Jany sustrelisia ŭnačy na adnoj ź ciomnych vulicaŭ. Jon ruchaŭsia šparkim krokam, jana vyjšła z-za rohu: tak daviałosia im sutyknucca łob u łob. Ad udaru ŭ jaje na imhnieńnie paciamnieła ŭ vačach, ale praz paru siekundaŭ jana aprytomnieła. I pabačyła nad saboj schilenaha chudarlavaha junaka, amal chłopčyka.

— Nu voś, papiaredžvać treba, pierad tym jak tak raptoŭna źjaŭlaješsia, nie? — dryhotkim hołasam spytaŭ jaje chłopiec.

— Prabačcie. Heta ŭsio ciemra. Ja išła z pracy, ja paśla pracy zaŭždy nie baču darohi, — cicha i źbiantežana adkazała jana.

— Nu, nie varta apraŭdvacca. U mianie čerap mocny.

Junak zamaŭčaŭ i ŭśmichnuŭsia. Pačasaŭšy łob, jana raptam zrazumieła, što siadzić siarod pyłu.

— Oj, narmalna ja tak stuknułasia… — pramarmytała jana i taksama ŭśmichnułasia.

— Davaj dapamahu, — chłopiec padaŭ joj ruku i dapamoh ustać, — mianie Siarhiej zavuć, darečy.

— A mianie — Nadzia, — pradstaviłasia dziaŭčyna, navat nie zrazumieŭšy, navošta.

Chłopiec adrazu joj spadabaŭsia. Tolki adčuvałasia ŭ jahonych rezkich ruchach, u ciomnych stomlenych vačach niejkaja niamaja złość i sum, jaki nielha schavać navat u ciemry, navat za žyćciaradasnaj uśmieškaj.

— Ty, Nadzia, navošta chodziš unačy, a nie dniom, strojem? Dy i niaŭžo ŭnačy pracuje niechta, akramia vartavych dy patrula? — nie źmianiŭšy intanacyi, jon adnačasna demanstravaŭ padazronaść.

Kab jon, što łahična, akazaŭsia patrulnym, dalej nie było b ničoha, akramia durnavataj śmierci nikim nie zrazumietaha padletka. Ci to dziaŭčyna nie adčuła žyvoha strachu pierad patrulnymi, ci to ad udaru jašče nie adyšła, ale zamiest taho kab padskočyć i pabiehčy, jana zastałasia na miescy i całkam cnatliva adkazała:

— Oj, nasamreč ja ž nie zusim z pracy. Źmiena maja skončyłasia ŭžo, peŭna, hadzinaŭ piać tamu. Sprava ŭ tym, što ŭ susiednich damach zastałosia šmat knih, i ja…

Siarhiej vyłupiŭ vočy i ździŭlena pierapytaŭ:

— Knihi?! Navošta?!

— A, sapraŭdy, vy chiba nie viedajecie… Hradanačalnik abviaściŭ nabor u navukovuju akademiju krychu raniej.

Chłopiec apuściŭ hałavu i panik, byccam rasčaravaŭšysia ŭ nadziei, što tolki ŭspychnuła.

— Čamu ž nie viedaju? Viedaju. Nie bojsia, ty ekzamien zdasi i biez knih.

— Ale jany, kažuć, biaruć prykłady z ekzamienaŭ pierad Zasuchaj, — ździviłasia Nadzia słovam novaha znajomaha.

— Kažuć, kažuć…

— Nu i tym bolš — jany mnie padabajucca… knihi. Nie ŭsie, praŭda, — i zamoŭkła.

Jon padniaŭ na Nadziu vočy. Tak jany prastajali doŭhuju chvilinu, hledziačy adno na adnaho. Siarhiej, imavierna, prymaŭ rašeńnie, a Nadzia pad hetym zadumiennym i ŭjedlivym pozirkam hublałasia, usio bolš zachaplajučysia hetym zahadkavym chłopcam. Za svaje siamnaccać hadoŭ Nadzia Karniejeva, sustreŭšy Zasuchu i Pažary ŭ siem, adčuvała takoje tolki adnojčy, jašče pierad tym, jak sonca biaźlitasna spaliła bolšuju častku płaniety. Chudarlavaja i nievysokaja, jana ździŭlała ŭsich svajoj ścipłaściu i pryhažościu i tym nie mienš mała zachaplałasia chłopcami. Na joj była staraja parvanaja zimovaja kurtka i takija ž staryja džynsy, ale vałasy byli padstryžanyja akuratna i ź viedańniem spravy: koratka, ale roŭna. Čornyja vałasy byli pakrytyja takoj ža čornaj šapkaj. Roŭnaja pastava, amal dziciačaje abličča ź nievialičkim nosikam i vialikimi błakitnymi vačyma stvarali nievierahodnaje ŭražańnie. Dla tych, praŭda, chto nie advučyŭsia bačyć pryhažość. Siarhiej nie advučyŭsia.

— Moža, davieści ciabie da kazarmaŭ? Ja viedaju karotkuju darohu, nijaki niahodnik ciabie nie kranie. Hetym časam raskažaš mnie pra knihi, a ja — pra toje, što čytaŭ sam. Treba ž niejak vykupić vinu za šyšku na iłbie, — Siarhiej raśśmiajaŭsia.

Jana, začaravanaja jahonaj niazmušanaj manieraj, pahadziłasia. Pahadziłasia jana pajści tym samym maršrutam i zaŭtra, ale ŭžo adrazu paśla pracy. A praź niekalki dzion jany razam abšukvali damy, ale nie ŭ pošukach ježy, a ŭ pošukach knih. Tak minuŭ miesiac. Niezaŭvažna dla siabie Nadzia zachapiłasia Siarhiejem. A Siarhiej — pošukam knih. Jon i sam šmat što paśpieŭ pračytać, ale dzie — nie kazaŭ. Dy i naohuł, jon akazaŭsia davoli tajamničaj asobaj, mienš kazaŭ i bolš słuchaŭ, žartujučy ŭ adkaz na niazručnyja pytańni. Ale čaša ciarpieńnia Nadzi adnojčy pierapoŭniłasia.

U toj dzień jany znajšli ŭ paŭrazburanym domie cudoŭnuju kalekcyju: Bibliju, Ekziupiery i šmat dziciačaj litaratury. U kolišnim dziciačym pakoi jany siadzieli na padłozie, razhladajučy svaju hałoŭnuju znachodku: Biblija akazałasia nie zvyčajnaj, tannaj, a poŭnaj dy jašče sa šmatlikimi dadatkami.

— Siarhiej, a tabie nie padajecca, što niemažliva miesiac kantaktavać ź dziaŭčynaj i ničoha nie raskazać pra siabie? Bo dziaŭčyna moža padumać, što ty mańjak albo ludažer, — paśmichajučysia, pramoviła Nadzia i zakryła Bibliju.

— Ty tak ličyš?

— Ja ŭžo nie viedaju, što dumać, — viesieła praciahnuła jana, — nu chto, akramia mańjaka, budzie ličyć nahodaj pabyć ź dziaŭčynaj čytańnie Biblii?

Siarhiej zaśmiajaŭsia i hlanuŭ na jaje:

— Nu, a što kazać? Naradziŭsia, pracavaŭ, žyŭ…

— Kim?

— Nie pavieryš: majstravaŭ zbroju dla patrula. Jašče na dośvitku jahonym, — jon, čakajučy, pryžmuryŭšysia.

— Chm, zbroju? Jašče pierad ačystkaj horada ad ludajedaŭ? Pierad paŭstańniem bulbianych fiermaŭ?

— Tak, pierad usim hetym. Tady jašče karmili kansiervami, znojdzienymi ŭ bambaschoviščy. Hradanačalnik i jahonaje atačeńnie — jany ž pierad pažarami byli važnymi ludźmi, viedali, dzie ŭsio znachodzicca. Praŭda, za hetyja dziesiać hadoŭ užo ničoha nie zastałosia. A baćka moj taksama byŭ važnym čałaviekam — rabiŭ zbroju dy amunicyju dla vojska. Voś i mianie navučyŭ. Ja ŭžo ŭ dzieviać hadoŭ viedaŭ, jak zrabić samapał, — hledziačy ŭ nikudy, zhadvaŭ junak.

— A dzie ciapier tvoj baćka?

Siarhiej schamianuŭsia ad pytańnia, nibyta jaho ablili chałodnaj vadoj.

-Jon… jon u navukovaj akademii. Jamu było tryccać piać, kali jamu prapanavali. Jon byŭ nie takim pradbačlivym, jak ja.

Nadzia hladzieła na surazmoŭcu i nijak nie mahła ŭciamić sens jaho słovaŭ. Čamuści joj padałosia, što Siarhieju nie paščaściła z baćkam. U lubym vypadku jon mieŭ padstavu zbrachać. Jana ž viedała, što ŭ akademiju biaruć tolki maładych.

— A dzie tvaja majsternia? — rašuča źmianiła temu jana.

— A ty nikomu nie raźniasieš? Viedaju, što dziaŭčaty strašenna havarkija. Tolki daj im paplatkaryć, — i znoŭku pryžmuryŭsia, čakajučy čahości.

— Nu blin! Kali tak — moža, sam, bieź mianie knižki budzieš šukać? Nie baišsia, što raźniasu?

Nadzia prypadniałasia, robiačy vyhlad, što choča pajści. Ale junak čakaŭ. Užo padniaŭšysia, jana asensavała durackaje stanovišča, u jakim akazałasia: nikudy sychodzić joj nie chaciełasia. I znoŭku prysieła.

— Hodzie, — skazaŭ jon praź niekalki imhnieńniaŭ mahilnaj cišy, — ja nidzie nie pracuju. I nie žyvu ŭ kazarmach: ani ŭ mužčynskich, ani ŭ žanočych.

— Ale… ale ŭsie, chto nie žyvie ŭ kazarmach, pryroŭnienyja da ludajedaŭ. Tolki patrul i haradskaja rada žyvuć asobna.

Takoha Nadzia nie čakała. Adrazu paśla stvareńnia patrula i rady Hradanačalnik abjaviŭ, što ŭsie, chto admovicca ad pierasialeńnia ŭ kazarmy, — kanibały i buduć źniščanyja. Joj padavałasia, što za hety čas nie zastałosia nikoha, chto b žyŭ pa-za miežami žyłoj zony.

