Apaviadańnie.

Zajzdrošču Alesiu Biełamu — piśmieńniku i kulinaru. Niejak siadžu, adpačyvaju. Niadziela. Hladžu pa televizary na pali, pa jakich siudy‑tudy soŭvajucca traktary, i radujusia: budu z chlebam!

— Ja pajdu da siabroŭki! — kaža žonka, siadajučy kala mianie na kanapu i hledziačy ŭ lusterka, pačynaje farbavać vočy.

«A choć, — dumaju, — da kachanka, tolki chutčej!»

— A ty nikudy nie źbirajeśsia? — dapytvaje jana, pierajšoŭšy z vačej na vusny.

— Nie, što ty! — adkazvaju ja i pieraklučajusia na inšy kanał, kab pahladzieć na łyžnikaŭ.

Pad Mienskam, darečy, jak i paŭsiul, ažno da Kałymy, ni plamy śniehu — syšoŭ.

«O, — dumaju, — małajcy! Dziela mianie pakutujuć».

Miž tym, zapluščyŭšy vočy, žonka cmokaje mianie ŭ ščaku i adychodzić. Chvilinku čakaju kala dźviarej, słuchajučy, jak hudzić lift, potym kidajusia da televizara i, naplavaŭšy na azdaraŭleńnie, laču ŭ kramu.

— «Adpačynak», — pytaju ŭ pradavački, — jość?

— A jak ža! — čamuści kryŭdzicca jana. — Kolki vam?

— Plašku, — kažu, i raźličyŭšysia, sunusia ŭ adździeł kiłbasnych vyrabaŭ, dzie, adstajaŭšy nievialikuju čarhu, prašu: «Dajcie trysta hram liverki».

— Dla Bobika? — adrazajučy kavałak, pytaje ŭžo druhaja pradavačka.

— Nie, — kažu, — dla Ciulika.

— A, voś što!

«Aha, — dumaju, — toje, toje!» Bo treba być razam sa svaim narodam, trymać, tak kažučy, ruku na pulsie jaho žyćcia, a nie pavodzić siabie jak niekatoryja, asabliva toj, što stajaŭ u čarzie pierada mnoj, u čornym harnitury, i braŭ pałku salami.

Z hetaj dumkaj pra čornyja harnitury viartajusia nazad i, nie marudziačy, pačynaju nakryvać na stoł — režu liverku, čorny chleb, čyšču cybulinu i raptam, jak abuchom pa hałavie, tłustyja litary ŭ vačach: «Hałubcy».

«O‑ioj! — dumaju. — Adkul heta?»

Chvilinu siadžu jak pryklejeny, uspaminaju, potym, padskočyŭšy, laču da siabie ŭ pakoj, chapaju padšyŭku «Našaj Nivy», i — na tabie — jość, znachodžu: Aleś Bieły «Hałubcy». Čytaju: «1 kačan kapusty, 10 štuk sušanych hryboŭ, 1 cybulina, 100 h śvinoha faršu, 2 jajki…» «Tak, — buchaje ŭ hałavie, — ničoha sabie, sto hram śvinoha faršu!»

Varočaju staronki dalej i baču: «Traska i miantuz», potym: «Sieladziec pa‑biełarusku», jašče: «Pierakačaŭnik» i narešcie — «Haradzienski smak».

Pra liverku zvyčajnuju, palepšanaj jakaści — ni słova.

«O, dumaju, treba, pakul nie ahledzieŭsia Aleś Bieły, brać, jak kažuć u narodzie, śvińniu za vušy i pačynać z hałoŭnaha, a hałoŭnaje — heta recept».

I voś jon: biarecie dźvie ci try tysiačy biełaruskich rubloŭ i — u kramu.

Ech, uziali b mianie ŭ Prezydenty! Jakija perspektyvy, ažno duch zajmaje, jak padumaju, ja adkryŭ by pierad krainaj, asabliva ŭ halinie pierapracoŭki sielskahaspadarčaj pradukcyi. Kryŭdna, tavaryšy, daliboh, kryŭdna!

Tolki ŭjavicie sabie: Ja (taksama ź vialikaj litary), u žyvym etery Pieršaha kanała telebačańnia. Nie, usich, usich kanałach! Ranica. Sonca ŭstaje nad krainaj.

