Natałka Babina

Pastka dla krata

…Studentka mienskaje Palitechniki Janina znachodzić na svaim leciščy trup nieviadomaha čałavieka, a nazaŭtra ledźvie nia robicca achviaraju nieviadomaha zabojcy. Kab dać adpačyć zatłumlenaj hałavie, jana zachodzić u studenckuju piceryju j sustrakaje adnakurśnika Kastusia, u jakoha taksama surjoznyja prablemy…

Vidać było, što jon nie žartuje.

— Ty surjozna? Što zdaryłasia?

— Mianie vyklučajuć z akademii. Zvolnili z katedry za spaźnieńnie, vyhnali ź internatu: nie prajšoŭ u čas flurahrafiju. Karosta asabista prychodziŭ vynosić maje rečy.

— Kastuś, ty što kažaš takoje? Ciabie vyklučajuć?! I Freberh dazvoliŭ? Dy jon ža rektarat raźniasie ŭ ščepy!

Kościa źniaŭ akulary, nizkavoka pryžmuryŭsia i cicha skazaŭ:

— Alaksandra Isakaviča tut bolš niama.

Kali b jon vykaciŭ z-za śpiny harmatu dy palnuŭ u kutok, to nie vyklikaŭ by bolšaha ździŭleńnia. Ja źniamieła.

— Jak heta niama? Jon… pamior?

— Nie, nie pamior, Boh z taboj! Źjechaŭ u Ńju-Jork.

— U Ńju-Jork! Vo jak!.. Ale čamu… (“…ion mnie ničoha nie skazaŭ” — ledź nie źlacieła ź jazyka.) Ale čamu?

Kanstanta pacisnuŭ plačyma.

— Čamu daŭno ŭžo nia źjechaŭ, lepš spytała b. A apošnim časam jamu dali zrazumieć… U tym samym rektaracie… Dyj nia tolki tam. Freberhu padpalili dźviery i pabili vokny ŭ kvatery. Čaho było čakać? U jaho ž siamja, dačka…

Barmen sam prynios zamoŭlenuju picu.

— Pabačyŭ, što vy zaniatyja, vyrašyŭ prynieści.

Ja pahladzieła na jaho, nie adrazu zrazumieŭšy, što da čaho.

— Dziakuj, Piatro. Zrabi łasku, Kanstanty, nia daj prapaści dabru. Ja zamoviła, ale niešta mnie nijakavata — źjež ty, kali łaska.

Kanstanta kaŭtnuŭ ślinu.

— Ty sapraŭdy nia chočaš?

— Nie, nie chaču. Prabač, ja nienadoŭha adydusia.

Pachistvajučysia, dabryła da prybiralni. Muzyka siudy nie danosiłasia, i ja adčuła, jak tachkaje ŭ skroniach kroŭ.

Nu voś, abyšlisia z taboj, jak z kurvaj. Abapirajučysia na rakavinu, ja chałodna i pavolna razhladała siabie ŭ lustry. Biełyja vałasy nad iłbom, karyja vočy, poŭnyja vusny — mnie zachaciełasia samoj sabie ŭčapicca kipciurami ŭ tvar, razdrapać śvietłuju skuru, bicca hałavoj ab ścianu… Spakajniej, Janina. Niama nijakaj biady. Spakajniej.

…Historyja z Freberham pačałasia tamu, što maja maci pamierła ad raku — chutka i strašna. Ja nie mahła žyć. Nie mahła być doma, miž ścienaŭ, što bačyli jaje ahoniju. Na zaniatkach ja siadzieła jak za ščylnaj zasłonaj, praź jakuju nie prachodziła ničoha — ni hukaŭ, ni śviatła. Nie reahavała na słovy. I siabry, i vykładčyki viedali pra heta — mianie nichto nie čapaŭ. Nichto, akramia Freberha.

