Apaviadańnie pra toje, jak jany nas zmušali hladzieć «Česnuju razmovu», kancerty i chakiej i čym heta dla ich skončyłasia.
Ja siadzieŭ u pakoi, jaki my z žonkaj nazyvajem zalaj, u fateli i čytaŭ knihu, kali nieviadoma adkul na stoliku, na jakim u nas stajaŭ televizar, źjaviŭsia maleńki, pamieram z dałoń, čałaviek i sipłym hołasam štosiły zakryčaŭ:
– Ty čamu nie hladziš televizar?
Ja vyłupiŭ vočy, kniha palacieła z ruk i plasnułasia na padłohu. «Na tabie jość, zdurnieŭ!» – padumaŭ pra siabie ja, ale nie ŭstrymaŭsia i zapytaŭ:
– Ty chto?
– Ja? Chto, chto, viadoma chto, – zakryčaŭ jon. – Azijatka-małodšy, voś chto! Uklučaj televizar!
Nijakich Azijatkaŭ, starejšych ci małodšych, ja nia viedaŭ, chacia, pa praŭdzie kažučy, niedzie i niekali čuŭ takoje proźvišča, bo chiba mała na śviecie Azijatkaŭ, i tamu tolki paciepaŭ u adkaz plačyma.
– Ty čuješ, svołač, ci nie? – miž tym zatupaŭ jon nožkami, – uklučaj, kažu!
Ja raziaviŭ rot. «Svołačču» zvyčajna mianie nazyvała žonka.
«Skul jon viedaje?» – padumaŭ ja i, nia vytrymaŭšy, pacikaviŭsia:
– A navošta?
– Jak navošta? – až zadryžeŭ Azijatka-małodšy, – kab pasłuchać pra naša ščaślivaje žyćcio!
– A čamu pra ščaślivaje žyćcio treba słuchać? – razhubiŭsia ja. – Pra jaho treba nia słuchać, a prosta mieć.
– Durań, durań, – zamachaŭ rukami Azijatka-małodšy, – byŭ durniem i durniem zastanieśsia! Heta ja budu vyrašać, što słuchać, a što mieć! Ja! Dyk uklučyš ci nie?
– Nie.
– Ach tak, nu hladzi!
Jon uchapiŭsia za šnur ad videamahnitafona, jaki matlaŭsia sam pa sabie, i, jak cyrkač pa linie, spuściŭsia na padłohu, adkul, pahraziŭšy mnie kułakom: «Ja tabie!» – kinuŭsia da kanapy. Na kanapie lažaŭ pult ad televizara, i pakul da mianie dajšło, što jamu patrebna, jon užo byŭ kala jaho. «Voś zaraz ja!» – vyciahnuŭ jon u druhi raz kułak i ŭskočyŭ na knopku. Tut ža zahareŭsia ekran.
– Praź piać hadoŭ nia mieniej jak pa piaćsot dalaraŭ... – skazaŭ čałaviek u televizary i, zrabiŭšy teatralnuju paŭzu, dadaŭ: – kožnamu!
Ja jaho adrazu paznaŭ, heta byŭ Azijatka-starejšy.
– Ach ty tak, tak, padła, nu hladzi, hladzi, paškaduješ! – zalamantavaŭ jon, paśla taho, jak, pstryknuŭšy palcam, ja źbiŭ jaho z pulta.
– Voj, nie zabaleła? – zaniepakoiŭsia ja.
– Ničoha, paśmiajeśsia, pačakaj, – zaskryhataŭ jon ad złości zubami, zatym skaciŭsia i źnik pad kanapaj.
Ja padniaŭ z padłohi knihu i pakłaŭ jaje na miesca ŭ šafu.
Azijatka-starejšy tym časam da taho razyšoŭsia, što naabiacaŭ, nie paraiŭšysia ź sim-tym, padumać, i, kali budziem dobra siabie pavodzić i słuchacca, nie pa piaćsot dalaraŭ, a čort jaho viedaje – mo i pa piaćsot piaćdziasiat. Ale dobra siabie pavodzić i słuchacca navat i za nieviadoma što ja nie chacieŭ. Voś čamu, vyklučyŭšy televizar, pajšoŭ spačatku ŭ kuchniu, dzie naliŭ sabie z prychavanaj butelki čarku kańjaku. Kali stuknuła pa hałavie, ź jakoj adrazu vylecieli Azijatki, ja zaviarnuŭ u spalniu, loh na łožak, zapluščyŭ vočy i zasnuŭ.
