«I am a passenger»
Iggy Pop
Krajavidy ratujuć ad skruchi j nudy,
vypadkovym maršrutam imčyš nie tudy,
ale ŭ całkam advolnym napramku.
Bo žyćcio i pryroda – prajavy hulni,
paru tydniaŭ šalonych u losu ściahni
i svavolničaj bieśpierastanku.
Śvinafermy, anhary – niakidki toj fon,
što znutry vyryvaje pryhłušany stohn,
naturalny ŭ tutejšych šyrotach.
Kožny nočny lichtar – niby kazačny elf.
Niepaŭtorny paleski žanočy reljef
pazbaŭlaje spakoju i cnoty.
Hety kraj vyklikaje ironiju j žach.
Jak vychodziš i čuješ u tambury pach
adpaviednych intymnych sekrecyj,
serca poŭnicca złościu. Časovy susied
zaprašaje na doŭhi j durny tet-a-tet.
I ŭ kišeni – apošni sestercyj.
Noč, vakzały, lasy – bukaličny landšaft.
Krajavidy tutejšyja – cudny varštat,
kab pazbavicca škodnych iluzij:
u aknie suziraješ sumbur i kalaž,
to byŭ plaž, a praz chvilu kałhasny miraž,
dzie – kałhaśnik, nakładzieny ŭ ziuziu.
Śviet padobny na kazačnuju karusel.
I padsieŭšy na hety šalony kaktejl
ź niebiaśpiečnych inhredyjentaŭ,
budzieš viečnym narkotam. Vandroŭnym katom.
Niepatrebnymi stanuć zdaroŭje i dom –
hety viečny harnir chepi-endaŭ.
Sny-kavałki. Pradmieściaŭ brutalny biazład,
dzie panujuć ubostva i matryjarchat,
a dziaciej vyrablajuć pa pjancy.
Jak kazaŭ moj lubimy Bukoŭski: «Luby
idyjot maje prava na ščaście, aby
toj nia byŭ mudakom i zasrancam».
Śpiać falklornyja ciotki z pružanskich miaścin;
praz adsiek vyjuć piesieńku baćka i syn,
i žyćcio, by zadymleny tambur,
uvabraŭšy historyjki niečych niapruch,
pa maršrucie starym paŭtaraje svoj ruch
i fartunie ŭciskvaje chabar.
Anikoli nia skažaš dakładna: za što
lubiš duch kantrabandy i mocny nastoj
z dyjalektavych lekavych travaŭ.
Kožny rynak miascovy – mały babilon:
tam šturchajuć, pakłaŭšy na strach i zakon,
miryjady kustarnych tavaraŭ.
U pravincyi źnik ramantyčny nalot.
Praz haleču, zakinutaść, strach, niedarod,
štoviačernija machačy-tosty
tradycyjna kładuć na štomiesiačny plan.
Tut u kožnym rajonie svoj rodavy kłan –
miestačkovaja koza nostra.
Tut samota – paŭsiudny halimy refren:
jon hučyć u razmovach, lijecca sa scen
niepaŭtornym ajčynnym defektam.
I nia važna, adkul hety kultavy płač, –
im zaražany kožny tutejšy smarkač,
kožny akr tutejšaha hieta.
Sałaŭiny džem-sejšn łunaje ŭhary.
Adzinoki ciahnik paŭz raŭniny j bary
pieravozić tajemnyja hruzy.
U statyčnym ekranie azioraŭ – błakit.
I nastolki p…data, što – klenčyš kredyt
u svajoj niezhavorlivaj muzy.
Ale ŭviečary, hledziačy na zarapad,
pravincyjny amatar pryhožych balad,
cyharetku zapališ niaśpiešna
i adčuješ, jak skoŭvaje choład bašku,
jak lahčeje ad kazačnaha parašku...
I stanovicca tupa i śmiešna.
Bieraście, žnivień-vierasień, 2006