Achvotniej za ŭsio Ira hulała pa lesie, dzie ładziła samotnyja «pikniki», bieručy z saboj babinu vyšyvanuju survetku i ježu ź ladoŭni. A to jašče možna było kapiejek nakraści z baćkavych kišeniaŭ i nakuplać smačnot u kramie. Ira zaprašała susiedskuju Taniu, i jany sychodzili ŭ les, dzie bavili časam cełyja dni. Tak praciahvałasia až da taje pary, kali ŭ viosku z armii viarnuŭsia rudy Doraš-śvinaboj i ŭ Iry pačalisia žachlivyja dni.
Byŭ vietrany ranak sa skaklivymi plamami sonca na travie pad jabłyniaju, kali Tania prybiehła da Iry. Darosłych doma nie było, dziaŭčynki vynieśli ŭ dvor cełuju husiatnicu ź blinčykami i pałovu aprastali.
Paśla, ablizvajučy palcy, Tania skazała:
— Irka, pajšli pabačym, Doraš svaju košku z kacianiatami žyŭcom zakapaŭ, jana jašče dychaje, i ziamla na baku padymajecca.
Dziaŭčynki pabiehli za viosku, prabiehli spačatku kukuruznaje pole, a potym žytniaje i nablizilisia da staroj hrušy, jakaja adna zastałasia stajać u ščyrym poli. Chadzili ćmianyja pokazki, što tut koliś byŭ kułacki chutar ź vializnym sadam, žyła vialikaja siamja, a potym ich usich pazvozili, jak niehadziaščych sabak, sielišča zaarali. Tolki hruša raście tut sa starych časoŭ, padaje, razvalvajecca, a ź pnia ŭ jaje znoŭ hruša prarastaje, novaja, i tuju hrušu rušyć nielha, bo heta čortava miesca.
— Tut! — skazała Tania. — My sami bačyli, jak jon zakopvaŭ, kacianiaty ŭniz, a jaje navierch. Jana nie adkapajecca, bo kacianiat nie zachoča kinuć. Baćka kaža, Doraš ciapier śviniej bje, sabak viešaje i katoŭ zvodzić. Tak što ŭsie mužyki ciapier svabodnyja, a to nie ŭmiejuć i žyvioły prybić, blujuć. Davaj ziamlu pałačkaj adhrabiem, pahladzim, ci dychajuć.
Tania i Ira adhrebli pałačkami ziamlu i ŭbačyli koščyn bok, kalarovuju poŭść, jakaja ŭzdymałasia ad dychańnia.
— Jana dychaje, — skazała Ira, — dychaje. Treba adkapać.
— Doraš skazaŭ: chto maju košku adkapaje, taho ja švajkaj zakalu. Ty viedaješ, jak jon śviniej švajkaju kole i konaŭkami kroŭ pje? Vočy ŭ jaho ad taho krasnyja-krasnyja, jak kroŭ, i čornyja-čornyja, jak u krumkača. Jon voś tak tyja strašnyja vočy na nas vyłupiŭ (Tania jak mahła vyračyła błakitnyja vočy i dla postrachu jašče raziaviła rot) i kaža strašnym hołasam: «Dzieci, chto maju košku vykapaje, tamu švajku zasadžu, usiu kroŭ vypju, a vušy adrežu i sabakam pakidaju!» My spužalisia i paŭciakali.
— A našto jon košku zakapaŭ?
— Pabł.duščaja ŭ jaho koška. Trecich kacianiat pryniesła.
— Dyk lepiej by jon kacianiat tapiŭ. Im nie balić, jany ślapyja i hłuchija. Tolki piščać: miŭ! miŭ! miŭ!
— Nie viedaju, Ira, tolki davaj koški nie vykopvać, jana vuń i tak užo dychać pierastaje, vykapajem, a jana tolki mučycca budzie. Chaj užo dadychaje. A jak Doraš daznajecca, što my vykapali, dyk nie budzie nas na hetym śviecie.
— Tańka, ty jak chočaš, a ja adkapaju, moža, i kacianiaty žyvyja. Ja ich schavaju ŭ lesie i budu im małako nasić.