Razbudzili mianie hałasy z zali, adzin ź jakich – jaho ciažka było zbłytać ź inšymi – naležaŭ Azijatku-starejšamu, a druhi – nieviadomaj žančynie.
– Jašče było ciomna, kali z varot mechanizavanaha dvara vyjšli piać traktaroŭ, jakija, stojačy na hanku kantory, strohim, ale spraviadlivym pozirkam pravioŭ u darohu specyjalist pa idealahičnaj pracy Kandrat Jaŭchimavič Silivončyk, – ščyra zachaplajučysia, apaviadaŭ Azijatka-starejšy. Nieznajomaja žančyna źnianacku, biez usialakaj suviazi, pierabivała jaho:
– Heta nia prosta kładziež viedaŭ, častka intelektualnaha skarbu čałaviectva, a taksama i kulturna-azdaraŭlenčy kompleks. Tut, za dźviaryma, siarod štabialoŭ knih i padšyvak «Sovietskoj Biełoruśsii», naleva, da prykładu, kazino, naprava – łaźnia z masažystkami, a niedzie nad hałavoju, pad dacham, tak vysoka, što zamiraje duch i zajmaje dychańnie, – tramplin.
– Nazaŭtra, niahledziačy na zalevu, vyjechali siem traktaroŭ, i Silivončyk, pamachaŭšy im nasoŭkaj z vakna kantory, skazaŭ: «Jany spraviacca!» – i tak, spravilisia, jość sto sorak hiektaraŭ! – nie zdavaŭsia Azijatka-starejšy. Ale znoŭ nachabna lezła žančyna:
– I voś užo ravuć buldozery, cieraz navały, pa kabinu ŭ hrazi paŭzuć samazvały, niedzie hrukajuć małatki i viščyć piła – heta pačałosia budaŭnictva jašče adnaho najunikalniejšaha pomnika našaj epochi, a mienavita – mastacka-spartovaj halerei śpiralepadobnaj formy, u jakoj, pavodle zadumy prajektoŭščykaŭ, naviedniki, staŭšy na rolikavyja łyžy...
«Heta Azijatka-małodšy», – padumaŭ ja i, sunuŭšy nohi ŭ tapki, cichieńka vyjšaŭ u kalidor. Dźviery ŭ zalu byli rasčynienyja. Azijatka-starejšy, znoŭ pierachapiŭšy inicyjatyvu, nadryvaŭsia na palach, siejučy ź Silivončykam jaravyja, a małodšy vałtuziŭ na kanapie kala pulta takuju ž maleńkuju, jak i sam, žančynu.
– Nie čapaj, kažu, nie čapaj! – załamvaŭ jon joj ruku, siedziačy ŭ jaje na śpinie.
– Adpuści, balić, – chrypieła jana, dryhajučy maleńkimi nahami.
– A budzieš leźci, budzieš? – dapytvaŭ jon, naciskajučy macniej.
– Miarzotnik, paskuda, puści! – zadychajučysia, nie zdavałasia jana, i nie darma, bo niečakana, padciahnuŭšy pad siabie nohi, niejak vyviernułasia i, nia doŭha dumajučy, capnuła zubami Azijatku-małodšaha.
– U-u, kurva! – zavyŭ jon i, uskočyŭšy na nohi, uchapiŭsia za pakusany bok.
– Vo tabie jašče! – zasipieła jana i ŭłupiła jamu kułakom u vucha.
Azijatka-małodšy kinuŭ bok i ŭchapiŭsia za vucha, a jana, hłynuŭšy pavietra, skočyła na pult. Tak i nie paśpieŭšy adsiejacca, Azijatka-starejšy źnik, a jaho miesca zaniała vielmi pryhožaja, viekam kala tryccatki, viadučaja.
– Vy hladzieli «Jaho naviny», – skazała jana. – Siońnia, jak i zaŭsiody, z vami była...
Ja asłupianieŭ i, chto byŭ siońnia, jak i zaŭsiody, z nami, nie pačuŭ: maleńkaja kabieta na pulcie była vylitaja pryhažunia z televizara.
– Pahladzi, voś jon! – kinuŭšy svajo vucha i tyckajučy ŭ mianie palcam, skazaŭ Azijatka-małodšy.
– Fi, jaki brydki, niaholeny, – skryviłasia jana.
– Pjanica, – skazaŭ jon.
– Aha, siniak, adrazu vidać, – chitnuła jana.
– Nia choča słuchać pra naša ščaślivaje žyćcio, – namoviŭ jon.
– Što ty kažaš! – plasnuła jana rukami. – Vo had!
