Vinceś Mudroŭ
Ranak novaha dnia
Staršynia vybarčaj kamisii Ivan Kanstancinavič Piściulha paziachnuŭ u žmieniu, skasiŭ voka na samotnuju postać, što horbiłasia ŭ supraćlehłym kancy spartzali. Ad ranku tam, pad švedzkaj ścienkaj, siadzieła piaciora naziralnikaŭ, ciapier zastaŭsia adzin — pekaboviec Syrapienia, jaki zaciata hladzieŭ na vybarčuju skryniu, a kali ŭ zalu zavitvaŭ samotny vybarščyk, lichamankava paznačaŭ štości ŭ svaim blaknocie.
— Idyjot, — ledź čutna prašaptaŭ Piściulha, pierabraŭ — dziela vyhladu — niejkija papiery, paśla čaho patrabavalna pavioŭ nosam. Syrapienia, čałaviek stałaha vieku, siadzieŭ ad samaj ranicy, nie vychodziŭ navat pa pilnaj patrebie, i staršynia kamisii ź lohkim spałocham padumaŭ — ci nie schadziŭ toj, nieznarok, pad siabie. Spałochi, adnak, byli niedarečnymi. U pavietry łunali zvyčajnyja dla školnych spartzalaŭ pachi potu j prełych mataŭ, a taksama časnyčna-parfumny pierahar, jaki strumieniła namieśnica staršyni kamisii Leakadzija Hazievič. Namieśnica taksama pierabirała papiery i niečakana, schamianuŭšysia, kryknuła: — Nie začyniajcie!
U projmie raznaściežanych dźviarej kratałasia maleńkaja, padobnaja da Čaburaški babula. Namieśnica staršyni padałasia da vychadu, z pakutlivym uzdycham padniała pierakulenuju babulaj plastmasavuju śmietnicu. Prypioršy śmietnicaj dźviery, Hazievič viarnułasia na miesca.
— Avoj, avo-oj... — praśpiavała babula, dastaŭšy z hłybiniaŭ paciochkanaj kacaviejki jašče bolš paciochkany saviecki pašpart. — A ja ž, dzietki, chaču za Łukašenku... Heta ž nia daj Boh, kali Hančaryka abieruć...
— Hałasujcie, za kaho chočacie, ale biez ahitacyi... Siońnia ahitavać zabaroniena, — paŭžartam paviedamiŭ Piściulha, a Hazievič, razharnuŭšy babulčyn pašpart ź lohkim dakoram zaŭvažyła: — Što ž vy... e-e... Kapitalina Frołaŭna... nohi bjacie? My mahli z vynasnoj skryniaj padjechać.
— Avo-oj... jakija nohi? — iznoŭku zaśpiavała babula, — mianie ž ziać pryvioz... na trachtary.
Babula nachiliłasia da Hazievič, zahavaryła ścišanym hołasam:
— Kožny ž dzianiočak siudy jeździć pa čarniła. Dačka maja našu mahazynščycu ŭprasiła, kab taja nie davała. Dyk jon siudy jeździć. Pa dźvie butelki biare. Dadomu dajedzie — užo i pjanieńki, — babula zirnuła na Piściulhu, potym na šyldu z nadpisam “Staršynia kamisii” i zahavaryła ŭžo zusim prytojenym hołasam. — Jon ža, tavaryšok, i Łukašenku łaje, asabliva, jak cilivizier uklučyć. Ja jamu kažu: pasadziać ciabie, paskudu...
Kab adčapicca ad bałabołki, Hazievič tycnuła toj u ruki vybarčy biuleteń, a Piściulha padniaŭsia z kresła i ŭdumnaj chadoju vyjšaŭ z zali.
Na školnym hanku Piściulha dychnuŭ sałodkaha pavietra, prypaliŭ cyharetu, mižvoli prysłuchaŭsia da ludzkoj hamany.
— I navošta było skidać Kiebiča? — skałanaŭ pavietra zyčny hołas Piatra Dziadziuli — tutejšaha praŭdaluba-paźniakoŭca, jakoha vyhnali z usich prac i jaki ciapier jeździŭ pa vioskach dy piłavaŭ drovy viaskovym pensijaneram. Piaciora padpitych surazmoŭnikaŭ, da jakich źviartaŭsia Dziadziula, zhodna kivali hałovami. — Nu adkažycie mnie: chto taki Hančaryk? — zadaŭšy pytańnie, praŭdalub sčakaŭ chvilinu i sam ža adkazaŭ: Hančaryk — heta Kiebič siahońnia.
Ludzki zboj zavarušyŭsia, biazładna zahamaniŭ i biazładnuju hamanu pakryŭ užo źlohku sipłavaty Dziadziuleŭ hołas: Voś jon, paradoks sučasnaści: tyja ludzi, što skidali Kiebiča, siońnia ahitujuć za Hančaryka.
