Natałka Babina

Pastka dla krata

Praciah. Pačatak u № 23—28.

Studentka mienskaj Palitechniki Janina znachodzić na leciščy trup nieviadomaha čałavieka, a nazaŭtra ledź nia robicca achviaraju zabojcy. Jejny kachanak-specsłužbist raśśleduje spravu. Hałoŭny padazrony — baćka Janiny. Ale dziaŭčyna viedaje, što jon nie zabivaŭ. U časie nastupnych vizytaŭ na lecišča vyśviatlajecca, što da złačynstva maje niejkija adnosiny ichny susied Mikałaj Kieržyč…

Cnilisia mnie na hetym tydni adnyja žachi. U čadzie płavali ašmiotki rečaisnaści, pafarbavanyja ŭ čyrvonaje abo atrutna-błakitnaje... Adnak ni śviežaje z kryvioju miasa, ni źmiei kubłami ŭ padjeździe, ni inšyja pryjemnaści, jakija ja ź niezajzdrosnaj rehularnaściu bačyła pa načoch, nie adbivalisia na maim dzionnym žyćci. Ispyty zdavalisia paśpiachova, i navat sapramat, što nahaniaŭ žach na ŭsiu hrupu, prajšoŭ na “vivat”.

Pierad apošnim bojem (kursač pa technalohii) my skaaperavalisia z Dubam: ja musiła zrabić raźlik techpracesu, a jon pa vynikach — nakreślić čarciažy. Addaŭšy jamu raźliki, jakija zaniali ŭ mianie čatyry hadziny napružanaj pracy, ja z hałavoju zanuryłasia ŭ raśśledavańnie zabojstva.

Jak klijentka, jakaja nie dačakałasia telefanavańnia ad Miancieja, ja naviedała ofis jahonaha ahienctva. Zdajecca, tut śmierć šefa ŭspryniali jak efektyŭnuju reklamu, zdolnuju pryciahnuć klijentaŭ nia horaj za videarolik u prajm-tajm. Maładzieńkaja sakratarka sustreła mianie ź niečałaviečaj dobrazyčlivaściu, pryhatavała raspuščalnuju kavu i zasakatała, jak saroka, — pra adpiavańnie i paminalny stoł, pra toje, jak niejki Mianciejeŭ svajak hrymnuŭsia la mahiły nieprytomny... Raptam jana ścichła na paŭsłovie. Ja ździŭlena ŭźniała vočy:

— A voś i naša dyrektarka,— liśliva prahavaryła dziaŭčynka, i miod ź jejnych vusnaŭ, zdavałasia, nakapaŭ kalužynu na padłozie.

Ad ździŭleńnia ja ledźvie nie praliła haračaj kavy sabie na kaleni. Nie čakała pabačyć tut hetuju žančynu…

U kabinecie jana prapanavała mnie sieści.

— Słuchaju vas. Paśla śmierci muža spravy viadu ja,— potym, vietliva paśmichnuŭšysia, dadała: — A my ž bačylisia! Pamiatajecie, na leciščy ŭ dziadźki Mikałaja?

Ja kiŭnuła, namahajučysia, kab na maim tvary možna było pabačyć tolki dziažurnuju ŭśmiešku. Vyjaŭlajecca, žonka Miancieja — plamieńnica Kieržyča! Letaś jana ź dziciem niejki čas žyła ŭ jaho na leciščy, i my bačylisia ledź nie štodnia!

Ja vykazała svaje spačuvańni, trochi bajučysia, što jana zaraz kiniecca na mianie z kułakami. Ale kabieta spakojna i pryjazna zapytałasia, što pryviało mianie ŭ ahienctva nieruchomaści. Značyć, nia viedaje, što jejnaha niaščasnaha muža znajšli ŭ našaj prybiralni? A mo spravy jduć nia vielmi dobra, voś i chapajecca za kožnaha klijenta, pracuje na svajho karapuza z čyrvonymi ščočkami i kudłataj biełaj hałoŭkaj, pakinuŭšy miortvaje miortvym? Ja vydała pryhatavanuju zahadzia lehiendu: źbirajusia zamuž, pryhladaju kvateru. Ni słovam jana nie dała zrazumieć, što niejak źviazvaje mianie z pahibiellu muža. Zapytałasia, na jakuju sumu raźličvaju, i ja nazvała ŭziatyja sa stoli dvaccać tysiačaŭ — nasamreč u nas z tatam było tolki piać, a ŭ Andreja i naahuł ničoha. Na tym i raźvitalisia: jana paabiacała dniami padabrać varyjanty, i ja złaviła siabie na dumcy, što mnie sapraŭdy chočacca dapamahčy hetaj žančynie ŭ čornym, kupić kvateru mienavita praź jejnaje ahienctva...

