Pad samuju ranicu — usio adno jak chtości paklikaŭ — jon abudziŭsia. Pad bokam praciažna, ź sipatym pryśvistam, chrapła žonka. Jon tuzanuŭ Ninu za plačo, taja zamarmytała, krutnułasia na levy bok.
U śviadomaści jašče łunali reštki snu. I, jak zaŭsiody paśla ciažkoha dnia, pryśniłasia hruša, što rasła kala baćkavaj chaty. Dziŭnyja rečy: stolki ŭsiaho nadaryłasia ŭ žyćci, stolki krajavidaŭ, stolki čałaviečych tvaraŭ pramilhnuła pierad vačyma, a sonnaja pamiać viartaje ź niabytu ŭsio tuju ž pakarabačanuju hrušu z šurpatym staŭburom i z abryŭkami viaroŭki na suku: tam kaliści visieli areli, na jakich jon, małoje dzicia, lubiŭ huškacca…
Išli dziasiatyja sutki vandroŭki delehacyi pa Amierycy.
Učora daviałosia ceły dzień pravieści ŭ kukuruznaj Ajovie, u Pitsburh prylacieli poźnim viečaram, a ŭ hatel naohuł ubilisia a druhoj hadzinie nočy. «Jak ža nazvajecca heta haścinica?» — naradziłasia ŭ hałavie niedarečnaja, jak dla takoha času, dumka.
Usie hetyja dni jon nie adčuvaŭ stomy, ale ŭčora, pabiehaŭšy pa kukuruznych paletkach mistara Harsta — znakamitaha fiermiera, — adčuŭ, što darešty stamiŭsia. Ad toj zmohi son źlacieŭ z paviekaŭ i ŭ hałavu lezła roznaja łuchta.
«Ci to «Nach chaŭz», ci to «Kom chieraŭs» — mružyŭ jon vočy na ciomnuju stol, sprabujučy zhadać nieonavy nadpis na frantonie haścinicy. Naradziłasia navat žadańnie vyjści ŭ kalidor i daviedacca tuju čortavu nazvu ŭ achoŭnika. Ale što padumaje achova? Što Chrušč źjechaŭ z hłuzdu: siarod nočy vykulvajecca ŭ kalidor i pytajecca: «Dzie ja?»
Zakinuŭšy ruki za hołaŭ, jon zmorana ŭzdychnuŭ, zrazumieŭšy, što nie zaśnie da ranicy.
Mikita pamyŭsia pad ciopłym doždžykam, chvilinu adpačyvaŭ u miakkim fateli, a potym, nibyta zhadaŭšy niešta, padchapiŭsia, nadzieŭ štany i rušyŭ u susiedni numar. Ziać Alaksiej, žurnalist, užo siadzieŭ za drukarkaj i kałaciŭ palcami pa kłavišach.
Mikita pakłaŭ ruku na ziacieŭ plačuk, Alaksiej azirnuŭsia, zadumaŭsia na chvilinu i znoŭku zalapaŭ pa kłavišach — vidać, chacieŭ skončyć abzac.
Cieść nasunuŭ na nos akulary, zirnuŭ praź ziacieŭ plačuk.
«My byli ščaślivyja, nazirajučy, ź jakim nieprychavanym majsterstvam, — milhanuli ŭvačču ruchavyja litary, i karetka padałasia ŭleva, — ź jakim ščyrym pierakanańniem i vieraj u jaho vialikaść rabočy kłas pradstaŭnik savieckaha naroda Mikita Siarhiejevič Chruščoŭ kazaŭ amierykanskamu narodu i ŭsiamu śvietu ab vialikaj, nieadolnaj sile marksizma-leninizma…»
Ziać, pa haračych śladach, pisaŭ knihu pra vizit u ZŠA. Užo i nazvu prydumaŭ: «Tvaram da tvaru z Amierykaj».
Napačatku Mikita nie nadta ŭchvalna pastaviŭsia da ŭsioj hetaj bieletrystyki, ale pačuŭšy, što ŭ aŭtarach budzie nie tolki ziać, ale i jašče tuzin pisak, burknuŭ: «Čort z vami, pišycie».
— Voś što, Loša, zirni — što tam siońnia ŭ prahramie, — vydychnuŭ cieść, kali Loša, patrymaŭšy palec u pavietry, pastaviŭ kropku.