Ja ciapier razumieju, što jon naziraŭ za mnoj, i voś na adnym z zaniatkaŭ vyklikaŭ da doški. Jasnaja reč, ja navat nia viedała, ź jakoha boku padstupicca da praktykavańnia z matanalizu. I nie chacieła viedać: mnie było ŭsio adno. Ja navat nie zusim uśviedamlała, što sa mnoj i dzie ja, — pierad maimi vačyma stajaŭ mamin tvar, z hołym z-za chimijaterapii čerapam, z advisłaj skivicaj. Apošnija piać dzion jana była nieprytomnaj i ŭvieś čas stahnała… Stojačy la doški z krejdaj u ścisnutych palcach, ja čuła tolki hetyja stohny… I raptam pačuŭsia kplivy hołas Freberha — poŭnyja žoŭci, rezkija słovy:

— …poŭnaj durnicaj. Tak, tak, poŭnaj durnicaj. Što vy hledzicio na mianie, jak na vykapnia? Heta ja pavinien na vas tak hladzieć — staicio, jak słup, i nia možacie rašyć prościeńkuju zadaču. Vy što, idyjotka? A mo ŭ vas krytyčnyja dni? Ci heta vaš zvyčajny fizijalahičny ŭzrovień raźvićcia? Ale ŭ takim razie davodžu da viedama: jołupniam miesca nie ŭ instytucie, a ŭ Navinkach.

— U jaje maci pamierła, — nia vytrymaŭ niechta z našych.

— Vielmi škada. Ale takoj durnicy, jak vy, biaz maci tolki lepš. Viasielej.

Hetyja abrazy dachodzili da mianie z peŭnaj zatrymkaj — jak u filmie, kali huk nie supadaje z vyjavaj. Kali dajšli apošnija słovy, sa mnoju niešta stała. Mianie ŭdaryła dryhotka. Ja pačyrvanieła. Freberh stajaŭ la akna i pilna naziraŭ za mnoj. Ja zakryčała “Bydła, bydła!” i špurnuła ŭ jaho krejdu, šmatku, jaho papiery, jakija lažali na stale, partfel i, narešcie, kresła, na jakim jon siadzieŭ. Dzie-čym paceliła. Ślozy palilisia ź mianie ŭpieršyniu paśla pachavańnia, i, zachłynajučysia imi, ja kinułasia z aŭdytoryi. Zarembačka palacieła za mnoj, i ŭ tualecie, dzie ja asieła na padłohu, doŭha moŭčki hładziła mianie pa vałasach.

Z taho dnia ja stała vychodzić na svajo. Žyćcio pacichu viartałasia. Baćka ŭzdychnuŭ z palohkaj.

Ja mnoha dumała, čamu Freberh tak žorstka mianie źniavažyŭ. Viadoma, jon zaŭsiody havaryŭ z studentami iranična, moh naśmiajacca ź niazdary, ale kpiny jaho byli viasiołyja — u jaho na zaniatkach inšy raz až stahnali ad rohatu… Za što ž jon tak ź mianie?

Na “vyšku” ja nie chadziła, staranna ŭchilałasia ad mahčymych sustrečaŭ z Freberham u našych hułkich doŭhich kalidorach. Adnojčy Zaremba daniesła:

— Freberh pytaŭsia, čamu ty nia chodziš na zaniatki. Skazaŭ, što padaść źviestki pa propuskach u dekanat.

— Niachaj.

— Nu i čym heta skončycca? Ciabie pazbaviać stypuchi. A jak ty zdasi ekzamien?

Razzłavanaja, ja paviarnułasia, kab skazać, što nikoli nia vybaču jamu, što nie mahu jaho bačyć, što lepš vyleču, čymsia hetamu skaciniaku… Freberh išoŭ pa kalidory, išoŭ da nas — heta było niesumnienna. Jon admysłova spuściŭsia ŭ cahlanyja kratavanyja kazematy, dzie ŭ nas mielisia być labaratornyja pa kvantavaj mechanicy.

Alena pavitałasia.

— Kali možna, ja prasiŭ by vas na dva słovy, — źviarnuŭsia jon da mianie.

Ja admoŭna pachistała hałavoj.

— Mahčyma, ja vinavaty pierad vami, i ŭ vas jość pryčyny kryŭdavać na mianie. Mahčyma, i ŭ mianie byli pryčyny pavodzić siabie tak, jak ja siabie pavodziŭ, ale ja nia budu na ich spasyłacca. Skažu z usioj ščyraściu, što škaduju, kali pakryŭdziŭ vas, i prašu za heta prabačeńnia, — surjozna skazaŭ Alaksandar Isakavič.

