Tata i chvory pan prezydent

Dobry viečar, miłyja dzietki.

Byli kaliści takija dziŭnyja časy. To było śpiakotna i ŭsio navokał vysychała, to znoŭ pačynalisia daždžy i ŭsio navokał zalivała vadoju, a paśla ŭvohule niejkija zładziei prakapali tunel dy pa im ściahnuli z usich bankaŭ usie hrošy, jakija tolki tam byli. Tak, ciažka tady było ŭ našaj respublicy, ciažka... Nie mahli my, naprykład, nabyć tramvai, tamu musili šmat chadzić pieški, časam i davoli daloka. Ci, naprykład, nie chapała nam hrošaj na novyja damy, kab było ludziam dzie žyć, dy na škoły, kab było dzieciam dzie vučycca, dy na roznaje inšaje. Što da škoł, dyk niekatoryja dzietki byli navat radyja, što nia treba było chadzić vučycca. Jany mahli hojsać pa vulicach dy svavolničać, ale praz chvilinku-druhuju taksama pačynali nudzicca dy žadać novuju škołu, ale ničoha nielha było zrabić — hrošyki ŭžo byli fi-i-ić. A pakul novyja źbiarucca, to projdzie čas!

Vy ŭžo ščaślivyja, vas takoje nie napatkaje, ciapier takija rečy nie adbyvajucca, ale tady ty jašče nie naradziŭsia, a ty jašče nie naradziłasia na śviet. Možacie spytać starejšych, i jany skažuć, što tak tady tut i było.

A da ŭsiaho taho, ujavi, viečaram u navinach pa televizii skazali, što pan prezydent zachvareŭ, jašče hetaha nie chapała! I heta mienavita tady, kali treba było padpisvać roznyja važnyja papiery, bo heta nichto akramia jaho zrabić nia moh. Ale paśla jašče skazali, što pryjeduć niejkija znakamityja lekary z-za miažy dy jaho vylekujuć.

I praŭda: pryjechali prafesar Toj dy doktar Vuńtoj, u adnaho byli ahromnistyja toŭstyja akulary, roznyja piły, nažy, ihołki dy inšyja pryłady, a druhi pryvioz z saboju ŭsialakija paraški — čyrvonyja, zialonyja, žoŭtyja, błakitnyja dy bieźlič biełych. Dva nasilščyki nie mahli heta padniać! Pryjšli jany da pana prezydenta, ahledzieli jaho, matnuli hałovami, toj pieršy nakałoŭ u jaho ihołak i pačaŭ pampavać kroŭ, a toj druhi pačaŭ u rot panu prezydentu sypać usie svaje paraški, pačynajučy z błakitnych, a śledam inšyja, dy prymušaŭ zapivać roznymi limanadami, pakul prezydent nia byŭ poŭnaściu pakołaty dy nality, jak balon. Ale lepiej jamu nia stała, naadvarot, rabiłasia ŭsio horaj i horaj! Lažaŭ jon jak Łazar i tolki hałasiŭ: «Ajojajoj, čamu mnie tak kiepska, što ja hetkaje źjeŭ?» Bo, papraŭdzie, ničahutki jon pierad tym nia jeŭ, tolki roznyja leki dy ińjekcyi. Ale jašče siak-tak, spružyŭšysia, moh padpisać niejkuju papierynu.

Dyk tych lekaraŭ vyhnali j paklikali inšych — novyja prylacieli samalotam! Dy adrazu z samalota raskrucili niejkija šlanhi z trubkami až da prezydenckaj Rezydencyi. Adnu trubku jany dali panu prezydentu da vusnaŭ, druhuju da vucha, treciuju da druhoha vucha, a čaćviortuju ŭvohule niemaviedama kudy — dy pačali vakoł prezydenta skakać, napuskać niejki dym na jaho j śpiavać roznyja zaklaćci. Naprykład takoje:

Vyjdzi, vyjdzi ź cieła preč,

Z čałavieka chvoraha,

My chvarobu vyhaniajem

Najlepšymi srodkami.

Uciakaj-biažy, chvaroba,

Na bałoty čornyja

Zamaŭlaju i čaruju

Zdaroŭje prezydenckaje!