– Chutčej, vorah narodu, źbiŭ mianie, – paskardziŭsia jon.
– Ad takoha možna čakać čaho zaŭhodna! – zhadziłasia jana.
I tut jany mieli racyju, bo, prykinuŭšy na voka, traplu ci nie, ja ŭchapiŭ z nahi tapać i špulnuŭ im, calajučy ŭ pult.
– Bandyt! – zakryčaŭ Azijatka-małodšy i kinuŭsia pad kanapu.
– Ratujcie! AMON! – zahałasiła jana i sihanuła ŭśled.
– Ja vam dam AMON, – razzłavaŭsia ja i jak byŭ, biaz tapcia, pabieh na balkon za lichtarom i vienikam.
Praz paŭchviliny, nia bolš, plasnuŭšysia na žyvot, ja zaśviaciŭ pad kanapu, ale ni Azijatki-małodšaha, ni jaho malupasieńkaj siabroŭki tam užo nie było.
Potym, zdajecca, ja niešta pisaŭ, siedziačy za stałom u kuchni, prychapiŭšy z saboj pult ad televizara. Zdajecca. Bo, kali zatelefanavała žonka, kab zapytać, što robić Uładzik, azirnuŭšysia, adkazaŭ, što nia viedaju.
– Ty što, u haračcy? – pačuŭ ja ŭ słuchaŭcy, – pahladzi na hadzińnik!
Ja pahladzieŭ, było šeść hadzinaŭ. Daviałosia lacieć u dziciačy sadok i potym viartacca z małym na rukach, bo, jak i na palach, išoŭ doždž. Ale bolš tym viečaram ni Azijatkaŭ, ni pryhažuń z televizara ja nia bačyŭ, i tolki kali žonka ŭkłała Ŭładzika spać, pačuŭ ad jaje takija słovy:
– Ty viedaješ, nu i vydumščyk u nas raście!
– A što?
– Kaža, bačyŭ niejkich maleńkich čałaviečkaŭ.
– Dzie?
– U zali, kali hulaŭ sa svaimi mašynkami.
– Nia moža być!
– Čamu, chiba nia tvoj syn?
«Moj, – padumaŭ ja, – ale dzie jamu takoje vydumać!»
My pasiadzieli jašče ŭdvaich i pajšli spać.
Razbudziła mianie žonka. Byŭ šery ranak, subota.
– Pračnisia, čuješ, pračnisia, – trasła jana mianie za plačo.
Ja raźlapiŭ pavieki.
– Što?
– Idzi pahladzi!
Adrazu zanyła serca.
«Azijatka, – padumaŭ ja, – niešta vyčaŭpiŭ!»
I viadoma, heta byŭ jon, bo prosta vyviernuć z šafy na padłohu knihi było mała, tut ža ŭ kučy valalisia taksama vydranyja i pakamiečanyja z knih staronki.
– Ja viedaju, – skazaŭ ja žoncy, – chto heta zrabiŭ, ale ty nie pavieryš.
– Čamu? – spytała jana.
– Bo heta nievierahodna.
– A ty pasprabuj.
– Dobra, – zhadziŭsia ja. – Pamiataješ, učora Ŭładzik kazaŭ, što bačyŭ maleńkich čałaviečkaŭ?
– Nu?! – naściarožyłasia jana.
– Heta jany, – skazaŭ ja.
– Ty što, mianie za durnicu maješ? – pyrsnuła jana ślaźmi j vyjšła.
Ja ŭzdychnuŭ i, staŭšy na kaleni, pačaŭ źbirać knihi, układvajučy pa mahčymaści vydranyja staronki na miesca.
– A ja ž ciabie papiaredžvaŭ, papiaredžvaŭ, žyvioła ty hetakaja, ci nie? – niečakana pačuŭ ja za śpinaju ŭžo dobra znajomy sipły hołas.
Ja adviarnuŭsia. Azijatka-małodšy, maleńkaja pryhažunia i jašče adzin, uvieś niejki bieły, ad vałasoŭ na hałavie da vusikaŭ pad nosam, stajali na stoliku kala televizara.
– Čaho maŭčyš? – nieciarpliva tupnuŭ nožkaj Azijatka-małodšy.
– Hladziecie, zaraz zapłača, – uchmylnułasia maleńkaja pryhažunia.
– Što, i «Česnuju razmovu» nie hladzić? – vielmi ździŭlena, nibyta nia vieračy, što heta mahčyma, spytaŭ bialavy typ.