— Ja i pryroŭnieny. Ale ž ty nikomu nie skažaš? — Siarhiej padmirhnuŭ i, nie daŭšy adkazać, praciahnuŭ: — A voś ty… ci nie pavinnaja sa strojem iści paśla źmieny? Ale ty idzieš adna — dy idzieš praz prachadnuju. I ŭ kazarmy nie prabiraješsia, a zachodziš praz hałoŭny ŭvachod. Jak tak?

— Nu, u nas jak by ŭsim, chto rychtujecca da pastupleńnia ŭ navukovuju akademiju, dajuć prava samastojna šukać litaraturu paśla pracy. Tolki paśla pračytańnia zdać, inakš pahražajuć vyhnać z žyłoj zony za zachoŭvańnie… — nie paśpieła skončyć Nadzia.

— Vy ich addajacie? — zakryčaŭ Siarhiej. — Dy, chalera na vas, lepš by vy sami sabie adrazu mahiły kapali, ale knihi pakinuli! Kolki ty ich addała?

Jon uskočyŭ, tvar jaho staŭ čyrvonym ad złości. Maleńki lichtaryk u Nadzinych rukach zadryžaŭ — joj stała adnačasova strašna i soramna. Nie viedajučy, u čym jaje vina i što joj skazać, jana raptam cicha zapłakała.

Siarhiej jašče niekalki siekund pychcieŭ kala jaje, ale paśla uziaŭ zaplečnik i źbieh. Na nastupny dzień jana jaho nie dačakałasia. Tak prajšoŭ tydzień: siarod tuhi, soramu dy adčaju.

Praz tydzień jon sam jaje znajšoŭ. Jana chadziła pa šmatpaviarchoviku, a paśla na vychadzie sustreła jaho.

— Nadź, nu jak ty? — pačaŭ jon vinavatym hołasam.

Jana zrabiła vyhlad, što nie zaŭvažyła jaho, i pajšła dalej. Serca hrukatała jak šalonaje, radaść sustrečy pierapaŭniała jaje, ale vyhladu Nadzia nie padavała.

— Hladzi! Ja nie adzin. Sa mnoj moj siabar — toj samy Kuelju, — Siarhiej niešta dastaŭ z zaplečnika.

Nadzia spyniłasia i paviarnułasia. Heta była kniha. Jana sama skazała jamu, što z usiaho, što čytała, bolš za ŭsio jaje ŭraziŭ Kuelju, ale jana znajšła ŭsiaho try nievialičkija knižki. A heta byŭ vialiki tom. Nadzia ŭśmichnułasia, i Siarhiej pavolna padyšoŭ da dziaŭčyny.

— Voś, trymaj.

Jon padaŭ joj knihu, paśla imhniennaj paŭzy jana ŭziałasia za tom. Rezkim rucham chłopiec schapiŭ jaje za ruku, padciahnuŭ da siabie i abniaŭ. Nie čakajučy ničoha takoha, jana stajała, nie viedajučy, kudy padzieć knihu ŭ ruce. Serca vyskokvała z hrudziej. Jašče praź imhnieńnie, prytuliŭšysia da jaho, abchapiŭšy šyju rukami, Nadzia pramoviła:

— Ja taksama sumavała.

Pieršy hod paśla Pažaraŭ i Zasuchi byŭ hodam roskvitu ludajedstva. Harady, nie zdatnyja doŭhi čas zabiaśpiečvać svaich žycharoŭ ježaj, prapanoŭvali tolki adno — surodzičaŭ, jakich było nieźličonaje mnostva. Popieł i smoh ad pažaraŭ nadoŭha zasłaniŭ sonca: paśla Zasuchi pryjšła zima. Tym, chto vyrašyŭ vyžyć luboj canoj, stała zrazumieła: miasa čałavieka — samaje karysnaje z taho, što jany zmohuć znajści. Za horadam — pustynia, pramierzłaja i zasypanaja popiełam. Reki i aziory ŭžo dziesiać hadoŭ nie skidali ledzianoha pancyru, dy i ci znajšoŭsia b nienarmalny, zhodny łavić rybu za šmat kiłamietraŭ ad žytła? Maradziorstva i kolišnija chatnija žyvioły chutka źnikli. I voś praz hod hetaj vakchanalii, kali brat jeŭ brata, źjaviŭsia jon. Hradanačalnik kaliści zajmaŭ najvažniejšy post u dziaržavie. Kali jon upieršyniu paśla Zasuchi źjaviŭsia ŭ horadzie, razam ź im byŭ kartež, sam jon jechaŭ na vajskovym džypie, a kolkaści vajskoŭcaŭ poruč ź im mahło b chapić dla začystki ŭsiaho horada za raz. Užo praz tydzień jahonyja ludzi kantralavali bolšuju častku horada — redkija žychary byli ŭzbrojenyja. Adnaviŭšy ŭładu, pieršym svaim ukazam jon uvioŭ śmiarotnaje pakarańnie za kanibalizm, druhim — toje samaje za supraciŭ uładzie. Abviaściŭšy siabie prezidentam adnoŭlenaj respubliki, hetaja ŭładnaja asoba, tym nie mienš, atrymała tytuł Hradanačalnik, na jaki z časam pahadziłasia. Ludajedy źnikli z vulic horada, źjaviŭsia haradski patrul, ludziej pasialili ŭ kazarmach za kalučym drotam — šmat chto kazaŭ, što raniej tam trymali złačyncaŭ. Uvodziłasia vajskovaja dyscyplina i praktyka fizičnych pakarańniaŭ — a heta, u svaju čarhu, nie mahło nie vyklikać niezadavolenaści siarod žycharoŭ horada. Spačatku hetym zmahalisia hrubaj siłaj i zaklikami da adzinstva ŭ baraćbie ź ludajedami. Niezadavolenych abvinavačvali to ŭ kanibaliźmie, to ŭ dapamozie kanibałam. Ludziam davodziłasia, što raspaŭsiudniki kramolnych dumak staviać metaj viarnuć časy, kali čałaviek dla čałavieka byŭ ježaj. Adnak vieryli nie ŭsie: časam dziakujučy žyćciovamu vopytu, časam — praniklivaści. Tady i ŭźnikła Akademija. Dziŭny i tajamničy pasiołak, stvorany kala mora dla adnaŭleńnia stračanych čałaviectvam viedaŭ, poŭny knih i dziejnaj elektroniki. Što moža być lepšym dla šeraha suśvietu hrubaj fizičnaj pracy, žyćcia ŭ strai dy abmiežavanaha racyjonu, čym dalokaja i žadanaja ŭtopija svabody i dabrabytu? Adnak nie ŭsie mahli trapić u «Ziamlu abiacanuju» novaha śvietu — tolki samyja kiemlivyja. Ekzamieny na pastupleńnie praduhledžvali nie tolki pravierku viedaŭ, ale i zdatnaść krytyčna dumać, samastojna analizavać i davać acenku. Hetaj katehoryi davałasia mahčymaść samastojna šukać knihi paśla dvanaccaci hadzinaŭ pracy na bulbianych palach. Paśla pastupleńnia im ciaham miesiaca davali padvojny racyjon. Im asabista ŭručaŭ dypłom Hradanačalnik. I jany źjazdžali.

Za miesiac da ekzamienaŭ Nadzia ŭpieršyniu adčuła na sabie dyscyplinarnaje pakarańnie. Prajšło kala saraka dzion paśla taho, jak Siarhiej padaryŭ joj knihu, ale ich pastajannyja sustrečy i sumiesnyja pošuki litaratury nie zastalisia niezaŭvažanymi. Adnak i sama Karniejeva pačała adčuvać siabie bolš upeŭniena paśla sustrečy z hetym dziorzkim chłopcam, usio bolš adkryta vykazvała svaju niezadavolenaść to adnymi, to inšymi paradkami. Pakarańnie nie prymusiła doŭha čakać.

Adnojčy, kapajučy bulbu na fiermie, Nadzia ŭ natoŭpie takich ža rabotnic niečakana pramoviła:

— Ja čuła, što na składach poŭna instrumientaŭ — rydlovak, nu i inšaha. A my ŭsiu hetuju dziaŭbanuju bulbu kapajem rukami!

Žančyny sa stracham pierahlanulisia, a adna, najstarejšaja, daniesła ŭsio patrulu. Na nastupny dzień, padčas šychtavańnia, Nadzia ŭpieršyniu pabačyła «čornyja maski». Raniej joj nie davodziłasia sustrakać supracoŭnikaŭ karnaha adździełu — ich słužba była achutanaja tajamnicaj, a pakarańni adbyvalisia za ścienami Upraŭleńnia. Zvyčajnyja patrulnyja nasili čyrvonuju paviazku na pravaj ruce, pradstaŭniki sakretnaha adździeła chadzili ŭ formie koleru chaki, a karniki — va ŭsim čornym, u tym liku ŭ čornych maskach-bałakłavach. Jana tolki čuła, jak i ŭsie, ab pakutach, jakija jany mahli prynieści za najmienšy ŭčynak. I voś paśla šychtavańnia da jaje padyšoŭ toŭsty mužčyna z čyrvonaj paviazkaj i paprasiŭ prajści za im. Jon pavioŭ Nadziu za žyłuju zonu pa horadzie, a śmiełaja dziaŭčyna i nie dumała źbiahać albo supraciŭlacca, choć i nie razumieła da kanca, što adbyvajecca. Nie bačyła raniej jana i Upraŭleńnia, dzie žyŭ i pracavaŭ patrul. Ahromnisty kamienny budynak dakładna vykonvaŭ administracyjnuju funkcyju napiaredadni Pažaraŭ, choć nichto ŭžo nie moh pryhadać, jakuju. Škła ŭ budynku nie było. Ale na voknach najvyšejšaha paviercha zastalisia kraty. Pobač stajaŭ vialiki kamienny zamak, akružany kalučym drotam. Kazali, što ŭ im trymali złačyncaŭ pierad sudom. Ciapier abodva hetyja budynki byli addadzienyja pad Upraŭleńnie.

