Adzin dzień eks-palitviaźnia

Krainu «Biełaruś», dzie adbyvajecca dzieja, varta było b ličyć vydumanaj, bo sami nasielniki nie vierać u jaje isnavańnie…

22.03.2012 / 13:57

Noč paśla vyzvaleńnia.Kirkievič jedzie z Połacka ŭ minsk na sustreču z žonkaj. Fota Siarhieja Hudzilina.

— Trymaj buterbrod.

— Ja prasiŭ z masłam i syram.

— Ja ž spytałasia: «Z płaŭlenym syram?». Ty adkazaŭ: «Tak»…

— …

«Nie, nie budu asprečvać, bo pačniecca znoŭku: kryki, skandały… hetaha ŭsiaho było ŭžo zabahata apošnim časam».

Tak, my zaraz žyviem razam z maci: ja, žonka dy maci. Čatyrochpakajovaj prafiesarskaj kvatery nibyta chapaje… A jakija jašče varyjanty? Stać na čarhu jak maładaja siamja? Heta niedzie ŭ adnym kamplekcie z paradami kštałtu: «uładkavacca na zavod», «uziacca za rozum», «nikudy nie leźci»…

Čornaja harbata. Ad kavy pryjšłosia admovicca — strašenna balić paśla hałava. Dyj jakaja tut harbata? Tak, kipień, a nie paśpieŭ dapić, vystyhła — nu jaje, u rakavinu. TAM była harbata, tam byŭ rytuał, dzie ŭsio maje sens: što pješ, z kim pješ… Voś siadzieŭ na dniach u kaviarni z chłopcam, jakomu ŭvieś čas chaciełasia dać u mordu. U vyniku sa svajho kubku hłytki dva zrabiŭ — pakinuŭ i vyjšaŭ. Što za ździek? «…Nie picie z kim papała!» — vučyŭ nas, «pieršachodaŭ», byvały tataryn ź mianuškaj «Astrachań"dy nabitymi svastykami pad kožnaj klučycaj: budzieš «čyf haniać» z małaznajomym čałaviekam, a ŭ jaho reputacyja, naprykład, niačystaja — razhaniaj paśla, što «pa niaznancy»…

Vychodžu z chaty. Pakul, mama! Žonka, čmok! Buch — zamknulisia mietaličnyja dźviery za śpinoj. Niaŭžo ciažka dačakacca, pakul na ahulnym kalidory ja dajdu chacia b… da lifta? A pakul jašče lift pryjdzie? Staju sabie: uhladajusia ŭ čornuju plamu dźviarej, praz škłobłoki prabivajecca chałodnaje zimovaje śviatło, a ŭ padjeździe staić pach nieadramantavanaha śmiećciepravodu, jaki davodzić da šału maich haściej, jakija traplajuć siudy ŭpieršyniu.

Praviaraju paštovuju skryniu — ci jość listy ad «maich zekaŭ» (chto mnie jašče moža napisać, akrom zekaŭ dy dziadźki-«afhanca», ź jakim my praź listavańnie padčas adsiedki i paznajomilisia?)? Niama. Niadaŭna złaviŭ siabie na dumcy, što maje niadaŭnija kalehi pa «ŭniviersitetach» bolš abaznanyja ŭ palityčnych navinach za mianie. Suma pazyki Biełarusi MVF, dakładnyja daty samitaŭ, pryznačeńni dy pasadki… Tak, siedziačy, tam my ŭsio adsočvali, źbirali infarmacyju pa krupicach: nu voś ža, JON maje abrynucca na praciahu hodu, hety kurs, hetyja abiacanki, pustyja pahrozy — JAMU ŭžo nie vierać, tamu i pahrozaŭ nie musiać bajacca. My, durnyja, abmulvali bakami škonki i vieryli, što va ŭsim hetym jość vialiki sens dla krainy, što «biesprecedentnaja kolkaść palitviaźniaŭ» nie zastaniecca niezaŭvažanaj, što na miesca adnaho stanie jak minimum dziesiać, arhanizacyi pačnuć razbudoŭvacca… A ŭsio akazałasia z dakładnaściu dy naadvarot. I tradycyjny «Marš pieramienaŭ» (što supolnaha majuć pieramieny z tradycyjaj?) u tym hodzie staŭsia nacyjanalnaj hańbaj: arhanizatary znoŭku niešta nie padzialili, nie damovilisia, praspali, a moža pacichu zapili… Jany ž nie viedali, durnyja, što my ŭ hadzinu «Ch» siadzieli la zakratavanaha akna ŭ śpiecSIZA i słuchali. Nam padavałasia, što pa praśpiekcie maršyrujuć tysiačy, huduć mašyny, niechta nadryvajecca ŭ maciuhalnik… A jany siadzieli pa chatach, pili valarjanku i taksama prysłuchoŭvalisia: ci nie idzie chto na kalidory? My vieryli, što rubikon pierakročany, JON nas usio adno zmušany budzie vypuścić i my skažam, usiamu śvietu skažam, na roznych movach ab svajoj «maralnaj pazicyi», «nieabchodnaści žorstkich mieraŭ» i h.d. Tyja, chto zastaŭsia na voli, bačyli ŭsio heta nie ŭpieršyniu, tamu roli byli raśpisanymi: niechta pabieh za kvietkami, niechta zaprasiŭ žurnalistaŭ, niechta abniaŭ dy pacałavaŭ čarhovaha palitzeka. Tradycyjna? Čarhovaha? Tak, heta akurat jak z «maršam pieramienaŭ»…

