U aŭtorak, ad samaj ranicy, Ściapanu Hajciukovu patelefanavali i paprasili nieadkładna zajści da staršyni rajvykankama. I chacia ŭ Ściapana, haspadara turystyčnaj ahrasiadziby, usio naŭkoł było «schoplena», a načalnik rajonnaj milicyi byŭ jahonym asabistym siabram, usio adno dzieści pad sercam naradziłasia tryvoha. Dy jano i zrazumieła: na minułym tydni jamu zavieźli na siadzibu sorak bietonnych słupoŭ, jakija ŭ papierach značylisia jak śpisanyja, a nasamreč byli skradzieny ź niejkaj budoŭli.
I voś, blizu abiedu, Cciapan uvajšoŭ u prymalniu staršyni, sakratarka adrazu ž raznaściežyła masiŭnyja, z pazałočanymi ručkami, dźviery, i heta ŭžo darešty ŭstryvožyła dušu.
Staršynia, Spartak Ivanavič Marusič, pracavaŭ na svajoj pasadzie druhi hod. Prysłali jaho adniekul z Mahiloŭščyny, i napačatku jon siadzieŭ u svaim kabiniecie nievyłazna, nibyta ŭ kresła ŭmuravany, ale apošnim časam staŭ hojsać pa rajonie i navodzić paradak. I pieršaje, što zrabiŭ, — pieravioŭ u prostyja inžyniery zahadčyka adździeła kapitalnaha budaŭnictva vykankama. A ciapier, pa čutkach, źbiraŭsia ŭščylnuju zaniacca ŭłaśnikami ahrasiadzibaŭ.
Kiraŭnik rajonnaj «viertykali» siadzieŭ za stałom i razmašysta padpisvaŭ niejkija papiery. Narešcie ŭźniaŭ vočy, akinuŭ naviednika dapytlivym pozirkam, nibyta sprabujučy daŭmiecca — čaho jon tut taŭčecca, i tolki tady kiŭkom hałavy pakazaŭ na kresła.
— Ty biełaruskuju movu viedaješ? — źnianacku zapytaŭsia Marusič i pytańniem takim kančatkova źbiantežyŭ naviednika.
— Vučyŭ kaliści… u škole, — pramarmytaŭ Ściapan i jašče bolš naściarožyŭsia: ad biełaruskaj movy ničoha dobraha čakać nie davodziłasia.
— Usie my kaliści štości vučyli, — haspadar kabinieta zakinuŭ na patylicu pasmu rudych vałasoŭ. — Karaciej, situacyja takaja, — u hołasie staršynioŭskim zahučali notki zakłapočanaści i navat lohkaj tryvohi, — da nas jedzie misi-is…. — Marusič adharnuŭ staronku nastolnaha kalendara, padślepavata prymružyŭsia, — …misis Kalista Majer-Biańkoff. Nie prostaja, skažu tabie, hościa: z dvuma «f» pry kancy proźvišča i ź niekalkimi miljonami na bankaŭskim rachunku.
Zrazumieŭšy, pra što havorka, Ściapan pieravioŭ duch, adkinuŭsia na prysłon dychtoŭnaha kresła.
— Spartak Ivanavič, dyk u mianie ž zvyčajnaja, hontaj krytaja chata. Kudy ŭ takuju chałupu zamorskuju miljanierku sialić. Vuń, u inšych… dvuchpaviarchovyja siadziby, aŭstryjski fajans…
— Ty nie zusim razumieješ situacyju, — pierarvaŭ Spartak Ivanavič i znoŭku, ciapier užo lichamankavym rucham, pieraharnuŭ nastolny kalandar. — Miljanierka rodam z našych miaścin i prahnie panurycca ŭ časiny dziacinstva. Tak što nijakich jeŭraramontaŭ, nijakich silikataŭ-łaminataŭ. Ja tut z dyrektaram muzieja damoviŭsia. Pryviazuć tabie krosny, masłabojku, łapatu, jašče jakoha antykvarnaha načyńnia…
— Jakuju łapatu? — z paničnaj intanacyjaj pierapytaŭ naviednik.
