"Nieviadoma kali… usio mima…"

        Z SMS-paviedamleńnia, dasłanaha mnie tatam z-pad Hamburhu

Siamiejnyja ŭspaminy pra sustreču sa śviatym Mikołam na darozie miž Bieraściem i Vysokim uzimku 1941 hodu.

Tak paviałosia, jašče z časoŭ majho pra-pra-pradziaduli (a chočacca napisać: ledź nie spradvieku), što ŭsiu našu radzinu nazyvali furmanami, furmanavymi dziećmi dy ŭnukami. A va ŭsim vinny toj samy, pieraprašaju, archietyp darohi. Razvarušany miernym rypieńniem koła ŭ adnym z maich dalokich prodkaŭ, jon tak i pračynajecca z pakaleńnia ŭ pakaleńnie ŭ kožnym naščadku, znoŭ i znoŭ vypraŭlajučy «furmanavych dziaciej» heć ź ciopłaje chaty, u doŭhija šlachi — štości vieźci, šukać, ratavać, viartać…

Navat ciapier, kali ja pišu hetyja radki, ja ŭ darozie — jedu razam z bratam na śviata ŭ našu viosku. Miernaha rypieńnia kołaŭ ja (i dziakuj bohu!) nia čuju, ale ž baču, jak biažyć daroha, zabirajučy z saboju mituślivaść, čakańnie, čas, a nam naŭzajem addajučy śvietłyja hai, sažałki, busłoŭ, što źbirajucca ŭ vyraj, čornyja-čornyja zhrai varon la mohiłak (jašče nie krumkačoŭ, ale…), pierajezd cieraz rečku Lasnaja, a dalej — i cieraz tonieńkija pacierki-ručainki byłoj Lutaj, ciomnyja bary, pasty, znoŭ śvietłyja sasnovyja hai dy jašče raz busłoŭ… I my ŭsio heta stomlena-mlava prajaždžajem, nie śpiašajučysia łavić, śmieła pakidajučy ŭ darozie, u časie (pa-za časam?), bo viedajem, što hety kutočak-kalidor, hetaje Vialikaje Mižrečča žyvie inšym dychańniem, inšym rytmam… Jaho ŭžo i tak łović toj, chto jedzie pa krychu prychavanych darohach na poŭnač ad Bieraścia.

Moj tata, jak i jašče dvoje jahonych bratoŭ i čaćviora plamieńnikaŭ, — furman, ci, paprostu, dalnabojščyk. Naturalny zaniatak dla tych, chto žyvie la miažy. A tym bolej dla majho taty, jakomu jašče ŭ piać hod da śloz karcieła sieści za rul. Mara spraŭdziłasia — i ciapier dźvie traciny svajho žyćcia jon pravodzić u darozie (a moža, i ŭsie try traciny, kali darohu razumieć metafaryčna), dzie i spaścih (choć i sam taho nia viedaje) filazofiju Koła. Tata nikudy nie śpiašajecca. Nikoli. Dośvied? Spadčyna? Nia viedaju i spytać ciapier nie mahu: jon usio jašče ŭ darozie — śvidruje eŭrapiejskija šlachi.

Moj dzied taksama byŭ furmanam. Usio, što zastałosia va ŭspaminach radziny pra hieraičnaje minułaje dzieda, dyk heta historyja pra toje, jak jon ratavaŭ žydoŭ na svajoj furmancy padčas vajny. Dy jašče niejkija ćmianyja ŭspaminy pra sustreču sa śviatym Mikołam. Najcikaviejšaja častka siamiejnaj sahi, jakaja, na žal, nie prajšła babulinaj cenzury.

Jak bačycie ŭžo z samaha pačatku, uva mnie ciače kroŭ sapraŭdnych sarmataŭ. Chočacca vieryć, što ŭsimi raniejšymi praščurami, jakija sadzilisia na kania ci ŭ furmanku, kiravała taja ž šlachietnaja tajamnica Koła i spahadlivaje advažnaje serca. Chočacca, ale adna vonkavaja detal zaminaje — karyja vočy. Skul jany mahli ŭziacca ŭ Mižreččy, kałyscy čystych krynic i hienetyčna zakadavanaj śvietlini? Niaŭžo sa stepaŭ? Niaŭžo ich prynieśli siudy tyja, što, rujnujučy ŭsio na svaim šlachu, rezali j palili, irvalisia na zachad, taptali, śvistali, hiełhatali… i prypynili svaich koniej tolki ŭ zavuholli vialikaha kalidoru… uražanyja? Upieršyniu zamiest pustečy j biaźmiežnaści — puščy, zamki, viežy, pałacy, iznoŭ puščy, puščy, puščy. I ich akalajuć piać rečak: Buh, Lasnaja, Lutaja, Pulva dy Muchaviec… I tady vieś impet, usia naciataść ruchu vylivalisia ŭ hetyja rečki, a rečki ciarpliva prymali ŭsio, achutvali žyvoju vadoj.