— Iračko, hałubačko, nie rabi ty taho! Ja bajusia.
— Ty idzi za łamaččam stań i cikuj, ci nie idzie chto. A ad mianie adviarnisia zadam, potym skažaš: ja nie viedaju, što tam durnaja Mažejkava rabiła.
Ira bolšaj pałkaju abviała kontury kata i stała akuratna razhrabać ziamlu, kab nie paranić koški ci kacianiat. Dahrebłasia spačatku da chvasta, a potym i da hałavy. Koška lažała ŭ kavałku sałafanu, aščeryŭšy zuby. Bok jaje ŭžo nie ŭzdymaŭsia. Nie dychali i troje maleńkich, jak pacučaniaty, kacianiat.
Ira padniała zahinułaje siamiejstva ŭ kavałku sałafanu, potym pakłała ŭ padoł sarafanika. Što ź imi rabić, jana nie viedała. Znoŭ zakopvać u ziamlu — ale tam jany pryniali pakutnickuju śmierć. Ira viedaje, što takoje być zakapanamu žyŭcom, babka raspaviadała, što adnu dziaŭčynu pachavali, a potym jaje brat z vojska pryjechaŭ, spaźniŭsia na pachavańnie, kaža: adkopvajcie, raźvitajusia ź siastroj. A dzieŭka tam u trunie pieraviernutaja, uvieś tvar i hrudzi paraździranyja i vałasy pavyryvanyja — tak sa strachu siabie drała.
Ira pastanaviła zanieści siamju i ŭtapić u kanavie. Tam jany stanuć kraskami i vadzianoj travoj.
— Nu i što heta ty robiš? — pačuŭsia raptam strašny mužčynski hołas, husty, nibyta ź dziežki. Ira rezka ŭskinuła hałavu i niejak razam pabačyła, jak cicha adstupaje praz łamačča Tańka i jak vychodzić z kustoŭja bujnaja mužčynskaja fihura ŭ kałmataj šapcy. Potym Ira ŭviedała, što Doraš nikoli nie zdymaje svaju ruduju lisinuju šapku z chvastom.
Ira zastyła, vysoka trymajučy prypolik biełaha sarafana. Doraš niaśpiešna razhledzieŭ jaje alenija nožki z vostrymi kalencami, a potym uźniaŭ ciažki pozirk na Iryn tvar, dzie vialikija vočy, vostry nos i doŭhi rot nibyta zmahalisia za miesca.
— Čyja ty takaja?
— Mažejkava Ira.
— Aha. Ira Mažejka nasataja. Davaj siudy maich katoŭ.
— Vy svołač! Nie dam ja nijakich katoŭ vam!
— A ty viedaješ, chto ja taki?
— Vy — Doraš, što śviniej kole. Ja vas nie bajusia. Jak vy mianie zakolecie, vas milicyja zabiare.
Doraš pamaŭčaŭ ź dziŭnaj kryvoj uśmieškaju. U jaho sapraŭdy vočy byli i čyrvonyja, i čornyja — białki nalityja kryvioj, a kołcy čornyja-čornyja, dy jašče i zrenki vialikija, nibyta nalityja smałoju. Dziŭna, ale blizarukaja Ira bačyła Doraša ŭ kožnaj drabnicy — karotkaja rudaja ščeć na ščokach i padbarodździ, klatčastaja kašula z zakasanymi rukavami, na plačy pinžak visić; štany zapraŭleny ŭ kirzačy. I heta durnaja šapka. Ira nie bajałasia jaho, tolki dychać stała ciažka i ŭciačy nie było jak — koška z kacianiatami vypadzie z padoła.
— Chadzi siudy, Buracinka, nie bojsia, ja tabie addam katoŭ dyj jašče zorki pakažu.
— Jakija zorki ŭdzień? Udzień ich niebam zaciahvaje i chmarami. A voś nočču ich vidać, bo nieba adkryvajecca.
— A jość miescy, adkul udzień vidać, z pohraba, kałodzieža i z takich śpiecyjalnych miescaŭ. Ja adno takoje znaju.