— Jakoj baby karavaj u pieč sadziać. Treba budzie, da ŭsiaho, i chleb śpiačy.
Pačuŭšy takoje, Ściapan z roblenaj pakutaj uzdychnuŭ.
— Ci nie zašmat turboty budzie… z toj hościaj. Dyj karavai ŭ nas užo sto hadoŭ nichto nie piok…
— Ničoha, znojdzieš jakuju babulu… Pahatoŭ, pryjezd hetaj… jak jaje… z dvuma «f»… znachodzicca na kantroli abłvykankama. Uciamiŭ?
Ściapan iznoŭku ŭzdychnuŭ, ciapier užo z sapraŭdnaj pakutaj.
— Nu nie ŭzdychaj užo tak, — haspadar kabinieta čarhovym razam skasiŭ voka na kalandar. — Ty, darečy, kolki maješ z čałavieka?
— Dzieści dvanaccać dalaraŭ u sutki, — ź nieachvotaju adkazaŭ Ściapan, napuściŭšy na tvar usturbavana-zakłapočanuju himoru.
— A tut atrymaješ u dziesiać razoŭ bolš. I pryjedzie jana nie adna, a z unučkaj. Tak što padličy sutačnyja prybytki i rychtuj ahrasiadzibu dla sustrečy darahich haściej.
Padrachavaŭšy ŭ hałavie prybytki, naviednik prykmietna pažvavieŭ, pamknuŭsia ŭźniacca z kresła, ale Marusič paŭtaryŭ pytańnie, na jakoje dahetul nie pačuŭ adkazu:
— Dyk jak u ciabie… ź biełaruskaj movaj?
Spartak Ivanavič zirnuŭ na Ściapana z prytojenaj uśmieškaj, ledź prykmietna varušačy vierchniaj, kiepska paholenaj huboj.
Chvilinu Ściapan niaŭciamna łypaŭ vačyma, dziviačysia — na jakuju chaleru zdałasia staršyni taja mova, — i Marusič z krekańniem padniaŭsia na nohi.
— Amierykanka ž, kažu, z našych miaścinaŭ. A jany tam usie, chto za akijan padaŭsia, nacyjanalisty. Tolki pa-biełarusku i šprechajuć. Tak što pryjšła ŭkaziŭka z vobłaści — arhanizavać pryjom na matčynaj movie, kab na jaje licha… Treba budzie niejkuju kulturnuju prahramu zadziejničać, pa rajonie pravieści, pakazać toje-sioje… Karaciej, jość u ciabie znajomyja, jakija dobra movaj vałodajuć?
Ściapan utrapiona pahladzieŭ na stol, raziaviŭ u zadumieńni rot, pierabirajučy ŭ pamiaci siabroŭ i znajomych, ale nikoha vartaha tak i nie zhadaŭ. Nieŭzabavie i kiraŭnik «viertykali» utaropiŭsia ŭ stol, zavarušyŭ vusnami i niečakana lapnuŭ dałońniu pa stale — dy tak rašuča, što naviednik ściepanuŭsia.
— Chamicki! Paet naš miascovy! I jak jaho adrazu nie zhadaŭ? — hraknuŭ Spartak Ivanavič i pry hetym natchniona pacior dałoni.
— Heta toj, što ŭ haziecie pracuje? — pa hołasie Ściapanavym było zrazumieła, što jon nie padzialaŭ staršynioŭskaha natchnieńnia.
— Pracavaŭ… vyhnali za pjanku.
— Kudy ž jaho… takoha… ekskursavodam brać? Nadoječy bačyŭ la piŭnoj: staić, trasiecca ŭvieś.
— Nu dyk što nam, z vobłaści čałavieka vypisvać? — burknuŭ Marusič. — Dy i ŭ vobłaści ŭžo nikoha nie znojdzieš. Karaciej, jedź u piŭnuju, šukaj Chamickaha.
