— Padymajsia, Dzimon! — harłaniŭ nad vucham Achmied, trasučy mianie za plačo.

Ja ledź raspluščyŭ vočy, ź jašče bolšymi vysiłkami padniaŭ hałavu i hlanuŭ na jahony ciomna-matavy tvar, jaki za čas kamiernaj adsidki nikolki nie źmianiŭ svoj kaŭkazski koler.

— Kolki času? — praburčaŭ ja, pavaliŭšyŭsia nazad u padušku.

— A vośmaj.

— Dyk što ty tłumiš mnie rozum?! U mianie šče piać hadzin! Ty ŭčora drychnuŭ uvieś dzień, i ja ciabie nie padymaŭ.

— Nie, nie ŭ hetym sprava — tam ciabie sa šmotkami zamovili.

— Ź jakimi šmotkami? Chto zamoviŭ? — zapytaŭ ja, sieŭ, pa-uschodniamu skruciŭšy nohi, na druhim paviersie trochpaviarchovych naraŭ, jakija my dzialili z Achmiedam na dvaich: moj čas byŭ z 13.00 da 01.00.

U hety čas adčyniłasia «karmuška», i «pradolny» zahadaŭ źbiracca.

— Nu što, adčalvaješ ad nas? — padyšoŭšy da mianie, zapytaŭsia Paša, ź jakim my ledź «vyhrabli» ŭčora z karciožnaj zavaruški.

Ja kinuŭ jamu z uśmieškaju:

— Dyk kolki možna ciarpieć vas tut, złych zekaŭ?

— Heta tak… — skazaŭ jon. — Mo ŭsio ž zavaryć što na darožku?

— Davaj, — zhadziŭsia ja i tut ža, uzhadaŭšy, jak robić harbatu Paša, papiaredziŭ: — Tolki nie smału!

— Łajt, Dzimon! Ty ž viedaješ, jak ja varu!

— Aha, viedaju, tamu i kažu.

Praz 15 chvilin ja byŭ hatovy na vychad, i my pa čarzie rabili pa dva hłytki z adnaho kubka, siedziačy na Pašavaj škoncy — nižnich vuhłavych narach, dzie zvyčajna mieściacca samyja aŭtarytetnyja pradstaŭniki zekaŭskaj narodnaści. Sam Paša, što praŭda, nie błatavaŭ, škonka pierajšła da jaho ad siabra — Antochi Zialonaha, ź jakim pa voli jany razam prakołvali nakradzienyja ŭ mietro hamancy i razam, z adnoj ihły, padniali VIČ. Antocha ž, try miesiacy panavodziŭšy paradak u kamiery, paru dzion tamu pajechaŭ na zonu.

— Jak nadakučyli hetyja pierajezdy, Paš, kab ty viedaŭ!

— Ja dyk viedaju. Bolš napružvajučaha niama ničoha ŭ turmie, jak pastajanna matacca tudy-siudy.

— Kab chacia viedać kudy, a to ž nikoli ničoha nie havorać.

— A što, nie skazali tabie?

— A chto skaža?

— Zaraz pasprabuju daviedacca.

Paša rušyŭ da dźviarej. Ab čym jon tam havaryŭ, ja ŭ hetym harmidary nie čuŭ, ale i pa žestach padčas jahonaj razmovy z «pradolnym» było zrazumieła, što ničoha jon nie damožacca.

— Dy jon — ni be ni me — staršynka heny, — złosna vymaviŭ Paša, siadajučy pobač. — Ty vo što…

— Nu?..

— Kali pryjdzie korpusny za taboju, prapar, ty ŭ jaho zapytaj, a nie skaža, prosta admaŭlajsia vychodzić. Ja tak zaŭsiody rablu.

— Vidać, tak i zrobim, — zhadziŭsia ja i rasšpiliŭ svoj kiešar, jaki pierad tym pastaviŭ tut ža, pobač z narami. — Heta ŭsio dobra, ale treba niešta i prezientavać tabie na pamiać.

— O! — abradavaŭsia Paša. — Sała prezientuj!

— Aha, dzie tut brać toje sała z hetymi trahładytami? — pažartavaŭ u adkaz i ja.

— Na vo, — praciahnuŭ ja jamu nievialikuju knižycu pra Chrysta «Nie prosta ciaślar», — nie chlebam adzinym!

Paša ŭziaŭ tvor Džoša Makdaŭeła, masava vydadzieny jašče na styku epoch, u hady nacyjanalna-duchoŭnaha adradžeńnia.

Pa-biełarusku?

— Nu, a jak ža?! — uśmichnuŭsia ja. — Čytaješ na movie?

— Kaniešnie. Ja choć z-za narkaty hetaj škołu nie skončyŭ, ale ž jak-nijak biełarus!

Z supiarečlivym pačućciom sumu i lubovi pahladzieŭ ja na Paŭła i adčuŭ, jak mnie navat škada raźvitvacca z hetym čałaviekam — niejkaja siabroŭskaja iskra zbliziła nas siarod 50 murašoŭ.

— Dzie Daškievič? — kryknuŭ niechta ad dźviarej.

— Na miescy! — adhuknuŭsia ja.

— Pryjšli pa ciabie!

Ja padyšoŭ da dźviarej, la jakich stajaŭ korpusny z majoj kartkaj.

— Sabraŭsia? Davaj chucieńka, i tak zatrymalisia!