— Nie chaču ja vašych pahanych zoraŭ. Našto vy košku zakapali? Znajecie, jak joj baleła i strašna było? A kab vas žyŭcom zakapać?
— Ja mahu ažyvić košku. U mianie ŭ karmanie butelečka z vadoj, pramyjem joj nos i rot ad piasku, zadychaje. Niasi siudy.
Ira nie skranułasia ź miesca, ale Doraš staŭ spakvala padychodzić da jaje, sunuŭšy ruku ŭ kišeniu, nibyta dastavaŭ adtul butelečku. Potym akuratna ŭziaŭ ź Irynaha padolika «sałafan» z kacinaju siamjoj (sałafan-sarafan, vieršyk možna skłaści, padumała Ira), pakłaŭ ich pad hrušaju, a Iru ŭziaŭ za ruku i skazaŭ:
— Voś tut, za hrušaju, jość stary pohrab, jak lažaš tam, to adrazu zory pabačyš. Ja lažaŭ tut znaješ kolki načej, hladzieŭ… Heta takoje vaŭšebnaje miesca.
— Ja nie budu nikudy lahać, u mianie bieły sarafan, mama budzie kryčać.
— Ja padścialu pinžak.
Doraš akuratna paścialiŭ pinžak i staŭ hnuć Iru, pakul jana nie lehła. Potym raspraviŭ sarafančyk:
— Bačyš, sarafančyk uvieś na pinžaku, budzie ceły i čysty.
— Puścicie mianie, ja nijakich zor nie chaču!
Ale Doraš tolki jašče macniej ścisnuŭ Iru i ŭvieś navaliŭsia na jaje, nibyta hara.
— Mnie dychać ciažka, puścicie! — kryknuła dziaŭčynka.
— Nie kryčy, nie kryčy, a to vuška adkušu, — skazaŭ Doraš i prychapiŭ zubami Iryna vucha, a sam staŭ kałychacca na Iry.
Potym prašaptaŭ joj na vucha:
— Bačyš, my nibyta ŭ łodačcy pa voziery płyviem, i zory ŭ niebie kivajucca-kivajucca.
Ira adčuvała, što dziejecca niešta pahanaje, ale što, daŭmiecca nie mahła, dyj kryčać nie chacieła, jašče chto pačuje i ŭbačyć, što na joj lažyć Doraš, a heta «stydna».
I jana vyrašyła paciarpieć, pakul Doraš nakivajecca, a potym schapić katoŭ i ŭciačy tak, što tolki łamačča zatraščyć.
Ale Doraš i nie dumaŭ spyniacca. Jon spačatku hładziŭ Iryny nohi, vysoka, vysoka, až da majtkoŭ. Maci kazała Iry, kab jana sama nie čapała trusikaŭ i i nikomu nie dazvalała, bo heta stydna.
Tamu, kali Doraš palcami pačaŭ hładzić Iru praz trusiki, a potym adsunuŭ ich pieramyčku, jana pasprabavała zakryčać i vyrvacca, i tady Doraš zacisnuŭ rotam Iryny vusny, a ŭniz žyvata ŭsadziŭ joj švajku.
«Jon mianie zakałoŭ», — zdahadałasia Ira praz strašny bol. «Heta kroŭ biažyć pa nahach, uvieś sarafan budzie brudny, jak znojduć».
— Ja tolki pavažu, ja rvać nie budu, — marmytaŭ Doraš, kivajučysia na Iry.
— Vy mianie zarezali svajoj pahanaj švajkaju, — praź ślozy i bol skazała Ira, — dyk zakapajcie z tymi kacianiatami.
Raptam Doraš napružyŭsia, abapiorsia na ruki, uschapiŭsia i łamanuŭsia preč, pakinuŭšy Iru na pinžaku.
Praz žyta da staroje hrušy biehli ludzi, śpieradu imčała ŭ svaim zialonym płaciečku Tania.
— Jon spužaŭsia i ŭciok, bo mianie zarezaŭ i katoŭ pabiŭ. Jaho treba ŭ milicyju, — skazała zapłakanaja Ira susiedziam.