Paśla kabinietnaj zaduchi Ściapanu dobra dychałasia. Jon stajaŭ na bietonnych prystupkach i hladzieŭ na nieba. Kali hadzinu tamu zachodziŭ u vykankam, śviaciła sonca i nieba było prazrystym da pradońnia. Ciapier ža pa niebie płyło ašmoćcie navalničnych chmar, i heta pradrakała navalnicu. Ale pachmurny praściah zusim nie psavaŭ nastroju. Naadvarot, duša Ściapanava poŭniłasia niejkim dziŭnym zachapleńniem.
Dva hady praminuła, jak jon pierabudavaŭ baćkoŭskuju chatu ŭ turystyčnuju ahrasiadzibu, i z toj chviliny pazbyŭsia spakoju. Voś i ciapier Ściapan stajaŭ la rajvykankama, a duša jahonaja była tam, na rodnym padvorku, jaki, darečy, minułaj nočy až pa kraj abvanitavali pastajalcy — piaciora picierskich dzieciukoŭ. Dy dziva što: za dva dni piciercy ahorali cełuju skryniu harełki!
«Zaŭtra ž vyhaniu ŭsiu hetuju pjanotu», — raźjušana i ŭadnačas viesieła skazaŭ sam sabie Ściapan. Adčuvańnie taho, što chutka ŭ jaho źjaviacca inšyja pastajalcy — vychavanyja, niepituščyja i, hałoŭnaje, z tuha nabitymi hamancami, — ściskała dušu spazmam zamiłavańnia hetym śvietam, hetymi nizkimi razbersanymi chmarami, hetymi dalokimi hrymotami, što abudzilisia za dalahladam, i Ściapan nie adčuvajučy pad saboju noh kinuŭsia da mašyny. Chacieŭ jašče da daždžu padjechać da piŭnoj letamki na Savieckaj vulicy.
II
Daŭno nie pačuvaŭ siabie tak ščasna Vasia Chamicki, jak tut, na ahrasiadzibie. Chacia za apošnija dni i ŭchodaŭsia darešty, bo daviałosia i drovy siekčy, i travu kasić, i vadu ciahać u łaźniu, i navat z masłabojkaj zavichacca. Dy što tam fizičnaja praca. Musiŭ navat dekaratyŭnym mastactvam zaniacca: vyrazaŭ łobzikam z fanieryny siłuet busła, a potym jaho razmalavaŭ. Haspadar prybiŭ busła da vilčaka chaty, i potym jany doŭha nie mahli zrazumieć — što ŭ im nie tak. Akazałasia, što łapy zrabili kaleniami napierad, a ŭ busłoŭ ža jany nazad hladziać.
Adryhnuŭšy sytnym barščom, Vasil dastaŭ z kišeni portak pakamiečany arkušyk, razhładziŭ na hrudzinie. Na im imklivaj rukoj byŭ namalavany ŭzhodnieny rajvykankamam maršrut zaŭtrašniaj vypravy pa histaryčnych miaścinach, paŭźvierch jakoha bieh razmašysty nadpis: «Pačać ekskursiju słovami: «Niepaznavalna źmianiŭsia za apošnija dvaccać hadoŭ naš rajon».
Vasil biazhučna vyłajaŭsia, pichnuŭ papierku nazad u kišeń. Što jakoje, a ŭžo słovam jon vałodaje, tut padkazak nie treba. I rajon viedaje, jak nie chto inšy. Za čas pracy ŭ haziecie sto razoŭ jaho abjechaŭ — i ŭdoŭžki, i ŭpopierak. Božuchna, i pra što tolki nie davodziłasia pisać… i pra mifičnyja ŭdoi, i pra «liniejki hatoŭnaści», i pra zvyšpłanavy vyvaz arhaniki na paletki. A ciapier voś i sielhasadździeł u haziecie skaracili, i jaho, paeta, vieterana rajonnaj žurnalistyki, z pracy vyhnali.
Źvioŭšy da pieranośsia kuścistyja brovy, Vasil uhołas vyłajaŭsia na adras redaktara «rajonki» i, zakinuŭšy ruki za patylicu, staŭ hladzieć na śvietłyja ščyliny, što pracinali dach adryny.
