«Kali nadydzie moj čas, ci budu ja radavacca svajmu apošniamu śniehu?»
Piša Aleś Kałoša.
Viasna pačałasia śnieham…
Z bramy ankałahičnaha instytuta ŭ Baraŭlanach, kudy ja idu, kab naviedać znajomaha, vychodzić vysoki pažyły čałaviek u špitalnym adzieńni, nakinutym na plečy palito. Za ruku trymaje maleńkuju dziaŭčynku. Vidavočna, heta dzied i ŭnučka.
U mužčyny šery chudy tvar, idzie jon marudna, jamu ciažka iści pa śniezie. Naadvarot, dziaŭčynka padskokvaje to na adnoj, to na druhoj nožcy, lepić śniežki, kidaje ich u dzieda, śmiajecca.
Za imi — dźvie žančyny, napeŭna, žonka i dačka mužčyny. Dačka trymaje pad ruku maci. Iduć moŭčki, u ich čyrvonyja ad biazhučnych śloz tvary…
Ale kab jany ŭbačyli vočy mužčyny — spakojnyja, mudryja, napoŭnienyja cichaj radaściu — to, moža, supakoilisia b, i ścišyŭsia b ich bol.
Padaje śnieh.
Napieradzie ŭ dziaŭčynki — žyćcio. U mužčyny — viečnaść… Biełaja biaskoncaść śniehapadu źnianacku adkryła im hetuju iścinu. I kožny ź ich vieryć u svaju budučyniu.
Kali nadydzie moj čas, ci budu ja radavacca svajmu apošniamu śniehu?..
-
Płaton Stankievič — zapomnicie hetaje imia. Mahčyma, naradziŭsia novy piśmieńnik
-
«My, chto zmahajecca z Boham». Vyjšła novaja kniha psichołaha Pitersana, jaki vyklikaje takija sprečki
-
«Važna nie toje, čaho my čakajem ad žyćcia, a toje, čaho žyćcio čakaje ad nas». Psichołah Viktar Frankł pra toje, jak žyć i nie łamacca
Kamientary