Vasil Bykaŭ

PACHADŽANIE

Prypavieść

 

Uzdoŭž suchoha, biaskoncaha, parosłaha kalučym kustoŭjem płato marudna ciahnułasia hetkaja ž biaskoncaja čarada źniamohłych ludziej — starych, małych, žanok i mužčyn. Tut ža išli nahružanyja žabrackim majnom schudniełyja muły, niekalki karovaŭ, poruč, vysałapiŭšy jazyki, bryli prystałyja sabaki. Sabaki daŭno nie brachali, karovy nie myčeli, ludzi amal nie razmaŭlali pamiž saboj — hetak usich dapiakała źniamoha, śpioka i stoma ad biaskoncaj hetaj chady. Plemia išło katory dzień, miesiac, a moža, i hod. Jaho vioŭ pravadyr — suchi, sivabarody stary, što z daŭhim posacham u žyłavataj ruce mierna bryŭ i bryŭ napieradzie. Vočy jaho amal uvieś čas byli zapluščanyja, šlach jon naščupvaŭ bosymi skarełymi nahami. Jon nikoli nie aziraŭsia nazad na žyvuju čaradu svajho plemia, viedaŭ: pakul idzie jon, buduć iści i astatnija. Jon ža išoŭ tolki prosta, zredčasu abminajučy kalučaje kustoŭje, hihanckija i mienšyja kaktusy, raskidanyja tam-siam pa hetym suchim, absypanym kamiennymi askialopkami płato. Šlach-napramak pravadyr vyznačaŭ unačy pa zorcy Syryjusu, ad jakoj braŭ na šeść piadziaŭ uprava i tudy kiravaŭ. Tak jamu było zapavieščana ad raniejšaha pravadyra, jaki niadaŭna skanaŭ na hetym šlachu i pierad śmierciu pryznačyŭ kiravać jaho. Reč u tym, što plemia šukała stračanuju niemaviedama kali radzimu. Biez radzimy žyć było niejak.

Šlach byŭ ciažki — suchi, kamianisty i biazvodny. Ale taja miaścina, adkul plemia vyjšła kolki miesiacaŭ tamu, była jašče horšaja. To było biaskoncaje bahnistaje bałota, što kišeła ahidnymi istotami, kuzurkami, žabami i pjaŭkami, i nie davała nijakoha charču. Da taho ž toj kraj mieŭ duža niezdarovy klimat, ad jakoha pačałasia miž ludziej lichamanka, što paniščyła pałovu plemia. Asabliva pamirali dzieci. A bieź dziaciej — jakaja ž budučynia ŭ plemia? Zrazumieŭšy, što tak jany nieŭzabavie vymruć, ludzi rušyli dalej ad taho praklataha miesca.

Bałotny kraj zastaŭsia daloka zzadu, niekatoryja ź ludziej užo i zabylisia pra jaho. Ale j toje, što plemia dahetul napatkała na svaim šlachu, było nia lepšaje. Ni travy, ni vady, adnyja kalučki dy kamiani. I nievynosnaja śpioka. Časam miž ludziej čulisia skarhi i narakańni — maŭlaŭ, treba spačyć, nia jści dalej, moža navat viarnucca nazad. Niekatoryja pačali havaryć, što zzadu było lepš, prynamsi była vada, choć i bałotnaja, ale davoli. Adnojčy ŭviečary, jak spynilisia na načleh i stała trochi valniej u pavietry, tak skazaŭ pravadyru adnavoki Kirch, staršynia nievialikaha rodu hrubych, što z daŭniaha času ŭvachodziŭ u plemia. Pravadyr, jaki ŭžo ledźvie bačyŭ udzień, bo z časam usio bolej ślepnuŭ, skazaŭ, što jak ściamnieje, prarežucca zorki ŭ niebie, jon pahladzić na ich milhacieńnie i abjavić svajo rašeńnie. U poŭnač jon abviaściŭ, što Kirch trapiŭ pad upłyŭ złych duchaŭ i kali choča pahubić svoj rod, dyk moža viartacca. Kirch nie chacieŭ hubić rod i dalej moŭčki pajšoŭ za ŭsimi.

Plemia znoŭ išło-vałakłosia napierad vyznačanym maršrutam — na šeść piadziaŭ ad Syryjusa, jak i zaviaščali prodki.