Minułaha aŭtorka Vasil, jak zaŭsiody, siadzieŭ u piŭnoj letamcy na Savieckaj, i raptam pierad vačyma paŭstaŭ Ściopka Hajciukoŭ — stary pryjaciel, ź jakim koliś vučylisia ŭ sielhasakademii i jaki paru hadoŭ tamu źjechaŭ z horada i žyŭ niedzie na ahrasiadzibie. Ściopka, azirnuŭšysia, pakazaŭ na mihach, što treba pahamanić, i jany nietaropkaj chadoju prajšlisia ŭzdoŭž vulicy. Hajciukoŭ stojenym hołasam paviedamiŭ, što ŭ jaho na siadzibie maje atabarycca amierykanka, jakaja zusim nie viedaje rasiejskaj movy — tolki biełaruskuju dy anhlijskuju, — i prapanavaŭ Vasilu papracavać tydzień u jakaści pierakładčyka. Prapanova była zmanlivaj, ale i naściarožvała. Amierykancaŭ jon zrodu nie bačyŭ, a chalera ich viedaje — što jany mohuć učynić. A raptam pasprabujuć zavierbavać? Ci ž mała było vypadkaŭ? Mahčyma, Vasil i admoviŭsia b ad takoj prapanovy, dy tut siekanuŭ šparki doždž, jany ŭbilisia ŭ Ściapanaŭ lehkavik, i daviałosia, na znak zhody, lapnuć dałońniu pa chciva padstaŭlenaj piaciarni. Nu i nie schibiŭ, bo tut, na ahrasiadzibie, były žurnalist pačuvaŭ siabie jak u boha za piečču. Syty, pamyty — u łaźni dźvie hadziny paryŭsia — i ŭ novaj vyšyvanaj kašuli. Ściapan admysłova jeździŭ pa jaje ŭ horad — pazyčyŭ u niejkaha falkłornaha kalektyvu. Treba było zamorskich haściej u nacyjanalnych strojach sustreć.
Amierykanka, misis Majer, Vasilu adrazu spadabałasia. Kabiecie było daŭno za siemdziesiat, a jana mieła tanklavuju dziavočuju pastavu i nie pa ŭzroście pyšnuju fryzuru z uplecienym u skroń biełym harłačykam. I zvali jaje admysłova: Kalista. Vasil, nabraŭšysia śmiełaści, pacikaviŭsia: adkul takoje dziŭnaje imia? Akazałasia, što baćka kabiety ŭ maładości zachaplaŭsia navukovaj fantastykaj, tamu j nazvaŭ dačok u honar spadarožnikaŭ Jupitera: Kalista i Amalteja.
Adno kiepska — mučyła amierykanku zadyška. Krychu projdzie, spynicca, na što-niebudź abaprecca i zmorana dychaje. I dychańnie ŭ jaje pryjemnaje — miatna-šakaładnaje. Inšaja reč — unučka. Taja nie pa hadach toŭstaja. Jak biažyć, dyk trybuch trasiecca. Niajnačaj, ad koka-koły dy chot-dohaŭ tak raśpierła. I pa-biełarusku zusim ničoha nie ciamić. A voś babula, chacia i ź niejkim dziŭnym akcentam, a razmaŭlaje na dobraj litaraturnaj movie. I asabliva lubić paeziju. Vasil tych vieršaŭ viedaje da chalery i raz-poraz ich čytaje. I, što dziŭna, kali svoj vierš pračytaje, misis Majer tolki łahodna paśmichniecca. A pračytaje jakoha kłasika — adrazu hanarar atrymlivaje: dziesiać dalaraŭ adnoj papierkaj. A siońnia ranicaj, jašče da śniadanku, pračytaŭ znakamity vierš «Treba doma byvać čaściej», dyk hościa rasčulena nosam šmorhnuła i paŭsociennaj baksinaj abdaryła.
Nu i, viadoma, voś užo čaćvierty dzień na hubie i rosački nie było. Navat «dziembielski kalandar» zavioŭ: try drapiny ržavym ćvikom pravioŭ pa šule. Pieršyja dva dni nadta ciahnuła ŭziać čarku, ciapier krychu adlahło. Siońnia ŭviečary, jak budzie spać kłaścisia, čaćviertuju drapinu nakremzaje.
