Miortvaja dziaŭčynka pacisnuła plačyma. Jaje siabroŭka cierła źmierzłyja ruki, pierastupała z nahi na nahu i razdražniona ŭzdychała.

— Usio. Ja zvalvaju.

Dziaŭčynka prysieła na kraj łaŭki. Z uzdycham Kłuša sieła pobač.

Śnieh sioleta loh jak zapłanavana — z samaha pačatku śniežnia. Padaŭ pavolna i źbiraŭsia ŭ brudnyja haradskija sumioty, zamiataŭ parki, studziŭ biełaruski balzam.

Śniažynki kałoli nos, vietram pracinała stary šery puchavik, a ŭ botach treba było pastavić prafiłaktyku. Absalutna miarzotnaje nadvorje. Absalutna miarzotny nastroj. Absalutna miarzotny.

— Balzam — poŭnaja chiernia.

— Dy zamaŭčy, — Miortvaja dziaŭčynka ŭziała butelku z ruk siabroŭki i zrabiła praciahły hłytok.

Za fantanam, upryhožanym skaładanaj kampazicyjaj z chłopčykaŭ, ptušak i hłybinnaha sensu, z zachapleńniem vanitavaŭ niejki pank. Fantan zanosiła śnieham. Kłuša skosa zirnuła panka i hučna fyrknuła.

— Čałaviek dehraduje. My pieratvarajemsia ŭ pieršabytnych istot. A pavinny hučać horda.

— Na maju dumku jon vielmi hanarliva hučyć. Čuješ, jaki bahaty hukavy dyjapazon…

Kłuša skryviłasia i paciahnułasia za ratujučym napojem. Za mietr ad jaje ŭpaŭ śniažok. Traścina chutka, amal podskakam nabližaŭsia da ich pa ściežcy, padniaŭšy ruku i patrasajučy biełym cełafanavym pakietam. Pakiet źvinieŭ całkam pa-kaladnamu.

— Ja zaraz adkinusia ad choładu, a jon skača, — Kłuša z pustoj taraj u rukach nakiravałasia da bližejšaj śmietnicy, pakryŭdžana vichlajučy kłubami.

— Ja vapšče nie poniał, kak eta pałučiłaś, — Traścina pluchnuŭsia na łaŭku i pačaŭ kałupacca ŭ pakiecie. — Ja ŭžo amal vyjšaŭ, ale na padziku sustreŭ…

U Miortvaj dziaŭčynki nie było nijakaha žadańnia słuchać. Jana adchisnułasia nazad i zavaliłasia śpinaj na śnieh,

adsoŭvajučysia ad łaŭki. Pozirkam utaropiłasia ŭ vierchaviny drevaŭ: jany vyhladali karyčnievymi, ciomnymi, a nieba — brudnym. Śniažynki padavalisia pyłam, jaki vytrasaješ sa starych dačnych pościłak. Dziaŭčynka pačała vadzić tudy-sudy rukami i nahami, sprabujučy zrabić «anioła». Nie samy cikavy zaniatak.

— … dyk ja źmierz jak skacina. Heta tabie nie choładna, — skazaŭ Traścina i kinuŭ u Dziaŭčynku pakietam. Pakiet na paŭdarohi ŭźlacieŭ uvierch i padaŭsia ŭ vyraj. — Ty ž miortvaja.

— Daj siudy, — Dziaŭčynka sieła, vyciahnuŭšy ruku.

— Čamu ty taki prydurak? — Kłuša pahardliva pahladzieła na chłopca i adsunułasia ad jaho dalej.

— Ajm e łuzier bejbi, so ŭaj donč ju kił mi! — zapieŭ Traścina i nachabna paciahnuŭsia da Kłušy z pacałunkam.

Miortvaja dziaŭčynka adpiła balzamu i vycierła rukoj rot. Siońnia ŭ kłub jany nie pojduć: tam śviatočnaja cukrovaja viesiałość i śviatočny płatny ŭvachod.

Hety park taksama pa-svojmu śviatočny: raźmieščany ŭ centry horada, za śpinaj hałoŭnaja jalinka, upryhožanaja chakieistami. Šklanymi. Śviatočnymi. Nad praśpiektam mihciać lichtary, imitujučy zornaje nieba.

Minakoŭ amal niama, chałodnaje rezkaje pavietra i mokry śnieh razahnali pa damach tych, kaho nie razahnaŭ kaniec pracoŭnaha dnia.

Dziaŭčyncy, adnak, sapraŭdy nie było choładna. Jana ž miortvaja.

Z boku hałoŭnaha ŭvachodu ŭ park zabiehła kampanija pjanych padletkaŭ, jakija hučna ržali i pierabivali adzin adnaho. Toj, što išoŭ pasiaredzinie, trymaŭ niešta ŭ rukach, ź pieramiennym pośpiecham namahajučysia hetaje niešta nie ŭpuścić. Junaki, chistajučysia, padyšli da śmietnicy, užo, viadoma, aśviečanaj pustoj butelkaj z-pad balzamu, i kinuli tudy svoj skarb. Chtości ź ich niazhrabna jaho padpaliŭ i z absalutna apalityčnymi krykami jany pabiehli ŭ bok vychadu.

Miortvaja dziaŭčynka ŭstała i padyšła da śmietnicy: pałała zialonaja płastykavaja halina jalinki, praŭda, biez chakieista. Ale z čyrvonym šarykam, jaki ŭžo pačaŭ čarnieć ad sažy.

Dziaŭčynka praciahnuła ruki da impravizavanaha vohnišča i padumała, što ŭ jaje zusim niama śviatočnaha nastroju. Jana paciorła ruki i prykłała ich da ščok. Uchapiła siabie za nos. Vysunuła jazyk. Z nasuplenym tvaram źlapiła śniažok i zapuściła ŭ fantan, ale pramachnułasia. U hety momant čyrvony šaryk, nahreŭšysia da krytyčnaj tempieratury, łopnuŭ i raźlacieŭsia čorna-čyrvonymi askiepkami, zachapiŭšy z saboj popielnyja kavałki jalinki. Usio heta pavichryłasia ŭ pavietry niekalki siekundaŭ i zasypała vakolny śnieh.

Dziaŭčynka paśmichnułasia i padumała, što jana absalutna ničoha nie razumieje ŭ śviatočnym nastroi i ŭładkavańni suśvietu. I što joj absalutna pofih. Jana ž miortvaja.

— Sajlen najt! Choli najt! Ołł iz kam! Ołł iz kam! - zaharłaniŭ Traścina i zaržaŭ, uchilajučysia ad Kłušy, jakaja pasprabavała ŭdaryć jaho pa hałavie za pošłyja interpretacyi suśvietnaj kłasiki.

Miortvaja dziaŭčyna padyjšła da siabroŭ. Uziała butelku z reštaj śviatočnaha ałkaholu i padniała ŭhoru.

— Mnie choraša. I ja absalutna nie razumieju, jak tak vyjšła. Pachodu, my absalutna nie zdolnyja nichiera zrazumieć. Za ščaślivyja nieparazumieńni!

—Za ščaślivyja nieparazumieńni! — kryknuŭ Traścina i ŭskočyŭ na łaŭku, zaciahnuŭšy z saboj Kłušu.

Siabry śmiajalisia i dapivali balzam. Razbudžany śniažkom, z-za fantana vypaŭzaŭ pank. Lichtary aktyŭna imitavali zornaje nieba. Suśviet pracavaŭ absalutna bieśsistemna. Nadychodzili Kalady.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0