Ledźvie ja paśpieła viarnucca damoŭ, jak uvarvaŭsia raźjušany Dub.

— Ty čym dumaješ, chalera? Hałavoj ci adnym miescam, chalera? — nakinuŭsia jon na mianie zamiest pryvitańnia, tyckajučy ŭ tvar raźlikami. — Ty choć hladzieła, što ty tut navajała?

— Što takoje? Ja ni snom ni ducham... — spałochałasia ja, adbivajučysia ad papierak.

— Hladzi siudy, chalera!

Ja zirnuła, i mianie praniało cyhanskim potam. Amiehački! Zamiest zychodnaj temperatury traŭleńnia 75 hradusaŭ ja, pahłyblenaja ŭ pieražyvańni, mašynalna ŭziała minus 75 hradusaŭ, z-za čaho praces vytvorčaści typovaj mikraschiemy MDP 38-02T, zhodna z maimi padlikami, musiŭ raściahnucca na 400 hadoŭ! I ja hetaha nie zaŭvažyła!

A Dubočak moj zialonieńki! Prabač zasranku!

— Chutčej! — Dub vychapiŭ kalkulatar, jak šablu, i rynuŭ u pakoj. — Treba paśpieć!

Nastupnyja dźvie hadziny my ličyli, jak dva zvarjaciełyja kamputary, pryčym Dub peryjadyčna kantralavaŭ mianie, bajučysia novych vybrykaŭ majoj nieŭtajmavanaj natury.

Narešcie ŭsio było hatova. Jon uziaŭsia kreślić, a ja pajšła hatavać viačeru. Apoŭnačy Dub apošni raz tryjumfalna ŭzmachnuŭ liniejkaj i abviaściŭ:

— Usio!

Ciapier ja sieła za kamputar: tre było nadrukavać i aformić kursač. Pracy było da čorta. Ja biła pa klavišach, Fabijan mirna dramaŭ na kanapie.

— Dub! — prahavaryła ja takim strašnym hołasam, što jon až padskočyŭ.

— Aśpid ty biezhałovy! Źmiej! Hladzi siudy!

Dub vyłupiŭsia na čarciažy: tam zamiest troch prajekcyjaŭ tapalohii try razy była namalavanaja adna i taja ž! Jon zastahnaŭ. My adnačasova zirnuli na hadzińnik. Adtul vylecieła ziaziula i prakuvała dva razy.

— Tak, ty — vid źleva, ja — vid źvierchu, — Dub chutka ačomaŭsia i byŭ poŭny rašučaści zdać zaŭtra kursač abo pamierci. — Napierad!

My try razy pili mocnuju kavu, piać razoŭ tačyli ałoŭki, a pad ranicu ŭščent rassvarylisia, łajučy adno adnaho “histeryčnaj durnicaj” i “kryvym idyjotam”...

Da aŭdytoryi dabralisia ź ciažkaściu. Čyrvonyja vočy i blednyja tvary našych adnahrupnikaŭ krasamoŭna śviedčyli, što mnohija ź ich taksama pieražyli nie najlepšuju ŭ žyćci noč...

Napružańnie rasło. Dziaŭčaty hłytali valarjanku žmieniami. A ŭrešcie što? Śviežy, jak červieński ahurok, Rudy Pańko, što svaimi lutymi patrabavańniami za hod sapsavaŭ nam bolš kryvi, čym usie astatnija vykładčyki razam, abviaściŭ, što ŭ honar naradžeńnia ŭnučki stavić usim zalik aŭtamatam...

Tamu što ja ciabie kachaju

Paśla siami ci vaśmi načej žachaŭ ja narešcie spała spakojna. Mnie śniłasia raka, brunatnaja vada jakoj ciače imkliva i mahutna. Sonca siadała sprava, pracinajučy pavietra pramianiami, jak byvaje tolki ŭ snach. Ja išła bieraham pa žviry, i na maje bosyja padešvy ź vialikimi kostkami nalipała ziamla i rakaŭki. Za kupkaj dreŭ mianie čakaŭ mužčyna, jaki nikoli nie chadziŭ bosym i čyje pierakryžavanyja partupejami plečy nie byli šyrejšymi za maje...