A moža, usio heta darma — moža, nie było nijakaha stepu, prosta maje prodki čumakami chadzili ŭ Krym pa sol, spynialisia tam na doŭhi čas, a adtul vieźli z saboju nia tolki sol, a jašče j paŭdniovuju ciemnavokuju žarść?.. Nia viedaju. Ale reč zusim nia ŭ tym.

Hałoŭnaje toje, što mierny ruch, biaskoncyja šlachi, roŭnyja spakojnyja rečki, jakimi nabryniali ŭsie my, vučać pa-svojmu hladzieć na žyćcio j śmierć. Jak na darohu. Jak na viartańnie…

Ale pry čym tut furmanka śviatoha Mikoły, spytajecie vy. Čverć darohi ŭžo amal projdziena (napisana ci pračytana), a ja ničoha jašče raskazać pra tuju furmanku nie paśpieła. Čas pačynać. I voś tak, paśladoŭna, ad razvažańniaŭ pra śmierć i čas ja pierachodžu da svajoj historyi, historyi taksama pra čas, pra majho dzieda dy pra śviatoha Mikołu. Ci budzie ŭ joj furmanka, vyrašajcie sami.

* * *

Staromu dziedu Mikołu vielmi ciažka razmaŭlać. Časam jon moža niešta paprasić šeptam, ale čaściej z horła vyryvajecca tolki niaŭciamny chryp. U jaho rak.

U apošni miesiac pierad aperacyjaj jamu nibyta robicca lepš: zdajecca, hołas znoŭ viartajecca da staroha. Hołas słaby, dy ŭsio ž dzied moža raskazać rodnym samaje hałoŭnaje — toje, što viaredzić dušu. Ale chatnija ciapier tolki zasmučana kivajuć na jahonyja słovy. Ci to stamilisia słuchać dziedavu historyju pra Jurka i staruju furmanku. Ci to bajacca vieryć, što stary tracić rozum…

Albo, jak baba Tekla, čujuć ŭ jahonych słovach niešta vuścišnaje…

A dzied štoranku ŭhladajecca ŭ most nad Muchaŭcom. Jon bačyć, jak na most padymajecca Jurko — małady bieły-bieły koń, jakoha hadoŭ šeśćdziesiat tamu jon sam i dahladaŭ… Štoranku Jurko ciahnie staruju furmanku na most, a na toj furmancy siadzić čałaviek z doŭhimi biełymi vusami. Na im ciomnaja apranacha… Tak nam apisvaje jaho dziadula, chacia my ničoha i nikoha na tym moście nia bačyli.

Dalej dziedava historyja-tryźnieńnie pierachodzić u samy sapraŭdny apokryf: jon paznaje ŭ tym, chto kiruje lejcami, śviatoha Mikołu i duža jamu radujecca. «Chutka, jašče da maich imianinaŭ, — kaža dziadula, — jon dajedzie da našaha dvara, kab…» Voś tak, kvołym dziedavym hołasam, uvodzicca ŭ maje ŭspaminy tajamničaja historyja pra furmanku śviatoha Mikoły, ale adrazu ž jana j abryvajecca: «Nia źli Boha, Mikoła, — stomlena štoraz pierabivała jaho nahružanaja babula. — Nie čapaj śviatoha… Chaj sabie jedzie…»

Pišu heta i pahladaju čas ad času na ikonu śviatoha Mikoły. Ikona zaŭždy — z taho času, jak ja sama siabie pamiataju, — visieła ŭ našaj mašynie. Moža, chtości i ŭbačyć u vyrazie tvaru śviatoha suvoraść, ale ž dla nas z bratam (jak i dla ŭsich našych dziadźkoŭ i ciotak, babul i dziadul — dla ŭsich, kaho ja pytała) jon byŭ i zastaniecca dobrym sivabarodym dziadulem, samym doŭhačakanym, jaki nieminuča štohod prynosić Mikałajčyki dzieviatnaccataha śniežnia.

