Katy Kartasara

Siarhiej Astraviec źmiaščaje na svaim błohu razvahi pra pachavanaha ŭ Paryžy piśmieńnika.

22.07.2009 / 17:28

Proźviščy niby z bronzavych šyldaŭ na ścienach hruntoŭnych kamianicaŭ u kalanijalnym styli. Nie‑nie, Borches — heta nie dla mianie, značna viesialejšy Markies, jaho daścipnyja zaciemki z pajezdki pa chruščoŭskim SSSR‑y, asabliva scena kalektyŭnaha siadzieńnia ŭ hramadzkaj prybiralni sa žvavaj dyskusijaj u hety čas, a finalnaja fraza z «Pałkoŭnika…»? Pieršym, zrešty, łacinaamerykanskim ramanam dla mianie staŭ «Kali chočacca płakać, nia płaču», pračytany u Savieckaj armii. Ale najbližej mnie, jasna, Kartasar.

Naciskaješ huzik i słuchaješ u internecie interviju Kartasara pa‑francusku, jość pierakład. Jon pamior 25 hod tamu, a ty słuchaješ jaho i bačyš i znachodziš jašče bolej blizkich dla siabie momantaŭ. Hutarka datyčyć Paryžu, jon lubiŭ načnyja prachodki, horad byŭ inšy, usio ŭsprymałasia inakš, jon bačyŭ znaki, rabiŭ znachodki, jakija dapamahali pisać ramany i apaviadańni. Prypaminaju toj jaho paryski raman, dzie pierabłytany častki, ja pierarvaŭsia, jeździŭ razmaŭlać pa‑zamiežnamu, a potym nia zdoleŭ uziacca za jaho znoŭku, kolki tam uzhadvajucca katy! Ja byŭ jamu ŭdziačny, tady majmu katu było tolki čatyry hady, nas čakali jašče hady siabroŭstva… Kartasar lubiŭ katoŭ, nidzie tak časta jany nie sustrakajucca, jak u jaho ramanach i apaviadańniach. Zahałovak «Katy Kartasara» u mianie adrazu prydumaŭsia, mnie zdavałasia, ja kaliści napišu pra hetyja tvory, nie napisaŭ.

Pierasoŭvacca pa Paryžu, značycca prasoŭvacca napierad u dačynieńniach z saboju… Voś tak cikava jon skazaŭ niekali. I heta praŭda, častka praŭdy, skažam. Jon padkreślivaŭ, što słovami heta raspavieści ciažka. Jon byccam stračany, jon biezuvažna špacyruje, jon niby badziaha, razhladaje afišy, šyldy, minakoŭ, ładziačy suviazi, ź jakich uźnikajuć frahmenty dumak, pačućciaŭ, paasobnyja frazy. Jon kaža pra miaściny, dzie jamu najcikaviej, pra adroznaść času, pra mahičnaść horadu. Mahičnaść, jakaja, navat kali isnuje aŭtanomna, padspudna, nie zaŭvažnaja dla bolšaści, katoraja nie šukaje jaje, nie stvaraje ŭ svajoj dušy, nie kultyvuje, nia dbaje asabista. Jak pisać, jak zajmacca tvorčaściu bieź imknieńnia adčuć horad, jak smak kavy albo šyrazu, ci chaj kańjaku? Prypaminaju: hety jahony raman z kačanom pad pachaj, paraŭnańnie z hałavoj, z paŭšarjami, mnie ŭ hetym sensie bližejšaja kapusta kalarovaja, pieršy raz ubačyŭ jaje niezvyčajnyja sukviećci ŭ HDR, mama vyroščvała na harodzie, ad maškary tre było vymočvać u salonaj vadzie, chacia, napeŭna, kalarovaja bolš nahadvaje prykładam karały. Viartajučysia da ramanu: adčuvańnie na adlehłaści raki, što raściała horad, jak ciaśnina, što kureje smuhoj, pavietra vizualna defarmujecca ad śpioki.