Ale ničoha nia stałasia, ničoha nie dapamahło. Dyk lekary tyja šlanhi skrucili, uleźli ŭ samalot dy adlacieli ni z čym. A paśla jašče na nas nahavorvali. Vo jak!

A pan prezydent tak i lažaŭ, papiery źbiralisia ŭ stosy, jon ich amal nie padpisvaŭ, usio išło da kalapsu! Paŭsiul ihrała sumnaja muzyka, užo j vosień pryjšła, imžyła, i ŭsio było takim niavartym. U televizii pakazvali kadry z časoŭ, kali pan prezydent byŭ jašče zdarovym i viasiołym. Tata hladzieŭ na heta ŭsio i kazaŭ matuli: «Niebaraka!» A matula adkazvała: «My ž taksama niebaraki, ale nas nichto nie paškaduje!» Jana mieła trochu racyi, i tata ź joj amal pahadziŭsia: «Tak, tvaja praŭda, ale my chacia b zdarovyja dy radyja adno adnamu!» A ciapier racyja była tatava, i matula toje adrazu paćvierdziła. «Praŭda tvaja!» — skazała jana tatu, padyšła da jaho j pačała całavać jaho ŭ vucha, šyju, tolki da tvaru nijak nie mahła dakranucca, bo tata jaje trošku adpichvaŭ, čaho nikoli raniej nie rabiŭ. A pry tym jašče kazaŭ: «Pačakaj?! Pačakaj?!» — dy machaŭ rukoju.

Matula nie zrazumieła, što adbyvajecca, dy ździŭlena pazirała na tatu, ale toj upiorta hladzieŭ na televizar, dzie pakazvali, jak pan prezydent padpisvaje roznyja papiery. Jon zaŭsiody voźmie arkuš, asadku-piaro z atramantam, prykładzie da vusnaŭ, chvilinku pakusaje jaho, pry hetym čytaje, što na arkušy, padpiša, voźmie nastupny arkuš. A tady znoŭ piaro da vusnaŭ, čytaje. Padpiša j adkładzie. I tak dalej, cełyja hadziny. A čas ad času voźmie j niejkuju kalarovuju asadku, zadumajecca, pakusaje i ŭ vusnach pakrucić, adniasie ad vusnaŭ dy napiša na krai arkuša niejkuju zaŭvahu. Tata padskočyŭ z kresła dy jak kryknie: «Viedaju!»

Poŭny varyjant čytajcie ŭ papiarovaj i pdf-versii hazety "Naša Niva"

Pierakłaŭ z českaje Illa Hłyboŭski

Česki režyser, aktor i dramaturh Arnošt Hołdfłam (nar. 1946) — aŭtar kala 50 pjes i knihi apaviadańniaŭ «Znoŭ pra toje samaje».

Pra svoj najnoŭšy zbornik kazak «Tata jašče čahości varty», ź jakoha ŭziali hetuju kazku, A.Hołdfłam napisaŭ: «Kali było majoj dačce Sylvie dziesiać hod, ja apaviadaŭ joj vydumanyja kazačnyja pryhody. U ich ja, jak tata, zaŭsiody vypadkova ździajśniaŭ niešta vartaje honaru. Naprykład, vyjhravaŭ niejkuju dyscyplinu na alimpijadzie, ratavaŭ žyćcio pryncesie dy padobnaje. Jana tady vielmi z usiaho hetaha śmiajałasia — chiba ž moh tata niešta padobnaje zrabić! Moža, joj zdavałasia praŭdapadobnym, što takija hierojskija ŭčynki jaje tata moh zrabić tolki vypadkova ci pamyłkova. Ale jany faktyčna adbylisia — chaj navat tolki ŭ hetych kazkach. Ciapier, praz kolki hod, ja ŭzhadaŭ pra ich i zapisaŭ 15 kazak, kab paśla moh pračytać svajmu synu Ota Antaninu, ci prosta Atoničku, jak jamu budzie piać ci bolš hadoŭ…

Chrost knihi (chrosnym baćkam staŭsia Bolek Poliŭka), jakaja vyjšła ŭ vydaviectvie Andreja Ščasnaha, adbyŭsia 26 listapada 2004 hodu ŭ brnienskaj «Kniharni Iržy Šedzivaha».

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0