Viktar Šnip
Vada
Mnie było hady čatyry. U toj čas ja žyŭ u babuli Hanny ŭ Lahiezach. Viosačka nievialičkaja — usiaho niejkich dziesiać chat. Elektryčnaści niama, ale zatoje ŭ kožnaha haspadara svoj kałodziež, a to j niekalki. U babuli było try. Adzin kałodziež u dvary, druhi ŭ kancy sadu, a treci za płotam na kałhasnym łuzie (pry palakach łuh byŭ naš). I mianie na «naš łuh» adpraŭlali paśvić husiej. Pastuch ź mianie byŭ niavažny. I tak atrymałasia, što ja ŭvaliŭsia ŭ kałodziež. Ale nie ŭtapiŭsia, bo ŭ zabrany cavietami kałodziež viaskoŭcy skidvali łamačča.
Pamiž Lahiezami i Krapiŭnikami — Jaršoŭka. Dla niekaha heta prosta račułka, a dla mianie, chłapčuka — miaža, za jakoj — nieviadomy śviet. I kab biez dapamohi starejšych trapić Tudy, treba nia tolki nie zbajacca krapiŭnickich chłopcaŭ, ale j viedać, dzie ŭ rečcy brod. I naprasiŭsia ja razam ź dziadźkam Viciem źjeździć praz Krapiŭniki ŭ Jarševičy. I jechali my na kani praz rečku, i vada zmyvała z vozu sałomu, i jana płyła pa vadzie, jak reštki vosieńskaha sonca. I krapiŭnickija chłopcy hladzieli na mianie, jak na parušalnika miažy...
Paśla navalnicy, jakaja niečakana pačałasia j skončyłasia, vybieh na vulicu. Hladžu — u łužynach korpajucca kury i niešta dziaŭbuć. Padbieh bližej — akazałasia, rybu. A dziadźka Vicia skazaŭ, nałaviŭšy toj ryby: «Vichor prynios...»
U 1968 hodzie ja pajšoŭ u pieršuju klasu Puhačoŭskaj vaśmihodki. I ŭ hety ž hod ekskavatar raździaliŭ tranšejaj našu vulicu — pravodzili vadapravod. Chto chacieŭ — praviali vadu i ŭ chatu. Doŭhi čas tranšeju, u jakoj užo lažali truby, nichto nie zasypaŭ. I ja časta pa hetaj tranšei išoŭ ź siabrami ŭ škołu, a paśla nazad. Vypeckvalisia, jak čerci. Nieviadoma, kolki b taja tranšeja była, kali b adnojčy ŭ joj u kaluzie nie znajšli miortvaha viaskoŭca...
Źbirajučy hryby, natrapiŭ na paviešanaha sabaku. Pierapałochaŭsia. Lažaŭ z temperaturaj, pakul nie pryjšła babula Paraska i nie pieraliła praź jušku ŭ piečy vadu i nie dała mnie papić.
Łaźnia ŭ Puhačach adna na ŭsiu viosku. Letam mała chto ŭ jaje chadziŭ, bo mylisia chto ŭ sažałcy, chto ŭ rečcy, a chto dzie ŭładkujecca. Nia viedaju, chto jak i dzie myŭsia zimoj, a my mylisia ŭ bočcy z vadoj, jakaja ŭtvaryłasia ad rastałaha śniehu padčas hnańnia samahonki. Vada była ciopłaja i pachła brahaj. I čym čaściej baćki zimoj hnali samahonku, tym čaściej mylisia my, dzieci...
Mama pracavała na karoŭniku dajarkaj. Kali było šmat pracy, jana brała mianie, kab dapamahaŭ daić. I ja daiŭ, i viedaŭ, što maminy zarobki zaležać ad taho, kolki jana nadoić litraŭ małaka. I, hledziačy na inšych dajarak, adnojčy ja skazaŭ mamie: «Davaj i my ŭ małako nalijem vady...»
U časie pavodki, načytaŭšysia «Paleskich rabinzonaŭ» i padhavaryŭšy susiedzkich chłopcaŭ pavandravać, ściahnuŭ z budoŭli skryniu, u jakoj raźmiešvali cement. Amal ceły dzień zalivali smałoj dzirki. Navat prydumali nazvu svajmu čaŭnu — «Bał-Šni-Bał-Rut» (skaročanyja proźviščy našaj čaćviorki). Nanač pabajalisia płyć i tamu pakinuli prasmalenuju skryniu ŭ kustach na nievialičkim astraŭku ŭ bałocie. Ranicaj, uciokšy ad baćkoŭ, pa darozie da svajho čaŭna sustreli budaŭnika, jaki vałok naš čovien i łajaŭsia...