Spać, praŭda, davodzicca ŭ adrynie, ale jano i lepš: śviežaje pavietra, zdarovy son i siena pachnie tak, što hałava kružycca. Ściapan nadoječy naohuł prapanavaŭ zastacca ŭ jaho da Novaha hoda. Źbirajecca, kazaŭ, mansardu budavać, aharodžu na bietonnych słupach vakoł siadziby stavić…
«Echch!» — karotka vydychnuŭ Vasil, kulnuŭsia na bok, źbirajučysia krychu padramać, dy tut znadvorku dalacieŭ zakłapočany hołas haspadara:
— Ty dzie?!
Vasil źjechaŭ z tarpy, na chadu raźminajučy ruki, jak heta robiać pijanisty pierad kancertam.
— Taŭstucha kurynaha bulonu prosić, — Ściapan niezadavolena kiŭnuŭ na dźviery chaty, — tak što treba pieŭnika siekanuć. Vuń taho, cybataha. A to jon na ludziej kidajecca. Kałodka ź siakieraj za adrynaj staić.
Haspadar pajšoŭ da chaty i ŭžo z hanku kryknuŭ:
— Krup sypani ŭ chlavie dy dźviery začyni. Prosta tak nie złoviš.
Vasil u adkaz machnuŭ rukoj. Jon sam naradziŭsia ŭ vioscy, i takija parady hučali niedarečy.
Złavić cybataha zadziraku, štopraŭda, było nie tak i lohka. Na paradu haspadara, Vasil sypanuŭ pancaku, paklikaŭ kurej, tyja hamuzam źbiehlisia, ale zadziraka ŭ chleŭ nie pajšoŭ. Stajaŭ la ščarbataha hanka i niezadavolena kvachtaŭ, uźniaŭšy piory na šyi.
— Piecia, Piecia, Piecia, — paklikaŭ Vasil, sypanuŭ krup na hanak, i pievień z naściarohaju ŭvajšoŭ u chleŭ.
Narešcie dźviery byli začynienyja, i zvykłyja da zyrkaha sonca vočy apanavała šaraja pamroka. Uvačču papłyli viasiołkavyja kuli, a pamiž imi razmytymi biełymi plamami zamitusilisia kury. Vasil, adnak, nie vypuskaŭ z pola zroku piejuna-zadziraku, i kali toj padyšoŭ bližej, kinuŭsia jaho łavić. U chlavie ŭsčaŭsia harmidar. Kury lotali, bjučy kryłami pa tvary, hołasna kvachtali, a dzieści nad hałavoj, zalacieŭšy na vyški, hałasiła, pradrakajučy biadu, sipataja kurač. Da taho ž za dźviaryma adčajdušna zabrachała haspadarova sučka i spałochana zadziaŭkaŭ ščaniuk. I kali, pabiŭšy hałavu ab zaharadku, Vasil schapiŭ harłastaha złodzieja za chvasta i sa słovami «Adlotaŭsia, paskuda!» prycisnuŭ da hrudziej, akazałasia, što złapaŭ nie pieŭnia, a rabuju kurycu. Tolki chvilin praź piatnaccać — z pabitaj hałavoj, ź pierjem u vałasach i z razmazanym na nosie kurynym pamiotam — Vasil badnuŭ hałavoj dźviery chlava i sutyknuŭsia z amierykankaj. Zamorskaja hościa była nie na žarty ŭschvalavanaja. Pierapužałasia, vidać, pačuŭšy sabačy brech i kuryny lamant. Ale niečakana paśmichnułasia, pasprabavała pałaščyć pieŭnia, jakoha Vasil ściskaŭ dvuma rukami.
— Uot e vandefuł kok! — uražana prašaptała misis Majer, zabyŭšysia na imhnieńnie rodnuju movu, ale tut ža strasianuła kudzierkami: — «Kok» pa-anhielsku «pievień».