Piściulha nastruniena ahledzieŭsia. Jamu, kiraŭniku siaredniaha źviana, słuchać takija razmovy nie vypadała, tamu, zaciahnuŭšysia cyharetaj, kiraŭnik rušyŭ da dźviarej i ŭ śpinu jamu prahučała darešty kryŭdnaje: A skažycie, Ivan Kanstancinavič, čamu heta ŭ nas stolki chałujoŭ raźviałosia?
Dziadziula stajaŭ pasiarod prycichłaha zboju, hladzieŭ na Piściulhu, padstaviŭšy vietryku bujnyja, časnyčnaha koleru zuby.
— Adkažy lepš — čamu ŭ nas stolki idyjotaŭ? — burknuŭ u adkaz Piściulha, adkinuŭšy niedapałak.
— Hetamu jość navukovaje tłumačeńnie, — praŭdalubiec, nie zrazumieŭšy namioku, blisnuŭ viasiołym vokam. — Mała spažyvajem jodu, tamu i... — Dziadziula krutnuŭ palcam kala skroni, i surazmoŭcy zadavolena rahatnuli.
— Vo-vo, — moviŭ staršynia kamisii, hruknuŭ dźviaryma, dy tak chvacka, što na hałavu pasypałasia camianka.
Nastroj byŭ sapsavany. Pastajaŭšy ŭ zadumieńni na parozie spartzali, Piściulha kašlanuŭ, pacior dałońniu padbarodździe dy niečakana, nibyta zhadaŭšy pra štości, adamknuŭ susiedni pakoj. Inšym časam u pakoi tym zachoŭvaŭsia spartovy ryštunak, a ciapier tut stajaŭ, čakajučy siabraŭ vybarčaj kamisii, śpiecham serviravany stoł.
— Beenefaviec srany, — uhołas vydychnuŭ Piściulha i ŭładnaj rukoju naliŭ z pačataj butelki 30 hramaŭ “Biełavieskaj”.
Ad ranku tut užo častavali adnaho naziralnika — kiroŭcu pierasoŭnaj mechanizavanaj kalony Dzibunova, jaki, pa čutkach, byŭ źviazany z apazycyjaj, i tamu jaho vyrašyli prybrać z učastka. Piściulha kulnuŭ čarku, pieraličyŭ plaški, što strojnym šychtom stajali na stale, i biazhučna vyłajaŭsia: vadziła, miarkujučy pa ŭsim, vyžłukciŭ amal litar harełki.
Hajučaja vadkaść jašče nie dapiała da straŭniku, a Piściulha ŭžo prykmietna zachmialeŭ i asavieła zirnuŭ na składzienyja ŭ kucie prapylenyja maty. “Ci nie paspać hadzinku?” — padumaŭ staršynia ŭčastkovaj kamisii, prykryŭšy dałońniu ziachlivy rot. Drymota adolvała nia tak sabie: minułaj nočy daviałosia “revizavać” skryniu papiaredniaha hałasavańnia — kreślić kryžyki nasuprać proźvišča Łukašenki, potym cełuju hadzinu nakručvać telefonny dysk (uvieś čas było zaniata), kab huknuć u trubku niaŭciamnuju frazu: “Usio hatova!” — a dzieści a piataj ranicy jon užo byŭ na ŭčastku. Staršynia kamisii znoŭ — ciapier užo z poŭnym adčajem — paziachnuŭ, pichnuŭ kluč u zamkovuju ščylinu i pačuŭ stojeny Hazievičyn hołas: — Ivan Kanstancinavič, z akruhovaj pryjechali...
Staršynia akruhovaj kamisii Kalistrat Mikałajevič Šniaha — nie pa hadach maładžavy, ružovaščoki čaramis — pieraniaŭ jaho na kalidory i, ni słova nie skazaŭšy, rušyŭ da vychadu. Jany vyjšli na hanak, Šniaha padchapiŭ źbialełymi vusnami cyharecinu, i Piściulha pasłužliva pstryknuŭ zapalničkaj.
— Nu, što tam u ciabie? — zapytaŭsia “akruženiec”, dychnuŭšy ŭ Piściulhovy tvar razredžanym cyharetnym dymam.
— Poŭny paradak... Siemdziesiat try pracenty prahałasavała... — niapeŭnym hołasam azvaŭsia Piściulha, a ŭhledzieŭšy drohkija Šniahavy ruki, padumaŭ: ci nie pamior chto z kandydataŭ u prezydenty?
— Karaciej, daviadziecca krucić nazad, — Šniaha zachłynuŭsia piakučym dymam, a Piściulha, lasnuŭšy dałanioju pa ściahnie ŭ pošukach cyharetaŭ, niaŭciamna pramarmytaŭ: — Jak heta?
— Zahadana šeśćdziesiat adsotkaŭ skinuć Hančaryku. Tak što biary ŭ bahažniku biuleteni — i za pracu, — “akruženiec” kiŭnuŭ u bok vykankamaŭskaj “Vołhi”. — Hladzi tolki, kab cicha... i roznymi asadkami. Skrynia z “papiarednikami” daloka prychavanaja?
