Zamaloŭka pra ludziej i ludskaść.
Jany siadzieli na mietalovych viodrach, prykrytych šerymi zrebnymi miachami. Hamanili, paśmichalisia,
Kožnaja mieła dva košyki pierad saboj. U adzin z kartaplanaj hary išła cełaja nasienka albo parezanyja bulbianyja kavałki z vočkami, što harantavali bulbianuju płodnaść, a ŭ druhi kidałasia hniłavataja, viałaja i suchaja bulba na korm śvińniam — zvarycca, rastaŭčecca z mukoj.
Pierabirali bulbu na sadžeńnie. Try stałyja kabiety z vypalenymi zhryzotami tvarami, z paviazanymi chustkami, jakija mieli kaliści jarkija, musić, pry cary Harošku, kali ludziej było trošku, bliskučyja ŭzory. Adzin vysoki chudarlavy stary, jaki ciahaŭ pa dva kašy ź niedalokaha krytaha šyfieram sklepa, i rehularna padsypaŭ kapiec.
Kašy ciahała jašče adno zamurzanaje stvareńnie, jakoje, zdajecca, zusim nie mieła šyi. Heta byŭ viaskovychłopčyk-daŭn Franel. Jon — padletak, jašče zusim małady — vyhladaŭ, adnak, nie našmat maładziej za dzieda.
Baćki «pazyčyli» jaho za butelku susiedziejam, kab dapamoh u ciahaninie kašoŭ. A što Franelu? Lepiej ža tut ź ludźmi pabyć, čym la chaty badziacca biez spravy. Tut choć padjeść, bo pakormiać, a ŭ chacie — myšy z hoładu dochnuć. U baćkoŭ Franela horły byli smalanyja — ciahnuli harełku, jak cemient vadu.
Žančyny pracavali davoli chutka —
— Niachaj užo dapamahaje, jak moža, — dumali jaho staryja tavaryšy. — Biednaja duša, paŭhałodnaja. Siamju kormić, bo za jaho invalidskija baćki, jak nie prapjuć, to choć niejkich krupaŭ kupiać.
Pracavali ŭžo davoli doŭha, ale ŭsio zdavałasia, što voś jašče niekalki košykaŭ — i pierapynak. Košyki sychodzili za košykami, až pakul Franel, vysypaŭšy svaje dva niapoŭnyja kašy ŭ kapiec, nie sieŭ, zasopšysia, na ziamli.
— Davaj, matka, idzi pa abied, rabotnik užo zamučyŭsia, — skazaŭ chudarlavy
Puchovyja paduški vydatna ŭratavali ciepłyniu klocak. Pryhravała viesnavoje soniejka, i fajna było hryźci bulbianyja źlepki ź miasam, zapivać žytniovaj samahonkaj i ŭhladacca ŭ čystaje nieba. Harełka smakavała jak nikoli.
Nalili i Franelu paŭčarački «na apietyt», ale toj i biez samahonki, sapučy, pakavaŭ u siabie bulbianyja prysmaki, siorbajučy poliŭku, što da klocak ščodra naliła jamu haspadynia. Pryniaŭšy čarku, adna z kabietaŭ zaciahnuła: «Raz dy razok z razočkam, čarka pajšła kružočkam…»
Adčuvałasia, što ŭsie b vypili jašče, ale ŭ butelcy śviaciłasia dno. Chudarlavy haspadar źbiraŭsia ŭžo ŭstavać, kab iści šukać schavanuju u stoh čarhovuju butelku, jak jaho spałochaŭ Franel.
Chłapčanio strymhałoŭ kinułasia pad sklep, pakorpałasia tam pad niejkim łamaččam i pryniesła z zadavolenym vyrazam tvara vialikuju butelku tannaha vina.
— Vo, jaki maładziec, jaki razumnik, — zaćvirkatali zadavolenyja žanki. — Vinca nam prypior, a to pryjšłosia b znoŭ chlobać tut hetuju samahonku.
— Małatok — dziaciuk, — pachvaliŭ Franela dzied. — Tolki adkul jon maje?
— Peŭna niechta straciŭ, padpiŭšy, pry haścincy, — zasakatała jaho taŭstavataja žonka. — A hety znajšoŭ. I skažy, što durny, kali viedaje, što dabro treba z saboju ciahnuć.
Butelkapładova-jahadnaha vina aparažniłasia ŭ dobrym nastroi. Franelu nalili poŭnuju čarku i toj vypiŭ, nie pakryviŭšysia.— Pa baćku, Lońku, pajšoŭšy, — skazaŭ, paśmichajučysia, stary.