Viečaram Iru i Taniu ŭ Irynaj chacie raspytvała milicyja — dziadźka i ciotka z rypučymi tečkami.
— Doraš mianie švajkaju paroŭ, dy nie dabiŭ, — skazała im Ira. — Ale nos raźbiŭ i katoŭ zakapaŭ. I ledź mianie nie razdušyŭ.
— A ŭ čym jon byŭ adziety?
— U botach, šapcy, štanach i klatčastaj kašuli.
— A remień byŭ?
— Byŭ, ź bliskučaj spražkaju, a na joj zorka.
— Bačycie, mamaša, — skazaŭ milicyjant Irynaj mamie, što stajała ŭ parozie. — Dzieła nie vychodzić. Adna kaža, što jon u botach byŭ, druhaja — što ŭ bacinkach. Adna kaža, papruha ŭ jaho była sa źviazdoj, a druhaja — što biez papruhi byŭ. Chimičać niešta vašy dzievački.
— A jak ža jaho pinžak tudy papaŭ? — spytała maci.
— A heta, moža, i nie jaho pinžak. Stary niejki, u karmanach adna nasoŭka zasmarkanaja. Čort jaho viedaje, čyj heta pinžak, mo tam i valaŭsia.
— Naša dzievačka takoha nie vydumaje. Hety buhaj tak i ciahajecca pa vioscy, hladzić, dzie škodu jakuju ŭparoć.
— Mnoha vydumlaje. Nie davali b vy joj stolki čytać! A to sama prapadzie i susiedskaj dzievačcy hałavu zaduryć. Doraš — hieroj, jon tysiaču raz z parašutam saskočyŭ, sałdat našych viedajecie kolki ad dušmanaŭ spas?
— My ŭ rajon, u vobłaść pajedziem skardzicca, na vas tam upravu znojduć, — pryhraziŭ baćka.
— Jedźcie, vaša prava. Hańbicie dačku. I našto vam jaje pazoryć, jana ž cełaja zastałasia. Lepiej dzieci hladzicie.
Milicyjanty pajšli, maci z płačam sieła na kresła. Ira prycichła, razumiejučy, što apazoryła baćkoŭ jašče horš. Nu čamu jana nie takaja, jak usie, dyj jašče ŭlipła ŭ takuju historyju? Ciapier choć na vulicu nie vyłaź, ni ŭ mahazin nie schodziš, ni na rovary nie pakataješsia. I baćka staić ciomny, hałavu apuściŭ.
— Ja ŭ rajon, u vobłaść pajedu, ja ź im raźbiarusia. Hieroj chrenaŭ, kamunist srany, — hłucha skazaŭ baćka.
— Kudy ty suprać jaho…
Dźviery rasčynilisia, i ŭ chatu kumilhom ulacieła staraja Dorašycha, buchnułasia na kaleni i zahałasiła:
— Mileńkija, rodnieńkija, sałodzieńkija maje vy, haspadara pachavała, ziamielku paryć, adzin durań na sieviery niedzie, druhi vo zdaroŭje zhubiŭ, pryjechaŭ, nie vučycca, nie robić, adziety jak pudziła, nie hubicie, nie hubicie, adzin jon u mianie.
— Luba, zabiary Iru spać, kanfiet daj joj, ja tut z babaj sam raźbiarusia.
Doŭha jašče z kuchni čułasia zavyvańnie i hałašeńnie Dorašychi i hłuchi bubniož baćki. Pra što damovilisia, Ira nie daviedałasia, ale Doraš zastaŭsia ŭ vioscy, chadziŭ kałoć śviniej usioj akruzie, hetak ža zabivaŭ ich adnym udaram, tak što ni kroŭ, ni miasa, ni sała, ni vantroby nie psavalisia, hetak ža vypivaŭ pa kubku śvinoje kryvi, nacadziŭšy jaje z-pad śvinoha serca.
Praz dva tydni Ira ŭsio ž aściarožna vyjechała z chaty na rovary. Nichto ź jaje nie zaśmiajaŭsia, i tolki, prajazdžajučy la Tałašovaha sielišča, Ira pačuła, jak staraja Tałašycha skazała:
— Voś urod, jana ž dzicia dziciem, jana i nie razumieje, što jon zrabiŭ.