Ja ŭskočyła ŭ łožku. Usio zrazumieła i nie chacieła vieryć. Drenna pamiataju, jak dačakała ranicy, ale ŭ momant, kali sonca pakazałasia na ŭschodzie, moj plan byŭ hatovy.

Ja ledźvie nie ašaleła ad nieciarpieńnia, pakul dabrałasia da Kieržyčavaj chałupy. Čamuści ja była peŭnaja, što ŭ hetuju zimovuju subotu jon siudy pryjedzie. Nie pamyliłasia. Jak mnie było strašna! Sabraŭšysia z ducham, ja adčyniła dźviery.

Paŭciomny pakojčyk znoŭ aśviatlaŭsia tolki vuhollem u piečy. Kieržyč korpaŭsia la stała ź niejkim starym radyjopryjomnikam. Na hrukat dźviarej uźniaŭ hałavu. Jahony tvar byŭ spakojny i zadumienny. Zatoje ja chvalavałasia za dvaich.

— Zachodź, Janiečka, siadaj, — skazaŭ dziadźka Mikałaj. — Peŭna, znoŭ chočaš zapytać niešta pra zabojstva Michasia. Niešta znoŭ raskapała. Ty ž nie supakoišsia, pakul nie dabješsia da praŭdy... Tolki navošta tabie taja praŭda? Kiń. Zabudźsia. Maje ślady na vašym harodzie daŭno zmyli daždžy.

— Vy stracili prytomnaść na pachavańni Miancieja, — ja vyrašyła iści va-bank. — Čamu?

Kieržyč uzdychnuŭ.

— Ja stary znervavany čałaviek. Raptoŭnaja śmierć maładoha, zdarovaha svajaka — ciažkoje vidovišča. Nia vytrymaŭ.

— Lubaja śmierć — ciažkoje vidovišča. Reč nia ŭ hetym: vy viedajecie, jak zahinuŭ Mianciej. Bo prykłali da hetaha ruku, — dadała ja, abliznuŭšy zaśmiahłyja vusny.

Kieržyč zdryhanuŭsia.

— Adzinym dokazam — vielmi sumnieŭnym — mahli być maje ślady. Ale ich bolš niama. Jość tolki tvaja ŭzbujałaja fantazija.

— Dokazaŭ u mianie sapraŭdy niama. Dyj kab byli — nie pabiehła b ź imi ŭ milicyju. Ale ja chaču viedać, čamu vaš Michaś skončyŭ žyćcio ŭ našaj prybiralni. Kali nia dziela praŭdy, dyk choć dziela ŭłasnaje biaśpieki. Majmu baćku šyjuć kryminalnuju spravu, u mianie samuju stralali. Ja chaču zrazumieć, što adbyvajecca, choć by dziela taho, kab viedać, jak siabie pavodzić.

— A ŭ ciabie navošta ž stralać? — ździviŭsia Kieržyč.

— Voś i ja chaču heta viedać. Raskažycie mnie ŭsio, što viedajecie, prašu vas! Chočacie, na kaleni stanu?

Kieržyč na chvilinu zadumaŭsia. Potym uźniaŭ źbialeły tvar, znoŭ uzdychnuŭ i adkłaŭ ubok adkrutku, jakuju dasiul trymaŭ u rukach:

— Kali majoj žoncy pastavili dyjahnaz, ja dumaŭ, što zvarjacieju. Nia moh spać. Kidaŭsia da znacharoŭ, hatovy byŭ zrabić što zaŭhodna, aby tolki dapamahčy joj. Zahadčyk adździaleńnia, kali daviedaŭsia, skazaŭ mnie pra anhielskija leki. Maŭlaŭ, nie panaceja, ale ŭ mnohich vypadkach vielmi efektyŭnyja. Aficyjna jon ich vypisać nia moh: vielmi darahija, a prymać treba vielmi doŭha, mo navat usio žyćcio. Ja, viadoma, adrazu ŭ “Biełfarm”... Užo praz dva miesiacy daktary z zadavalnieńniem adznačyli, što “možna spadziavacca na ŭstojlivuju remisiju”. Ja płakaŭ, schavaŭšysia ŭ stałoŭcy...

Ale hety cudoŭny preparat sapraŭdy vielmi darahi: upakoŭka na miesiac kaštuje 200 dalaraŭ... Našyja hrošy — kolki ich tam było? — chutka skončylisia. Ja spadziavaŭsia pradać lecišča — i na tabie, dom zhareŭ… — Kieržyč pamaŭčaŭ. — Kali nadyšła para kuplać leki čarhovy raz, a ŭ mianie nie było za što, ja sustreŭ jaho na vulicy. Jaho, hetaha čałavieka...