Znoŭ uzialisia za rabotu. Paśla abiedu rabota išła ŭžo nie tak šparka. Franel ža paśla ałkaholu nabraŭ sprytu, ale, pryniosšy dva kašy, nie śpiašaŭsia znoŭ u sklep, a rabiŭ jašče lotam, drobna ciareblačy nahami, hanarovaje koła pa padvorku, razhaniajučy ŭbaki kurej. Ad biehu Franela, pieršapačatkova napałochany, na płot uźlacieŭ małady pievień. Ale, vidać, paciamiŭšy, što treba baranić svoj honar, pievień saskočyŭ i pačaŭ
Chłapčuk spyniŭsia, strach pierakasiŭ jaho tvar, a raźjušany pievień skakaŭ usio vyšej i vyšej, starajučysia dziubnuć malca ŭ tvar, dzieručy vostrymi šponami vopratku Franela.
Adkul ni ŭziaŭsia mały kucachvosty čarniavy Žuk, sabačka na karotkich nožkach, što, adčuŭšy atmaśfieru palavańnia i strach zahnanaha stvareńnia, pryimčaŭ da Franela i pačaŭ štosiły na jaho brachać. Jon až zachodziŭsia ad azartu, skalačy zuby i złosna brešučy. Niekalki raz padlacieŭ da Franela i, sprabujučy taho ŭkusić za nahu, ščoŭknuŭ kłykami ab šyrokuju kałašynu Franelevych portak.
Franel stajaŭ, asłupianieŭšy, vidavočna, razhubiŭšysia, nie čakajučy ataki z boku małoha Žuka, jaki zvyčajna matlaŭ chvastom i nie prajaŭlaŭ nijakich adznakaŭ ahresii.
— Kusi jaho,
U druhoj vystupili ad rohatu ślozy, jakija jana zmachvała kancom chustki. A haspadynia ažno ŭziałasia za žyvot. Stary tolki źlohku paśmichaŭsia, zaciahvajučysia horkim dymam samakrutki i puskajučy dym kołcami.
— Do', do' ŭžo, chopić. Pajšli adsiul, — huknuŭ jon i špulnuŭ u bok pieŭnia i sabaki hrudku žviru. Žuk ŭ momant adviarnuŭsia da haspadara, jaho palaŭničy nastroj hetak ža, jak i źjaviŭsia, raptoŭna źnik. Pievień taksama adstupiŭ, napałochany nie stolki kinutym žviram, kolki hučnym rohatam žančynaŭ.
— Dzie hena ščanio?! — pačuŭsia raptam na padvorku sipaty i zły hołas. — Chadzi siudy, boŭdziła! Na padvorku źjaviŭsia novy hość — učarnieły i suchi Lońka, baćka Franela. Tvar jaho śviaciŭ lutaj złościu.
— Ci bačyli vy hetaha daŭbniu?! — roŭ jon u bok Franela. — Ukraŭ u mianie butelku vina charošaha! Ja Bahdanisie harod zaaraŭ, jana vina dała, dyk ja ŭ kratavińni ad Stefki, žonki, zakapaŭ, a hety jołup padhledzieŭ i adakraŭ.
— Moža, nie jon? — cicha pramarmytaŭ stary haspadar. Žančyny maŭčali, nie zvodziačych spałochanych vačej ź Lońki.
— Jak nie jon, kali tolki hety złodziej moh! — dryžeŭ ad hnievu hołas Lońki. — Chadzi siudy, kamu kažu! — kryčaŭ jon i tros ciomnym ad brudu kułakom. Franel trasučysia, pačaŭ padychodzić.
— Ach ty, ščanio! Ja ciabie navuču, jak kraści! — prosta ryčeŭ Lońka. Raptam jon schapiŭ šnur žaleznaha łancuha, što visieŭ na ćvikoch na ścianie pavietki, i z usioj mocy ściebanuŭ Franela pa śpinie. Toj pavaliŭsia žyvatom na ziamlu i tolki zaviščeŭ, jak mały i niamohły źviarok.Vyŭ z bolu, ale, padniaŭšy hałavu, ź niejkim niavykaznym davieram chatniaha sabački hladzieŭ na baćku z łancuhom u ruce. Niby nie vieryŭ, što baćka zdolny na taki ŭčynak, pakorna addajučysia pozirkam u jaho ŭładu.
— Do', do', Lońka, pierastań, nie durej, — zahukali źlakanyja pierabiralnicy bulby.
Lońka kinuŭ łancuh, splunuŭ žoŭtaj i hustoj ślinaj na ziamlu, i syšoŭ šyrokim i peŭnym krokam. Za im, sykajučy z bolu, zdryptaŭ z padvorka i Franel.
— Ato była avantura, — znoŭ zakuryŭ samakrutku stary. — A skažy ty
Žančyny tolki zakivali hałovami.
-
Płaton Stankievič — zapomnicie hetaje imia. Mahčyma, naradziŭsia novy piśmieńnik
-
«My, chto zmahajecca z Boham». Vyjšła novaja kniha psichołaha Pitersana, jaki vyklikaje takija sprečki
-
«Važna nie toje, čaho my čakajem ad žyćcia, a toje, čaho žyćcio čakaje ad nas». Psichołah Viktar Frankł pra toje, jak žyć i nie łamacca
Kamientary