– Nie, nie hladzić, – pahardliva adkazaŭ Kazijatka-małodšy i patłumačyŭ: – Jamu niama kali, jon knižki čytaje. – A potym jak harknuŭ: – Dzie schavaŭ pult, pult, kažu, niasi, parazyt!
Ja kiŭnuŭ, maŭlaŭ, užo laču, i ŭskočyŭ z kaleniaŭ. U hety momant jany i źnikli, i ni za televizaram, jaki ja pierastaviŭ na padłohu, ni za stolikam, jaki adciahnuŭ ad ściany, – nidzie ich nie było.
Ja ničoha nie razumieŭ, ale što jany jašče siabie pakažuć, viedaŭ napeŭna.
Paśla abiedu my pajšli da siabroŭ na Dzień narodzinaŭ i nie zabavilisia pozna tolki tamu, što, nahulaŭšysia, zanaturyŭsia Ŭładzik. Užo kali padymalisia ŭ lifcie, ja ŭziaŭ jaho na ruki. Žonka adčyniła dźviery, my pierastupili paroh i abamleli. U zali pracavaŭ televizar.
– Ja ž jaho, jak adychodzili, vyklučała! – šeptam skazała jana.
– A ja adnios pult u spalniu, – paćvierdziŭ ja.
– Mama pryjechała? – zrabiła zdahadku jana.
– Nie, – zapiarečyŭ ja, – jana b papiaredziła.
– Nu nia złodziej ža heta hladzić televizar? – źbiantežana spytałasia jana.
– Nie, – adkazaŭ ja, – horaj, heta Azijatka-małodšy.
– Jaki Azijatka-małodšy?
– Zaraz ubačyš, – ja apuściŭ Uładzika na padłohu. – Chadziem.
Jany siadzieli na kanapie kružkom i hryźli, ciahajučy z nadarvanaha pačka, čypsy, kala kanapy valaŭsia pult.
- Biary, biary, biary,
Usio tvajo, tvajo
Tvajo, tvajo, tvajo,
Usio, usio, usio...
– piščeła ŭ televizary razmalavanaja, napaŭhołaja dziavula, padkidajučy ŭharu nohi, napeŭna, kab lepš było bačna, dzie i za što brać u pieršuju čarhu.
– A, vo, prypiorlisia, – surova skazaŭ Azijatka-małodšy, zaŭvažyŭšy nas u dźviaroch. – Švendajucca nieviadoma dzie, zamiest kab televizar hladzieć.
– Aha, taki kancert prapuścili, – zaškadavała maleńkaja pryhažunia.
– Za baćku! Za baćku! – dzika zavyŭ užo niemaładoha vieku sivy, baradaty mužčyna i, nia majučy mocy ŭstrymacca, pajšoŭ pa kanapie ŭprysiadku.
Žonka źbialeła, Uładzik stupiŭ krok nazad.
- Tolki jon, jon, jon,
U sercy majom!
– uskočyła za baradatym taja samaja, što i ŭ televizary, tolki maleńkaja dziavula.
– Ja zaraz upadu, – cicha paviedamiła žonka.
Uładzik vysałapiŭ jazyk.
– Ale jašče budzie «Česnaja razmova», – ustupiŭ u havorku bialavy typ i, zrabiŭšy chmury tvar, stroha dadaŭ: – «Česnuju razmovu» hladzieć mnie abaviazkova, bo...
– Nie, spačatku chaj dahladziać kancert, – pierabiła jaho jašče adna śpiavačka, taksama, jak i pieršaja, razmalavanaja i biez adzieńnia, i, ułupiŭšy niešta, čaho razabrać nie było anijakaj rady, akramia słoŭ: «...rabi...tvaja... ja... jak ja...» – vylecieła z kružka.
«Zaraz budzie padkidać nohi», – padumaŭ ja, ale pamyliŭsia, bo, vykryknuŭšy ŭ apošni raz «jak ja!», adviarnułasia i zatresła hołym zadam.
– O, Boža, – zastahnała žonka.
Uładzik chichiknuŭ i zasunuŭ palec u nos.
– Stajać! – raptam razdałosia niedzie kala noh.
Žonka ŭchapiłasia za vušak. Uładzik dastaŭ z nosu palec i schavaŭ ruku za śpinu. Ja pahladzieŭ dołu. Maleńki, toŭsty, jak kałabok, čałaviek, upirajučysia abiedźviuma rukami, pierakuliŭ cieraz parožak butelku da kanapy, abiarnuŭsia, vycier z łobu rukavom pot i skazaŭ:
– Jašče napieradzie chakiej. Ty budzieš hladzieć chakiej, ha? Ciabie pytajusia. Adkazvać mnie, adkazvać, kažu, morda!