— Alo?

— Pryvit, — jak zaŭždy na ŭkrainski manier, ale niejak stomlena i nibyta ŭ adčai.

— Što zdaryłasia?

— Ničoha.

— Što znoŭku?

— Kažu, ničoha. Nie mahu ja tak, sumna… — nahaniaje na mianie tuhu hołas zazvyčaj ekscentryčnaj rudoj dziaŭčyny, jakuju śpiecsłužboŭcy ličyli ci toje majoj kachankaj, ci toje žonkaj (što vyklikała śmiech žonki realnaj).

Što ja mahu joj zaraz paraić: razdrukavać i raskleić sto nalepak? Pravieści biassonnuju noč u pastarunku i paśla biassonny ad zvankoŭ žurnalistaŭ nastupny dzień? Kinuć usio, stvaryć maładuju siamju, uładkavacca na fabryku, stać u čarhu na kvateru?..

— Trymajsia, Alona!

— Trymajusia. Pakul.

— Davaj.

Virtualnaja słuchaŭka kładziecca na ekranie staroha Siemens-a. Niedzie tam skončyŭsia zapis. Słuchajuć. Čakajuć. Jak možna nie zvarjacieć ad takoj pracy, kali ŭsio słuchać? Chiba što varjaciejuć… Moža, pjuć? Peŭna, pjuć… Jakaja roźnica pamiž kantraloram, jaki zahladaje ŭ kamieru kožnyja try chviliny (zhodna praviłam śpiecSIZA) i słužboŭcam, jaki słuchaje tvaje telefonnyja razmovy? U pieršaha z časam utvarajecca mazol na palcy ad pastajannaha adsoŭvańnia zavieski na vočku. Druhi, peŭna, raniej času hłochnie ci ślepnie, čytajučy razdrukoŭki našych pieramovaŭ, padobnyja da pjesaŭ. Budzie ŭ staraści chadzić padślepavaty, a jakoje-niebudź dzicio dobravychavanaje zachoča praz darohu pieravieści ci dapamoža da padjezdu dakulhać. Jano ž nie viedaje (durnoje!), čamu jon daterminova zrok zhubiŭ, čamu palić na bałkonie, čamu žonak troch pieražyŭ, bo kali ty štodnia hladziš u biezdań, biezdań budzie niepaźbiežna nabližacca, pakul nie źjeść ciabie biez chrustu i pyłu, nie pakinuŭšy pa tabie navat słupka dymu, razam ź jakim zvyčajna adlatajuć dušy apałaha liścia.

A my — narmalnyja? Heta narmalna, naahuł, telefon adklučać pry kožnaj nahodzie? A mašyny ŭ dvary zapaminać — narmalna? Bieły bus, padajecca, byŭ zranicy, hetaja nie, taksama nie, a voś padazrony «Sitroen» zaviedzieny staić…

Abminajučy jaho, znoŭku zachodžu ŭ padjezd, vyniki majoj dzionnaj pracy znachodziacca ŭ srabrystaj skrynačcy pamieram z mabilnik, u jakoj užo pačynaje siadać batareja. Ničoha, zaraz Vova pryjdzie, a paśla ja ŭžo za repartaž vaźmusia — redakcyja, kaniečnie, źjeść, bo raniej za zaŭtra nie paśpieju.