«Treba budzie rukapis prahledzieć, a to, adčuvaju, napiša aby-čaho. Z kultam asoby zmahajemsia, a tut Loška novy kult stvaraje. Ciapier užo ŭłasnamu cieściu», — padumaŭ Mikita, lasnuŭšy šlejkami pa druzłym čeravie.
Alaksiej vybieh u kalidor i nieŭzabavie viarnuŭsia, trymajučy ŭ ruce arkuš cupkaj papiery.
— Ta-ak… Prahrama na 24 vieraśnia 1959. Horad Pitsburh, štat Piensilvanija… Adrazu jedziem u rajon Choŭmsted, na zavod firmy «Miesta-indastryz». Potym viartajemsia ŭ hatel…
— A jak nazyvajecca? — pierabiŭ cieść ziacievu chutkahavorku.
— Chto?
— Haścinica, dzie my zaraz siadzim.
— «Karłtan-chaŭz», — pramoviŭ ziać, abliznuŭšy saśmiahłyja vusny. Učora ŭ Ajovie daviałosia vypić u kampanii amierykanskich žurnalistaŭ, tamu siońnia ščymieła hałava i sušyła ŭ rocie.
— Nu što zmoŭk jak myła źjeŭšy… Što tam dalej?
Alaksiej vycier nasoŭkaj pot ź iłba.
— Dalej viartajemsia ŭ «Karłtan-chaŭz», siłkujemsia i jedziem u miascovy ŭniviersitet. Tam ahladajem kampus…
— Jaki jašče kambuz? — niezadavolena burknuŭ Mikita.
— Kampus… studencki haradok.
— Nu… — jašče bolš niezadavolena azvaŭsia cieść, padyšoŭšy da akna.
— Tam nam dajuć śniadanak…
— Dyk užo ž padsiłkujemsia da taho času.
— Heta ŭračysty śniadanak, na piaćsot asobaŭ, z udziełam hubiernatara, mera…
— Pera i chiera, — vydychnuŭ Mikita, ale tut ža sumieŭsia, utajmavaŭ razdražnieńnie, jakoje lezła vonki.
— Stamiŭsia ja, Loša. Dziesiać dzion pa Štatach matlajemsia, — Mikita prytuliŭsia łobam da šyby. — Ładna, idzi, — machnuŭ rukoj, ale tut ža ŭciamiŭ, što znachodzicca ŭ ziacievym numary i šarhatlivaj chadoj rušyŭ da dźviarej.
U miechaničnym cechu narodu — jak zaviazać. Rabočyja zaleźli na krany, na stanki i presy, ciahnuć hałovy, vyhladajučy hałoŭnaha savieckaha kamunista, jaki paabiacaŭ pachavać Amieryku.
Siarod harmidaru i verchału chtości vyrazna harłaje:
— Dobroje utro!
Hałoŭny kamunist vyhladaje ŭ natoŭpie taho, chto pavinšavaŭ jaho pa-rasiejsku.
— Vy ruski? — pytajecca Mikita, cisnučy ruku karžakavatamu, siaredniaha vieku, macaku. Na mužčynu naviutkija portki i kašula z karotkim rukavom. Miarkujučy pa ŭsim, heta cechavy majstar, ci jak ich tam nazyvajuć…
— Nie, ja amierykaniec, ale pad čas vajny sustrakaŭsia z vašymi ludźmi ŭ Murmansku, — paviedamlaje cechavy majstar užo na svajoj movie.
Majstar vidočna chvalujecca — dastaje z nahrudnaj kišeni cyharu, ale, zrazumieŭšy, što palić nie da času, praciahvaje jaje hałoŭnamu kamunistu. Natoŭp acichaje, uražana hladziać na hościa — maŭlaŭ, chiba heta padarunak, dyj hałoŭny kamunist, padobna, nie palić, — ale hość, nie doŭha dumajučy, zdymaje z ruki svoj hadzińnik, praciahvaje majstru.
— Budu nasić, a potym synu svajmu pieradam, — uražana pramaŭlaje amierykaniec.
Natoŭp biazładna hamonić, usie naŭkoł pnucca pahladzieć na hadzińnik, i majstar uzdymaje jaho nad hałavoj.
Niepadaloku ad uvachodu ŭ cech staić šycht čyrvonych, z vyhladu padobnych na ladoŭni šafaŭ.
— Heta aŭtamaty z haziroŭkaj, koka-kołaj i kavaj, — zapabiežliva tłumačyć pierakładčyk, što drobnieńka tupaje poruč.