Čałaviek z čyrvonaj paviazkaj zavioŭ Nadziu ŭ vysoki kamienny budynak. U šyrokim chole było čysta, kala ŭvachodu stajaŭ tolki adzin zdaravienny dziaciuk ź pistaletam na adnym baku i vialikim nažom na inšym. Jak tolki navajaŭlenaja «zładziejka» i jaje kanvair zajšli, dziaciuk pierapytaŭ:

— Heta taja kurva z knihami?

U adkaz patrulny chitnuŭ hałavoj i pajšoŭ. Buhaj u dva šyrokich kroki padyšoŭ da Nadzi, mocna schapiŭ jaje za ruku, vyviernuŭšy jaje za śpinu. Dziaŭčyna zakryčała ad bolu, a dziaciuk biez emocyjaŭ pajšoŭ ź joj praz choł da leśvicy na druhi pavierch. Tam jon zavioŭ jaje ŭ nievialiki kabiniet z čyrvonym dyvanom na padłozie i draŭlanym stałom na im. Na ścianie ŭ ramie visieŭ pažaŭcieły partret Hradanačalnika, zrobleny jašče napiaredadni Zasuchi. Za stałom siadzieŭ mažny mužčyna ŭ kaściumie koleru chaki, u jahonaj ruce była asadka, a na stale lažała niekalki vydatna zachavanych knih. Dziaciuk vypuściŭ Nadzinu ruku i vyjšaŭ, začyniŭšy za saboj dźviery.

— Nu što, Karniejeva, — pačaŭ mužčyna za stałom, — ty, peŭna, dumała, što my tak i budziem ciarpieć tvaju złačynnuju dziejnaść?

— Što?! — spałochana spytała Nadzia.

«Niaŭžo jany viedajuć pra Siarhieja?» — praniesłasia ŭ jaje hałavie.

Mužčyna doŭha hladzieŭ na Karniejevu. Padavałasia, jon praśvidruje pohladam dzirku ŭ jaje hałavie. Paśla paŭzy jon znoŭku zahavaryŭ:

— Karniejeva, ty abvinavačvaješsia ŭ paklopnictvie na ŭłady respubliki, a taksama ŭ sabatažy vytvorčaści. Tabie jość što skazać?

— Ale… ja nie… — Nadzia kančatkova pierastała aryjentavacca ŭ tam, što adbyvajecca, i vyłupiłasia na svajho abvinavaŭcu.

— Tabie, značycca, rydloŭki patrebnyja? Tvoj vyrak — dvaccać bizunoŭ. Pakarańnie budzie vykananaje biez zatrymki, — z sapraŭdnaj nianaviściu pramoviŭ mužčyna za stałom, — Miša!

Dziaciuk znoŭku ŭźnik u kabiniecie.

— Adviadzi da karnikaŭ, skažy: «Dvaccać».

Miša, da bolu skruciŭšy Nadziu, pavioŭ jaje z kabinieta nasustrač pakarańniu.

Prahułka pa leśvicy i kalidory zaniała kala piaci chvilin, i pierad novymi dźviaryma Miša ścisnuŭ ruku ledź nie da chrustu tak, što Nadzia ŭskryknuła. Raptam dźviery adčynilisia, i na «parušalnicu» ŭtaropiŭsia zdarovy dziadźka va ŭsim čornym i čornaj mascy-bałakłavie na hałavie.

— Prymaj, dvaccać, — spakojna pramoviŭ kanvair.

«Čornaja maska» vyciahnuŭ ruku i schapiŭ dziaŭčynu za šyju. Kanvair asłabiŭ zachvat, i čałaviek u bałakłavie zaciahnuŭ jaje ŭ kabiniet. Uvieś hety čas Nadzia ad šoku nie mahła vymavić ni słova. Takaja situacyja i takoje staŭleńnie byli dla jaje navinkaj, chaj za try hady rabskaj pracy jana pabačyła ŭsialakaha. Jana čuła pra pakarańni i katavańni va Upraŭleńni, ale tolki ad trecich asobaŭ, jakija sami tut nikoli nie byli. Joj heta ŭsio padavałasia takim dalokim i nierealnym, što navat kali «maska» zaciahnuŭ jaje ŭ pamiaškańnie, dzie čakali jašče čatyry jahonyja sasłužyŭcy, Nadzia tolki ździviłasia tamu, jaki realistyčny son joj prymroiŭsia. U pakoi stajała miedycynskaja kušetka i stoł, dzie harmanična astalavaŭsia chłyst pobač z kusačkami, małatkom i skalpielami ŭsich pamieraŭ. Na skuranoj kanapie nasuprać siadzieła troje «masak», jašče adzin stajaŭ poruč. Roznaha rostu i kamplekcyi, usie jany mieli adnu ahulnuju rysu: ich vočy hareli niezdarovym ahniom.

Nadzi ŭsio heta padavałasia snom, pakul nie pačuŭsia hołas:

— Raździavajsia! — harknuŭ karnik, jaki stajaŭ kala kanapy.

Paśla hetych słovaŭ dziaŭčynu pačało kałacić: jana zrazumieła, što heta zusim nie son, što ŭ hetym budynku, u hetym pakoi, ź joj mohuć zrabić usio što zaŭhodna.

— Raździavajsia, ja skazaŭ! — harknuŭ jon jašče raz, a toj, što trymaŭ Nadziu za šyju, svabodnaj dałońniu ŭdaryŭ jaje pa tvary.

U vačach dziaŭčyny ŭsio papłyło, jana ŭskryknuła i zapłakała. Karnik daŭ joj jašče adnu aplavuchu tak, što Nadzia ledź nie straciła prytomnaść. Uschlipvajučy, dryhotkimi rukami jana pačała pavolna zdymać ź siabie vopratku. Ściahnuŭšy kurtku, šapku i švedar, Nadzia zrazumieła, što im hetaha budzie niedastatkova.

— Ale… — uschlipvajučy, pramoviła jana.

Ciarpieńniu karnika pryjšoŭ kanie. Jon razarvaŭ na joj majku i staryja džynsy, pakinuŭšy amal hołaj u padranych łachmanach.

— Lahaj! — zaroŭ «maska» i pakazaŭ na kušetku.

Trasučysia ad strachu jana pavolna padyšła da kušetki i lehła. Poščak bizuna — adzin z karnikaŭ zrabiŭ sprobny ŭdar ab ścianu. Nastupny jana adčuła na sabie. Bol byŭ taki mocny, što dziaŭčynie zabrakła pavietra, a ŭ vačach paciamnieła. Potym znoŭ. Jašče i jašče. Praz bol jana raptam pačuła śmiech — śmiajalisia jaje katy; pačuła taksama, jak jany pačali aceńvać jaje cieła. Na čatyrnaccatym udary Nadzia straciła prytomnaść.

Aprytomnieła jana ŭžo na vulicy, niepadalok ad Upraŭleńnia. Jana tak i lažała ŭ łachmanach, źvierchu była nakinutaja brudnaja koŭdra, a poruč lažali jaje kurtka i šapka. Švedra jana tak i nie znajšła. Nadzia adčuvała, što jaje niby nie hvałcili, chacia, mažliva, hety bol zaminaŭ joj adčuvać što-kolviek inšaje. A bol byŭ nievynosnym: śpinu zvodziła ad najmienšaha dotyku. Ź ciažkaściu nakinuŭšy kurtku dy koŭdru na plečy, z šapkaj u rukach, jana pavolna, trasučysia ad choładu i šoku, paciahnułasia dadomu.

Było ŭžo ciomna, kali Nadzia padyšła da prachadnoj žyłoj zony. Prapuścili jaje biez pytańniaŭ, tolki vartavy kala bramy hrebliva pravioŭ pozirkam pa koŭdry. Dajšoŭšy da svajho nievialičkaha łožka z žaleznych prutoŭ, prykrytych matracam, Nadzia skinuła koŭdru i lehła. Adzinaj dumkaj było: aby ŭsie spali, kab tolki nichto nie bačyŭ majho soramu.

Nadzia pryjšła ŭ siabie tolki praz tydzień. Uvieś hety čas jana žyła niby na aŭtapiłocie, ni z kim nie razmaŭlała i biezdakorna vykonvała ŭsie zahady patrulnych, nahladčykaŭ, načalnikaŭ. Žančyny hladzieli na jaje ź nieprychavanaj pahardaj, a joj było soramna pakazać navat vyhladam, što śpina niaścierpna balić. Nie kažučy ŭžo pra toje, kab pakazać šramy i siniaki. Tolki praz tydzień, paśla pracy, Nadzia pryjšła da miesca, dzie zvyčajna jaje sustrakaŭ Siarhiej. Jana prastajała tam bituju hadzinu i ŭžo źbirałasia sychodzić. Ale jon pryjšoŭ. Chmury i navat krychu zły, jon spytaŭ jaje:

— I što heta było? Spałochałasia spatkańniaŭ ź ludažeram?

Nadzia pahardliva pahladzieła na jaho, ale nie strymałasia i zaraŭła. Siarhiej źbiantežyŭsia, jamu navat stała soramna za svaje pavodziny i, užo źmianiŭšy ton, praciahnuŭ:

— Nu čaho ty, čaho ty? Prabač, prosta ja ŭžo padumaŭ, što ty vyrašyła spynić našy sustrečy. Chadzi siudy, tolki nie płač.

Zrabiŭšy niekalki krokaŭ, Siarhiej abniaŭ zapłakanuju dziaŭčynu i tak prastajaŭ ź joj niekalki chvilin. Kali ž Nadzia supakoiłasia, jon pahladzieŭ joj u vočy i spytaŭ:

— Što zdaryłasia?

Apovied pra pakuty, «złačynstva» i pakarańnie Siarhiej słuchaŭ moŭčki, nie pierabivajučy. Pohlad jahony nibyta prachodziŭ skroź Nadziu, damy za joj i naohuł skroź realnaść — u inšyja suśviety. Jon uspaminaŭ, i hetyja ŭspaminy byli dla jaho, mabyć, niaprostymi. A Nadzia ŭsio havaryła i havaryła, čas ad času vycirajučy z tvaru ślozy. Ad pačatku da kanca. Jana skončyła i niejak tupa vyłupiłasia na jaho. Niby čakajučy, što Siarhiej skaža niešta, što joj nievierahodnym čynam dapamoža. Albo svaimi słovami paviernie čas nazad. Karaciej, paśla siami dzion maŭčańnia jana čakała ad svajho pieršaha surazmoŭcy cudu. Adnak cudu nie adbyłosia. Jon vyjšaŭ z prastracyi, padyšoŭ i abniaŭ jaje sa słovami:

— Praz heta prachodzili i prachodziać usie sapraŭdnyja ludzi. Ty małajcom, ty sapraŭdny čałaviek.