— Dy ja viedaju, — burknuŭ Vasil, zhadaŭšy malunki svojskaj ptuški z padručnika anhlijskaj movy i podpisy pad imi: «sock, goose, duck».
Spačatku Vasil chacieŭ adpuścić pieŭnia: nu nie siekčy ž jaho na vačach hetaj Kanistry, ci jak jaje tam… Ale ž tut i zło ŭziało. Stolki času łaviŭ hetaha niahodnika, łob pabiŭ, kašulu zavedzhaŭ… i što ciapier — adpuścić? Nu ŭžo nie… druhim razam budzieš łavić — infarkt atrymaješ. Dy i što tut strašnaha? Ciuknuŭ siakieraj, abskub, absmaliŭ i ŭ čyhun ukinuŭ.
Nie viedajučy, jak adčapicca ad Kanistry, Vasil ź nieciarplivaściu pierastupiŭ z nahi na nahu, zakłapočana azirnuŭsia na boki, i tut jamu pašancavała: z sabačaj budki vylez taŭsmaty ščaniuk, i kabieta, lapnuŭšy dałoniami, kinułasia jaho łaščyć.
Ściarožka, na dybačkach, zaviarnuŭ Vasil za adrynu, padyšoŭ da kałodki, vydzier ź jaje siakieru i ŭžo zamachnuŭsia, kab adsiekčy pieŭniu hałavu, dy tut za śpinaj niema, z hartannymi notami, zalamantavała amierykanka.
— Što vy robicie?!
Ruka zdryhanułasia — i z-pad siakiery adlacieŭ tolki hrebień. Pievień vyrvaŭsia z ruk, uźlacieŭ u pavietra, skoknuŭ na hołaŭ Kanistry, cyrknuŭšy na tvar haračaj juški. Amierykanka cicha vochnuła, zakaciła vočy, ź mlavaj pavolnaściu asunułasia na ziamlu. U tuju ž chvilinu, paklikanaja niemym babčynym voklikam, z-za adryny vytyrknułasia ŭnučka i, pabačyŭšy skryvaŭlenuju babciu i poruč ź joju mužčynu ź siakieraj, taksama vochnuła, uščapieryłasia ŭ zbućviełuju ścianu i, ździrajučy z palcaŭ manikiur, taksama abrynuła vobziem.
Nieŭzabavie z-za roha adryny vylecieŭ haspadar ahrasiadziby. Z razhonu jon začapiŭsia nahoj za taŭstuchu i navat źbialeŭ ź pierapudu. Ale tut ža ŭciamiŭ, u čym sprava, prypaŭ vucham da hrudziny nieprytomnaj pastajałki.
— Ci žyvaja? — sipata zapytaŭsia Vasil, źviartajučysia da vystaŭlenaha Ściapanavaha azadka.
Ściapan u adkaz maciuknuŭsia.
— Idzi lepš zirni, što z unučkaj!
Vasil kradkom padyšoŭ da taŭstuchi i pieravioŭ dych: małady arhanizm spraviŭsia sa stresam i dziaŭčyna ŭžo sprabavała padniacca. Ale ŭhledzieŭšy Vasila, prycisnułasia plačami da ściany i sa ślaźmi na vačach pierachryściłasia.
— Siakieru kiń, chalera! — hrymnuŭ za śpinaj adčajny Ściapanaŭ hołas.
Tolki ciapier zaŭvažyŭ Vasil, što trymaje ŭ rukach siakieru. Vypuściŭšy z ruk taparyšča, jon razvažliva, pračyščajučy hłotku, kašlanuŭ u dałoń.
— Kok… maj kok! — pasprabavaŭ štości patłumačyć pa-anhielsku, ale taŭstucha, pačuŭšy słova «kok», šalonymi vačyma ŭtaropiłasia na kresła Vasilovych štanoŭ i jašče jamčej prycisnułasia da adryny.
— Dzie ty, jop?! — haspadar uskočyŭ na nohi, padchapiŭ pastajałku pad pachi. — Biarysia, paciahniem da kałodzieža!
Misis Majer była na dziva lohkaj.