— Aŭtamaty, kažaš… — hałoŭny kamunist spyniajecca la šafaŭ, tyckaje palcam na kruhłuju blambu z nadpisam Coca-Cola.
Aŭtamat poŭnić papiarovy kubačak, azyvajecca smarkatlivym zykam.
— Ja raniej dumaŭ, što hetaja koka-koła štości nakštałt piva. Vypješ paru butelek — i hałava idzie chodyram. A heta prosta haziroŭka, — saviecki lidar prykłaŭsia vusnami da papiarovaha kubačka.
— Nu jak na smak, Mikita Siarhiejevič? — pytajucca z-za śpiny.
— Zaduža sałodkaja… i tchnie aptekaj.
La cechavych varot darohu pierakryvaje ludski natoŭp. Čas padciskaje i razmaŭlać ź ludźmi ŭžo nie vypadaje, ale i tut siarod niaŭciamnych voklikaŭ hučyć rodnaja mova:
— Vitajem Vas!
Hukaje pažyły, Mikitavaha vieku, rabaciaha ŭ zašmalcavanaj kiepurcy.
— Vitaju, vitaju, — žvava azyvajecca saviecki hość, — nu hetym razam, narešcie, sustreŭ ziemlaka. Vy ruski?
— Dy nie… ja biełarus, — rabaciaha papraŭlaje brylok kiepurki, — u mianie baćki z-pad Miensku, pryjechali ŭ Amieryku ŭ 1913 hodzie. Ciapier voś tut, na presie pracuju.
Mikita ŭvažliva, nibyta zhadvajučy — ci nie sustrakalisia jany raniej, — hladzić na rabaciahu. Dziŭnyja rečy dziejacca na zavodzie «Miesta indastryz». Dahetul, kolki ni sustrakaŭ biełarusaŭ, nichto asabliva nie hanaryŭsia svaim pachodžańniem. A hety prasaŭščyk — i dzie, za akijanam! — z hodnaściu kaža: ja biełarus!
— A zavuć vas jak?
— Źmitro Zastupnievič.
— Ta-ak… u carskaj Rasiei žyćcio było ciažkoje, šmat chto ź biełarusaŭ dy ŭkraincaŭ padalisia za akijan, — Mikita na imhnieńnie zmoŭk, uciamiŭšy, što pramaŭlaje movaj ziacia-žurnalista, uzdychnuŭ u zadumieńni: — U mianie ŭ maładości, kali jašče na Danbasie pracavaŭ, siabar byŭ, biełarus. Dyk voś jahony znajomy, rodam, jak zaraz pamiataju, z Baranavičaŭ, taksama padaŭsia ŭ daloki śviet. Lepšaj doli šukać. Uładkavaŭsia kavalom na zavod u Fiładelfii i potym źnik niedzie, nivodnaha lista nie napisaŭ rodnym.
— Ja tut užo sorak dva hady pracuju. Chaču voś na staraści hadoŭ na radzimu źjeździć, pahladzieć — što tam dy jak…
— Minsk zaraz vialiki i pryhožy horad. Jaho b vašy baćki i nie paznali, — pramoviŭ Mikita, cisnučy zakaruzłuju rabočuju ruku.
Saviecki hość užo zrabiŭ kolki krokaŭ, ale tut, schamianuŭšysia, staŭ vyhladać niekaha siarod spadarožnikaŭ. Praź imhnieńnie jon upliščyŭsia ŭ ludski zboj, schapiŭ za rukavo hałoŭnaha savieckaha dypłamata Andreja Hramyku, jaki jašče imhnieńnie tamu stajaŭ poruč, a tut niejak saramliva prychavaŭsia za šyrokaj Alaksiejevaj śpinaj: ziać pa svajoj zaviadzioncy štości zanatoŭvaŭ u błaknocie.
— Voś, paznajomciesia! Andrej Andrejevič Hramyka, vaš ziamlak-biełarus. Naradziŭsia niepadaloku ad Homiela. Ciapier jon ministr zamiežnych spraŭ Savieckaha Sajuza.
Ministr z roblenaj uśmieškaj, ad čaho jahony advieku pierakryŭleny tvar jašče bolš pierakryviŭsia, pacisnuŭ ruku Zastupnieviču, i ziemlakoŭ ščylnym kołam abstupili reparciory. Alaksiej pasprabavaŭ byŭ ubicca ŭ toje koła, potym staŭ na dybki, sprabujučy pačuć — pra što hamoniać ziemlaki-biełarusy, — dy ničoha nie pačuŭ i śpiešna zapisaŭ u błaknocie: «A.A Hramyka i Zm. Zastupnievič ciopła vitajuć adno adnaho i zhadvajuć rodnyja biełaruskija miaściny».