Ja pačyrvanieła. Alena, na majo ździŭleńnie, taksama.

Freberh pryvioŭ mianie ŭ pustuju aŭdytoryju i tut, siarod kresłaŭ, pierakinutych na stały, padyšoŭ i pahładziŭ pa vałasach. U šoku, ja ŭźniała vočy. Hetaha jašče… Ale jon nie źbiraŭsia mianie škadavać, vykazvać spačuvańnie, čaho ja bajałasia. Vočy jaho hladzieli tak… Tak… U mianie nervova trymknuła pavieka — raptam ja zrazumieła mužykoŭ, ź jakich śmiajałasia raniej, i zamierła. Ja bajałasia varuchnucca: nie chacieła parušać taho, što adbyvałasia, i nia viedała, što adbyvajecca, i starałasia nie dryžać…

Jon vielmi pryhožy — parodnaj pryhažościu mocnaha razumnaha mužčyny. Ci zaŭvažała ja heta raniej? Peŭna, tak, ale tolki ciapier jaho prychavanaja moc raptam abrynułasia na mianie. Jon pałka pacałavaŭ mianie ŭ vusny — i zabi mianie Boh, kali ja dumała ŭ hety momant pra što-niebudź… Šarachnuŭ zvanok. Adarvaŭšysia, ale mocna trymajučy mianie za ruki, jon nazvaŭ adras.

— Zaŭtra, a piataj. Ja budu ciabie čakać.

Ničoha bolš nia kažučy, pajšoŭ. Ja hladzieła na svaje ruki, barvova paplamavanyja jahonymi palcami, i šeptam paŭtarała adras…

…Pa jakim nazaŭtra, stojačy la dźviarej, užo mo treci raz uźnimała ruku i znovačku apuskała, nia ŭ zmozie nacisnuć zvanok. Raptam dźviery sami rezka rasčynilisia, i toj, chto stajaŭ za imi, nieciarpliva rvanuŭ mianie praz paroh usiaredzinu…

Tak pačaŭsia naš raman — kali heta možna nazvać ramanam. My bačylisia davoli časta, kožny raz u jaho, i kožny raz heta było niejkaje šalenstva. My mała havaryli, zredku razam viačerali. Ja nikoli nie hatavała jamu ježu. Jon nikoli nie pravodziŭ mianie dadomu, nikoli nie zahavorvaŭ ni pra budučyniu, ni pra instytuckija spravy. My tolki zredčas razam jeli viačeru, jakuju niechta hatavaŭ raniej. Nia vielmi mnie heta padabałasia. Dajšło da taho, što ja vyrašyła pastavić na svaim, prymusić pavažać siabie — i ŭ dalokich zakutkach padśviadomaści ŭžo vymaloŭvałasia sałodkaja karcina: niezaležnaja i hordaja ja — na pastamencie samapavahi, i Freberh A.I. — na kaleniach prosić prabačeńnia, ruki, serca i dazvołu paznajomicca z baćkam. I našaje sumiesnaje žyćcio zichacić i źziaje pad huki šlubnaha maršu… Ničym mary nia skončylisia, viadoma. Ja prychodziła da jaho štorazu, kali jon klikaŭ. Chacieła nie iści, ale nie mahła. Kožny raz zmahałasia z saboju da apošniaj chviliny, a potym lichamankava źbirałasia i chapała taksoŭku… Nia treba mianie beścić. Vy pjacie harełku, ja prahnu kachańnia. Chaj jano haryć! Dužejšy jon za mianie. Prahnuŭ mianie — i atrymaŭ. A ja prahnu jaho — i… U Ńju-Jorku!..

…Dub z Kanstantam, jak kavalery, praviali mianie dadomu, i Dub na raźvitańnie, całujučy ručku, zaznačyŭ:

— Ja nie prašu madmuazel vyjści za mianie zamuž, ale, o śvienty Boža, jakuju ja hetym rablu pamyłku!

Jon zrabiŭ žest, jaki mieŭsia pakazać hłybiniu jahonaha hora, i źjechaŭ pa parenčynie.

Baćka nia spaŭ, čakaŭ mianie, kab raspavieści pra siońniašni vyklik da śledčaha.