Siadžu z baćkam kala chaty. Raspytvajusia, jak i čamu tak nazyvajucca navakolnyja sienažaci. «Za Hańčynymi sotkami Małyšoŭka...» — havoryć baćka i tłumačyć: «Jašče pry palakach tam była rečka. Ciapier sienažać, a nazva tak i zastałasia...» Zastałasia adna nazva i ad Rabinaŭki...
Siarod nočy pračnuŭsia ad kryku: «Pažar!» Uśled za baćkami z chaty vybiehli i my, dzieci. Hareŭ Rutkievič. Hledziačy na baćkoŭ, i ja schapiŭ viadro z vadoj, i pabieh tušyć ahoń. I ściakała vada pa sčarniełych ścienach na sčarniełuju travu... I padymaŭsia nad chataj dym z paraj... I ŭ apalenaj nočy čulisia kryki: «Niasicie vadu!..»
Na druhim kursie architekturna-budaŭničaha technikumu žyŭ u internacie. Na prykancy viasny prychvareŭ na anhinu. I niejak viečaram zajšoŭsia da adnakurśnika Vałodzi Charłamava. Ź im amal nichto nie siabravaŭ, i žyŭ jon z manhołami. Majmu prychodu ŭzradavalisia: «Sadzisia, budziem hulać u šaški. Chto prajhraje, toj vypje słoik vady!» — «Ja hetak hulać nia budu!» — «Budzieš!» — i manhoły z žartami i pahrozami prymusili mianie hulać. I ja adrazu ž prajhraŭ. «Pi vadu!» — manhoł praciahnuŭ mnie poŭny słoik. «Nia budu ja pić! U mianie anhina!» — «Pi! A to prybjem!» I ja płakaŭ i piŭ vadu. A manhoły śmiajalisia... Vosieńniu, pryjechaŭšy na zaniatki, ja sustreŭ Vałodziu Charłamava, ad jakoha daviedaŭsia, što letam tyja manhoły, jakija prymušali mianie pić vadu, patanuli ŭ Mienskim mory...
Poźniaj vosieńniu nas, veełkašnikaŭ Litinstytutu, pavieźli na ekskursiju ŭ Suzdal i Ŭładzimier. Naša kuratarka Nina Aviarjanaŭna, jakaja, na majo adčuvańnie, u svoj čas była zakachanaja ŭ našaha Ŭładzimiera Karatkieviča (vučyŭsia na Vyšejšych litaraturnych kursach), nie zmahła abminuć carkvu Pakrava na race Nierli. Pryjechali, staim la vady, lubujemsia chramam na vostravie. Niechta žartam prapanavaŭ: «Davajcie schodzim u carkvu!» Śmiełych nie znajšłosia. A Nina Aviarjanaŭna, źviartajučysia da mianie, skazała: «A vaš Karatkievič — schadziŭ u carkvu...»
U padvale našaha domu z prairžełaj truby paciakła vada. Niekalki razoŭ vyklikali avaryjku, ale vada jak ciakła, tak i ciače. I pajšoŭ ja ŭ domakiraŭnictva. Da mianie ŭžo tudy amal usie susiedzi schadzili. Abiacali tam i mnie praz tydzień usio zrabić... Prajšło amal dva hady, a vada ciače...
Pozna viečaram viarnulisia ŭ Miensk sa śviata paezii ŭ Rakucioŭščynie. Stomlenyja, čuć nohi vałačom. I tut na tabie — Michaś Skobła, ubačyŭšy na Śvisłačy moładź na katamaranach, prapanavaŭ i nam pakatacca. I adkul uziałasia enerhija — papłyli. Da ŭsiaho Eduard Akulin byŭ z hitaraj, i my sa svaimi žonkami cełuju hadzinu na vadzie śpiavali biełaruskija pieśni. I chadziła pa bierazie milicyja...
«A biez vady i ni tudy, i ni siudy!» — kazaŭ učora susied, palivajučy aharod. A siońnia amal užo ceły dzień idzie doždž...
Kamientary