Niachutka jašče kamianistaje płato z kalučkami pačało sastupać miesca raŭniejšaj ziamli — biez kalučak i kaktusaŭ. Iści byccam by rabiłasia lahčej. Ale nieŭzabavie pad nahami i vakoł pačało bolšać piasku. Śpiarša ŭ im zahruzali stupni, a zatym dzie-nidzie naŭkoła pačalisia piasčanyja hurby, dziuny-barchany — hołyja, biez travinki, biez kalučak navat. Plemia trapiła ŭ zonu pustyni. Vady nie było nidzie, sonca paliła ŭvieś dzień da zachadu. Ludzi i žyvioła zmušanyja byli to karaskacca na krutabokija barchany, to kacicca ź ich, što źniasilvała darešty. Napeŭna, možna było b iści miž barchanaŭ, ale tady była niebiaśpieka zhubić vyznačany nočču napramak, i pravadyr duža nie chacieŭ taho. Tut, u pustyni, jon asabliva stroha trymaŭsia vyznačanaha prodkami maršrutu. Niekalki mułaŭ pali ŭ darozie, ich chutka zasypaŭ piasok. Pamierła taksama niamała ludziej, asabliva starych i małych; žyvyja ničoha nia jeli i pakutavali biez vady. Plemia čułasia asabliva niezadavolenym, pačalisia razmovy nakont taho, što pravadyr zusim aślep i viadzie nie tudy. Kali pra toje z abureńniem vykazaŭsia Kirch, nabližanyja da pravadyra zadušyli jaho. Cieła Kircha pakinuli ŭ piasku pad barchanam. Jahony rod, zastrašany i prycichły, abraŭ novaha staršyniu, pakorlivaha i maŭklivaha. Pra raniejšaha kazali biez abureńnia: nu našto było havaryć! Chto nia viedaŭ, što nie tudy idziem, ale ž inšyja maŭčali. A hety vylez... Rod złačynnaha staršyni pastavili samym apošnim u šlachu, i heta byŭ pieršy rod-izhoj, sa statusam nižejšaha za inšych.

Šlach, miž tym, rabiŭsia ŭsio horšy. Pačalisia piasčanyja bury; viecier i piasok zacinali dychańnie ludziam, muły nie chacieli iści na barchany, i ich ciahnuli niekalki čałaviek na viaroŭkach. Ludzi ŭvohule maŭčali, ale nabližanyja da pravadyra taksama ŭžo adčuvali niezadavolenaść. Niekatoryja vykazvalisia adkryta, što ich šlach pamyłkovy, što hetkim kirunkam nikudy jany nia pryjduć. Tady pravadyr i jahonyja pamahatyja pakarali śmierciu jašče šaściarych čałaviek ź liku niezadavolenych. Plemia praciahvała ŭparta leźci napierad. Roznaha rodu sumnievy i narakańni ŭvažalisia jak zdradnickija i karalisia adpaviedna. Bolšaść plemia ličyła, što tak i treba: zdradu treba karać. Pravadyr časam da paŭnočy mieryŭ pa zichacieńni zorak nakirunak šlachu, i kožny raz vychodziła, što iduć pravilna.

I sapraŭdy, niejak byccam stała valniej, śpiakotny viecier uniaŭsia. Barchany stali nižejšyja, užo nie strumienili ručajami piasku. Ale nieŭpryciam padkaciłasia novaja biada — rabiłasia nadta ściudziona. Ściuža pačałasia z načy, a ŭdzień užo nie było ad jaje kudy dziecca. Nasustrač padźmuŭ ledziany viecier, studziŭ tvary i hrudzi. Ludzi pačali chvareć na prastudu, asabliva małyja. Ciopłaj apratki ŭ ich nie było — jany išli z poŭdnia. Starejšyja mierkavali, što heta časova, što nieŭzabavie znoŭ paciapleje. Ale minaŭ čas, a nie ciapleła — naadvarot, chaładnieła ŭsio bolš. Ź lubaściu ludzi pačali ŭspaminać toj čas, jak było ciopła i navat horača. Haračynia ciapier zdavałasia kudy lepšaj za ściužu. Ludzi poŭdnia, jany nia viedali, što heta nadychodziła zima. Nia viedaŭ taho i pravadyr, jaki za toje papłaciŭsia žyćciom.

Zadušany samym blizkim ciełaachoŭnikam, stary pravadyr zastaŭsia ŭ stepu, a ciełaachoŭnik, jakoha zvali Chirt, nazvaŭsia pravadyrom. Nazaŭtra jon abjaviŭ uzrušanamu plemiu, što kirunak mianiajecca na advarotny. Plemia viartajecca nazad.