Zrešty, što jon zrabiŭ, raskazali Iry chłopcy, jakija ŭžo ŭ pieršym kłasie viedali bolej, čym im treba było.
Doraša Ira abychodziła piataj darohaj i, zaŭvažyŭšy niedzie ruduju šapku z chvastom, uciakała čujduch. I jon nie čapaŭ jaje, advaročvaŭsia, sychodziŭ, vidać, pamiatajučy damovu pamiž maci i Irynymi baćkami. Ale potym usio čaściej i čaściej staŭ traplacca Iry na vulicy, i ŭžo nie advaročvaŭsia, razhladaŭ tymi samymi, čorna-čyrvonymi, sumnymi i ciažkimi vačyma.
Ira pierastała spać, pa načach joj zdavałasia, što pad łožkam zatailisia zialonyja vatnyja koŭdry, jany rastuć, rastuć, abdymajuć jaje i dušać, dušać. Asabliva spravy zrabilisia kiepskija, kali Doraš padściaroh jaje kala kłuba, schapiŭ, zapchnuŭ u dryvotniu i ŭsio abłapaŭ, a potym, prycisnuŭšy da ściany, doŭha kivaŭsia na joj, jak «łodačka na mory».
Ira maŭčała, ścisnuŭšysia ad strachu i soramu, a Doraš šaptaŭ joj na vucha:
— Nie bojsia, buracinka maja, maleńkaja, ja tabie ničoha nie zrablu, pakałyvajemsia trochi — i pajdu. I nie raskazvaj nikomu, bo baćkam tvaim i tak soramna, prachodu nie budzie.
Sychodziačy, Doraš sunuŭ Iry cukierku-smaktušku. Cukierka, vidać, daŭno valałasia ŭ Doraša ŭ kišeni, bo ŭsia praśmiardzieła cyharkami.
Nočču, kali Iru dušyli zialonyja koŭdry, jana pračnułasia ad ułasnaha kryku i zaraŭła jašče bolej, pabačyŭšy na svaim łožku čorny siłuet.
— Cicha, heta ja, nie bojsia, — skazała babka. — My zaraz zaprahajem i jedziem da staroj baby, takoj jak ja.
Da baby Małyščychi papajeździli jany doŭha. Spačatku staraja baba dazvalała babcy siadzieć i hladzieć, jak jana lečyć Iru ad ispuhu, a potym kazała babie iści pa dziareŭni pahulać. U hetyja sustrečy staraja baba i Ira nie tolki havaryli, ale i čaj ź miodam pili, i tvaroh ź miodam, i ahurki ź miodam. U taje baby ŭsio było ź miodam.
Potym Małyščycha skazała:
— Dzietka, a našto tabie kaniom z babaj jeździć? Tut 9 kiłomietraŭ. Biary viełasapied — i ty ŭ mianie.
— Baba, ja Doraša bajusia. Jon da mianie padchodzić staŭ.
— Dorašu my darohu znojdziem. Ty ž viedaješ, dzie jaho koška lažyć?
— Zhniła, baba, z kacianiatami, jak daždžy pajšli. Tańka kazała. Adna poŭść i kości zastalisia, Tańka pałačkaju kałupała.
— Schadzicie tudy z Tańkaju, paprasi, kab papilnavała, skažy, što chočaš prykapać košku. A paru jakich takich kostačak i poŭści trochi zakruci ŭ sałafan i mnie pryniasi. Tolki adna tudy nie chadzi, i Tańcy nie kažy, čaho idzieš. Nikomu nie kažy — ni mamie, ni baćku, ni babie, ani dziedu.
— Dy dziedu kažy nie kažy, hłuchi zusim staŭ.
Niaprosta było Iry adoleć ahidu i sabrać pareštki ŭ sałafanavy miašečak. Zatoje z Tańkaju jany zrabili košcy i trom škilecikam cudoŭnuju mahiłu, u karobcy z-pad abutku, vykładzienaj «zołatkam» ad cukierak i abklejenaj kalarovaj papieraj, i ź vialikim «sakrecikam», na jaki Tańka nie paškadavała bryły ź zialonaha škła, na jakoj stajaŭ u ich u zale vazon.