— Pazvanili mnie na pracu, prapanavali zajści,— baćka chadziŭ tudy-siudy pa kuchni, i ja vadziła za im hałavoj. — Moh by j nie viarnucca!

— Jak tak?

— A tak! Śledčy hety — zabyŭ proźvišča — mlavy taki, jak cieła biez dušy, pakazaŭ mnie fota zabitaha i pytaje — ci viedajecie hetaha čałavieka? Pryhledzieŭsia ja — a heta Mianciej! Tak, kažu, viedaju, pracavali raniej razam. A kali, pytajecca, vy jaho bačyli apošni raz? Dy, kažu, z paŭhodu tamu, tady jon jakraz zvolniŭsia. A śledztva, kaža toj, maje źviestki, što vy bačylisia z paciarpiełym niepasredna pierad jaho śmierciu. Jakija takija, kažu, źviestki? Nie skazaŭ jakija, vykłaŭ na stoł naš nož, i pytajecca: paznajacie hetuju reč? Jak, kažu, nie paznać, kali hetym nažom užo mo dziesiać hadoŭ karystajusia. Hetym nažom, kaža, zabili hramadzianina Miancieja, i na dziaržańni byli znojdzienyja tolki vašyja adbitki palcaŭ. Čym vy heta patłumačycie? Tym, kažu, i patłumaču: dziesiać hadoŭ im karystajusia, jak nia być? I niaŭžo ž vy dumajecie, kažu, što kali b ja zabiŭ Miancieja, to nie pakłapaciŭsia b dziaržańnie pracierci?

Ci pryznajacie, kaža, što šeść miesiacaŭ tamu pahražali Miancieju śmierciu?.. Hety Mianciej, bačyš, byŭ takoj svałatoju, što pašukać, — nervujučysia, praciahvaŭ baćka. — I jakraz pierad jaho zvalnieńniem, sapraŭdy, byŭ vypadak — z-za taho jon i zvolniŭsia. Pryjšła da nas u kansultacyju, razumieješ, staraja — pad chvartuchom uvieś viek siadzieła, niejkaj mašynistkaj žyćcio prapracavała, ni čorta ni ŭ čym nie raźbirajecca, i — dapamažycie joj aformić damovu ź niejkaj ciotuchnaj. Taja budzie staraść starečuju dahladać, a paśla śmierci — uspadkuje kvateru. Ja sam byŭ vielmi zaniaty, a tut Mianciej padviarnuŭsia — davajcie, kaža, babulcy dapamahu. Nu, dapamahaj! I dapamoh! Taja šlondra, jakaja chacieła prybrać da ruk jaje kvateru, Miancieju advaliła dobry kuš, i jon takuju damovu nakataŭ, što trymajsia! Babulka vieryła jamu ślepa — a jak ža ž, juryst ź dziaržaŭnaj ustanovy, rassypaŭsia pierad joj drobnym makam… Padpisała ŭsio. I adrazu za paroham apynułasia! Zhodna z padpisanaj damovaj! Staraja, jenčačy, znoŭ da nas. Ja hladžu — a jana ž, pavodle dakumentaŭ, kvateru pradała, pretenzijaŭ nia maje, i raśpiska jość, i ŭsio ŭ nataryjusa zaśviedčana! Siadzić taja staraja pierad mnoj dy płača — načavała jana na prystupkach la kansultacyi, bo tam jaje ŭžo i na paroh nie puścili. I tut źjaŭlajecca Mianciej na pracu — syty, pad halštukam, dezadaravany. Nu, ja i nie strymaŭsia. Halštuk ź jaho sadraŭ i ŭ kaŭnier nakłaŭ. Pry Halinie Kazimiraŭnie dy Marharycie Jaŭsiejeŭnie… Paśla taho Mianciej i zvolniŭsia, — baćka ŭskudłaciŭ vałasy. — I voś ciapieraka vychodzić, što ja jaho zabiŭ! Bo paŭhodu tamu pahražaŭ! Pahražać ja pahražaŭ, dyk što ž? Ci ŭ jaho i jajcy byli adarvanyja?

A dzie vy byli tady i tady, pytajecca ŭ mianie śledčy?

Praciah budzie.


Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0