A pałovie na piatuju pa miascovym časie «Boinh 707» adarvaŭsia ad uźlotnaj pałasy Pitsburhskaha aeraporta i ŭziaŭ kurs na Vašynhton. Na dole prapłyli spavityja vieraśnioŭskaj smuhoj karpusy vializnych zavodaŭ, natapyranyja ŭ nieba kominy, dalokija, padobnyja da niejkich nieziamnych sparudaŭ, viežy niebasiahaŭ. Samalot imkliva nabiraŭ vyšyniu, ad čaho pazakładała vušy i zaščymieła patylica, i Mikita, paziachnuŭšy, zapluščyŭ vočy. I jamu adrazu ž zhadaŭsia Źmitro Zastupnievič — toj samy amierykanski biełarus, jakoha sustreŭ na zavodzie. «Treba było hetamu prasaŭščyku piersanalnaje zaprašeńnie zrabić, — padumałasia toj chvilaj, — chaj by pryjechaŭ, pahladzieŭ na ziamlu prodkaŭ. Vidać, sapraŭdy, — kab palubić radzimu, treba ad jaje daloka źjechać».
Za svajo doŭhaje žyćcio jon šmat pabačyŭ biełarusaŭ. Upieršyniu sustreŭsia ź imi jašče ŭ maładości, kali pracavaŭ na šachcie kala Juzaŭki. Łahodnyja, pracavityja ludzi. Ale ž niejkija zaduža abačlivyja i curajucca ŭsiaho rodnaha. Vuń, chachły źbiarucca za biasiednym stałom, adrazu ž svaje pieśni harłajuć. A ad biełarusaŭ rodnaj pieśni nikoli nie pačuješ. I movy svajoj čamuści saromiacca…
Samalot źlohku zdryhanuŭsia, ruchaviki zahuli ŭžo nie natužliva, jak dahetul, a z radasnaj palohkaj. Mikita raźmiežyŭ pavieki. Pasažyry zavarušylisia, zahamanili, i na druhim kancy sałona milhanuła čarniavaja hałava Hramyki.
«Jašče adzin biełarus», — biazhučna prašaptali vusny. Ministr zamiežnych spraŭ va ŭsich partyjnych ankietach paznačyŭ, što jon rasiejec, i Mikita z hetaj nahody lubiŭ jaho paćvialić. Voś i siońnia na zavodzie ŭziaŭ za ruku i padvioŭ da ziemlaka.
«Vidać, i ciapier jašče na mianie złuje. Dumaje: iznoŭ mianie Chrušč, jak taho škadlivaha kata, nosam u vypraŭlenuju partyjnuju ankietu tycnuŭ», — Mikita vyprastaŭ stomlenyja nohi i zhadaŭ, jak letaś, padčas niejkaj biasiedy, zapytaŭ Hramyku: «A čamu heta ty, Andrej, nikoli na radzimu nie zavitaješ?» Hałoŭny dypłamat adrazu nastruniŭsia, utaropiŭ vočy dołu, pačaŭ bubnić, što zachłynajecca ad pracy, što chata, dzie jon naradziŭsia, daŭno zhareła, što tam niama ŭžo ni rodnych, ni znajomcaŭ, — i daviałosia dakorliva kreknuć, kab spynić tyja adhavorki. «A ja voś, Andreju, sa svajoj Kalinaŭki čatyrnaccacihadovym chłopcam źjechaŭ, a čaściakom tudy naviedvajusia. I sioleta dumaju źjeździć, kali ŭdasca. Z radzimaju raźvitaješsia, a jana ŭsio adno z taboju budzie. Vuń, biełaruskaha akcentu i dahetul nie možaš pazbycca…»
Samalot iznoŭ strasianuła, i Mikita Siarhiejevič, kab adbicca ad nadakučlivych dumak, pacior skroni, pasprabavaŭ zasiarodzicca na zaŭtrašniaj sustrečy z Ejzienchaŭeram, ale ŭsio raptam addaliłasia: i Hramyka, i prezident Ejzienchaŭer, i biełarus Zastupnievič. I padałosia, što jon huškajecca na pryviazanych da hrušy arelach, i žonka, Nina Piatroŭna, jakaja siadzieła poruč, tycnuła muža łokciem, kali toj chrapianuŭ sprasońnia.