Čarhovaha razu, kali babka adviezła Iru da Małyščychi, a sama pajšła «hulać pa padruhach» (adkul prychodziła, źlohku kluknuŭšy i raźviesialiŭšysia), taja začyniła dźviery i na zaščapku, i na kluč.
— Kata pryniesła?
— Pryniesła.
— A toje pryniesła?
— Pryniesła.
— A dzie ŭziała?
— Padkrałasia i vyrvała, jak za kłubam pjany spaŭ.
— Dobra. Točna jaho? Pierachryścisa!
— Dy jaho, jaho!
Baba ŭziała spaliła vałasy, popieł z kacinymi kaściami kinuła ŭ čyhun, dastała z-za abrazoŭ plašku i paklikała Iru:
— Nu-tka, niasi siudy ručki.
Małyščycha palivała Iry ruki vadoj nad čyhunom i šaptała, i vada ciakła spačatku šeraja, brudnaja, a potym siniaja («spuh vychodziŭ»), a potym prazrystaja, śvietłaja. Navaryła taje hadaści, našaptała, zaśmiardzieła ŭsiu chatu. Naliła ŭ plašku, zatorknuła. D
ała Iry butelku i niejki vuźlik.
— Dzievačka maja, ty viedaješ, dzie jany žyvuć?
— Chto?
— Doraš z matkaju.
— Nu viedaju.
— Dyk ty idzi ŭnočy tudy i pad hanak vuźlik zakapaj dy vadzičkaju hetaj pali. Unočy, ciomnačy. Sabaku ichniamu chleba daj, kab nie brachaŭ.
— Nie budzie ichni sabaka brachać. Jon sarvaŭsia i ŭciok, bo Doraš jaho biŭ.
— Nu i dobra. Tolki sama vyli. Tady bajacca pierastanieš, spuh projdzie i zialonyja adzijały projduć. Nu, i Dorašu darohu pakažam.
— Kudy, babo, pakažam?
— Daloka. I nie bojsia ničoha, ja za ciabie malicca budu. Na vo tabie kryžyk na šyju, sa śviatoj ziamli.
Nočču, kali baćki pasnuli, Ira apranułasia, nadzieła baćkavu rybackuju kurtku i vyjšła na vulicu. Zory hareli ŭ niebie, kałychalisia, śviežaściu pachła z usich kutoŭ, pabrechvali sabaki, ale nie nadta starajučysia, bo Ira była svaja. Jana pakłała butelku ŭ vializnuju baćkavu kišeniu, i taja časta biła jaje pa nazie. Ad kurtki patychała chlebam, jakim tata padkormlivaŭ ryb, dziedavym tytuniem i niaŭłoŭnym pacham rodnaha domu, jaki trochi hamavaŭ strach.
Pa listach zzadu niešta zašurchała, pajšło za Iraju, nibyta nievialiki sabačka. Ira ściałasia ad strachu, bajučysia azirnucca, ale, prachodziačy la kantory i trapiŭšy pad addalenaje śviatło adzinaha ŭ vioscy lichtara, pabačyła kaciny cień i taki azirnułasia troški. Za joj išła kotka, pałasataja-nasataja Dorašava kotka, ale heta nie mahła być Dorašava kotka, bo taja nie adkidvała b cieniu. I, napeŭna, za joj išli b taksama miortvyja kacianiaty, a tut idzie adna kotka, suciašała siabie Ira. Dy i duchi nie šuršać listotaj. Adnak strach usio ros i ros, adnoj rukoj Ira ściskała kryžyk na šyi, a druhoj plašku ŭ kišeni, i sorak razoŭ pačynała malitvu «Ojča naš», i ź pierapudu ni razu nie skončyła.