Pakłaŭšy zmarniełuju niebaraku la kałodzieža, Vasil naloh na korbu kałaŭrota, z ahłušalnym ploskatam vyciahnuŭ paŭniutkaje viadro i chacieŭ byŭ šuchnuć vady na samlełuju hościu, dy Ściapan pierachapiŭ viadro.
— Ty što, blacha, zusim ašaleŭ?!
Siorbnuŭšy na poŭnuju hubu chaładzionki, haspadar ahrasiadziby pyrsnuŭ vady na tvar nieprytomnaj pastajałki.
— Nu što staiš, jak usioršysia. Laci ŭ chatu, ciahni skryniu ź lekami. Adrazu la ŭvachodu, na ścianie visić.
Vasil užo bieh da chaty, a Ściapan usio kryčaŭ jamu naŭzdahon: «Mabiłu prychapi, treba chutkuju vyklikać!»
Na hanku były žurnalist spyniŭsia, i niečakanaja dumka praciała śviadomaść: «A što ja, sapraŭdy, biehaju tut, jak usioršysia?» — Vasil źbiŭ z čupryny puch, vycier rukavom kuryny pamiot z nosa. «Znajšli parabka. Zaprašali vypravu pravieści, a tut užo na dvuch rukach mazali. Pracuju jak muryn na płantacyi. I nočču snu niama praz kamaroŭ. Sami ŭ chacie na łožkach drychnuć, a mianie ŭ adrynu ŭpierli», — i, dziŭnaja reč, pad uražańniem tych haračkavych dumak nohi panieśli jaho ŭ šyrokaje pole. Spačatku jon išoŭ ściarožka, siud-tud azirajučysia na Ściapanavu ahrasiadzibu, potym prypuściŭ, nibyta jamu žaru kinuli ŭ portki, dy tut ža iznoŭ zapavoliŭ chadu i sa społacham uvačču zirnuŭ praź plačuk.
«A jak voźmie dy zdyrdzicca? Na kaho tady palcam torknuć? Na mianie, viadoma», — ad takich dumak byłomu žurnalistu stała nie pa sabie i nohi zrabilisia vatnymi. «Ale što ja takoha zrabiŭ? Pieŭniu hrebień adsiek?» Vasil zhadaŭ raptam, jak u dalokim dziacinstvie maci adsiekła kačcy hałavu, taja stała biehać, biezhałovaja, pa dvary, a jon, dzicianio, kryčaŭ lichim hołasam: «Mama, mama! Jana jašče žyvaja!»
Zhadaŭšy maci, Vasil prakaŭtnuŭ chałodny kamiak, što źnianacku padstupiŭ da horła, rašuča pašybavaŭ pa poli — tudy, dzie stajaŭ šycht vysokich biarezin, na jakich tryvožna harłali hraki i dzie biehła viaskovaja prasielica.
Mašyny pa toj prasielicy jeździli zredku, ale Vasilu pašancavała. Nie paśpieŭ uzyści na ŭzbočynu, jak z-za pavarotki vyjechała, uzdymajučy strašennuju pyluku, «latučka» techdapamohi.
Jon z vochkańniem zalez u navylot prapylenuju kabinku, kiŭnuŭ na znak padziaki maładomu kiroŭcu.
Nastroju nie było. Panuryŭšy hołaŭ, Vasil nievidušča hladzieŭ na darohu i słuchaŭ vyćcio ruchavika — to žałaślivaje na padjomie, to aburanaje, kali mašyna kaciła z hary. Niečakana ruka namacała cupkija dalary ŭ kišeni — i dobry nastroj vomiham apanavaŭ dušu.
«Och, i napjusia ja siońnia», — biazhučna prašaptaŭ pasažyr i ŭžo viasiołymi vačyma zirnuŭ na kiroŭcu. Toj u adkaz padmirhnuŭ, zapytalna tuzanuŭ padbarodździem, pakazvajučy na vyšyvanku.
— Što heta ŭ vas za prykid?
— Kancert dajem dla pracaŭnikoŭ vioski, dy bajan doma zabyŭ, — pramoviŭ Vasil i dalej, až da samaha horada, jany jechali moŭčki.
Kamientary