— U lahapedyčnym kabinecie... — pralepiataŭ Piściulha, uzdychnuŭšy, — što ž heta... minułaj nočy Hančaryka vykreślivali, ciapier Łukašenku... — Piściulha chacieŭ prykuryć, ale Šniaha rezkim rucham šturchnuŭ jaho ŭ bok i cyhareta vypała z rotu.
— Usio... Vania... usie razmovy potym. My ŭ strašennym cajtnocie, a tut jašče piać učastkaŭ abjechać treba, — vyhuknuŭ staršynia akruhovaj kamisii i, užo idučy da mašyny, uhołas maciuknuŭsia.
... Chvilin praź piać Ivan Kanstancinavič Piściulha zamknuŭsia ŭ nastaŭnickaj i z rospačnym impetam, štochviliny pazirajučy na hadzińnik, staŭ kreślić kryžyki ŭ vybarčych biuleteniach. Napačatku rabiŭ heta roznymi asadkami — bałazie, zastalisia ad minułaj “revizii”, — a potym, darešty ačmureŭšy, staŭ čyrkać adnoj hielevaj, siud-tud pradzirajučy ladaščuju papieru. Na sychodzie treciaj hadziny pracy ŭvačču zabryniła, Piściulhu stała motašna, i jon, pramaknuŭšy biuleteniem upreły łabešnik, vyrašyŭ pakinuć sotniu-druhuju hałasoŭ Łukašenku.
I voś jano naśpieła, toje ščymlivaje imhnieńnie, kali ŭ zalu ŭnieśli skryniu dla papiaredniaha hałasavańnia, Ivan Kanstancinavič Piściulha z uračystaj pavolnaściu ździer ź jaje jašče ciopłuju, paŭhadziny tamu naviešanuju plombu i z hetkaj samaj pavolnaściu źniaŭ viečka.
— Kulajcie! — huknuŭ Piściulha nie zusim ćviarozym hołasam (jon užo paśpieŭ kulnuć paru čarak), — chłopcy, što trymali skryniu, pierakulili jaje, strasianuli, ale biuleteni na stoł tak i nie pasypalisia — hetak šmat ich było napichana. Staršynia hruknuŭ pa skryni kułakom, potym siłkom vyciahnuŭ ź jaje žmutak papieryn, i biuleteni z hučnym šamacieńniem pasypalisia na stoł. Niekalki źlacieła na padłohu. Naziralnik Syrapienia pamknuŭsia padniać, ale Piściulha rašučym žestam spyniŭ jaho.
— Pabočnym asobam biuleteniaŭ nia brać! Heta prerahatyva čalcoŭ kamisii, — skazaŭšy tak, Piściulha padniaŭ z padłohi papierki j zadavolena adčmychaŭsia. — Kožnamu kandydatu — svoj kut stała. Pakazvaju, — Ivan Kanstancinavič padchapiŭ šmatok papieryn. — Hančaryk... Hančaryk... Hančaryk... Hančaryk... — dvaccatym razam plasnuŭšy dałońniu pa stale, staršynia kamisii padmirhnuŭ Syrapieniu, i spacieły ad chvalavańnia naziralnik skinuŭ ź plačej svoj kurtaty, za savieckim časam kupleny pinžak.
Dźviery z hučnym rypam adčynilisia i zapalenyja ščoki kranuła načnaja prachałoda. Tam, za śpinaju, u pryciemnych školnych nietrach, zaśpiavała Hazievič, niepadalok zabrachali sabaki, potym usio acichła, i Ivan Kanstancinavič zadavolena pieravioŭ dych. Nikoli ŭ žyćci jon nie pačuvaŭ siabie tak dobra, jak ciapier. Ad vypitaha kruciłasia hałava, cieła nabyło niezvyčajnuju lohkaść i hatovaje było palacieć... I palacieła b, kab nie było namiortva schoplena Syrapieniem.
— Kanstancinavič... trymajsia, — pramarmytaŭ naziralnik, trymajučy Piściulhu pad pachi.
Pastajaŭšy chvilinu ŭ abdymkach, subiasiedniki syšli z hanku, i Syrapienia, iknuŭšy kaŭbasnym ducham, zachoplena pramoviŭ: — A ŭsio ž taki narod skazaŭ svajo słova. Narod usio bačyć...
Jak ni dziŭna, słovy tyja praćvierazili Ivana Kanstancinaviča. Jon adkasnuŭsia ad subiasiednika, niapeŭnaj rukoj dastaŭ adniekul hielevuju samapisku i, harknuŭšy: “Voś jon, narod!” — špurnuŭ jaje ŭ toj bok, dzie śviatleła nieba i pračynaŭsia ranak novaha dnia — 10 vieraśnia 2001 hodu.
Kamientary