«Ludzi pieradavali dzicia z mašyny ŭ mašynu, kab jano nie zamierzła»
Jak i Achłabyścinu, mnie taksama patrapilisia załatyja ludzi. Učora z pracy damoŭ viarnucca nie zdoleŭ. Trasa była zamieciena i ŭ avaryjach. Hnanyja nieŭtajmoŭnaj ściužaj šurpatyja i vostryja śniažynki, jak nindziańskija šurykieny, rezali vočy i tvar. Ja zakryvaŭ tvar dałoniami ruk, hladzieŭ praz ščyliny palcaŭ i hetak dajšoŭ da prypynku. Da domu zastavałasia 20 km, ale j paru kiłometraŭ hetkich zaviej i hurbaŭ - ściežka ŭ Dantava piekła chutčej, čym dachaty. Ja ŭziaŭ z prypynku znajomych ludziej i cudoŭna pieranačavaŭ ź imi ŭ hateli (nam vielikadušna zrabili źnižku na numar, bo hrošaj u nas, nie padrychtavanych da kataklizmaŭ, krychu nie chapała). Siońnia ranicaj nadvorje zbolšaha supakoiłasia, i my rušyli pieški dadomu. Pa darozie my bačyli, jak maładyja papa i mama, u mašynie jakich skončyłasia paliva, pieradali svajo małoje dzicia ŭ bližejšuju mašynu, dzie piečka jašče pracavała. Dzicio, zamierzłaje, płakała... Płakała, nie chavajučy śloz, i mamania. U majoj spadarožnicy taksama nabrujali vilhaćciu vočy. Mnostva kinutych, zamiecienych pad dach, abšarpanych hruzavikami lehkavušak. Čyściutki bieły-bieły śnieh stvaryŭ čornuju pałasu abladzianiełych mašyn. Šyračeznaja trochpałosnaja trasa stała raskošnym tratuaram dla piešachodaŭ. A 9.30, na ščaście, ŭznaviŭsia transpartny ruch, nas paśpiachova davieźli dadomu. Šofier, adstajaŭšy badaj sutki ŭ zatory, i słuchać nie chacieŭ pra apłatu!
«Z maskalom havary, da kamień za pazuchaju dziaržy». My daviedvajemsia ŭsio bolš novaha pra Kastusia Kalinoŭskaha — palityka, jakoha ciapier nie chapaje

Kamientary