Viktar ŠNIP
Na vakzale...
U maich Puhačach vakzał — zvyčajny aŭtobusny prypynak kala kramy, u jakoj zaŭsiody možna kupić plašku i toje-sioje, kab prykusić. I niama ŭ vioscy nivodnaha čałavieka, jaki b rana ci pozna nie pryjšoŭ siudy. Tut i całujucca, tut i bjucca. I, budučy chłapčukom, ja abchodziŭ naš vakzał, kali na im byli starejšyja viaskoŭcy. Być na vakzale jak roŭnamu siarod roŭnych tre było zasłužyć — mahčy i piać hram samahonki paciahnuć, i cyharku zapalić, i pabicca... I tolki niedzie ŭ klasie siomaj mianie pryniali ŭ vakzalnuju kampaniju, ale j to tamu, što chłopcy daviedalisia, što ja pišu vieršy. I prychodziŭ z Vałožyna aŭtobus, a my ŭžo tut jak tut. Nia našych časam bili (nia dumajučy, za što), našych dziaŭčat pałochali, a kali ŭžo zusim ciamnieła, załazili praz vokny ŭ aŭtobus, jaki zastavaŭsia na noč na vulicy, i tam hulali ŭ karty i kuryli. I heta było daŭno, ale heta było...
Na vakzale ŭ Rakavie, pačynajučy z 1978 hodu, hadoŭ siem zapar mianie možna było ŭbačyć kožnuju piatnicu niedzie z adzinaccataj hadziny ranicy da piatnaccataj, kali prychodziŭ aŭtobus z Vałožyna ŭ Puhačy. Praź niekatory čas u Rakavie mianie viedali ŭsie, jak ja kažu, žuliki. Mnohija prychodzili specyjalna, kab paznajomicca i razam z paetam vypić čarniła. Admovicca ad kantaktaŭ było nielha, bo adzin raz byŭ zaiknuŭsia, što nia pju i pačuŭ: «Nu, tady my ciabie ŭtopim u voziery!» I siadzieŭ ja na Rakaŭskim vakzale, jak karol na amaninach...
Z 1980 pa 1985 hod raz u miesiac ja jeździŭ ź Miensku ŭ Vałožyn, kab pravodzić litabjadnańnie ŭ rajoncy. Na litabjadnańni paznajomiŭsia ź Piatrom Bitelem ź Višnieva, jaki na vałožynskim vakzale mnie ŭpieršyniu raskazaŭ, jak u stalinskaj viaźnicy pierakładaŭ «Pana Tadevuša» Adama Mickieviča i zialonkaj zapisvaŭ na papiery ad miaškoŭ z-pad cementu. Pralacieŭ čas, i niama ŭžo Piatra Bitela i tych razmovaŭ (a jany byli bolš śmiełymi, čym u rajoncy) na vałožynskim vakzale piaci-siami čałaviek, jakija pišuć vieršy pa-biełarusku i marać...
Centralny mienski čyhunačny vakzał z 1978 pa 1985 hod dla mianie byŭ, asabliva zimoj, samym lepšym miescam u horadzie. Ja tady nidzie nie pracavaŭ i na vakzał jeździŭ, jak na pracu. Z saboj zaŭsiody mieŭ pałatnianuju torbačku, u jakoj byli knižki i sšytak, kudy pisaŭ vieršy. Siadzieŭ na vakzale pa try-čatyry hadziny ŭ dzień. I ŭsio było dobra, pakul da ŭłady nie pryjšoŭ Andropaŭ i nie pačaŭ zmahacca z tuniajadcami. I mnie na vakzale stała niaŭtulna, i ja vyrašyŭ iści zdavacca ŭ milicyju. Mahčyma b zdaŭsia, ale pamior Andropaŭ, i ja znoŭ adčuŭ siabie čałaviekam, jaki moža siadzieć na vakzale i nikudy nia jechać...
Jedu na pracu praz vakzał. Idučy ŭ metro, minaju ŭčarniełych taksistaŭ. Čuju, jak jany ŭhavorvajuć mužyka padjechać: «Kudy treba?» — «Da ŭnivermahu «Biełaruś»... — «Piać zialonych!» — «Što, zdureli?!» — «Davaj čatyry!», «Ja na miatro zajedu...», «Jedź!», «A za dva?», «Nu, chier z taboj, pajechali za dva!» I ja zachodžu ŭ metro, jak u inšy śviet, dzie nikoli nia budzie sonca...