— Pasłuchaj, a kudy mianie pieravodziać?

-- Tam pabačyš!

— Kali tam hetki ž biedłam, ja nikudy nie pajdu.

Praparščyk ździŭlena hlanuŭ na mianie i zrabiŭ bolš łahodny tvar.

— Narmalnaja tam kamiera, narmalnaja.

Ja moŭčki hladzieŭ na korpusnoha, razvažajučy, vieryć jamu ci nie.

— Dy narmalnaja, ja tabie havaru! — paćvierdziŭ jon jašče raz. — Pajšli, tolki pa-chutkamu.

— Ładna, zaraz zabiaru rečy.

— Davaj, Paš, — pramoviŭ ja, praciahvajučy ruku, — pajdu šukać ščaścia.

— Nu, trymajsia tam, Dzimon! Jak treba budzie što, viedaješ, jak mianie znajści.

My pacisnuli ruki.

— Dziakuj, siabar, viedaju.

Ja ŭchapiŭ svaju torbu i pasunuŭsia da vychadu. Z usich bakoŭ zahučali hałasy:

— Nu ŭsio, apazicyja, davaj!

— Źmitruk, sustreniemsia na barykadach!

— Davaj, Dzimon, jak budzie daroha, adpišy!

Davajcie-davajcie! — raźvitaŭsia ja, ciahnučy svaje manatki. — Jak budzie, adpišu.

Padchapiŭšy pad pachu jašče i matrac, kimści dla mianie skručany i pakładzieny la paroha, ja vyjšaŭ z kamiery i huknuŭ u adčynienyja dźviery:

— Žyvie Biełaruś!

— Žyvie! Niachaj žyvie! Žyvie viečna! — zabuchała navučanaja doŭhimi treniroŭkami chata.

    • — Dobry dzień! — pavitaŭsia ja, zaciahvajučy ŭ kamieru torbu, paśla ŭsich pierachodaŭ nie takuju ŭžo i lohkuju, i vatu. Chata adkazała cišynioj. Źmiaściŭšy pad ścianoju svaje rečy, ja razahnuŭsia i ahledzieŭsia. Ubačanaje nadzvyčaj ździviła mianie — kala 5,5 mietraŭ na 2,5; uzdoŭž adnoj ściany — vuzki stoł, druhoj — dvoje dvajnych naraŭ, i bližej da dźviarej sanvuzieł z umyvalnikam, litaraj «H», adharodžany ad kamiery mietrovaj cahlanaj pieraharodkaj i naciahnutaj pavierch štorkaj dla vanny.
    Pryjści ŭ šok było z-za čaho — u takich chatach ja jašče nie siadzieŭ. Moža, heta ich nazyvajuć na Vaładarcy «kamiercyjnymi»? Ale nie, vidać, nie kamiercyjnaja — u tych, kažuć zeki, jość duš, chaładzilnik… a tut usio bolš ścipła.
    Dy što mnie tyja chaładzilniki — u tym užo ŭdača, što pašenciła niejak vyrvacca z tłumu na paŭsotni čałaviek, dzie siadziać adzin na adnym, dzie spać nielha ni ŭdzień, ni ŭnačy — aproč štuk tryccaci zaŭsiody trymajučych vartu hłotak harłaniać dva prymačy, i adzin-dva teliki. A tut tolki čatyry pary hałasavych źviazak, uličvajučy maje ŭłasnyja, i adzin televizar. Dva nasielniki kamiery śpiać, adzin siadzić na narach i cichieńka čytaje, a błakitny ekran zusim adklučany ad sietki.

    Tamu adreahavaŭ na majo vitańnie tolki toj, što čytaŭ, adarvaŭšy hałavu ad haziety, pakruciŭ joju paru razoŭ, nazirajučy, jak ja ŭkładvaju rečy, i pahłybiŭsia ŭ niešta žoŭcieńkaje znoŭ.

    Usio heta było strannavata… Chaciełasia zavaryć harbaty, ale hrymieć posudam i šukać razietki ŭ hetym sonnym carstvie było niajomka. Što ž, sunucca ŭ čužuju chatu sa svaimi ŭstanoŭkami nijak nie vypadała, i ja vyrašyŭ pašpacyravać na mietrach dvuch prastory — ad dźviarej da stała.

    — Siadaj, vo, pasiadzi, — paŭšeptam pramoviŭ amatar presy — užo ŭ hadach dziadźka, nievysokaha rostu, uvieś bieły i sa spužana-dobrazyčlivym tvaram.

    — Dy nie, dziakuj, ja pachadžu trochu.

    Pasiadzieć u hetkim uzbudžanym stanie ŭ mianie nie atrymałasia b navat pry ŭsim žadańni.

    — Ciabie za što aryštavali? — jašče praz paru chvilin cichieńka zapytaŭ bieły dziadźka.

    — Za chulihanku.

    — I što pahražaje?

    — Užo ničoha.

    — Heta jak?

    — Svaje dva ŭžo ŭziaŭ.

    — Dva hady… heta taksama šmat.

    — Šmat? — uśmichnuŭsia ja. — Heta ŭ razoŭ niekalki mieniej, čym ja čakaŭ paru miesiacaŭ tamu. Dy i što takoje dva hady? Na adnoj nazie.

    Dziadźka zapytalna hlanuŭ na mianie.