— Jaki ŭ ciabie dom?

— Vysoki. U dvary adrazu za aptekaj.

Chadžu z kuta ŭ kut u svaich trenikach, ni za što nie voźmiešsia — hość idzie. Były baraćbit, vuličny zmahar, duša, pieśnia, słova, ciapier… Chiba žurnalist jak i ŭsie, a moža budaŭnik znoŭku? Zara zapytajusia.

— Jakaja kvatera?

— 27. Šosty pavierch.

Jak zaŭždy, knižku prynios, adkapaŭ u siabie. Abrus u kletku. Žonka na stoł nosić aładki, harbatu, niešta sałodkaje i nieistotnaje.

— Staličnyja hetyja…

— Voś-voś, — paśmichiecca.

— Vybary, blin,…

— Aha, — bliščyć vačyma.

«Jak mnie žyć, svołač, kažy davaj, a nie vačyma łypaj!»

— …idzi padramniki rabić. Ja i sam chaču. Vokny pakul rabiŭ, masu zadavalnieńnia atrymlivaŭ: pracuješ sabie, ruki zahružanyja, dumki sabie niedzie, paśla vieršy fajnyja atrymlivajucca.

— A zaraz pišucca?

— Nie, nie pišucca.

«I mnie nie pišucca. Kali asoba, schilnaja da pisańnia, vychodzić z turmy, joj zaŭždy nie pišacca…»

— Nie mahu ja być prapahandystam, — miełanchalična praciahvaje hość, — ja ž žurnalistam najmaŭsia pracavać, a jon mnie z-ranicy kaža: «Maješ skazać tak i tak, bo ja ŭ fejsbuku pračytaŭ…»

— Kažuć, ty pad Talinam dom buduješ? — pieravodzić razmovu na bytavyja rejki žonka.

— Takoj bajki ab sabie ja jašče nie čuŭ… Heta na ofisie vašym tak kažuć?

Niezaŭvažna nadyšoŭ viečar, lift u śmiardziučym padjeździe pracuje bolš intensiŭna. Hość pakinuŭ pa sabie paru mamčynych blinoŭ (a skaža, peŭna ž, što sam źjeŭ, kab nie pakryŭdzić). Knižki, kampjutar, fejsbuk — čarhovaja zaraza… Adčuvańnie nibyta niama čahości. Vo — zasiarodžanaści! Jana niedzie tam zastałasia, u kamiery, padobnaj da truny, u maŭklivych zimovych prahułačnych dvorykach, na narach pierad adbojem… Jak jaje zdabyć znoŭku? Sieści? A mo źjechać kudy?

— Miłaja, a ty chočaš dom pad Talinam?

— Nie viedaju.

— Što my tut robim naahuł?

— …

— Čamu my tut jašče žyviom, a?

— Bo heta naša kraina…

«Ach ty, had, ty ž sam heta ŭciraŭ svaim adnahodkam, kidaŭ ich napierad: z azartam jany siadali na sutki, z uśmieškaj zabirali dakumienty z VUZaŭ, atrymlivali pa čatyry hady ŭzmocnienaha režymu… A ciapier žonka tabie maje tłumačyć asnovu asnovaŭ!» Usio słušna, bo heta maja razmova z samim saboj. Bo ja viedaju, što žonku sabie abiraŭ najbolš padobnuju da samoha siabie.

— Pakul ty myješsia, ja raskładu łožak.

Skryp pružynaŭ, šorhat abšyŭki ab špalery. Jość čas pamalicca. Pstryk zapałki i adbyvajecca cud: śviatło siarod chałodnaj studzieńskaj nočy — zajmajecca źnička, pryniesienaja kaliści z akcyi salidarnaści. Za joj vyrastaje ikona, to bok paštoŭka z naboru «Biełaruski sakralny žyvapis» vydruku pačatku 90-ch. Pa toj bok šyby haryć samotny abłvykankam, padśvietku na kaściole ŭžo adklučyli — u metach ekanomii, viecier ihraje viećciem u mokrym parku, prymušajučy milhacieć zialonyja dy sinija lichtary.

«Nu što, Hospadzie,
Prabač nam hrachi našyja strašnyja,
Źlitujsia, vyzvali reštu «palityčnych»,
Jak nas kaliści,
I daj pasłužyć chacia b jašče raz
Hetamu narodu,
Tolki Ty adzin
Viedaješ, jak…»

Aleś Kirkievič, Hrodna, były palitviazień