Na vakzale cyhanki nie dajuć prachodu: «Chłopiec, možna ŭ vas što-ta sprasić?» U dumkach pasyłaješ cyhanku kudy treba i idzieš sabie dalej. A hadoŭ dvaccać tamu, ni z taho ni ź siaho, ja trapiŭ u cyhanačnuju kuču. Da mianie padsieła cyhanačka hadoŭ vasiamnaccaci, niečaha nahadała (nia pamiataju, čaho) i ja, uspomniŭšy Puškina z cyhanami, čytaŭ joj svaje vieršy. A jana śmiajałasia i kazała: «Pajechali z nami, nie paškaduješ...»
Z Maskvy, ź Biełaruskaha vakzału, dachaty lubiŭ jeździć ciahnikom «Maskva-Vilnia». I zaŭsiody jechaŭ ź litoŭskimi chłopcami, jakija vučylisia sa mnoj u litinstytucie. Idziem u vahon-restaran. Čarha, ale adrazu puskajuć tych, chto havoryć pa-litoŭsku, a astatnija tolki vačyma łypajuć. I ja siadžu ź litoŭcami. Pju kavu i bałdzieju ad hetych rasiejcaŭ, jakija chočuć uziać vypić, ale nia mohuć...
1984 hod. Čyhunačny vakzał u Tbilisi. Jedu na Dni paezii Majakoŭskaha ŭ Kutaisi. Z saboj maju krychu hrošaj. I tut padychodzić ci to cyhanka, ci to hruzinka i prapanuje kupić viazany švedar atrutna-zialonaha koleru. Zhadžajusia adrazu, bo ŭsio adno treba kupić mamie jaki-niebudź padarunak. Na miescy nie pradała, a adviała za vuhał, kab milicyja nia bačyła. Ja naściarožyŭsia, ale kupla prajšła narmalna. Mama padarunkam była zadavolenaja. Ale praź niejki tydzień ad švedra zastaŭsia tolki žmuk ablezłych nitak.
26 krasavika 1986 hodu, pryjechaŭšy z Maskvy na čarhovy źjezd piśmieńnikaŭ, daviałosia sustreć u Miensku. Užo na pačatku traŭnia, adjaždžajučy nazad na vučobu, na vakzale pačuŭ ad mužykoŭ, što, kab uratavacca ad radyjacyi, treba pić čyrvonaje vino. Pakul jechać, ababieh kramy i kupiŭ paru butelek «Kahoru». Tut ža na vakzale palačyŭsia z adnym znajomym, jaki pravodziŭ mianie. I, užo pryjechaŭšy ŭ Maskvu ŭ internat i pieramyŭšy ŭsio svajo adzieńnie, ja źniaŭ z noh pantofli i škarpetki i vykinuŭ ich u śmiećciepravod. Mnie było dvaccać šeść i mnie chaciełasia žyć...
Pry savietach, kali ludziej, treba ci nia treba, pasyłali ŭ kamandziroŭki, pasłali i mianie. A na vakzale niama biletaŭ. Pytajusia ŭ znajomaha, što ciapier rabić. A jon (heta było zimoj) nadzieŭ pyžykavuju šapku, padyšoŭ nie da biletnaj kasy, a da akienca niejkaha načalnika, pryvitaŭsia, skazaŭ, što jon z Sajuzu piśmieńnikaŭ i jamu treba bilet na ciahnik. I tut ža praz chvilu ŭ mianie byŭ bilet...
Šeść hadzinaŭ ranicy. Siadžu na vakzale, čakaju aŭtobus u viosku. Pobač siadaje dziaŭčyna hadoŭ dvaccaci. Dastaje z sumki knižku. Čytaje. Hladžu — vieršy, biełaruskija. Jaŭhienii Janiščyc. I mnie chočacca zahavaryć ź nieznajomkaj, ale...
Na vakzale...
Ciapier čytajuć
Staŭ hierojem Mahiloŭskaha ŭniviera, źbiraŭ falkłor, pracavaŭ na biełarusizacyju sadkoŭ — raskazvajem pra Jaŭhiena Bojku, asudžanaha za salidarnaść z palitviaźniami

Kamientary