    — Nu, heta ŭ zekaŭ taki afaryzm jość «Na adnoj nazie» — kali havorka pra nievialiki termin. U nas ža zvyčajna jak? Mienš piaci nie dajuć, i heta ličycca, što ty sarvaŭsia.

    Pa tym, jak ździŭlena łypaŭ vačyma moj surazmoŭca, było absalutna jasna, što ŭ kamiernaj sistemie jon pieršy raz i zusim niadaŭna — pakul jašče jahony mozh nie moh spaścihnuć, jak piać hod možna ličyć zryvam.

    — Vas za što pasadzili?

    — Za złoŭžyvańni.

    — O, heta surjoznaje złačynstva, — syranizavaŭ ja. — I dzie vy złoŭžyvali?

    — Na fabrycy. Byŭ dyrektaram.

    Biełaja hałava schiliłasia nad sčeplenymi rukami.

    — A čaho ž vy žadali, treba było kantrybucyju vypłačvać kryšujučym strukturam, łazienku tapić, stoł nakryvać i hetak dalej, pa patrebach.

    Dyrektar zhodna zatros sivoj hałavoj — nie raz, vidać, razvažaŭ jon nad hetaj pryčynaj svajho tut znachodžańnia.

    — Nie dla taho ja žyćcio pražyŭ, kab im stały nakryvać. Takich hniusotaŭ ja i za savietami ciarpieć nie moh.

    — Heta, kaniešnie, hodna, — spyniŭsia ja i pramoviŭ, vydychajučy: — Za heta možna i pasiadzieć.

    — E, razumnik, ty mo supakoišsia? — prabuchcieła hałava z-pad koŭdry na vuhłavych nižnich narach.

    — A ŭ čym prablema? — ździviŭsia ja.

    — U tym, što treba cišej być!

    — Dyk, a ja što, skandalu?

    Niapravilnaja intanacyja nie spadabałasia amataru dzionnaha adpačynku, i jon prypadniaŭsia na łokać.

    — Ty ź jakoj chaty?

    Vosiem-dzieviać

    -- I što ty jeździš pa turmie?

    — Mianie voziać — ja i jezdžu.

    Hetaje «nachabstva» majo kančatkova razvarušyła cieła pad koŭdraj — jano padniałosia i sieła na škoncy. Ciapier jaho možna było ahledzieć — było ŭ im pryblizna cetniera paŭtara masy, źvierchu cieła mieściłasia vialikaja hałava ź vialikim nosam, vialikimi vušami, apłyŭšym tvaram, što ciahnuŭ hod na 45, i dvajnym padbarodkam, jaki pierachodziŭ adrazu ŭ tułava; da tułava macavalisia dźvie nahi-kałodki i taŭščeznyja ruki sa ścisnutymi kułakami, jakimi cieła upiorłasia ŭ nary i praryčeła:

    — Ty, ja baču, borzy nadta?

    Ja praciahvaŭ rabić pa pary krokaŭ uzad-upierad: apraŭdvacca było nierazumna, a niešta tłumačyć — biessensoŭna. Nie dačakaŭšysia na reakcyju adkazu, haspadar chaty zajšoŭ ź inšaha boku:

    — U ciabie, uvohule, usio roŭna?

    — U mianie dyk roŭna.

    — Mo prabić, chto ty taki, čym dychaješ?

    — Biary prabivaj, — abyjakava adkazaŭ ja.

    — Ty viedaješ smatryłu za korpusam?

    — Ja viedaju za turmoju, možaš adpisać jamu pa viečary.

    — I adpišam, a to stremnavaty ty niejki — pa turmie ciabie nosić, tut prypiorsia kipišyć. Ty za što siadziš uvohule?

    — Kažuć, chulihan ja.

    — Pasłuchaj siudy, ty davaj narmalna!

    — Što značyć «narmalna»? — pierapytaŭ ja, chacia razumieŭ zrešty, pra što zahad, — nie pieršuju sotniu razoŭ mnie jaho ahučvali.

    — Biez hetych tvaich «kažuć»!

    — Nu, heta dazvol mnie samomu vyrašać.

    — Ty što, niešta nie razumieješ?

    — Ja razumieju ŭsio, ale zahadvać mnie, jak razmaŭlać, ty nie budzieš.

    — Tak, prysiadź! — harknuŭ bas i palapaŭ dałońniu pa łavie nasuprać svaich naraŭ.

    — Dla čaho?

    Prysiadź-prysiadź, — nastojvaŭ jon.

    Ja padyšoŭ da naraŭ i prysieŭ na łavu, majučy iluziju, što, moža, siedziačy atrymajecca parazumiecca.

    I jak tolki ja ŭsieŭsia, boraŭ schapiŭ z padłohi svoj tapak i ŭrezaŭ mnie im pa tvary. Pieršaje imhnieńnie ja nie zrazumieŭ navat, što heta takoje adbyłosia.
    Ale tut ža padarvaŭsia z łavy i ja, i padskočyŭ dyrektar, jaki, ucisnuŭšysia pamiž mnoju i haroju, jakaja tak i zastałasia siadzieć na narach, zapratestavaŭ:

    — Vałodzia, chłopcy, supakojciesia! Vy što?!