Ahałomšanaja łohikaj Siarhieja, dziaŭčyna spačatku chacieła navat nachamić jamu. Ale potym, supakojenaja jahonymi abdymkami, pryniała hetuju łohiku, jahonuju łohiku, pieratvaryŭšy najvialikšy svoj soram u tryumf. Na niejki čas joj navat padałosia, što ŭsio, što adbyłosia, navat padniała jaje nad šeraj masaj žančynaŭ-myšak, poruč ź jakimi jana pracavała. I Nadzia ŭpieršyniu pacałavała Siarhieja.

Niahledziačy na poŭnuju raspustu navokał, našaja hierainia doŭhi čas zastavałasia ŭ asabistym žyćci purytankaj. Šmatlikija kavalery rabilisia z časam bolš naporystymi, ale Nadziu ratavała toje, što paśla i padviało, — žalezny paradak. Ułady hladzieli na rańniaje pałavoje žyćcio skroź palcy, pakul heta nie davodziła da kanfliktaŭ. A Nadzia mahła i davieści. Tamu paśla adnaŭleńnia respubliki jana ŭ peŭnaj miery znachodziłasia pad apiekaj. U hod, jaki prypaŭ na ŭstalavańnie novaha paradku paśla Zasuchi, dziaŭčynkaj apiekavaŭsia baćka, były sałdat. Jana pamiatała strašny čas, kali mnohija mužčyny hladzieli na jaje adnačasova z pažadaj i hałodnymi iskrami ŭ vačach. Nivodzin miarzotnik nie dakranuŭsia da jaje, adnak jaje baćka ŭ biaskoncych bajach atrymaŭ fatalnaje ranieńnie. Užo prychod novaj ułady jon sustreŭ na parozie śmierci.

Siarhiej čymści nahadvaŭ joj baćku. Jon taksama nikoli nie škadavaŭ jaje, ale i nikoli nie rabiŭ baluča. Ale čamuści Nadzi padałosia, što kali b pobač zamiest chudarlavaha chłopca apynuŭsia jaje baćka, jon by skazaŭ niešta padobnaje.

Da hetaha dnia Nadzia mieła blizkaść tolki z dvuma padletkami. I zdaryłasia tak tamu, što na viedała: dziela pastaŭlenaj mety jany mohuć pierajści ŭsie miežy. Tamu byŭ znojdzieny svojeasablivy kampramis: jana sama addajecca i tym samym stračvaje dla ich usialakuju cikavaść. A kab jaje suviaź nie stała zdabytkam hramadskaści, na nastupny dzień jana abviaščała kavaleru ab svajoj ciažarnaści. U hety novy dziŭny čas naradžeńnie dziaciej było całkam padkantrolnym i rehłamientavanym, adychod ad płanu pahražaŭ maci prymusovym abortam, a taksama surovym pakarańniem dla abodvuch baćkoŭ. Praz svaju niepiśmiennaść nivodzin ź jaje partnioraŭ ničoha nie zrazumieŭ. Abodva klalisia samym darahim, što ŭsio heta zastaniecca tajamnicaj, kali jana samastojna pazbavicca dziciaci. I paśla hetaha ŭ zapale kanśpiracyi navat nie razmaŭlali ź joj. Ale heta byli vymušanyja kroki, sproby pazbavicca prablemaŭ z najmienšymi dla siabie nastupstvami. A siońnia heta byŭ jaje vybar, jaje žarść.

Kali razabracca, to śviet paśla Zasuchi — heta śviet šeraha koleru. Šery bieton, šery śnieh, šeraje nieba. Šeryja ludzi. Popieł usich adcieńniaŭ šeraha. Ale zredku ŭ ciažkich papiałovych chmarach uźnikaje praśviet. Niadoŭha, mažliva, hadzinu jon radavaŭ ździčełych žycharoŭ płaniety sinim albo čornym. Časam u hetym nievialičkim praśviecie ŭnačy možna było ŭbačyć zorku. Albo navat dźvie. Nu i nadzvyčajnym momantam svajho žyćcia možna było nazvać toj, kali ty bačyŭ sonca. Voś tolki nad hałavoj była popielnaja stol. I raptam dźvie ahromnistyja chmary razyšlisia, i vohniennaje voka aśviatliła ŭsio. Zaźziaŭ bieton, śnieh, pył u pavietry, zaźziali tvary ludziej. U takija momanty navat na tvary skončanaha kanibała źjaŭlalisia iskry rozumu, a vočy rabilisia čystymi, jak u dziciaci. Śviatło prabirałasia praz vokny, praz razburanyja dachi, traplajučy tudy, dzie jaho nikoli nie čakali. Ale voś na miesca adnoj chmary prychodzić novaja, jašče bolšaja, i pierakryvaje sonca, jak pierakryvajuć kisłarod. I śviet znoŭku robicca šerym, razmaity tolki ŭ adcieńniach, a popielnaja stol byccam apuskajecca jašče na niekalki mietraŭ, pahražajučy rastruščyć usich.

U toj dzień Siarhiej i Nadzia ŭbačyli sonca. Jany byli na vierchnim paviersie piacipaviarchovaha budynku ŭ pamiaškańni z razburanym dacham. Jany krychu pačyścili pakoj ad cehły i bietonu: ciapier tut možna było lubavacca šerym niebam. I mienavita tady, kali jany abodva biessensoŭna hladzieli praź dzirku ŭ stoli, pakazałasia jano. Trochi bližej da levaha kraju biezdani pa-nad imi ŭźnik spačatku ścipły pramieńčyk, jaki z kožnaj siekundaj rabiŭsia ŭsio šyrejšym. Užo praz paŭchviliny ŭharu niemažliva było hladzieć — zvykłyja da ciemry, jany adviali pozirki ad vohniennaha koła, chaj i zusim nie žadali hetaha. Im nieabchodna było ŭbačyć siniaje nieba, takoje redkaje ŭ hetym žyćci, ale sonca vypalvała vočy i nie davała mahčymaści razhladzieć što-kolviek. Zatoje pakoj, aśvietleny dzionnym śviatłom, uražvaŭ. Adna sprava razhladać jaho ŭ nievialičkim kole lichtara, inšaja — bačyć usio całkam, uvieś užo dobra zabyty interjer. Takim jaho bačyli hadoŭ dziesiać tamu. Voś roznakalarovyja špalery, vity ŭzor apajasvaje ŭvieś pakoj. Voś palicy: pustyja, z płastyku — inakš by daŭno pajšli na drovy. Ofisnaje kresła, praŭda, z razadranym siadzieńniem. Pasiaredzinie pakoja Nadzia ź Siarhiejem lažać na matracy. Ale voś śviatło pačynaje zhasać, i jany abodva, byccam damoviŭšysia, rezka pavaročvajuć hałovy da nieba. A tam užo sucelnaja popielnaja plonka.

Sonca z časoŭ dośvitku čałaviectva było dla ludziej čymści sakralnym. A bostva, jak viadoma, moža jak miłavać, tak i karać. Tak, uspyška na soncy dziesiacihadovaj daŭniny była čymści zusim niezaŭvažnym dla śviaciła, jak adryžka dla čałavieka. Ale dla płaniety z atmaśfieraj heta značyła karenny pavarot u žyćciovym cykle. Nichto nie daviedajecca, što Vieniera ciapier ciaplejšaja na 100 hradusaŭ. Jak nichto nie daviedajecca i pra źniknieńnie plamaŭ na Jupitery. Nichto nie padličyć kolkaść kolcaŭ vakoł Saturna. A pra toje, što adbyłosia na Ziamli, viedajuć usie. Maci čałaviectva źmianiła bieła-sinie-zialonuju azdobu na bieła-šeruju. Na miesca tonkaha azonavaha słoja, jaki nadoŭha pakinuŭ ziamlu, pryjšło toŭstaje pokryva z pyłu i vułkaničnaha popiełu, jakoje nie daje ultrafijaletu dabić usio žyvoje. Mahnitny polusy ŭžo paśpieli źmianić adzin adnaho, što vyklikała kaskad ziemlatrusaŭ i stychijnych biedstvaŭ. Pieršaja ŭspyška spaliła faktyčna ŭsie lasy, zabiła miljony ludziej, i chaj by navat jana była adzinaj, hetaha chapiła b dla sumnaha kanca cyvilizacyi. Ale jana była nie adna — vypalvajučaja bambardziroŭka išła tydzień. U tyja dni paŭnočnaje źziańnie ŭnačy było zvyčajnaj spravaj, dy i nočču nielha nazvać toj doŭhi zachad.

Elektronika, televizary, usio ŭklučanaje i nieabaronienaje zaskvarčeła, kab patuchnuć nazaŭždy. Ciapier suśvietnuju vajnu možna było pačynać chiba kamiennymi siakierami.

Mahčyma, kab Siarhiej i jahonaja siabroŭka viedali, čyja maleńkaja ŭspyška zmarnavała ich rod, ich staŭleńnie da spatkańnia sa svaim śviaciłam było b inšym. Ale jany nie viedali i adčuvali siabie samymi ščaślivymi ludźmi na ziamli.

— Viedaješ, ja ž taksama praz heta prajšoŭ. Navat horš, — pačaŭ Siarhiej paśla doŭhaha maŭčańnia.

— Horš? — Nadzia paviarnułasia da jaho tvaram.

— Tak. Mianie bili nie tolki bizunom, a ŭsim, čym mažliva. Jany chacieli daviedacca, dzie moj baćka. Tady ja pravioŭ tam ceły tydzień. Ale nie skazaŭ. Tata pryjšoŭ sam. I zmoh syści, — dziŭny blask znoŭku źjaviŭsia u vačach junaka.

— A tvoj baćka? — paśla paŭzy spytała jana.

— Jak ja i kazaŭ, trapiŭ u navukovuju akademiju, — jon niejak złosna paśmichnuŭsia paśla hetych słovaŭ. Nadzi zrabiłasia pahana.