Nikoli Ira nie zabudziecca na hety načny pachod, i nikoli nie zabudziecca žachu, ź jakim zakopvała vuźlik i palivała vadoj z butelki. Kotki nie było bačna, tolki cicha, šurstka pranosilisia cieni miatłušak i drobnych kažanoŭ.
Nazad Ira biehła, niekalki razoŭ upała, abadrała ruki i kaleny, uhvazdała baćkavu kurtku.
Ale z hetaje načy jana spała spakojna.
Epiłoh
Kali Ira ŭbačyła Doraša, jaki išoŭ ściežkaju da ich chaty, jana ŭchapiła chlebny nož i pabiehła ŭ siency. Ale na hanku Doraša pierastreŭ baćka ŭ svajoj staroj kurtcy, išoŭ z chlava.
— Mažejka, praści za dočku.
— Što, prypierła? Ty ž kazaŭ, što nie čapaŭ jaje. Čaho ž ciapier chodziš i prosiš?
— Pamiraju ja. Bačyš, jak mianie raśpierła? Daktary kažuć, cyroz, nie pražyvu ja doŭha. A ja znaju, što nie cyroz heta, a kroŭ śvinaja mianie raśpiraje. Dapiŭsa. Kałoŭ śvińniu, parezaŭ palca, a adtul jak paciače čornaja, hustaja, strašnaja. I nie ścichaje, nie ścichaje, nie skručvajecca.
— Boh praścić.
— A bačyš, jak mianie razduła, žyvot taki, što noh nie baču. Pazavi małuju, na kaleni stanu.
— Małuju ja zvać nie budu, i na kaleni nie stanavisia. Maci tvaja papastajała tut na kaleniach, chopić. Dyj nie dakazaŭ by ja ničoha. Ale praścić ciabie nie mahu.
— Daj ja tabie jabłyni pryščaplu. Praščalnyja jabłyki maje ŭ sadzie ŭ vas buduć.
— I jabłyk praščalnych tvaich nam tut nie treba.
Ira stajała, kałociačysia na chałodnaj padłozie ŭ saročcy, słuchała i razumieła, jakaja daroha čakaje Doraša.
Praz šmat hadoŭ, bryndajučy pa mohiłkach, jana natyknułasia na jaho mahiłu i pabačyła, što jamu było ŭsiaho pad tryccać. Na miedaljonie jon vyhladaŭ jašče maładziejšym i byŭ biez svaje chvastataje šapki.
Va ŭsich vakoličnych lasach rastuć «praščalnyja jabłyni» Doraša, jakija jon chadziŭ i ščapiŭ, pakul moh.
Ira pakačała jabłyk doŭhaj nahoj u załatym basanožku. Ciapier joj samoj trochu za tryccać. Jak zaviecca hety jabłyk, uvieś u siniakach, jak naša dola? Bieły naliŭ. Jašče viaducca ŭ lasach takija jabłyki: bery, duli, aporty, ranietki, cyhanki (šyzyja kastryčnickija) i antonaŭki. Doraš umieŭ bić śviniej i ščapić jabłyni.
A Ira pakazała jamu darohu.
***
Apaviadańnie Jevy Viežnaviec «Ira ŭ załatych basanožkach» drukujecca ŭ hazietnym varyjancie. Pry kancy viasny jano vyjdzie ŭ knizie «Dvanaccać aktaŭ». Pad adnoj vokładkaj jana abjadnaje takich niepadobnych aŭtaraŭ, jak Uładzimir Niaklajeŭ, Jeva Viežnaviec, Ludmiła Rubleŭskaja, Aleś Arkuš, Siarhiej Pryłucki, Jury Stankievič, Alena Brava, Alaksandr I. Backiel, Maks Ščur, Juhasia Kalada, Siarhiej Vieraciła… Jość i litaraturnaja mistyfikacyja: maładaja charyzmatyčnaja aŭtarka Marta Łokis.
Układalnik, piśmieńnik Uładzisłaŭ Achromienka, kaža, što heta budzie zbornik eratyčnaj prozy, ale nie tolki. «Akt — źjava najpierš mastackaja. A kali takich aktaŭ dvanaccać, to i čytackaje zadavalnieńnie musić stać adpaviednym».
Kamientary