    Pa praviłach žanru treba było bić u zuby. Chacia i było jasna: kali b hety dabraŭsia łapiščami svaimi da majho kadyka, dyk byli b usie šancy ź Simonam Piotram sustrecca raniej pryznačanaha terminu.
    Zrešty, sprava była nie ŭ tym, što pačałosia b potym. Taksama i nie prychilnik ja niebiblijnaj teoryi, jakaja padajecca niekatorymi jak biblijnaja, što ŭsio pavinny my ciarpliva znosić. Usio-tki treba vialikaja mudraść, kab saryjentavacca, kali treba, nie zvažajučy na abstaviny, «šaški nahoło!», a kali treba ściarpieć. Nie skažu, što ja asabliva mudry, ale ŭ takich vypadkach, byvaje, treba i paciarpieć. Tym bolš, kali ŭžo rabić, dyk treba było adrazu, a ja pačaŭ lakacca, razvažać niešta, hladzieć na hetaha abaroncu svajho, što machaŭ rukami… Karaciej, ataka była zavalena. I, jak ja paźniej pierakanaŭsia, heta byŭ moj čarhovy turemny ŭrok.

    Na vierchnim paviersie naraŭ, nad Vałodziem, zavarušyŭsia jašče adzin žychar.

    — Ciapier jasna, dla kaho ranicaj miesca vyzvalali.

    — Vo, hienierał, zakinuli na našu hołavu.

    Hienierał pačaŭ złazić z łožka, i ja prysieŭ da dyrektara — raźminacca na maleniečkim piatačku ŭžo nie było jak.

    Vałodzia niešta jašče łajaŭsia; vysoki vusaty zek z vajskovaj mianuškaj paciahnuŭsia da sanvuzła kuryć; dyrektarski korpus nieviadoma što, ale vyčytvaŭ; ja pahłybiŭsia ŭ rozdum, jak dalej być u jakasna novaj abstanoŭcy, zusim užo nie radujučysia «elitarnym» umovam utrymańnia.

    — Pasłuchaj, ciabie jak? — iznoŭ ścišana zapytaŭ dyrektar, adarvaŭšysia ad haziety.

    — Źmicier. — Jak-jak?

    — Źmicier. Kali ciažka, možna Dzima.

    — Nie, mnie nie ciažka, — pierajšoŭ jon raptam na biełaruskuju. — Ja i sam u 1994-m za Paźniaka hałasavaŭ. Ale ty… heta… moža, pa-rasijsku davaj?

    — Nie, nie budu, — adkazaŭ ja navat z uśmieškaju, ci to siabie škadujučy, ci to dyrektara.

    — Dyk buduć ža prablemy, — pieraściaroh prychilnik Zianona.

    — Nie pieršy i nie apošni raz.

    — Nu hladzi, ja b lepš pa-rasijsku

      • — Prahułka! — kryknuŭ pastavy, lapnuŭšy pa dźviarach, i zazirnuŭ u vočka.

      — Idziom! — adkazaŭ hienierał, kinuŭ akurak va ŭnitaz i zapytaŭsia: — Vałodzia, ty zastaješsia?

      — Jak zaŭsiody.

      — A ty, Francavič?

      — Nie, Michałyč, mušu zaraz da śledčaha iści, — adkazaŭ dyrektar.

      U mianie hienierał nie zapytaŭsia ničoha.

      — Pojdzieš na prahułku, Źmicier? — kinuŭ mnie Francavič, pa vyrazy tvaru jakoha było bačna, jak niajomka jamu ad hetaj varažniečy ŭ kamiery.

      — Pajdu, treba pravietrycca.

      Praź niekalki chvilin my vychodzim z chaty.

      Na kalidory staršyna zapisvaje ŭ natatnik numar kamiery i kolki nas idzie dy kryčyć na nižni pavierch: «Piatnaccataja, dva!» My sychodzim pa leśvicy na druhi pavierch, da nastupnaha pasta, ź jakoha hałosiać toje ž: «Piatnaccataja, dva!» Spuskajemsia jašče nižej, na pieršy pavierch, jaki piaćciu prystupkami pierachodzić u nulavy padvalny, dzie čarhovy dziažurny ravie taksama: «Piatnaccataja, dva!», pavaročvajem naprava, adličvajem piać tych krokaŭ uniz i, pakidajučy novy korpus, uvachodzim u sutareńni staroha — doŭhi šyroki kalidor z aračnymi stolami. Voś sprava ad nas kapciorka, kudy zdajuć zeki matracy i rečy, kali jeduć na sud, my idziom dalej; voś źleva žaleznyja dźviery — ci nie samyja masiŭnyja ŭ turmie — za imi «śpieckalidor» z kamierami dla asabliva niebiaśpiečnych i śmiarotnikaŭ, tut ža siadzić na zedliku jašče adzin «pradolny» z natatničkam, i, kali my raŭniajemsia ź im, jon zanatoŭvaje dźvie ličby i hołasna ich ahučvaje: «Piatnaccataja, dva!» Trymajučy ruki za śpinaju, rušym napierad; voś dźviery, za jakimi adzin pralot navierch viadzie da vychadu sa staroha korpusa na turemny dvor (tam jašče adzin korpus i — dźviery na svabodu, jany ž — dźviery ŭ turmu, i nam zvyčajna vypadaje druhi varyjant); i voś dalej pa hetym ža baku pavarot na prahułačnyja dvoryki, la jakich nas čakaje apošni post (za im praź mietraŭ siem kaniec sutareńnia, u jakim mieścicca matracnaja, dzie ŭ pieršy dzień svajoj turemnaj prapiski kožny ščaśliŭčyk atrymlivaje vatu i bializnu i zdaje ŭsio heta pierad etapam na zonu). I kali pracesija naša padychodzić da hetaha piataha pastavoha, katory piaty raz za apošnija paru chvilin krykam paŭtaraje «Piatnaccataja, dva!», pavaročvajem naprava, traplajučy ŭ adnu ź viežaŭ (jakraz tuju, što abrynułasia ŭ 2008-m), i adrazu vychodzim u bietonny łabirynt z troch bietonnych kalidoraŭ i saraka bietonnych kamier z kratami i naciahnutaj na ich sietkaj zamiest stoli. Staršyna, što pracuje siońnia na dvorykach, zapuskaje nas u davoli prastornuju karobačku i začyniaje za nami dźviery.