Jany zamaŭčali, i hetaja ciša jašče bolš zhuščała ciemru vakoł. Paśla Siarhiej nie vytrymaŭ:

— A što ty tam šukaješ? U akademii.

— Mmm…nu, mora, spakoj, knihi.

— Spakoj? Ja niejak asabliva nie zaŭvažyŭ za taboj imknieńnie da spakoju. Ty chutčej niaŭrymślivaja, — Siarhiej krychu padniaŭsia.

— Heta ja z taboj takaja. A naohuł ja cichaja i zakrytaja.

I znoŭku maŭčańnie. Ale ŭžo nie takoje pryhniatalnaje.

— Što b ty skazała, kali b daviedałasia, što ludajedaŭ nichto nie zabivaŭ? — pramoviŭšy heta, Siarhiej pilna pahladzieŭ na siabroŭku, sočačy za najmienšym jaje rucham. Nadzia zadumałasia.

— Ty maješ na ŭvazie, ich vyhnali? Ja asabista bačyła, jak patrulnyja źbiralisia i vychodzili na začystki, — skazała jana, padumaŭšy.

— A kali nichto nie vyhaniaŭ? Kali patrulnyja zabivali zusim inšych ludziej? — jon sačyŭ za joj, nie advodziačy vačej.

— Nie viedaju, hłupstva, navošta im heta? Nie. Naŭrad ci, — Nadzia była źbiantežanaja hetaj razmovaj. Navat paśla hadzinaŭ va Upraŭleńni jaje kramolnyja dumki nie išli dalej za niaŭmiełaść i praźmiernuju žorstkaść pakarańniaŭ. A tut užo stvarałasia ŭražańnie teoryi zmovy, jakoje biła hałoŭny kozyr novaj ułady. Absurdnaść takoj dumki padavałasia vidavočnaj. Nijak nie čakała Nadzia pačuć takoje ad cichaha i abačlivaha Siarhieja. Jon byccam pačaŭ pavolna mianiacca ŭ jaje vačach, usio bolš nahadvajučy nienarmalnaha.

— Ale i źbić bizunom maładuju dziaŭčynu — hłupstva. Nie? — pramoviŭ Siarhiej ź niejkim vyklikam u hołasie.

— Ja… ja nie viedaju, — Nadzia źbiantežyłasia, a paśla spytała: — Navošta ty pačaŭ hetu temu?

Siarhiej ździŭlena padniaŭ brovy. Jon viedaŭ, što kali-niebudź hutarka dojdzie da hetaha pytańnia: «Navošta hetaja razmova?» Ale jon nie čakaŭ hetaha akurat ciapier. Papraŭdzie, jon nikoli nie byŭ by hatovy da hetaj razmovy, tamu što sam nie viedaŭ adkazu. Čaho jon čakaŭ? «Chadziem, razam skončym z usim hetym»? Padtrymki? Chiba što jon užo stamiŭsia iści da svajoj mety ŭ adzinocie. I niachaj nieabchodnaść staviła pierad im umovu być samotnym, sam pa sabie jon ciažka pieranosiŭ usio heta, to tut, to tam šukajučy rodnyja dušy. Adnak čaściej za ŭsio ludzi akazvalisia niedalokimi, drobnymi i nie chacieli viedać, što adbyvajecca nasamreč. Ale z Nadziaj, padavałasia, jon byŭ blizkim jak nikoli. Jana taksama ciahnułasia da viedaŭ, taksama była samotnaj, taksama stała achviaraj sistemy. Zastavałasia tolki padšturchnuć jaje da baraćby z hetym kryvadušnym i kryvažernym paradkam. Raskryć joj vočy, skazać praŭdu, i voś jon užo nie samotny, ich dvoje. A tam…

U knihach, jakija čytaŭ Siarhiej, časta sustrakaŭsia vobraz revalucyjaniera, baraćbita za svabodu. Metanakiravany junak sam šukaŭ takija knihi, a toj, chto šukaje, zaŭždy znojdzie. U knihach jon znajšoŭ apraŭdańnie dla siabie, svaju metu, tam ža znajšoŭ apraŭdańnie hetaj mety. Baraćba za praŭdu, za narod. Jon užo nie samotny mściviec za baćku, jakoha padšturchoŭvaje pačućcio viny. Jon — kašmar dla tyranaŭ, samotny revalucyjanier-teraryst. Samotny praz abstaviny, praź biaskoncuju padatlivaść inšych. Revašol, Unabombier, Baader, Banana… Šmat ab kim sa svaich papiarednikaŭ Siarhiej viedaŭ usio na pamiać. Adnak i tyja, za vyklučeńniem Teda Kačynskaha, nie mahli abyścisia biez chaŭruśnikaŭ. Nastaŭ momant iściny: pojdzie jana razam ź im da ahulnaj mety albo jon tak i zastaniecca samotnikam.

U toj fatalny dzień jon sam syšoŭ. Sam, nikoha nie spytaŭšysia. Jamu było piatnaccać, u hetym uzroście z baćkami časta svaracca. Voś i Siarhiej nie zmoh znajści ahulnaj movy z baćkam, a pryčynaj pasłužyła ich sumiesnaja praca sa zbrojaj. Dakładniej, z vybuchovym rečyvam: u toj dzień jahony tata źbiraŭ hranaty z bojeprypasaŭ, što adsłužyli svajo. I abačliva ličyŭ, što dzieciam pobač niama čaho rabić. Siarhiej syšoŭ, a jaho ŭžo čakali.

Raniej baćka achoŭvaŭ junaka ad kantaktaŭ z novaj uładaj, adnak, hledziačy pa ŭsim, novaja ŭłada vyrašyła ŭziacca za ich siamiejstva surjozna. Raniej atrymlivałasia vykručvacca albo navat vyhandloŭvać ježu ŭzamien na zbroju, adnak patrul ros dy ŭzmacniaŭsia: vysokim načalnikam užo padavałasia prynižalnym handlavać, kali možna prosta brać. Była tolki adna prablema: nichto nie viedaŭ, dzie žyvie hety tajamničy zbrojny majstar.

Siarhieja zaŭvažyli ŭ centry pustoha horada, niedaloka ad ruinaŭ supiermarkieta. Jany ŭžo viedali, što majstar maje syna, viedali jahony prykładny ŭzrost. I brali ŭsich, chto padychodziŭ. Užo praź dziesiać chvilin niechta nakinuŭ na hałavu padletku miašok.

Śviatło jon ubačyŭ tolki va Upraŭleńni, siarod čornych masak karnikaŭ. Apisać tyja katavańni Siarhiej i ciapier byŭ nie ŭ stanie: jaho bili bizunom, žaleznymi i humovymi dubinkami, dušyli supraćhazam i pryšpilvali naručnikami ŭ samych niazručnych pozach. Pazbaŭlali ježy i snu, kryčali i pastajanna prynižali. Usio heta praciahvałasia kala tydnia, i jany patrabavali adnaho — infarmacyi ab miescaznachodžańni jahonaha baćki, jahonaj pracy, a taksama ab tym, jak biaśpiečna da jaho dabracca. Ni na adno z pytańniaŭ Siarhiej nie adkazaŭ i ŭžo, imavierna, nie zmoh by pieražyć čarhovy dzień dopytaŭ. Ale praź ścianu jon pačuŭ niejmavierna hučny hołas svajho baćki. Hołas hety kazaŭ, što vyjdzie sa schovu tolki kali pabačyć svajho syna.

Siarhieja vyvieli na hanak. Z razburanaha budynka źjaviŭsia baćka z hučnahavarycielem u adnoj ruce i źviazkaj hranat u druhoj. Z budynka vyjšaŭ čałaviek ŭ plamistaj formie taksama z hučnahavarycielem.

— Miša, kolki hod! — prahrymieŭ plamisty čałaviek praz uzmacnialnik.

— Voś užo kaho nie čakaŭ sustreć. Dzima, ja tak i viedaŭ, što ty niahodnik. Addaj dzicia, i ja zdamsia.

— Miša, my ž prajšli adnolkavyja škoły i instytuty. I ty pamiataješ, što abmien z voraham mažlivy pry najaŭnaści harantyjaŭ, — plamisty paśmichnuŭsia. — Jakija harantyi, što ty nie ŭciačeš?

— Ja znaju, što ty ŭziaŭ mianie ŭ kalco, Dzima. Viedaju, što ty maješ strelby. Navošta ty zadaješ takija durnyja pytańni? — baćka Siarhieja na imhnieńnie zamaŭčaŭ, ale, nie čakajučy adkazu, praciahnuŭ: — Papiaredžvaju! Luby nieakuratny ruch — i ja padarvu i siabie, i majsterniu.

— Dyk my viedajem, dzie jana, Miša, — prahrymieŭ plamisty. Siarhiej złosna hlanuŭ na jaho i ŭžo chacieŭ papiaredzić baćku, ale čyjaści ruka zacisnuła jamu rot.

— Kab viedali — nie było b hetaj razmovy. Pakiń svaje apieratyŭnyja pryjomy. Nie toj čas. Ja chaču pačuć syna — inakš ničoha nie budzie.

Plamisty zavahaŭsia, ale paśla rezka padnios uzmacnialnik da hałavy Siarhieja i žestam zahadaŭ prybrać ruku.

— Tata, ja ničoha nie skazaŭ! — zakryčaŭ padletak, i recha nałomlenaha hołasu raźniesłasia pa ruinach horada. Plamisty viarnuŭ uzmacnialnik.

— Voś i cudoŭna. Zaraz jašče adno, Miša. Pavier, u mianie dastatkova ludziej pa horadzie, kab zafiksavać vybuch, dzie b jon ni adbyŭsia. Za heta ty zapłaciš žyćciom svajho syna.

— Adpuści chłopca. Mienš razmovaŭ: u mianie niervy nie žaleznyja.

Ruka «maski» adpuściła Siarhieja. Jon prastajaŭ niekalki siekundaŭ, nie vieračy ŭ svajo vyzvaleńnie, a paśla pavolna pajšoŭ. Paskoryŭšy krok, jon chutka sarvaŭsia na bieh i chutka byŭ užo poruč z baćkam.

— Tata, ja… — pačaŭ jon zapinajučysia.