Ja pahladzieŭ na žonku, jakaja siadzieła na padłozie, na Ŭładzika, u vočkach jakoha stajali ślozy, i, kinuŭšysia, schapiŭ televizar.
– Što robiš, što robiš, had?! – pa-źviersku zaroŭ Azijatka-małodšy.
– Trymaj jaho, trymaj! – zajekatała maleńkaja pryhažunia.
– Stajać! – zaroŭ taŭstun.
Ale było pozna. Z kalidoru, pichnuŭšy nahoju niezačynienyja dźviery, ja paviarnuŭ u śmiećciepravod i, kinuŭšy, nia viedaju, niedzie ŭ kut televizar, pabieh nazad.
Pieršym my złavili bialavaha, jaki chavaŭsia pad kanapaj. Ja padciahnuŭ jaho vienikam da siabie i schapiŭ za nahu.
– Vy nia majecie prava, heta samavolstva, ja budu skardzicca ŭ AAN, budziecie adkazvać, – matlajučysia ŭ mianie pamiž palcami, uspomniŭ jon raptam ab pravoch, choć i maleńkaha, ale čałavieka. Žonka stajała pobač z parožnim słoikam z-pad kampotu ŭ rukoch. Ja kinuŭ u słoik bialavaha i paviarnuŭ nakryŭku z zahadzia zroblenymi dla pavietra dziračkami. Zatym u kucie my ŭhledzieli abiedźviuch dziavul: jany cisnulisia adna da druhoj, płakali, bažylisia, što voś-voś pojduć zamuž za biznesoŭcaŭ i bolš nia buduć.
Baradataha pievuna daviałosia vysmoktvać z-pad knižnaj šafy pyłasosam.
– Pakutuju za baćku! – zajaviŭ jon, ale, apynuŭšysia na dnie słoika, adrazu pačaŭ ciskać dziavul.
Maleńkuju pryhažuniu zaŭvažyŭ Uładzik, kali jana biehła kalidoram da viešałki, kab schavacca ŭ adzieńni. Jana, u adroźnieńnie ad dziavul, nie skuholiła, a naadvarot, tak naprastki, nie saromiejučysia, paviedamiła, što jaje muž i try ci čatyry (jana ŭžo nia pamiatała dakładna) kachanki – bandyty i sa mnoju pahavorać zblizku.
Taŭstuna ž, viadoma, znajšli na kuchni, u ladoŭni, ale jak jon tudy zalez – i da hetaj pary nieviadoma. Kałociačysia ad strachu, jon jeŭ sasisku, a kali ja pamaniŭ palcam, raptam ni z puščy ni z pola zakryčeŭ:
– Kluška i łyžy – braty naviek!
– Dobra, chaj sabie, idzi, – paprasiŭ ja.
Jon niejak sumna pahladzieŭ na mianie, uzdychnuŭ i, uskinuŭšy, jak bierviano, na plečy niedajedzienuju sasisku, stupiŭ nasustrač losu.
I tolki Azijatka-małodšy prapaŭ jak u vadu ŭpaŭ. Ale nočču, kali, stamiŭšysia šukać, my palahli spać, vyjaviŭsia i jon.
Uładzik spaŭ z nami, u spalni, na svaim łožku, bo zastavacca ŭ adzinocie jašče bajaŭsia, jak raptam, praz son, ja pačuŭ jaho kryk.
– Mama, mama!
Ja padchapiŭsia i zapaliŭ śviatło. Uładzik siadzieŭ na padušcy, padabraŭšy pad siabie nohi, a Azijatka-małodšy imčaŭ da dźviarej u kalidor. Tut, źlacieŭšy z łožka, ja jaho i schapiŭ i, nie źviartajučy ŭvahi na zuby, jakimi jon upiŭsia mnie ŭ ruku, pajšoŭ spačatku na kuchniu, za słoikam, a potym u prybiralniu.
– I tabie nie škada? – spytała žonka, stojačy ŭ mianie za śpinaj.
– Škada, ale ž treba narešcie niešta rabić, – adkazaŭ ja, naciskajučy na ryčažok unitaza.
Rynuła vada, dała fantanam, zaviravała i palacieła ŭ ściokavuju trubu.
– A televizar? – zadała pytańnie žonka.
– Abydziemsia pakul, ničoha, – skazaŭ ja i sunuŭ joj u ruki pusty słoik.