      Ja pačaŭ špacyravać z adnoha boku dvoryka, hienierał, taksama sam sabie, z druhoha.

      — Dyk ty što, z «dziekabrystaŭ»? — zapytvaje ŭsio ž jon praź niejki čas.

      — Vidać, što z «dziekabrystaŭ». Tolki z «dziekabrystaŭ» 18-ha, a nie 19-ha.

      — Čamu 18-ha?

      — Bo nakryli za sutki.

      — A, niejkija tam u dvarach nakinulisia?

      — Nu.

      — Čytali my pra spravu vašu. A z hetym tvaim, jak jaho…

      — Eduardam?

      — Tak, Eduardam, siadzieŭ paru dzion na Akreścina.

      — I jak jon tam byŭšy?

      — Narmalna, ćviordy taki chłopiec. Z desantury tolki i ŭ zavarušku takuju — z ahniu dy ŭ połymia.

      — Tak, paščaściła jamu i vajskovuju šychtoŭku prajści, i zekaŭskuju raspačać.

      Hienierał spyniŭsia.

      — Tut ty možaš pa-rusku, tut užo vypiendryvacca nie treba.

      Kaniešnie, adkul było viedać biełaruskamu hienierału pra biełaruskuju šychtoŭku? Niešta ja nie raźličyŭ. Ale jakaja roźnica — raźličyŭ by z šychtoŭkaju, nie raźličyŭ by jašče z čym-niebudź — usio heta pytańnie tolki času.

      — A pierad kim mnie vypiendryvacca? Zeki ŭsie roŭnyja pierad abliččam «pravasudździa».

      — Z nami možaš pa-narmalnamu, — nastojvaŭ hienierał. — U Biełarusi dźvie dziaržaŭnyja movy, tamu davaj-kapa-rusku.

      — Cikava, vychodzić va ŭsich vas, — ź ironijaj pramoviŭ ja, — kanstytucyjnaje dvuchmoŭje — heta zaŭsiody kanstytucyjnaja padstava zabaranić razmaŭlać pa-biełarusku. I kožnamu, chto ŭ Biełarusi zabaraniaje razmaŭlać pa-biełarusku, hetaja zabarona padajecca całkam łahičnaj! Čamu ž ja, spasyłajučysia na dvuchmoŭje, nie zatykaju vam rot, kab vy pa-rusku nie havaryli, a vy ličycie zakonnym zatknuć mnie, kab ja ŭ siabie ž doma na svajoj ža movie razmaŭlać nie śmieŭ?!

      — Tamu, što biełaruskuju movu nichto nie razumieje i nichto na joj nie razmaŭlaje, aproč tolki vo, — i hienierał chitnuŭ u moj bok, — adščapiencaŭ.

      Hetkaje vyznačeńnie sacyjalnaha statusu i śmiašyła, i aburała adnačasova, prymusiŭšy mianie pavialičvać abaroty.

      — Chto hetyja «nichto»?! Ja siadžu z zekami, mnohija ź jakich dobra kali škołu skončyli, i jany mianie cudoŭna razumiejuć. A niekatoryja navat pierachodziać na movu!

      Ja z kaŭkazcami siadžu, jakija i pa-rusku ledź razmaŭlajuć, i to jany mnie kažuć: «Dobra, havary kak havaryš, kali što nie panimać, my sprašyvać». A jak možna skončyć biełaruskuju škołu, biełaruski ŭniviersitet, potym mo jašče i akademiju jakuju biełaruskuju — i nie razumieć biełaruskaje ž, nie ŭ stanie i dvuch słoŭ źviazać na movie naroda, jaki ciabie vykarmiŭ i adukacyju daŭ?! Heta prosta treba daŭnam być, a nie čałaviekam z vyšejšaj adukacyjaj.

      — Dyk što heta takoje, tvaja biełaruskaja mova? Heta biednaja, kałhasnaja havorka, ruska-polskaja miašanka.

      — Kali mova pieršaj u Jeŭropie Kanstytucyi i čaćviortaj u śviecie drukavanaj Biblii biednaja takaja i nikčemnaja, — jak na mašyncy, adhrukaŭ kožnaje słova ja, — zabaranicie jaje zusim!
      Stahodździami z zachadu i ŭschodu dabivali, dy nie dabili, dyk niachaj svaje ž mankurty dadušać. Tady ŭsio budzie zrazumieła. Tady, narešcie, kožny budzie mieć zakonnaje prava, pačuŭšy movu «zabrannaha kraju», zahadać lubomu: «Zatknisia ž ty!»

