, jak pa-čuvasku budzie «ja ciabie lublu».