Alaksandr Nadsan: Viartańnie ŭ śviatło

16.04.2015 / 22:51

Ajciec Alaksandr Nadsan, Łondan, 15 sakavika 2015 hoda, fota Siarhieja Šupy

Apošnija hadoŭ piać našy telefonnyja razmovy pačynalisia adnolkava: «Ajciec Alaksandar, dobry dzień. Jak Vy, jak zdaroŭje?» — «Dziakuju, dobra, chvory i chvaroba maja nievylečnaja — staraść…» I jon zalivaŭsia svaim niepaŭtornym śmiecham.

A kali my zachodzili ŭ jahony ŭlubiony italjanski restarančyk na High Road u Finčli, na pytańnie haspadara «Come stai, padre?» jon niaźmienna adkazvaŭ z tym samym śmiecham: «Ancora vivo!» — «Jašče žyvy!»

Ajciec Alaksandar nie bajaŭsia taho dnia, kali Boh pakliča jaho da siabie. Apošni raz my bačylisia 15 sakavika, za miesiac da jahonaha adychodu. Idučy da jaho, ja bajaŭsia trapić u atmasferu pamirańnia, bajaŭsia ŭbačyć hetaha niekali mocnaha, aŭtarytetnaha, amal usiaŭładnaha ŭ biełaruskim Finčli čałavieka prykavanym chvarobaj da łožka, pryhniečanym, adsutnym, abyjakavym da spravaŭ hetaha śvietu. Na majo ździŭleńnie, mianie sustreŭ čałaviek, jaki niby skinuŭ ź siabie ziamny ciažar — my havaryli ź im kala hadziny, i z tvaru ŭ jaho nie sychodziła śvietłaja ŭśmieška.

My havaryli i pryhadvali ŭsie pryjemnyja naviny apošniaha času — vychad knih, navukovyja prajekty, hramadzkija inicyjatyvy — i ajciec paŭsiul znachodziŭ nahodu niekaha pachvalić, za niekaha paradavacca.

Pachvaliŭsia i svajoj knihaj, niadaŭna vydadzienaj u vydaviectvie «Knihazbor», i pierakładam «Psalmaŭ». Niby skłaŭšy sam sabie spravazdaču, padsumavaŭšy zroblenaje, skazaŭ: usio što moh — zrabiŭ, ciapier možna spakojna i da Boha vypraŭlacca.

Ale navat hetaja śvietłaść adychodu ajca Alaksandra nie zasłonić adčuvańnia vialikaj straty. Biełaruski Londan užo nikoli nia budzie takim, jakim jon byŭ apošnich paŭstahodździa.

Śmierć darahich ludziej — jakoj by blizkaj i nieminučaj jana ni była — zaŭsiody prychodzić niečakana, a zhadki pra pamierłych ruka nie padnimajecca pisać zahadzia, kab u smutny dzień prosta dastać i apublikavać hatovy tekst. Tamu ja abmiažujusia adnym epizodam — jaki ja nie bajusia nazvać adnoj z samych niezvyčajnych i ščaślivych padziejaŭ u žyćci ajca Alaksandra, a zaadno i ŭ maim.

…Pryjechaŭšy pracavać u Prahu letam 1997-ha ja ŭpieršyniu darvaŭsia da nieabmiežavanaha internetu, i adnym ź pieršych źviazanych z hetym zdareńniaŭ było toje, što ŭ katalohu londanskaha aŭkcyjonu Christie's ja znajšoŭ vystaŭlenuju na prodaž knihu Skaryny — nidzie nie apisany nieviadomy navucy asobnik za śmiešnuju canu 4000 funtaŭ.

Ja tut ža dasłaŭ arhanizataram zajaŭku i ŭ niejkim nievytłumačalnym «patryjatyčnym» paryvie źviazaŭsia z zahadčycaj Adździełu redkich vydańniaŭ Nacyjanalnaj biblijateki Tacianaj Roščynaj. Jana zrabiła nieabchodnyja zachady, i vyjaviłasia, što ŭ spravie nabyćcia knihi pierad hałoŭnaj biblijatekaj krainy stajać nieadolnyja biurakratyčnyja pieraškody. Tady moj patryjatyčny tuman raźviejaŭsia, ja zatelefanavaŭ ajcu Alaksandru, i jon adrazu skazaŭ: «Biarem! Pryjaždžaj!»

(Reč u tym, što Skarynaŭskaja biblijateka da taho času nia mieła nivodnaha aryhinalnaha Skarynavaha vydańnia, aprača čatyroch asobnych staronak Pieršaj knihi carstvaŭ, jakija ajciec Alaksandar kupiŭ u 1975 hodzie na aŭkcyjonie Dziahileva ŭ Monte Karła. A jak ža Skarynaŭskaja biblijateka — biez Skarynavych knih…)

U Christie's ja pajechaŭ adrazu ź lotnišča, tam my z ajcom Alaksandram zajšli niejkim bakavym uvachodam u ofis, dzie ŭsie farmalnaści zaniali ličanyja chviliny. Ajciec byŭ niečakana ŭražany canoj — pa telefonie jon mianie niedačuŭ i na ŭsialaki vypadak padrychtavaŭ 20 tysiačaŭ… Z aŭkcyjonu z knihaj u rukach my jšli ledź nie padskokam. Pa darozie ŭ biblijateku zajšli ŭ restaran (viadoma ž, italjanski!) i adznačyli nadzvyčajnuju padzieju hrapaj. Skazać, što ajciec Alaksandar byŭ na siomym niebie, było b vialikim prymianšeńniem.

Praź niejki hod paśla taho my z ajcom Alaksandram zamacavali pośpiech — kupili ŭ praskim antykvaryjacie na Karłavaj vulicy českuju Venecyjanskuju bibliju 1506 hodu, jakaja była adnoj z hałoŭnych krynicaŭ Skarynavaha pierakładu.

Na žal, u nabytaj na aŭkcyjonie Skarynavaj knihi byŭ nieščaślivy los, ale pra heta ja siońnia pisać nia budu — i z ajcom Alaksandram my na hetuju balučuju temu nikoli nie havaryli.

Niekali, užo dažyŭšy «śpiełych» hadoŭ i pazbaviŭšysia junackaj samaŭpeŭnienaści, ja zadumaŭsia — kaho ŭ svaim žyćci ja mahu nazvać svaimi nastaŭnikami — i ŭ mianie vyjšaŭ śpis ź piaci čałaviek, u jakim svajo važnaje miesca zajmaje ajciec Alaksandar Nadsan.

Jon, matematyk z adukacyi, daŭ mnie pieršyja lekcyi infarmatyki i abychodžańnia z kamputaram, jon byŭ nieacennym kansultantam u darahoj mnie spravie biblijnaha pierakładu, jon adkryŭ mnie śviet mižziemnamorskaj kuchni, navučyŭ hladzieć na śviet z dobrym skieptycyzmam i upeŭnienaściu ŭ dobraj budučyni dla Biełarusi. «Kali Boh stvaryŭ Biełaruś i biełarusaŭ ź ich movaj — značyć tak jano i treba. I tak jano j budzie», — kazaŭ jon.

Tak jano j budzie.