Letaś pierad aperacyjaj dziadula taksama čakaŭ Mikałajčyka. Ale ŭžo pa-inšamu, tak, jak čakajuć apošniaj, raźvitalnaj sustrečy…

«Nie čapaj śviatoha… Chaj sabie jedzie…» Na heta dzied pakrechtvaje niešta, niby pakryŭdžany, chutajecca ŭ zimovuju kurtku dy, šarkajučy pa zamierzłych prystupkach, vychodzić na dvor. Jon lubiŭ, jašče zdarovym, siadzieć na ŭsłončyku la padjezdu i słuchać rypieńnie tralejbusaŭ, što danosiłasia z Maskoŭskaj. A ciapier, kali mocna zachvareŭ, jon hetym «ratujecca»: u rypieńni dzied adčuvaje i miernaść, da jakoj pryzvyčaiŭsia za takoje doŭhaje furmanaŭskaje žyćcio, i ruch, jakoha tak brakuje chvoramu.

Čym bližej padychodzić čas aperacyi, tym čaściej na svaich špacyrach jon zbočvaje da nabiarežnaj. Adtul, la pomnika Šaŭčenku, jon silicca niešta razhledzieć na moście. Dy marna. Časam jon nabližajecca da samaj rečki. I tady ŭ jaho pačynaje baleć hałava, padymajecca cisk… Jon duža chvalujecca.

Kožny svoj dzień da chvaroby jon pačynaŭ pieśniaj… «Rečańka» stała jamu malitvaj. Jamu było błaha — jon šukaŭ u joj paratunku… Ciapier, uvieś saśmiahły pa hukach, jon znoŭ choča jaje zaśpiavać i nia moža. Za hetyja dva hady, kali jon musiŭ zbolšaha maŭčać dy časam razmaŭlać niejkim nievyraznym klakatańniem-šeptam, jon zabyŭ melodyju. Dzied silicca praśpiavać jaje chacia b u dumkach, chacia b pieršyja radki, dy ničoha nie vychodzić.

Ciapier razumieju, jak heta strašna — nia mieć hołasu. Nia vykažaš, nia vykryčyš, nia vyśpievaješ ani bolu, ani kryŭdy. Kažuć, što bykam pierad karydaju vyrazajuć hałasavyja źviazki, kab davieści ich amal da šalenstva. I tady zastajecca tolki bieh, skačok, šum vietru, adčajny ryvok na volu… A kali razam z hołasam čeźnie j «bieh»? Kali sychodzić Jurko, spyniajucca koły furmanki? Staraść, chvaroba, za što čaplacca?

Volnamu vola — najvialikšaje ščaście… Navat viecier nie dahonić kania…

Na dumku staroj baby Tekli, dzied marnieŭ z kožnym dniom. Spačatku było tryźnieńnie pra furmanku, a paźniej źjaviłasia jašče adna prablema — sini flamaster. Tata pryvioz jaho ź Niamieččyny, dla mianie ŭ škołu. Stary ž, amal histeryčna, nie daje nikomu karystacca flamasteram, chavaje dzieści ŭ svaich kišeniach dy ŭsio pieražyvaje, što linija, jakuju jon vyvodzić, z kožnym dniom robicca tančejšaj.

Jon viedaje, što chutka jaho pakładuć u špital, kab padrychtavać da aperacyi, i vielmi niepakoicca spačatku, što syn źjechaŭ u kamandziroŭku, až u Niamieččynu, pad samy Hamburh. Jak što, dyk i viarnucca moža nie paśpieć. A syn, taksama Mikoła, i taksama furman-dalnabojščyk, musiŭ pryjechać… pokul nia źnikła farba kančatkova. Musiŭ paśpieć da imianinaŭ, na čakanyja Mikałajčyki…

U apošni dzień, pierad tym jak jechać u špital, dzied adčuvaje, što jon voś-voś złović melodyju. Jon siadaje na ŭsłončyk pad pomnikam i na maleńkim arkušyku aŭtamatyčna vyvodzić ledźvie bačnyja linii blakła-sinim flamasteram. Vychodziać koły, lejcy… Jurko, furmanka. I voś jon užo čuje…

Moža, padasca dziŭnym, što ja voś tak prosta vykładaju tut dziedavy dumki. Skul ža mnie ich viedać?.. Heta ž nie maja, a jahonaja daroha… Nia moža ŭnučka pahłybicca ŭ pačućci staroha pierad śmierciu.