      Dalej my ŭžo hulali moŭčki. I heta, vidać, było lepšaje. Mianie nie pakidała dumka ab tym, što ŭlapaŭsia ja kankretna z hetym pieravodam. Tut za paru tydniaŭ ci zvarjacieješ, ci raskrucišsia, i treciaha nie dadziena. Sapraŭdy, choć ty biary dy zašyvaj rot da samych vušej i tak siadzi. Voś tabie i harmidar na paŭsotni zekaŭ, horš jakoha, ja dumaŭ, i niama ničoha. I jak dziŭna dy nievytłumačalna vychodzić — były narkaman bieź siaredniaj adukacyi havoryć: «Kaniešnie, razumieju, ja ž — biełarus!», a hetyja, z adukacyjaj i siaredniaj, i vyšejšaj, buduć dałdonić: «Nie, nie razumieju!», «Nie, nie mahu!» ci jašče lepiej: «Zabiejsia!» Chacia ci tak užo nievytłumačalna heta? Voś Chrystos kaža pra samych mudrych z narodu Svajho, pra adukavanych i znatnych: «Słaŭlu Ciabie, Ojča, Hospad nieba i ziamli, što zakryŭ heta pierad mudrymi i pradbačlivymi i adkryŭ heta małym; tak, Ojča, bo tak spadabałasia Tabie» (Łk.10:21). Tak, Ojča, bo tak spadabałasia Tabie!

      Za pieražyvańniami svaimi ja nie asabliva zaŭvažyŭ, jak hienierała vyvieli «na kabiniety» i jak potym za mnoju pryjšli.

      — Davaj, charoš tupacieć tut užo! — miralubiva prykryknuŭ małady staršyna.

      — Aha, pajšli.

        • Viarnuŭšysia ŭ kamieru, ja zastaŭ adnaho tolko Vałodziu. Moŭčki zajšoŭ i sieŭ na nary dyrektara, dy, kab niečym zaniać siabie, uziaŭ niejkuju hazietu i pačaŭ čytać słovy, jakija nijak nie žadali abjadnoŭvacca ŭ skazy i artykuły.

        — Harbatu budieš? — niečakana dla mianie zapytaŭ hapadar.

        — Možna, — zhadziŭsia ja. Harbaty chaciełasia vielmi.

        Vova ŭklučyŭ imbryk — taksama dzikovinku dla kamiernaj sistemy. Naš brat usio bolš pryvyk da pierapalenych kipiacilnikaŭ. Ja dastaŭ płastykavy słoičak z-pad piure, jaki słužyŭ mnie kubkam, i zavarku.

        — Ty što, z hetaha pješ?

        — A z čaho pić, kali ŭsio zabaroniena? Kali ŭ šostym siadzieŭ, dyk dazvalali posud. A ciapier taki voś marazm…

        — Na, budzie tvoj, — moj niadaŭni vorah pastaviŭ na stoł płastmasavy kubak.

        — Dziakuj… vialiki, — uraziŭsia ja i ŭziaŭ pakrucić kubak u rukach — zeki, i ja siarod ich, lubiać usio, što bliščyć. Asabliva kali ničoha niama.

        Mnie zachaciełasia čymści adździačyć.

        — Pačastujsia harbatkaju z prysmakami.

        — Heta što takoje? — zahlanuła ŭ raźviazany pakunak vialikaja hałava.

        — Nu, tut čornaja harbata i roznyja tam kvietački-jołački, šyšački-ihołački, — pracytavaŭ ja adnaho rasijskaha rokiera i patłumačyŭ pazicyju: — Prosta čornaj harbaty ja nie asablivy amatar, tym bolš jaje na čyf zeki chutka raściahvajuć.

        — Dyk davaj, pasprabujem.

        My nasypali ziołak u kubki, Vałodzia zaliŭ kipień, paśla čaho pačaŭ vykładać pradukty z tumbački.

        — Pierakusiš što?

        — Dy nie, nie hałodny, — schłusiŭ ja.

        — Zaraz zakiniem toje-sioje, — nie nadaŭ uvahi admovie majoj dziŭnym čynam pałahadnieŭšy čałaviek-hara, — vo, tut matula tolki ŭčora pieradała cudoŭnych sardelek, maich lubimych — varanych.

        Sponsar bankieta ŭručyŭ mnie kavałak chleba i sardelku, jakaja amal vokamhnienna była prahłynuta.

        — Nu, ja baču, ty zusim jeści nie žadaješ.

        — Aha, zusim, — uśmichnuŭsia ja, uziaŭšy jašče adnu sardelku, mnie praciahnutuju.

        — Pasłuchaj, ty nie sini na mianie za ranicu.

        — Ničoha, usiakaje byvaje.

        — Ty razumieješ, dastali mianie ŭščent hetyja prakurory, hienierały, fabrykanty! Nijakaj siły niama ź imi — ni pajeści sabie zrabić nie mohuć ničoha, ni chatu prybrać. Jak niańka im!

        — Što zrobiš, nieturemnyja ludzi.

        — A my što, naradzilisia ŭ turmie?

        — Zdajecca mnie časam, — adkazaŭ ja, pieražoŭvajučy dabaŭku, — što i naradzilisia…

        — E, kiń ty hłupstva! Nie naradžalisia, a prosta nie pryvykli ni na čyich šyjach siadzieć. A hetyja biez mamkinaj ci žončynyj spadnicy — nikudy. Dyk chaj vypisvajuć sabie pakajovak, kab sopliki vycirali, — usio aburaŭsia Vałodzia, ale, zaŭvažyŭšy, što druhaja sardelka źnikła tam ža, dzie i pieršaja, praciahnuŭ mnie čarhovuju i kavałak chleba z kietčupam.