Ja napružana słuchała.

— Jon usio viedaŭ. Skazaŭ, što dastanie leki biaspłatna — z humanitarnaj dapamohi. I prynios, nam chapiła na paŭhodu... A paśla, kali ja pryjšoŭ da jaho paprasić jašče, pastaviŭ umovu: “Dobra, ja dapamahu vam, ale j vy mnie — taksama”. Skazaŭ, što maje patrebu pahavaryć sam-nasam z mužam majoj plamieńnicy, jaki paźbiahaje jaho. A sprava pilnaja, biznesovaja. Paprasiŭ jaho na daču paklikać. U mianie i ŭ dumkach nie było, što moža zdarycca...

Plamieńnica była ź dziciom u sanatoryi, tak što pra zaprašeńnie nichto nia viedaje, akramia mianie, jaho i voś ciabie...

Miša pryjechaŭ. Pryjšoŭ i hety čałaviek, z butelkaj harełki, prapanavaŭ vypić pa čarcy — usio vyhladała naturalna, za čarkaj pra biznesovyja spravy havorycca lahčej... Paśla pieršaj ja zhubiŭ prytomnaść. Ačuniaŭ — ciamnieje, nidzie nikoha. Ja raschvalavaŭsia, uskočyŭ i — da vas... — jon skosa pahladzieŭ na mianie.

Jaho słovy mianie jak kipieniem abdali. Ja była hatovaja da ich, viedała, što pačuju, ale ž, ale ž...

— Vy pajšli da nas, bo čałaviek, jaki prasiŭ vas zaprasić Miancieja, — Andrej,— u maich słovach amal nie było pytalnaj intanacyi.

— Ty viedaješ?! Adkul?

— Zdahadvałasia. Raskazvajcie dalej.

— Mnie było nie pa sabie, i ja prychapiŭ siakierku. Kali ŭžo padychodziŭ, pačuŭ žachlivy kryk — tvoj. Niejkaje šostaje pačućcio padkazała mnie nie vysoŭvacca adrazu ž, a aściarožna vyhlanuć z-za chleŭčuka.

Ad ubačanaha vałasy dybaram stali. Ja razumieŭ, što niešta niačystaje z hetaj “razmovaj”, ale pabačyć Michasia z nažom u hrudziach... I raptam mianie stuknuła: u jaho ž u kišeni majo nasieńnie! Taho samaha redkaha hatunku — addaŭ jaho Michasiu jašče ranicaj, pakul pryjšoŭ toj treci... Mianie vykryjuć i pasadziać! A što budzie z žonkaj? Ja nie vahaŭsia ni chviliny. Padkraścisia da ciabie zzadu było niaciažka, jak da hłušca na takaviščy. Nu, — Kieržyč źbiantežyŭsia, — daviałosia trochi... Nu, mnie ž treba było ciabie niejak vyklučyć...

— Viadoma, tre było, — padbadzioryła jaho ja. — Što dalej, napramiły boh, što dalej?

— Ty, kali łaska, prabač mnie, nie kryŭduj... Nie kryŭduješ? Nu voś, dastaŭ ja ź Michasiovaj kurtki nasieńnie... Tut pačuŭsia huk kałatuški — vulicaj bieh storaž. Ja kinuŭsia da siabie cieraz harod... Viedaješ, navat nie ŭśviadomiŭ, što namahaŭsia nie nastupić na sparžu, — niejak samo atrymałasia...

Potym byli žachlivyja dni. Kolki razoŭ ja źbiraŭsia pryznacca! Ale što heta dało b? Ty ž viedaješ, dzie pracuje tvoj Andrej, jak prafesijna jon zrabiŭ usio, kab zastacca ŭbaku. Ja byŭ peŭny, što jon zmoža abvierhnuć maje słovy, davieści, što ŭ čas zabojstva byŭ za sotni kilametraŭ adsiul... Potym jon pryjšoŭ da mianie sam. Prynios leki na hod i pa-siabroŭsku tak paraiŭ nie vysoŭvacca. Ja zrazumieŭ, što, kali chaču žyć,— mušu maŭčać...

— Dyk što ž vy nie trymajeciesia majoj parady? — pačuŭsia raptam znajomy hołas, dźviery rasčynilisia, i ŭvajšoŭ Andrej.

Zakančeńnie budzie.


Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0