— Niama času. Biažy ŭ toj bok, — Miša vačyma pakazaŭ naleva, — a jak tolki ŭbačyš, što za taboj nikoha niama, idzi dachaty. Zrazumieŭ?

Padletak maŭčaŭ, i ŭ vačach jahonych była źbiantežanaść. Jon ža dumaŭ, što jany pojduć razam, što ŭ baćki jość płan ratavańnia. Pavolna da jaho dachodziła, što baćka vyrašyŭ zdacca.

— Tata, nie idzi da ich! Ciabie zab…

Michaił daŭ synu dobruju aplavuchu, dy tak, što toj adchisnuŭsia.

— Ty mianie zrazumieŭ?

— Zrazumieŭ. — Biažy!

I Siarhiej pabieh. Zmučany tydniem dopytaŭ, jon bieh tak, jak nie biehaŭ nikoli. Jon ni razu nie azirnuŭsia, choć zzadu zastrakataŭ aŭtamat i pačuŭsia vybuch. Siarhiej bieh, bieh, bieh, pakul lohkija ŭnutry nie zaharelisia, a ŭ vačach nie paciamnieła. Pa darozie jon nie sustreŭ nikoha. Toj nočču jon nie načavaŭ doma — prytułkam jamu pasłužyli pareštki zharełaha aŭto.

Siarhiej nie chacieŭ być samotnikam, kali sajuźnik, padavałasia, užo znojdzieny. Nadzia lažała poruč ź im, moŭčki čakajučy adkazu. Pieršaja dziaŭčyna, ź jakoj u jaho ŭsio surjozna. Jakaja nie zdała jaho na nastupny dzień. Jakaja sama padaryła siabie. Jany razam bačyli sonca. Heta znak, nie inakš.

— Pamiataješ, ty pytałasia, dzie moj dom? Ja pakažu tabie i raskažu toje, što jašče nikomu nie raskazvaŭ.

Daroha była niablizkaj. Dzie b ni žyŭ Nadzin kachanak, heta, mabyć, byŭ nie zvyčajny dom u rysie horada. Jany ŭžo dajšli da ŭskrainaŭ, kali Siarhiej žestam pakazaŭ na pavarot z pareštkaŭ praśpiekta. Prajšoŭšy paru kvartałaŭ, jon spyniŭsia pierad nievialikim mocnym bietonnym budynkam. Adnapaviarchovaja skrynia i žaleznyja dźviery, bolš ničoha. Z kišeni Siarhiej dastaŭ birulku i demanstratyŭna ščoŭknuŭ u bok budynka. Pačulisia skryhat i hłuchi ŭdar, Siarhiej upeŭniena padyšoŭ da dźviarej i paciahnuŭ na siabie. Unutry było ciomna, u ćmianym śviatle adkrytych dźviarej byŭ bačny vialiki čorny blin pa centry. Siarhiej zajšoŭ sam i paklikaŭ Nadziu.

— Vitaju. Pakiń nadzieju kožny, chto siudy ŭvachodzić.

Jon znoŭku demanstratyŭna ščoŭknuŭ ubok čornaha blina. Znoŭku skryhat i hłuchi ŭdar. Siarhiej paciahnuŭ na siabie luk, jaki pakorliva adčyniŭsia, pad im było śvietła.

— Začyni dźviery.

Nadzia cicha padyšła da stalovaj plity i viarnuła jaje na miesca. Tym časam Siarhiej užo spuściŭsia u daŭno znajomy jamu śviet padziemnaha bambaschovišča.

Pa pamierach jano adpaviadała nievialikamu damku. Try pakoi, sanvuzieł i dyzielny hienieratar. Adzin pakoj, najbolšy, byŭ adviedzieny pad majsterniu, druhi, najmienšy, słužyŭ Siarhieju spalniaj. U trecim z mebli byli tolki stoł i zedlik. Zatoje ścieny… Usie ścieny byli zaklejenyja fotazdymkami dy vyrazkami z haziet. Nadzia była ahałomšanaja — niekatoryja zdymki byli zroblenyja chutčej za ŭsio paśla Pažaraŭ! Na vyrazkach u asnoŭnym fihuravała taja samaja asoba — Hradanačalnik.

— Šmat chto viedaje, što Hradanačalnik pierad Zasuchaj byŭ nie apošnim čałaviekam, — pačaŭ apovied Siarhiej. — Jon sapraŭdy i ŭ toj čas zajmaŭ hałoŭnyja pasady ŭ dziaržavie. Byŭ daradcam za kolišnim kiraŭnikom dziaržavy, svaim baćkam. Kali pačalisia Pažary, šmat chto z važnych dziaržčynoŭnikaŭ i vajskoŭcaŭ pastaraŭsia trapić u bambaschoviščy, takija samyja, jak hetaje, tolki našmat bolšyja. I lepš zabiaśpiečanyja ŭsim nieabchodnym. Jany dumali, hetaja śpioka nie skončycca. Adnak nie ŭsie mahli dabracca da schoviščaŭ. Šmat techniki ŭžo nie pracavała… Hradanačalniku ŭdałosia ŭratavacca i pieražyć pieršy hod u biaśpiecy. A razam ź im jahonaj achovie, i šmat kamu z važnych supracoŭnikaŭ śpiecsłužbaŭ i śpiecpadraździaleńniaŭ. Tym časam na pavierchni pačaŭsia hoład, i ludzi pačali jeści adno adnaho. Tak atrymałasia, što lepš za ŭsich padrychtavanymi i ŭzbrojenymi akazalisia ludzi, jakija da Pažaraŭ achoŭvali paradak, — toj ža patrul, ale ź inšaj nazvaj. Jany źbiralisia ŭ bandy ludajedaŭ-vyludkaŭ i navodzili na horad teror. Paśla viarnuŭsia Hradanačalnik. Kaliści heta ž byli jahonyja padnačalenyja. Jon nie staŭ źniščać ich, a ŭziaŭ da siabie ŭ hetyja karnickija bryhady. A kab nichto ich nie paznaŭ, jany pačali nasić maski. Tyja ž, kaho adstrelvaŭ patrul, nie byli kanibałami: heta tyja, chto admoviŭsia pierasialacca ŭ baraki i žyć pa armiejskich pryncypach. Ale samaje strašnaje nie ŭ hetym. Paśla miasa niemažliva pierajści na bulbianuju kašu. Spačatku byli kansiervy z kramaŭ, schoviščaŭ. Ale skončylisia i jany…

— Ty chočaš skazać, što karniki da hetaha času jaduć ludziej? — pierabiła Nadzia.

— Nie zusim. Ludziej jaduć usie jany: i karniki, i sam Hradanačalnik.

Nielha skazać, što Nadzia i raniej mocna lubiła paradki, jakija panavali ŭ jaje rodnym horadzie. Dy i nie vieryła jana va ŭsio, što pramaŭlałasia na schodach u baraku. Ale heta… heta joj treba było asensavać. Paśla apošnich słovaŭ Siarhieja ŭsio tym bolš padavałasia joj absurdnym. Nie mahła jana, dy i sotni inšych, raptam apynucca pad pryhniotam kanibałaŭ. Ujaŭleńnie malavała karcinu žaleznaha paradku, ale zusim nie kryvavaj orhii na čale z najvyšejšym kiraŭnictvam. Siarhiej albo prydumaŭ heta, albo niedzie pračytaŭ. Voś i choča ździvić jaje. A mažliva… choča, kab Nadzia pajšła da jaho. U lubym vypadku apošniaja dumka padałasia joj pryjemnaj, i jana vyrašyła nie pakazvać svajho niedavieru.

— Ale z baraka tolki zredku niechta źnikaje… — nierašuča pramoviła jana.

— Ale i nie źjaŭlajecca nikoha novaha, praŭda? U horad prychodzić šmat ludu, bo ŭ vakolicach chodziać čutki pra fiermy i pra toje, što tut nie zastałosia ludajedaŭ. Što tut adnaviŭsia stary paradak. Ich patrul i łović na samych podstupach da horada. Ich trymajuć u zamku pobač z Upraŭleńniem, dzie raniej była turma. Pa čarzie zabivajuć i jaduć. Ja zmoh pabyvać unutry, hladzi, — Siarhiej pakazaŭ na ścianu z fotazdymkami.

Na ścianie było šmat fota kalidoraŭ i maleńkich bietonnych pakojčykaŭ. To tut, to tam na ich traplalisia schudniełyja, brudnyja i chvoryja ludzi. Časam byli zusim zdarovyja, navat poŭnyja mužčyny i žančyny. Ale potym na vočy Nadzi trapiŭ zdymak. Na im byli bačnyja kruki dy niejkija tuški na ich. Dziaŭčyna pryhledziełasia, i raptam jaje ledź nie znudziła: uzdoŭž doŭhaha kalidora na krukach visieli čałaviečyja cieły. Nadzia zakryła tvar rukami i prysieła na kukiški.

— Nadzia, tabie treba sychodzić adtul. Toje pakarańnie bizunami — kvietački ŭ paraŭnańni z tym, što jany jašče mohuć zrabić z taboj. Idzi da mianie. U mianie jość płan, jak zabić Hradanačalnika i ŭsiu jahonuju chieŭru. A biez kiraŭnictva jany sami adno adnaho źjaduć. Tut u mianie jość kansiervy, jašče na hod napierad, proćma roznych knih, tut zaŭždy ciopła i śvietła. Nijakich vajskovych paradkaŭ. Razam my spynim usio heta, skončym ź ludajedami i pryhniatalnikami… — Siarhiej užo pačaŭ zachaplacca, kali pabačyŭ, što Nadzia hladzić na jaho ź lohkaj uśmieškaj. — Što tut śmiešnaha?

— Ty ŭsio heta prydumaŭ, kab ja syšła da ciabie? Fotazdymki ty ž znajšoŭ niedzie, tak? Siarhiej, ja nie mahu syści. Ja vyrašyła pastupić u akademiju, u ciabie tut dobra… prabač.