Ale ž ja ŭžo pisała pra siamiejny archietyp darohi, jaki adkryvaŭ pad novym vuhłom karcinu žyćcia i śmierci. Tut sprava dachodzić da inšaha adčuvańnia času i prastory… Takoje pierachodzić ad dzieda da taty, ad taty da mianie — nie praz słovy, kaniečnie, a praź miernaje rypieńnie tych ža kołaŭ. Nikoli nie zastajeśsia ŭ ciopłaj chacie, ale adnojčy vypraŭlajeśsia ŭ darohu i ŭsio žyćcio viartajeśsia dadomu… Hałoŭnaje — zrabić heta pryhoža…

U dziaduli, ja była peŭnaja, byŭ hust… I viartacca dadomu jon musiŭ hetak ža vykštałcona, jak i jechaŭ usio svajo žyćcio. Pryhoža. Z kaniom — dyk z samym žvavym, biełym Jurkom. Apakryfična — dyk tolki ź siamiejnym zastupnikam śviatym Mikołam, dobrym diadźkam ź sivymi vusami, jaki nikoli nie zabyvaŭsia prynosić Mikałajčyki.

Dyk voś, u toj svoj apošni dzień dziadula, viadoma, čuje, jak rypiać koły. Jak Jurko cokaje kapytami pa zamierzłaj lasnoj darozie na Łyščycy…

…Na svaje imianiny jon pieravozić žydoŭ praź miažu, u staroj furmancy pad ryźziom dy ŭhnajeńniem. Ich siem'i raźbili — baćkoŭ adpravili pad Bieraście, a dziaciej pakinuli ŭ lahiery pad Vysokim. Nadta škada ich było, i jon, furman z Uładyčycaŭ, biarecca ich vieźci… Jon tolki sabraŭsia vyvaročvać ź lasnoj darohi ŭ pole, jak niechta zzadu šeptam zahadvaje jamu spynicca. Dzied ledźvie paśpiavaje paciahnuć za lejcy, kab u čas spynić kania: z-za kustoŭ vidać, jak niamieckaja mašyna prajechała pa šašy nad samym polem.

…Žydy ŭsio jašče siadzieli ŭ svaich schovankach. Heta nie jany papiaredzili. Zdajecca, heta moh być tolki zastupnik Mikoła, heta i byŭ jahony Mikałajčyk na tyja imianiny. Z taho času dzied zaŭždy z saboju ŭ darohu biare ikonu śviatoha.

Abo jon, u toj svoj apošni viečar, čuje, jak Jurko viazie jaho pa darozie na Vystyčy, da brata, a mały syn Mikołka, zarumzany, płača kala chaty, što jaho z saboju znoŭ (navat na Mikołu!) nie ŭziali ŭ padarožža… Pakinuli dahladać nendzu-Chrystynku… A jamu abrydła. Jon užo adčuvaŭ podych volnaha vietru… Jamu śviarbieła pajechać, i navat u maleńkich vočkach śviaciŭsia adbitak koła…

Furmany-furmany, małyja dy vialikija, koła ŭ vas nichto nie zabiare — ni čas, ni adlehłaść. Jany ž sami i schavanyja ŭ kole… Samo žyćcio vaša, jak koła, — kocicca ad Mikoły da Mikoły. Nikudy nie śpiašajecca, bo vy pa-za časam…

Moža, tajamnica Koła i dapamahała zmardavanamu chvarobaj dziedu pierad viartańniem…

* * *

Na nastupny dzień, dzieviatnaccataha śniežnia, aperacyju dziedu tak i nia stali rabić. U jaho pačalisia metastazy…

Jaho advieźli dadomu, dzie było niejak śvietła i cicha-cicha. Tolki zredku mierna rypieli tralejbusy.

Jon pamiraje? Nie, kali łaska, nie ŭžyvajcie hetaha žachlivaha słova. Tut, u Mižreččy, jano ničoha nia značyć… Što Vy, jon prosta pryhoža viartajecca. Serca spyniłasia, jak kažuć daktary, jašče rankam, u špitali… Dy musiła ž jašče być furmanka, «Rečańka» i śviaty Mikoła…

Kab zaviaršyć jahonaje padarožža, mnie zastajecca damalavać tolki niekalki apošnich rysaŭ. I ja nie mahu nia spraŭdzić heta chacia b na papiery: jon musić, chacia b u hetym tekście, dažyć svaje apošnija imianiny, sustreć svaju furmanku, pokul nie začyniłasia brama za śviatym Mikołam, jaki pieravozić usich dadomu…

Što ž jamu zastajecca zrabić? Što b jon zrabiŭ?