Taja viestka była ŭspryniataja plemiem ź vialikim entuzijazmam, šmat chto ź ludziej stali ŭspaminać, jak było dobra tam, adkul jany pryjšli. Chirta, ušanoŭvajučy za rozum i advahu, vyrašyli ŭsiu darohu nieści na rukach, aby tolki jon pravilna pakazvaŭ šlach. Nakirunak na kožny dzień jon vyznačaŭ nie pa Syryjusu, jak heta rabiŭ jaho papiarednik, a pavodle novaj, revalucyjna-narodnaj metadalohii — pa nakirunku vietru. Vybirać šlach takim čynam, kab ledziany viecier na tuju paru dźmuŭ ludziam zzadu. Toje duža spadabałasia spakutavanym ad ściužy ludziam. Tym bolej, što, pakolki ściudziony viecier dźmuŭ na toj čas z poŭnačy, jany išli znajomym šlacham na poŭdzień. Ichnaj radaści nie było miežaŭ...

Praŭda, chutka vyśvietliłasia, što miascovaść trochi adroźnivałasia ad raniejšaj, značycca, plemia trochi ŭchiliłasia ŭbok. Pačałasia taja ž pustynia, piasok, i pakul što nie kanała ściuža. Chacia ludzi viedali, što dzieści pavinna pačacca ciapło, navat śpioka. Dy śpioka nie pačynałasia. Iści rabiłasia ŭsio horš, ludzi i žyvioła źniemahali. Asabliva, jak pačalisia barchany. Znajšlisia takija, što pačali narakać: nia tre było viartacca. Lepš by niejak prystasavacca da ściužy, choć by vykapać nory, jak burunduki. Novy pravadyr Chirt, mabyć, byŭ razumniejšy za papiaredniaha, jon uvioŭ strohuju adkaznaść za niedazvolenyja razmovy. Tamu, chto vykazvaŭsia niapravilna i tym destabilizavaŭ hramadu, adrazali jazyk. Bieźjazykich vyhaniali z čarady plemia ŭ barchany, dzie jany chutka hinuli ŭ poŭnym maŭčańni. Ichnych rodnych Chirt staviŭ u kaniec čarady, dzie nabraŭsia ładny lik izhojaŭ. Nijakich pravoŭ u paraŭnańni ź inšymi izhoi nia mieli. A tych, chto ŭchvalaŭ palityku Chirta, stavili bližej da pravadyra, jany skłali jaho atačeńnie, nazvanaje elitaj. Na zajzdraść astatnim elita mieła niamała roznych pravoŭ i pryvilejaŭ.

Plemia išło marudna i doŭha. Ludzi ŭ tym šlachu naradžalisia i pamirali. A taksama zmahalisia za žabrackuju ježu, hłytok vady i za ŭładu — unutry rodaŭ, u ščylnych šerahach elity i navat siarod izhojaŭ. Na kožnym časie źjaŭlalisia svaje hieroi, jakija zvyčajna rabilisia načalnikami. Ich, jak i pravadyra, uziali za zvyčaj nieści ŭ šlachu na nasiłkach — kaho dzień, kaho tydzień, kaho ad poŭni da poŭni. Chirt naohuł nikoli nie źlazaŭ z azdoblenych hirlandami nasiłak, ź jakich jon addavaŭ kamandy, rabiŭ zaŭvahi, chvaliŭ lepšych sa svaje šmatlikaje elity. Ale nichto jaho nie asudžaŭ za toje — usie viedali, što ŭhary asabliva dźmie viecier, kožny podych jakoha łović słaŭny pravadyr Chirt. Dziela spraviadlivaści varta zaznačyć, što Chirt udaskanaliŭ systemu vyznačeńnia maršrutu i rabiŭ toje ŭ zaležnaści ad napramku i siły vietru, koleru nieba i navat miarkujučy pa charaktary ŭłasnych snoŭ. Spaścihnuć takuju składanuju systemu nie było dadziena nikomu, i plemia było ščaślivaje, što trapiŭsia taki razumny pravadyr.

Z hetym jahonym rozumam, adnak, stałasia štoś niepradbačanaje — plemia zajšło nie tudy.