Paziachajučy, moj narod spaŭzaje z łožkaŭ i, uklučyŭšy televizar, stanovicca, prykłaŭšy ruki da sercaŭ, kab praśpiavać z choram himn, jaki Ja — najvialikšy paet usich časoŭ i narodaŭ — načyrykaŭ niejak na dekrecie pra abaronu svaich honaru i hodnaści. Sam ža Ja ŭžo ŭ studyi. Ź levaha boku ad mianie viadoŭca «hałoŭnych navinaŭ», z pravaha — jaki‑niebudź čarhovy ministar, a z tyłu — achoŭniki z kulamiotami napieravies.

Ja adrazu paśla taho, jak śpievaki adśpiavali, nasupiŭšy brovy, źviartajusia da ministra: «Nu ty, ješ užo!» Jon, z ładnym kavałkam liverki ŭ ruce, hłytajučy ślinki: «O, što za vodar!» Ja: «Davaj, davaj, tužsia, a to rohi ŭraz paabłomvaju!» Jon, zasunuŭšy sabie kavałak u rot i vycirajučy rukavom z vačej ślozy, što niečakana pyrsnuli: «A što za smak!» — i dalej, hłytnuŭšy, umolna zazirajučy mnie ŭ vočy: «Hienij, hienij». Ja, niedzie troški saramliva: «Tak, tak, heta viadoma!» Miž tym, nia vytrymaŭšy, viadoŭca kaža ŭbok, ale kab było ŭsim čuvać: «I što za ščaście žyć ź im u adzin čas!» Ja, pačuŭšy, bo maju idealny, jak i ŭsio astatniaje, słych: «Aha, dziakuju za ščyraść!»

Nu, a što zrobić ministar, trapiŭšy paśla žyvoha eteru da siabie ŭ ministerstva, niaciažka zdahadacca. Bo čamu heta davicca liverkaj pavinien jon adzin — jahonyja namieśniki z pamočnikami što, lepšyja?

I voś jany stajać, pašychtavaŭšysia ŭ šarenhu, i, viadoma, nia tak prosta, a z partfelami, nabitymi liverkaj.

— Nu, — ahladajučy šarenhu, stroha kaža ministar, — pa admašcy, razam… I padymaje ruku, kab užo machnuć, ale tut z krykam: «Nie, stoj, čakać!» — kidajecca z usich noh, puskajučy hazy, u prybiralniu.

A jany zastajucca čakać, varočajuć nasami, panura hledziačy ŭ padłohu, i tolki dumka pra toje, što ŭ ich taksama jość svaje namieśniki z pamočnikami, hreje ichnyja sercy.

I vychodzić ukaz, numar, nia viedaju jaki, ale pačynajecca jon prykładna tak: «Usim pradprymalnikam, da pieršaha nul pieršaha…» Ha, jak vam? I voś užo pierad dźviaryma ŭ padatkavuju inspekcyju čerhi z kvitočkami ŭ rukach pra apłatu prava niešta i niekali rabić i ź liverkaj na šyjach, bo na tych ža dźviarach, jakraz pad numaram kabineta, u čornaj ramcy, vializnymi litarami: «Biaz kołaŭ nie zachodzić!!!»

Ja ŭžo nie kažu pra bajcoŭ amonu, bo nakolki zručniej dubasić jakoje‑niebudź saplivaje dzieŭčanio, što naśmieliłasia niešta pisknuć na vulicy pa‑biełarusku, nia humaj, a kavałkam liverki spechatunku. Daŭ raz u łob — i tut ža adkusiŭ, padsiłkavaŭsia. Na zachadzie zojducca ad zajzdraści, o daliboh, zojducca!

Nie, kab nie spaźnicca, treba lacieć, brać patent, tolki nia viedaju kudy. Tamu vymušany na hetym raźvitacca. Ščyra dziakujučy za ŭvahu, całuju, asabliva dziaŭčat, zyču ŭsiaho i hetak dalej.

Alaksandar Apon, Horadnia

***

Pra Alaksandra Apona nam viadoma tolki toje, što jon žyvie ŭ Horadni i dasyłaje nam svaje tvory faksam z pošty.

Hladzi jašče
Alaksiej Baciukoŭ. Chto śmiajaŭsia apošnim
Śviatłana Kurs. Novy hod z Tolikam i Kolikam
Taciana Barysik. Malenstva pad horku kaciłasia
Rejmand Karver. Vidašukalnik
Uładzimier Lalkoŭ. Losy
Petar Šabach. Śviaty viečar

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0