        — Na, ješ, hetym, — jon chitnuŭ u bok ściany, — ja nikomu nie daju — abyducca.

        — Nu, chiba apošniuju, bo baki ŭžo zapraŭleny.

        — Tamu ja na takim uzvodzie sutkami, — tłumačyŭ dalej zamučany hienierałami zek. — A tut ty jašče, ja z prasońnia razumieju praz słova. Padumaŭ spačatku, što ty ŭvohule hłum łoviš.

        — Dy nie, jaki hłum moža być!

        — Kaniešnie, ciapier jasna… A tak, ja ž nikoli nie sustrakaŭ, chto na movie havoryć. Dy i pa teliku ž navat niama takich kanałaŭ, kab pa-biełarusku byli.

        — Nie viedaju, ja telik daŭno vykinuŭ.

        — Na voli ja i sam by vykinuŭ, a tut sumnavata bieź jaščyka, — zhadziŭsia Vałodzia i praciahnuŭ svaju dumku dalej: — Raniej niejak ja z L. siadzieŭ, viedaješ?

        — Viedaju.

        — Dobry chłopiec taki, ni za što nie pierajmaŭsia, jak za pravał.

        — Tak, čeł addany. A što pravał, dyk pravał… dy tolki ci jon vinavaty ŭ tych pravałach?

        — Aha, nichto nie vinavaty, i tak užo 18 hod. Vo, jakraz pierad taboju jašče adzin nievinavaty byŭ — N., jakoha i pieraviali, kab tabie miesca vyzvalić. Viedaješ jaho?

        — Viedaju.

        — I što skažaš pra jaho?

        — Narmalny čeł, kaliści aktyŭničaŭ, potym syšoŭ z-za pracy.

        — Tut jon spakojna siadzieŭ, pytańniaŭ nie było — lubiŭ padrychnuć i pierakusić dobra.

        — Dyk, a chto ŭ turmie nie lubić pierakusić? — zaśmiajaŭsia ja i zapytaŭ: — Z kim jašče siadzieŭ?

        — Kandydat vaš, R., viedaješ takoha?

        — Viedaju. I cikava, jak jon tabie?

        — Mnie spadabaŭsia vielmi. Nadzvyčaj hruntoŭnyja rečy havaryŭ, adukavany, intelihientny — takija i pavinny kiravać krainaj. Daŭ jon mnie kantakty svaje, vyjdu — abaviazkova źviažusia. U mianie jość čym dapamahčy, i siabry tałkovyja. Charoš užo kukišy na kuchni krucić. A ty padtrymlivaŭ jaho?

        — Ja nie padtrymlivaŭ. Nie vielmi pasavała mnie jahonaja stratehija vybarčaja. Ale, bačyš, kožny znajšoŭ svajho: tabie hety spadabaŭsia, kamuści — inšy.

        Vałodzia, ci to zhadžajučysia, ci to razvažajučy ab čym svaim, pakivaŭ hałavoju.

        — Pajdu troški aśviažusia, niešta ažno ŭ pot kinuła ad hetaj traŭki-muraŭki, — zapytalna pramoviŭ ja, kali zrabiŭ apošni daŭki hłytok.

        — Nu, harbata ŭ ciabie sa śpiecefiektami, — paćvierdziŭ Vova, vycirajučy pot rukavom ź iłba. — Davaj, tolki hladzi tam aściarožniej — kran skručany.

        Apałasnuŭšy ruki vadoju, ja ŭziaŭ kavałak myła i zirnuŭ u lusterka, ź jakoha hladzieŭ na mianie vorah naroda z adbitkam na tvary humovaha tapka 44-ha pamieru. Ja ažno schamianuŭsia: niaŭžo tak i prachadziŭ paŭdnia?.. I ŭsio z-za čaho? Zdajecca navat, što z-za ničoha, na roŭnym miescy. Z-za taho tolki, što Vałodzia razvažaŭ pra movu, jak pra hłum nad saboju. Ale ci jon vinavaty ŭ hetym? Heta biada naroda našaha, i jon — tolki adzin ź jaho pradstaŭnikoŭ. A chto vinavaty, dziaržtelekanały? Dyk, a ź ich što spytać? Palityku hienacydu nichto nie admianiaŭ, i jany — tolki biazvolnyja pasłuhačy hetaha stratehičnaha kirunku.

        «Dyk dzie ž, dzie korań nacyjanalnaha nihilizmu?» — kryčała ŭva mnie pytańnie. I tut adkryłasia mnie dzikaja, ale prostaja, jak Božy dzień, i ŭsiovytłumačajučaja dumka: «Korań — u nas samich!» Tak, pierš za ŭsio sami i vinavatyja ŭ biaspamiactvie hetym. Padumać sabie: tolki za apošni miesiac, tolki ŭ hetaj kamiery siadzieli try baraćbity za novaje žyćcio, i ni ad koha — ni ad koha ź ich! — nie pačuŭ Vałodzia biełaruskaha słova!