Paśla doŭhaha šlachu, jak jano narešcie dasiahnuła zychodnaha bałota, taho nie paznała, tak usio tut źmianiłasia. Abo heta było inšaje bałota, kali paličyć, što Chirt pamyliŭsia. Chacia śpiarša pra toje nichto navat nia moh padumać — ichny pravadyr nie pamylaŭsia nikoli. Tym nia mienš ciopłaja buzianaja vada ŭ bałocie była nieprydatnaj dla pitva — niekalki saśmiahłych dziaciej, što napilisia z darohi, adrazu ž pamierli. A hałoŭnaje — tut była proćma ahidnych vadzianych pacukoŭ, vužakaŭ i strašnych kryvažernych pačvaraŭ nakštałt krakadziłaŭ. U pieršuju ž noč na načlezie la bierahu tyja schapili i zžerli šaścioch čałaviek ź liku pahardžanych izhojaŭ, jakich pravadyr raźmiaściŭ la samaha bierahu. Uranku tyja padniali bunt z krykami: kudy nas zaviali? Nadziva, ich padtrymali astatnija rody. Mudraha, rastłuściełaha na nasiłkach Chirta, źviazaŭšy, kinuli ŭ bałota, dzie jaho adrazu ž raździerła zhraja chvastatych krakadziłaŭ. Tut ža plemia abrała novaha kiraŭnika, jakim staŭ, moža i nia samy razumny (navat trochi durnavaty), zatoje samy dužy dziaciuk pa proźviščy Słon. Słon abjaviŭ, što pakolki šlachu napierad niama, treba viartacca nazad. Ideja, zapavieščanaja prodkami, pravilnaja, tolki ŭ plemia nie chapiła voli jaje ździejśnić, — jahonyja pravadyry byli skroź złydni, durni i zdradniki. Ad siońniašniaha dnia ŭsio budzie inačaj, plemia damožacca svajoj mety. Družnyja kryki ŭchvały ŭzbadzioryli pravadyra Słana, i jon pačaŭ ładzić pachod. Jahony, słanovy, rod pastavili na čale kalony, raniejšy avanhard, što składaŭsia z rodu Chirta, zapchnuli ŭ samy zad. Tady ž paśmiarotna reabilitavali pieršaha, ślapoha, pravadyra, ale jahony rod zastaŭsia na raniejšym miescy, niedaloka ad zadu. Plemia vyciahnułasia ŭ daŭhuju niaroŭnuju čaradu — ź dziećmi i starymi, mułami, kozami i sabakami. Načalnickija nasiłki ŭsie patapili ŭ bałocie, vyrašyli trymacca pryncypu braterstva i roŭnaści — usim iści piechatoj. Słon išoŭ napieradzie i vyznačaŭ kirunak, jaki paznavaŭ pa miescy sonca na krajavidzie. Dzie jano było, tudy i treba było kiravać. Słon skazaŭ, što sonca nie ašukaje. Toje było prosta i spraviadliva, kožny i ŭ luby čas moh prakantralavać napramak ruchu. Usie duža spadziavalisia na ŭdaču.

Jany doŭha i ŭparta išli napierad i praź niejki čas natrapili na znajomaje kamianistaje płato z kalučym kustoŭjem, kaktusami i žarstvoj pad nahami. Ale toje miesca paznali nia ŭsie, a tolki samyja staryja. Bo tyja, što naradzilisia paśla, tut nie byli i ničoha nie paznavali. Jany tolki radavalisia novym uražańniam. Staryja ž adno krucili hałavami dy maŭčali. Vykazvać svaje mierkavańni jany daŭno ŭžo byli advučanyja.

Paśla pačalisia piaski. A za imi barchany. Iści rabiłasia ŭsio ciažej. Śpioka rabiłasia nievynosnaj, ale ŭsie maŭčali. Adno viedali — iści.

Zatym śpioku pamału źmianiła ściuža, a za joj usčaŭsia maroz. Spakutavanyja ludzi ŭsio čaściej uspaminali, jak ciopła było kala rodnaha bahnistaha bałota. Choć i z krakadziłami. Krakadziły, musić, usich by nia źjeli...

Tady niejak uranku, jak źmierzła niekalki niemaŭlat, natoŭp raźjušanych žanok zabiŭ pravadyra Słana i abraŭ na jaho miesca samuju hałasistuju žančynu, jakuju klikali Ach. Jana i paviała plemia — viadoma ž, nazad. Praz tyja ž barchany, piasok, kamianistaje płato. Da bałota, krakadziłaŭ i pacukoŭ, jakich stała jašče bolej. Novyja pakaleńni katory raz pierakanalisia, što tut žyć nielha, treba niekudy jści. Za pravadyra abrali maładoha chłopca, jaki mała što viedaŭ i jašče mienš pamiataŭ. Jon pavioŭ plemia raniejšym maršrutam, praz płato i pustyniu — da ściužy. Usio paŭtarałasia, jak i raniej. Mianialisia tolki pravadyry.

Z taho času plemia i chodzić — z kanca ŭ kaniec. Pajści inšym šlacham jano nia moža, bo nia viedaje kudy. A hety zamacavaŭsia ŭ hiennaj pamiaci pakaleńniaŭ. Dośvied niaŭdač dy pakutaŭ ničoha nia značyć, bo kožnaje pakaleńnie ŭsio pačynaje spačatku.


Клас
1
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0