Rodnaja mova — niepitnaja krynica?
Kali joju nia chočuć karystacca, albo nie dajuć. Piša na svaim błohu Siarhiej Astraviec.
Kali joju nia chočuć karystacca, albo nie dajuć. Piša na svaim błohu Siarhiej Astraviec.
Baču: najbolš publiku cikaviać niejkija sentencyi adnosna movy biełaruskaj. Mianie zapyniŭ znajomiec: dziadźka, ty čaho napisaŭ na svaim błohu, što mova našaja horš raspracavana za polskuju? Ty što — palanafiłam zrabiŭsia? Uraziŭ dvojčy, možna skazać. A chiba biełaruskaja, voźmiem tolki mižvajennaje dvaccacihodździe, raźvivałasia ŭ adnolkava svabodnych, spryjalnych umovach z polskaj? Ułada ŭsialak dbała i pašyrała? Ci, naadvarot, za movu zapisvali ŭ nacyjanalisty i rasstrelvali?
A što datyčyć terminalohii, pracy kamisii admysłovaj, jaje słoŭničkaŭ, dzie ŭsio heta? Karaciej, pasłuchać: pad pastajannym pryhniotam, u niesvabodzie, u atmasfery strachu, zabaronaŭ biełaruskaja mova vydatna raźvivałasia? Joj navat svaboda była nieabaviazkovaj? Za kratami, maŭlaŭ, taksama možna idealna raspracavać… Absurd? Tryźnieńnie! Nahadaju, što z času niezaležnaści našaj dahetul nia vydadziena nivodnaha słoŭnika sapraŭdnaha. A ty dziadźka kažaš — raspracavana jak maje być, palakam možna nie zajzdrościć. A ja, vybačaj, zajzdrošču, ale chiba heta palanafilstva?
Sustreŭ dniami siabru, zadaŭ pytańnie — jak jany “zmahajucca z hidraj”, sprabujuć hrupu ŭ dziciačym sadzie stvaryć? Havoryć, źviarnulisia da baćkoŭ, dali abviestku, adrazu vosiem zajaŭ. Ułady zabaranili samadziejnaść, napisali svoj tekst. I kolki, dumaješ, zajaŭ atrymali paśla hetaha? Nul! A što jany tam napisali? — pytajusia. Kanstatacyju, pa typu: rodnaja mova — duša narodu, krynica čahości tam. Nu, jasna: nieba — siniaje, trava — zialonaja, sonca śviecić.
Razmaŭlajem tak, dałučajecca jašče adzin pryjaciel. Mnie, kaža, nasrać (tak i skazaŭ!) na ichnija epitety-metafary. Kali jana takaja pryhožaja, čaho trymajecie ŭ čornym ciele? Zabiaśpiečcie, parazity, joj narmalnyja ŭmovy isnavańnia, jakija stvorany dla akupacyjnaj… Tut našaja razmova ŭzmacniłasia: sapraŭdy z pryhožymi słovami na vusnach možna ź biełaruskaj movy ździekvacca biespakarana, prynižać, možna navat plunuć u jaje — kali łaska!
Pastajali jašče chvilin dziesiać i razyšlisia. A padsumavańnie takoje: pryhožaja, ale kvołaja, voś ruski jazyk, jon vialik i mahuč. Pryčym, vialik i mahuč u Respublicy Biełaruś, dzie svaju “moŭnuju krynicu” zaplavali, zaśmiecili, zahadzili, kab joj nie karystalisia. A chto sprabuje rasčyścić, adradzić — toj nacyjanalist, pa rukach jaho! Dy što pa rukach? Kajdanki dla čaho isnujuć?!
A ty, dziadźka, kažaš — pačuvajecca nia horš za polskuju. Škada budzie polskuju da śloz, kali, nia da Boža, trapić u takija jažovyja rukavicy.
Kamientary