Siarhiej byŭ u šoku. Dumki błytalisia, jon nie moh zrazumieć, u čym jahonaja pamyłka, čamu Nadzia nie vieryć jamu. Jon upieršyniu ŭ žyćci, adkryŭsia — płany, svoj dom, raskazaŭ praŭdu, jakoj dahetul nikomu nie raskazvaŭ. A jaje reakcyja akazałasia navat horšaj, čym Siarhiej moh sabie ŭjavić. I jašče hetaja akademija… Praz usio heta jon razhubiŭsia, nie viedajučy, što adkazać i jak.

— Nadzia, niama nijakaj akademii. Heta mif. Jašče pierad Zasuchaj kiraŭniki ŭvieś čas sutykalisia z razumnymi maładymi ludźmi, jakija ŭmieli dumać i bačyć rečy takimi, jakija jany jość. I pa-roznamu sprabavali ź imi skončyć, praz turmy i vysyłki. U Hradanačalnika taksama byli prablemy z moładździu, što myślić. Ciapier jany prydumali akademiju, kab źjadać studentaŭ, pazbaŭlajučysia takim čynam ad imaviernych miaciežnikaŭ.

— Ale ja sama bačyła fotazdymki! Na bierazie mora… — Nadzia ŭžo faktyčna kryčała, Siarhiej pačynaŭ jaje mocna razdražniać.

— A ci nie padobnyja jany da fota, zroblenych pierad Zasuchaj? Ź sinim niebam i soncam?

Dziaŭčyna na imhnieńnie razhubiłasia. Nachabnaść Siarhieja vyvieła jaje z raŭnavahi, jana ź ciažkaściu strymlivała siabie. Jana ž narmalnaj čałaviečaj movaj patłumačyła, što nie moža, što ŭžo pastaviła sabie metu. Navošta brachać? Navošta praz brachniu zaciahvać da siabie? Nadzia vieryła ŭ akademiju, apošnija dva hady jana žyła čakańniem ekzamienaŭ. Nie moža heta ŭsio akazacca fikcyjaj! Bo dypłomy vydaje asabista Hradanačalnik na schodzie. I ŭśmichajecca, ciśnie ruku, chłopaje pa plačy. I fotazdymki. Nie adzin — mnostva; kožnaha pakoja, mora, daśledčyckich stancyjaŭ i biblijateki. Ź sinim niebam i soncam, zorkami pa načach. Nie mahli jany tak padmanuć.

Nadzia sarvałasia. Niervy nie vytrymali, jana zakryčała i zapłakała adnačasova:

— Nie! Nie, chopić brachać! Vypuści mianie z hetaha sklepa! Tabie patrebna tolki adno! Vam usim patrebna tolki adno! Vypuści mianie!

Jana ŭčapiłasia za kurtku Siarhieja i pasprabavała paciahnuć jaho da vychadu z bunkiera. Junak niejki čas stajaŭ z pustym pozirkam, navat nie chistajučysia. Dla jaho ŭsio było skončana. Pavietrany zamak, jaki jon sam dla siabie zbudavaŭ, razburany lohkim podycham realnaści. Siarhiej zabyŭ, što jahonaja meta patrabuje adzinoty, zabyŭ, što pakul nie ździejśnienaja mara, jamu nikomu nielha adkryvacca. Jon znoŭ sam-nasam z vorahami dy abyjakavaściu. Zmahajecca za ideju, zrazumiełuju jamu adnamu. Albo nie ideju? Viendetu, pomstu pavodle prysiahi. Ale jamu nie chaciełasia, kab heta było staroje «zub za zub». Usio pavinna mieć metu. Narodnaja svaboda, spraviadlivaść. Šmat pavietranych zamkaŭ abrynułasia ŭ toj momant u jahonaj hałavie. Zastałosia vyznačyć, chto ciahnie jaho da vychadu, — abyjakavaja albo vorah. Siarhiej biez emocyjaŭ adšturchnuŭ Nadziu i pavolna skiravaŭsia da vychadu. Skryhat, hłuchi ŭdar. Jany ŭžo ŭ pieršym pakojčyku. Nadzia, u stanie isteryki, i Siarhiej, kantužany z pustymi vačyma. Skryhat, hłuchi ŭdar. Nadzia vybiehła i chutkimi krokami skiravałasia ŭ bok svajho žytła, da svajho maleńkaha łožka i maraŭ pra mora. Nichto nie zmoža zabrać u jaje mora, zastaŭsia miesiac da ekzamienaŭ. I jana budzie tam: salony pach, lohki viecier i šum pryboju. Spakojnaje žyćcio siarod takich samych, jak jana. A jon chacieŭ zabrać usio heta. Kab avałodać jaje ciełam, jon chacieŭ jaje padmanuć, zrabić svajoj pałońnicaj i rabyniaj. Nichto nie adbiare ŭ jaje mary.

Sychodziačy, dziaŭčyna nie zaŭvažyła, jak Siarhiej adpracavanym rucham kilera dastaŭ pistalet i skiravaŭ joj u śpinu. Tak i prastajaŭ, pakul jana nie schavałasia za roham. Potym schavaŭ zbroju i začyniŭ dźviery ŭ bunkier. Jamu treba śpiašacca, jon maje nie bolš za try hadziny.

U toj dzień Nadzia źjaviłasia kala prachadnoj paźniej čym zvyčajna, ale nikoha heta nie chvalavała. Patrulnyja viedali, što jana — tuša, častka ich budučaha racyjonu. Tamu i nie skazali joj ničoha, kali jana rydajučy padyšła da bramy.

Dajšoŭšy da łožka, jana nie raździavajučysia zalezła pad koŭdru i abniała nohi rukami. Tak, u pozie embryjona, jana i praspała da druhoj hadziny dnia.

Zvyčajny dzień dla žycharoŭ zony pačynajecca, a šostaj. Ale niešta adbyłosia. Nie było ranišniaha šychtavańnia. Nastroj tych, chto pračnuŭsia, možna było acharaktaryzavać jak paničny. Danosilisia pahałoski ab vybuchu ŭ budynku Upraŭleńnia i śmierci Hradanačalnika. Z patrulnych zastalisia tolki dvoje, i tyja začynilisia kala prachadnoj, nie prapuskajučy nikoha. Ale voś na zonu zajšoŭ ceły atrad karnikaŭ, niekalki patrulnych u chaki i asabista Hradanačalnik. Jon byŭ u vajskovaj formie. Karniki viali niekaha, załamaŭšy jamu ruki vysoka za śpinaj. Adzin z tych, u chaki, uziaŭ uzmacnialnik i abviaściŭ:

— Zbor, a druhoj hadzinie pierad barakam!

Nadziu padniała staršaja pa baraku.

— Chutčej, chutčej źbirajsia, vychadzi na schod pierad barakam! — prašypieła jana.

Nadzi nie treba było navat źbiracca. Jana abułasia i miechanična pajšła da vychadu. U hałavie było pusta, samoj — lohka i spakojna. Jana na niejki čas zabyłasia pra ŭčorašni dzień. Joj padavałasia, što niama nijakich prablemaŭ i turbotaŭ, jość tolki radaść ad samych prostych dziejańniaŭ.

Voś jana vyjšła: pad šerym niebam sabrałasia bolš za tysiaču brudnych i pierapužanych ludziej. Nasuprać baraka i natoŭpu stajaŭ łancužok ź ludziej u chaki i sam Hradanačalnik. Poruč kare stajali karniki. Było bačna, što ŭnutry kare na kaleniach stajaŭ niejki chłopiec. Heta byŭ Siarhiej. Navat u kryvi i z adlehłaści 100 mietraŭ jana paznała jaho i pavolna pačała pryhadvać.

— Uvaha, hramadzianie Respubliki! — prahrymieŭ praz uzmacnialnik hołas čałavieka ŭ chaki, — Siońnia da vas źvierniecca prezident!

I tut ža pieradaŭ rupar Hradanačalniku.

— Vitaju vas, hramadzianie! Siońnia ŭnačy staraja zaraza pad nazovam kanibalizm znoŭ pra siabie zajaviła. Pierapoŭnieny pačućciom pomsty za svaich chvorych surodzičaŭ, hety małady ludajed, — hradanačalnik pakazaŭ na Siarhieja, — vyrašyŭ viarnuć Respubliku da chaosu i biazładździa. Padstupna praniknuŭšy va Upraŭleńnie, jon zakłaŭ vybuchoŭku i spravakavaŭ vybuch. Tryccać dva supracoŭniki zahinuli ad ruk hetaha terarysta. Zhadajem ich chvilinaj maŭčańnia.

Zapanavała ciša. A Nadzia ŭsio ŭspomniła. I zrazumieła. Siarhiej nasamreč chacieŭ zabić Hradanačalnika. Nie ŭsio ŭčora było pastanoŭkaj. A moža, pastanoŭki nie było naohuł? Nadzia hladzieła na chłopca z rospačču, choć i starałasia nie vydavać svaich pieražyvańniaŭ. Siarhiej ža vačyma šukaŭ jaje. Chvilina prajšła, i Hradanačalnik praciahnuŭ.

— Takoje złačynstva nielha daravać i zabyć. Za jaho abaviazkova naležyć karać. My viedajem, što ŭ ludajeda jość saŭdzielnik, chutčej za ŭsio siarod vas, na Žyłoj! Heta miarzotny zdradnik, hramadzianie! I ŭ nas jość padazreńni, pa sutnaści, viadoma jahonaje imia. Ale pakolki my adroźnivajemsia ad žyviołaŭ i kanibałaŭ, ja daju jamu mahčymaść asłabić svaju vinu. Raskryj siabie i pakajsia tut i ciapier! Tady ty zachavaješ žyćcio sabie i kanibału. Pakarańnie budzie ŭ lubym vypadku, ale mienavita ad ciabie zaležyć, zastaniaciesia vy žyvymi ci nie. Pasłuchaj chacia b svajho siabra-kanibała, zdradnik!

Hradanačalnik upeŭnienym krokam padyšoŭ da Siarhieja i padnios uzmacnialnik da jaho vusnaŭ. Siarhiej paśpieŭ pabačyć krajem voka tuju, jakuju šukaŭ i, kab nie vydać jaje, skiravaŭ pohlad na ścianu baraka.

— Nie kažy! Razam nazaŭž… — karnik vysoka ŭźniaŭ źviazanyja za śpinaj ruki Siarhieja i pierarvaŭ jahonuju karotkuju pramovu.