Horad u mianie pad skuraj, ci ja ŭ jaho? Kolki staptana abutku, jaki kilametraž? Hadami i apošnim časam najbolš časta ŭhladajusia ŭ jaho, sprabuju im nasycicca, pakaštavać na zub niby manietu. Tak, mienavita, adčuć jaho, uviedać, zrazumieć, trapić u svaju talerku. Ty doma i ty pilihrym, turyst adnačasova. Uziraješsia ŭvažliva, navat viedajučy, zdajecca, naskroź. Časam u svaich dumkach bačyš jaho, usprymaješ niby praz vakno ciahnika. Cikavišsia im štodnia, štoraz, heta jak być u stanie lubovi, zakachanym praściej. Bo jak inakš havaryć pra horad na piśmie? Prysłuchoŭvaješsia, abmacvaješ vačyma, u dumkach, aceńvaješ, uzvažvaješ, siahaješ u jaho, u časavyja hłybini. Krok pa kroku vyvučaješ, chapaješsia za jaho abieruč, pierasypaješ niby piasok, vyšukvajučy załacinki, pendźlikam ačyščaješ aściarožna ŭ spadziavańni archealahičnych askiepkaŭ. Učapicca ŭ jaho niby ŭ hryvu Pahoni, chaj apyniemsia razam u Batoryja i Vitaŭta na balavańni z nahody pieramohi nie nad askomnymi hitlercami…

Vaźmi‑vaźmi jaho niby falijant na kuchonnaj łacinie, pačuj hałasy vulicy, korčmaŭ, pierajezdu niomanskaha. Mienavita, aby dapisvać, biełyja plamy adnaŭlać, rabić padrachunki: što zachavałasia, čaho niama, kali i jak stračana, ale jakija mahčymści, maje siły? Ci zdolny ja ačyścić mury ad napłastavańniaŭ tynku, farby, brudu, chłuśni? Niadrenna było b parazmaŭlać pra ŭsio heta z samim Kartasaram, a taksama pra katoŭ, abaviazkova pra ich, ja pakažu jamu našych katoŭ, jakich jašče nia ŭsich zabili, choć i vielmi starajucca. Jon kurec, značycca ŭ kaviarniu na Vilenskaj? Chacia jakaja heta kaviarnia, kali niuchać nia kavu, a dym? Tady nam u karčmu. Parazmaŭlajem taksama pra partyzanku, pra Če Hievaru, samo saboj. Ja prabačusia ŭ jaho: dla mianie jon zaŭždy zastavaŭsia Chulijo, jak my vymaŭlać pryzvyčailisia, roznyja Hulia — heta mabyć niedarečnaść. Kali jon spytaje: a Chulia? Ja adkažu: taksama moža być, kali jamu daspadoby. Badaj pryznajusia jašče, što niekatoryja rečy mianie častkova rasčaravali. Naprykład, «Kniha Manuela», upieršyniu jakuju ŭbačyŭ u vitrynie blizka pałacu Branickich. Vielmi zachaciełasia tady jaje pračytać. Čytaŭ potym raman u siabrynie sa svaim katom. Dla mianie prosta vydatna — hazetnyja vyrazki ŭ tekście, heta majo, ale było rasčaravańnie, tema teroru arhientynskaj chunty ŭ jaho nia vielmi ŭdała atrymałasia.

Skažu jašče Kartasaru, jak špacyruju pa svaim horadzie, zrešty, ničoha niezvyčajnaha, ciapier siaredzina leta, značycca: tolki cieniavym bokam, u pramieńni — tolki drobnym krokam, treba nie zdavacca haračyni, nie padparadkoŭvacca soncu. Ja raskažu jamu pra haradzienski doždž, pra našych śfinksaŭ, ale ničoha nie skažu pra knihi, jakich jašče nie napisaŭ, ale chaču napisać.

Jaho vielmi zajmała lehienda pra hrafiniu Batory, Drakuła byŭ zanadta askomnym. Što ž, pakažu jamu ŭ Katedry hareljef Stefana Batoryja, paviadu ŭ sutareńnie ŭ zamku, dzie pa śmierci karala zastałasia 51 bočka madjarskaha vina. I dalikatna zaciemlu, što Zahreb da Siamihrodździa nasamreč dačynieńnia nia maje.

Zdymak mahiły Kartasara: haryzantalnaja plita, bieły marmur, «1914‑1984», nadpisy flamasteram, ałoŭkam, čornyja, źnič čyrvony z žoŭtaj nakryŭkaj blašanaj, kamieńčyki, akrajec? Kolki katoŭ było ŭ Kartasara, kolki jon pieražyŭ ich, jak zvali apošniaha? Katy lubili piśmieńnika, a jon lubiŭ ich.

Siarhiej Astraviec