        Nu dobra, Eduarda, ź jakim siadzieŭ hienierał, ja nie liču — jon tolki z vojska, ź jakoha za paru miesiacaŭ da vybaraŭ pryjšoŭ u MF. Ja i sam, kali dałučyŭsia da ruchu, z paŭhoda pieraadolvaŭ svaje kompleksy i psichałahičnyja barjery, kab pierajści na matčynu movu. Tamu zrazumieć ja mahu siabra majho, jaki ŭžo z zony pačaŭ pisać listy tolki pa-biełarusku.

        A jak ža z tymi tryma być?

        L. — MFaviec nulavych, pa-hierojsku baraniŭ Kurapaty, na Akreścina ŭsie kamiery vykačaŭ, hutaryŭ pa-biełarusku. I što, voś jon na Vaładarcy, i jon źniamieŭ? Tak, na žal, źniamieŭ, ale tolki na biełaruskuju movu.

        N. — MFaviec ciapierašni, na «froncie» achviaravaŭ usim — i vučobaj, i stasunkami z rodnymi, pa-biełarusku zaŭsiody, jak repu hryzie. I voś jon u turmie — i što? Źniamieŭ? Boža, źniamieŭ, ale taksama tolki na biełaruskuju movu.

        A hety — kandydat R., ledź nie samy hałoŭny patryjot u niadaŭnim minułym, za jakim śviadomyja stajali tysiačnymi šerahami. I jahonyja vybary skončylisia ŭ kamiery. Što ź im? Jon źniamieŭ? Tak. Jon źniamieŭ pa-biełarusku. Jak i ŭvieś narod naš.

        Dyk, a što my patrabujem ad ludziej paspalitych? My damahajemsia inšych zakonaŭ, kanstytucyjnych farmulovak i navat ułady, prykryvajučy ŭsio heta ideałami adradžeńnia Baćkaŭščyny, tady jak dla adradžeńnia Baćkaŭščyny nie treba ničoha — ni zakony, ni kanstytucyja, ni navat ułada. Dla adradžeńnia Baćkaŭščyny treba tolki adno — kab patryjoty movy pačali na hetaj movie razmaŭlać. I ŭsio! I z hetym ličylisia b i tyja, chto Biełaruščynu nienavidzić. Kali b zaŭtra na vulicach našych haradoŭ chacia b kožny treci zahavaryŭ na rodnaj movie, dyk «ruski sa znakam jakaści» sam by pierapisaŭ imhnienna i zakony, i kanstytucyju.

        Adnak jakoj možna tryźnić biełarusizacyjaj, kali samyja paśviačonyja advažvajucca na hierojstva razmaŭlać pa-biełarusku tolki ŭ partyjnych ofisach?! Dzika? Dzika. Dzičej i nie prydumać.

        Ale nie, što heta ja brašu, daruj Boža! Prydumać možna i jašče dzičej. Dzičej — heta kali elita — ludzi, jakija pretendujuć na rolu nastaŭnikaŭ dla 10-miljonnaha naroda, na rolu lidaraŭ pieramien, — bajacca, saromiejucca pa-biełarusku razmaŭlać navat u ofisach partyjnych. I znoŭku, havorka ž nie pra tych, chto, pačuŭšy movu Kupały, moža ćvierdzić adno tolki: «Nienavidžu! Nienavidžu! Nienavidžu!», havorka pra alternatyŭnuju aficyjnaj nacyjanalnuju i palityčnuju elitu! Dastatkova ŭklučyć Radyjo Svaboda, kab pierakanacca, jak šmat u Biełarusi hetych simvałaŭ novaha žyćcia, jakim navat u efiry RS soramna paru słoŭ adkamiencić pa-biełarusku. I ich ža nichto nie prymušaje ŭsio žyćcio svajo mianiać na biełaruski ład, nie. Ale ž paru słoŭ pa-biełarusku na biełaruskaje pytańniečka možna? Kaniešnie možna! I paru słoŭ možna, i napoŭnić usio žyćcio novaj ziamli svajoj, jakoj ty słužyć biarešsia, taksama možna. Było b žadańnie! I prykładaŭ — tysiačy! Ale — nie! Jak ža, soramna i haniebna!

        Hospadzi, pad jakim ža my ŭsie kompleksam žyviom — kompleksam nacyjanalnaj niepaŭnavartasnaści! My ličym siabie, ziamlu svaju, staražytnuju movu — usio toje, čym adaryŭ Ty nas, — i, adpaviedna, narod svoj ličym — niepaŭnacennymi! Pra jakija pieramieny možna havaryć? Chto ich damožacca? Chto paviadzie da duchoŭnaha i nacyjanalnaha adradžeńnia? Tyja, chto ličyć siabie druhasortnym?

        Dyk jak ža być?..

        Nie, my nie rasčarujemsia ŭ błasłavienstvach Tvaich. Jany niepaŭnacennymi być nie mohuć. Jany cudoŭnyja. I nie kožny, daloka nie kožny narod tak šmat i ŭ takoj pryhyžości ich maje. Tamu my budziem abviaščać Słova. My nie źniamiejem. My nie zasaromiejemsia. Navat kali budzie ciažka. Navat kali budzie nievynosna. My budziem havaryć.

        Ja namyliŭ tvar i amyŭ jaho chałodnaj vadoj.

        Budziem. Navat kali pieršym daviadziecca atrymać humovym tapkam pa mordzie, tym, chto idzie za nami, budzie praściej.

        Mazyr, PK-20,

        1.XI.2012.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?