«Dziŭna, što jany ŭsiamu pavieryli», — praniesłasia ŭ hałavie chłopca. Užo paśla ŭsich katavańniaŭ, kali jaho paviali z Upraŭleńnia, Siarhieju prapanavali raskazać chacia b pra tych, chto navioŭ jaho na kabiniet karnikaŭ. Razyhraŭšy pastanoŭku, jon urešcie skazaŭ karniku ŭ chaki, što nie pamiataje, jak zavuć taho chłopca, ale kali dać Siarhieju mahčymaść źviarnucca da jaho, toj sam vydaść siabie. Za heta jamu i jahonamu «siabru» abiacali žyćcio… aha. Siarhiej viedaŭ, što nie maje šancaŭ, i ŭśmichaŭsia skroź bol u vykručanych rukach. Maralna jon pieramoh. Hradanačalnik nie čakaŭ takoha nachabstva. Litaralna praź niekalki siekundaŭ jon dastaŭ pistalet i prastreliŭ Siarhieju hałavu. Jašče niekalki kulaŭ jon uvahnaŭ u trup, kab nie zastavałasia sumnieńniaŭ. Viarnuŭšy pistalet u kaburu, jon znoŭku źviarnuŭsia da ludziej:

— Pasłuchaješ jahonaj parady — pojdzieš uśled za im. U ciabie dzień, zdradnik. Uviečary my pryjdziem pa ciabie.

I znoŭku ciša. Karnik adpuściŭ trup Siarhieja, i toj upaŭ tvaram u brud. Nadzia nazirała za ŭsim moŭčki, vočy jaje bliščeli, a ŭ dumkach niby pranosiłasia bura. Niezaŭvažna dla astatnich jana zakusiła hubu, a palcami adnoj ruki ŭčapiłasia ŭ druhuju. Na jazyku jana adčuła salony smak kryvi.

— Chaj dla ŭsich hramadzianaŭ heta pasłužyć prykładam našaha imknieńnia da stabilnaści i dabrabytu. Nijakich sastupak kanibalizmu nie budzie! Tolki tak my zmožam adnavić zrujnavanaje katastrofaj. Siońniašni dzień abjaŭlajecca vychodnym i dniom žałoby pa zahinułych pry vykanańni! Paradak i dyscyplina — heta toje, što nie daje nam skacicca da žyviolnaha isnavańnia. Možacie razyścisia, — i tut jon raptoŭna paviarnuŭsia i pakročyŭ da vychadu z zony.

Nastupny dzień Nadzia praviała ŭ poŭnaj apatyi i prastracyi. Jana adčuvała siabie vinavataj u śmierci Siarhieja. Bo kali b jana nie syšła tady, jon taksama b nie navažyŭsia. Jon padumaŭ, što Nadzia vydaść jaho, i ŭsio adno zachavaŭ joj žyćcio. Kachańnie da hetaha chłopca abudziłasia z novaj siłaj. Hetyja dva dni byli samymi ciažkimi ŭ žyćci Nadzi. Chaciełasia płakać, chaciełasia kryvi patrulnych, chaciełasia ŭsio viarnuć nazad. Pieraasensavaŭšy i tysiaču razoŭ prakruciŭšy ŭ hałavie ich apošniuju razmovu, jana pavieryła. Vyrakłasia iłžyvaj mary. I prysiahnuła adpomścić navat canoj svajho žyćcia.

Ciaham troch tydniaŭ, jakija zastavalisia da ekzamienu, Nadzia štodzionna naviedvała bunkier. Kluč jana znajšła kala ŭvachodu. Mabyć, Siarhiej byŭ upeŭnieny, što nikoha dziaŭčyna vydavać nie źbirajecca. Jana daśledavała bambaschovišča, vyvučyła fotazdymki, pračytała stolki knih, kolki zmahła. I pierabrała ŭsiu majsterniu.

Ekzamieny akazalisia nadziva prostymi. Nadzia śpiecyjalna adkazvała niapravilna na ŭsie zadańni, ale ŭsio adno było abvieščana, što Nadzieja Karniejeva zdała na «vydatna» i razam ź dzieviaćciu inšymi pradstaŭlenaja da dypłomu ab pastupleńni ŭ Navukovuju akademiju.

Nadzi vydali asablivaje adzieńnie, śpiecyjalna dla cyrymonii. Čymści jano nahadvała školnuju formu, ale było našmat bolš śmiełym. Nie vyklučana, što pierad śmierciu jany hvałciać dziaŭčat albo navat stvarajuć haremy. Na fotazdymkach u bambaschoviščy ŭ kamierach nie było nivodnaj pryhožaj, ładnaj dziaŭčyny. Hłybokaje dekalte na kašuli, mini-spadnica, biełyja pančochi. Jana šmat razoŭ bačyła cyrymonii ŭznaharodžańnia, ale nikoli nie nadavała značeńnia tamu, što takuju formu dajuć tolki simpatyčnym dziaŭčatam. Astatnija byli zaŭždy apranutyja ŭ pinžaki sa štanami, jak i chłopcy.

Kišeni ŭ kašuli zanadta maleńkija, u spadnicy ničoha nie schavaješ. Nadzia razarvała svaju staruju majku i ŭ kožny z łaskutoŭ zaviarnuła nievialički žalezny šaryk, tak, kab tyrčali maleńkija miednyja vusiki. Stanik, bolšy na dva pamiery, jana padrychtavała zahadzia. Jak vyjaviłasia, nie daremna.

Šeraje nieba ŭ dzień cyrymonii ažno dvojčy dało treščynu i ahaliła sinija vantroby. Litaralna na paru chvilinaŭ, ale Nadzia zaŭvažyła heta. Jana siadzieła na svaim łožku ŭ śviatočnaj formie i hladzieła praz napaŭraźbitaje akno. A dziaŭčaty vakoł hladzieli na jaje niečakana vyrasłyja hrudzi.

Jana čuła ich pierašeptvańni, ale nie źviartała ŭvahi. U bambaschoviščy zastałasia nievialičkaja natatka ab tym, jak usio było. Kluč kala ŭvachodu. Narešcie Nadzia zrazumieła, jakaja samaja karysnaja kniha z usich, što joj daviałosia pračytać.

Adkrytaja placoŭka kala baraka. Cyrymonija ŭznaharodžańnia dypłomami. Kab usie bačyli. Pastka dla tych, chto ciahniecca da viedaŭ i iściny. Jany, dziesiać studentaŭ, siadziać u pieršym šerahu. Zaŭvažna, što ŭ dzieviaci na tvarach sumieś uračystaści i chvalavańnia. Tolki na tvary Nadzi ničoha, akramia durnoj uśmieški. Jana adna tut apranutaja ŭ dziavočuju školnuju formu, kali tak možna nazvać adzieńnie z seks-šopu. Ludzi zzadu plaskajuć u dałoni, hučać pramovy, havorycca pra chutkaje adradžeńnie i dalokuju akademiju. Voś pačynajuć pa adnym vyklikać dla ŭznaharodžańnia. Tvary tych, chto atrymaŭ dypłom, poŭnyja ščaścia. Jany, dryžučy ad chvalavańnia, siadajuć na svaje miescy.

Na trybunie piać čałaviek u chaki — najvyšejšyja čyny patrula, dvoje ŭ strohich pinžakach, niekalki šarahoŭcaŭ z čyrvonymi paviazkami. Za kulisami čakajuć «čornyja maski», bačnyja tolki vočy — hałodnyja i dzikija. Dypłomy razdaje asabista Hradanačalnik. Zdarovy mužyk hadoŭ piacidziesiaci. Čornyja vałasy. Maleńkija vočy, u jakich zaŭvažny šalony blask. Siońnia jon taksama ŭ strohim šerym pinžaku. Kiraŭnik šeraha horada pad šerym niebam.

Nadziu amal nie abšukvali. Nie tak užo bahata miescaŭ, kudy možna było b niešta schavać. Dy i što moža zrabić hetaje maleńkaje dziaŭčo?

Apošniaj dla ŭznaharody kličuć jaje. Nadzia ŭstaje i elehantnymi drobnymi krokami padychodzić da leśvicy na trybunu, byccam pierad tancam, padymajecca ŭharu. Voś jon uśmichajecca, zaraz daść dypłom i mocna abdymie jaje. Padumaje, patrebnaja jana jamu ci možna addać chałujam. Vočy bliščać — Hradanačalnik navat nie hladzić na jaje tvar, jamu cikava, što heta za hrudzi, praź jakija saročka siadzić ledź nie ŭ abciažku.

Nadzia hracyjozna padyšła da ŭvasableńnia ŭłady. Pierad i paśla Zasuchi. U jaho ŭžo ŭźnik płan, jak niezaŭvažna pravieryć na pruhkaść častku cieła, jakaja nie daje spakoju. Nadzia niby paciahnułasia pa dypłom, ale zamiest hetaha papraviła niešta adnoj rukoj akurat kala stanika, a paśla druhoj. Jana vyciahnuła ruki da Hradanačalnika: u abodvuch dałoniach lažała pa čace. Hradanačalnik apuściŭ vočy. Pakul jaho mozh lichamankava asensoŭvaŭ toje, što adbyvajecca, Nadzia skinuła z dałoniaŭ spuskavyja miechanizmy ad maleńkich supraćtankavych hranataŭ i raptoŭna abniała svajho «šefa».

— Abdymi mianie macniej… — prašaptała jana jamu.

U hałavie niejmavierna chutka pranosilisia dumki. Za hetyja siem siekundaŭ Nadzia pieražyła ŭsio žyćcio nanova. Vočy Hradanačalnika zrabilisia kruhłymi ad strachu, i jon pasprabavaŭ vyrvacca z abdymkaŭ, ale dziaŭčyna mocna ŭčapiłasia ŭ jaho. Ludzi ŭ plamistaj formie, jak i astatnija, tak da kanca i nie zrazumieli, što adbyvajecca. A Nadzia jašče raz pierakanałasia, što samaja važnaja kniha ŭ jaje žyćci — «Karotkija ŭvodziny ŭ vybuchovyja rečyvy, sapiornuju spravu (z ahladam zbroi z utrymańniem VR)». Kali nieparušny harant stabilnaści pasprabavaŭ ahučyć čarhovy zahad, prahučaŭ vybuch.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?