Jon pravieryŭ by flamaster — pravioŭ liniju pa tym ža arkušyku, dzie ŭžo namalavaŭ furmanku. Linii amal nie było b vidać.

«Padarunak ad śviatoha na imianiny — jašče adzin dzień. Kab ja paśpieŭ ubačyć syna…» Nie-nie-nie! Pamylajeciesia — jon takoha b nikoli nie skazaŭ (dyj havaryć jon užo nia moh). «Paśpieŭ?» Jon nikoli nie turbavaŭsia pra čas — heta śmiešna… Što ty možaš paśpieć, kali ty pa-za časam. Kali ty, tvaje prodki i tvaje naščadki zaŭždy ŭ darozie.

Dzied by toj apošni viečar nie marnavaŭ na takija dumki. Jamu b zachaciełasia prajścisia, znoŭ da mostu, ź jakoha jon tak doŭha ŭžo čakaŭ svajho Jurka. Užo b ściamnieła, pad lichtarniaj nad Muchaŭcom stajaŭ by bieły koń i furmanka, a z furmanki jamu pamachaŭ by śviaty Mikoła, dobry dziadźka z doŭhimi biełymi vusami.

Nadyšoŭ by čas raźvitvacca. Z synam? Ale syna ŭ toj viečar nie było b pobač. Jon byŭ jašče ŭ darozie (tady jon, moj tata, i dasłaŭ mnie biezdapamožnaje SMS z-pad Hamburhu: «Nieviadoma kali… usio mima…»).

Dy dzied usio roŭna adčuvaŭ by jaho pobač. Što dla jaho ciapier (tady…) čas i adlehłaść? Furmany vučacca pa-inšamu adčuvać ich… Daroha, ruch, rečka… Ty ŭ časie amal nie zastajeśsia — usio prabiahaje paŭź ciabie. Usio mima… i nieviadoma, nikoli nie viadoma, kali ž ty narešcie budzieš doma. Zrešty, ty ž nikoli nia-doma i nie byvaješ. Ty zaŭždy ŭ darozie… U darozie dadomu.

Ja b čakała ich abodvuch — dvuch Mikałajaŭ, hladzieła b na most cieraz vakno, dy — chto jaho viedaje adkul — źjaviłasia b melodyja… Usiu hetuju niepatrebnuju cišyniu, naciataść vaŭčynaha miesiaca ja b zaśpiavała.

Mo tak i lepiej. Dziedu tolki padasca, što niechta pobač śpiavaje «Rečańku»… Treba budzie iści, pryvitać narešcie Jurka j śviatoha Mikołu, jaki na svajoj furmancy adviazie dzieda dadomu. Dzieviatnaccataha śniežnia Mikoła zaŭždy robić cud…

I bolš nichto nia ŭbačyć hetaha. Tolki ja. Ja źlohku šturchanu dzieda ŭ levaje plačo, jak heta ŭžo šmat hod (stahodździe? stahodździ?) rabili ŭ našaj siam'i — strasali ŭsio ciažkoje j niačystaje ź levaha plečuka taho, chto adpraŭlaŭsia ŭ darohu… I z akna ja budu bačyć toje ž, što i ŭsie astatnija, — tuju ž chałodnuju rečku, tuju ž zaśniežanuju šeruju nabiarežnuju, čuć toje ž rypieńnie tralejbusaŭ… Usio toje ž, tolki jašče j furmanku, jakuju ciahnie ŭzdoŭž rečki bieły koń… Pakrychu adjaždžaje, rypiać staryja koły… Dziadula niby sam uvieś raspuściŭsia ŭ hetym miernym huku, u hetym ruchu. Ja zaplušču vočy, i ŭ zrenkach ŭsio jašče budzie krucicca toje koła.

Ja budu viedać, što i da mianie pryjedzie furmanka. Kali-niebudź. Abaviazkova. Ale pierad hetym dalokim Mikałajčykam buduć jašče lažać darohi. Darohi, pa jakich ja ŭžo druhuju hadzinu jedu razam z bratam… Dy heta ŭžo inšaja historyja.

Nie zabiahajma napierad. A pokul adčynim fortku i pasłuchajem, jak śvišča viecier.

Kožnaje doŭhaje padarožža pačynajecca z volnaha vietru…

Natałka Charytaniuk — studentka. Žyvie ŭ Bieraści.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?