Apaviadańnie.
Była siomaja hadzina. Albiert adkłaŭ u bok vudu, jakuju rychtavaŭ da zaŭtrašniaj ryby i pajšoŭ sustrakać unučku. Čaćviorty kłas, vialikaja dziaŭčynka, ale čamu nie sustreć svajo dzicia, rabić staromu niama čaho, a tak jaki-nijaki zaniatak. Škoła znachodziłasia siarod adnapaviarchovych draŭlanych budynkaŭ typovych dla ŭskrain małych biełaruskich haradoŭ. Bujny rost zabudovy chruščoŭkami i dzieviacipaviarchovikami, jaki źviedali pramysłovyja centry i šmatysiačniki, abminuŭ hetyja miaściny. Škoła, dziciačy sadok, krama i, moža, ź dziasiatak dvuchpaviarchovych cahlanych damoŭ nadavali choć niejki nalot sučasnaści miascovym krajavidam. Tysiačahadovyja piramidy i kaliziei niedzie daloka, a tut tolki niadaŭna prakłali asfaltavuju darohu. Vajna adkinuła hety kraj amal na samaje dno — u ziamlanki va ŭmovy ŭsieahulnaj halečy, hoładu i tolki niejmaviernymi namahańniami niejak vykaraskalisia.
Rajon horada, dzie žyŭ Albiert ź siamjoj, byŭ varožy čužyncu, ale ŭtulny i zrazumieły svaim. Chłopcam ź inšych rajonaŭ lepiej było siudy nie traplać, bo niapravilny adkaz na pytańnie, ź jakoha jon rajona, abiacaŭ drennyja nastupstvy. Kali ŭžo tak vypadała, to pomścili potym u «bojkach za rajon», dzie źbirałasia ŭsia moładź i bilisia žorstka, da kryvi. Škoła, milicyja dy, naohuł, darosłyja cudoŭna viedali pra heta, ale ničoha nie rabili, bo siarod kultu vajny, što panavaŭ u hramadstvie, toje vyhladała adpaviednaj častkaj «praŭdy žyćcia», prykładam taho, jak treba baranić svajo. Z nadychodam pryzyŭnaha ŭzrostu varožaść da susiedziaŭ sychodziła, i z vojska viartalisia ŭžo inšymi ludźmi. Hałoŭnaje tut było viarnucca, piaty hod vajny ŭ Afhanie zabraŭ nie adnu maładuju dušu, i žadańnie chłopcaŭ nie trapić u hety varožy kraj było ŭsieahulnym.
Albiert z žonkaj pierajechali siudy ŭ piacidziasiatyja. Razam z susiedziami budavali dvuchpaviarchovy dom, u jaki potym hurtam i zasialilisia. Tut naradziłasia i vyrasła ich dačka, ažaniłasia, i voś užo ŭnučka pajšła ŭ pieršy kłas. Za hety čas usio stała rodnym, byccam jon sam pachodziŭ adsiul.
Kaniec sakavika vydaŭsia nadziva ciopłym, śnieh užo tydzień jak rastaŭ, i ŭsia vada syšła, byccam zimy i nie było. Albiert apranuŭ bałonievuju kurtku, jakuju dačka pryviezła z kamandziroŭki ŭ Polšču, i vyjšaŭ na vulicu. Dzieci hulali ŭ «čyža», adzin pałkaj padkidvaŭ bitku, astatnija łavili, vymiarali adlehłaść, kab potym samy sprytny moh nanieści vyrašalny ŭdar: vybić hałoŭnuju fihuru. Ź inšaha boku dvara danosiłasia brazhańnie kostkami damino. Vialiki stoł, za jakim mahło siadzieć čałaviek dziesiać, stajaŭ pad mahutnym bezam, haliny ŭtvarali dobry cień, sapraŭdnaje vyratavańnie śpiakotnym letam. Heta byŭ punkt zboru mužčynskaha aktyvu, miesca, dzie abmiarkoŭvali aktualnyja naviny, hulali ŭ damino i karty, ale, hałoŭnaje, mahli niezaŭvažna ad žonak vypivać. Albiert pavitaŭsia ŭzmacham ruki, ale padychodzić nie staŭ, zapaliŭšy cyharetu, pajšoŭ u bok škoły. Jon nie lubiŭ damino, a jašče bolš harełku.
Dzimka ciahnuŭsia panura, z-pad rasšpilenaj kurtki tyrčaŭ pamiaty školny pinžak, vierchni huzik kašuli byŭ rasšpileny, pijanierski halštuk skasabočany, z mocna zaciahnutym vuzłom. Tydzień tamu jahony kłas pryniali ŭ pijaniery, i dzieci vielmi hetym hanarylisia. Navat chulihan Paša abiacaŭ źmianicca i stać dobrym chłopcam. Što ž tut kazać pra ruplivaha Dzimku, jaki tydzień rychtavaŭsia, zavučvaŭ klatvu, prasavaŭ čyrvony halštuk. Zaraz ža jon byŭ by pabitaje kaciania.
— Dzimka, što zdaryłasia? Što za vyhlad? — spytaŭsia Albiert.
— Ničoha, — ledź čutnym hołasam adkazaŭ chłapiec.
Uvieś vyhlad kazaŭ, što razmaŭlać jon nie žadaje i dumki jahonyja ŭ inšym miescy. U hety momant Albiert ubačyŭ unučku, jakaja biehła ź niejkaj torbaj u rukach. Jana padskočyła da Dzimki i addała kłunak chłopcu.
— Trymaj, Dzima! Tvaja «źmienka».
— Dziakuj.
— Dzimka, što ŭsio ž zdaryłasia? — nastojvaŭ Albiert.
— Dzieda, jaho Arsen pabiŭ.
— Jaki jašče Arsen?
— Cyhan, što žyvie pobač sa škołaj.
Na rajonie žyli try cyhanskija siamji, i zvyčajna nijakich prablem ź imi nie było. Usie navokał razumieli, jakimi spravami zajmajucca ramały i što lehalnaha tam było mała, tamu lišni raz staralisia ich nie čapać. Cyhanie, u svaju čarhu, namahalisia nie dziejničać u tym rajonie, dzie žyli. Hety niehałosny kampramis zabiaśpiečvaŭ mir i spakoj na rajonie, jaho parušeńnie škodziła ŭsim.
— Ania, chadzi damoŭ, tam babula zbirałasia u kramu, pojdzieš ź joj.
Małaja pabiehła, a Albiert uziaŭ chłopca za ruku i skazaŭ:
— Davaj, kažy.
Chłapiec maŭčaŭ.
— Nu Arsen ža starejšy na niekalki hod, što ty takoje zrabiŭ, kab jon da ciabie palez?
— Dziadźka Alik, — hołas chłopca dryžaŭ, — tamu što ja pabiŭ jaho brata!
— Rustama?
— Tak, my vučymsia ŭ adnym kłasie. Dyk voś, jon łamaŭ ptušynyja karmuški. Ja jamu skazaŭ, kab jon usio viarnuŭ, jak było. Kali ž jon admoviŭsia, ja jamu i ŭvaliŭ. Dyk jon uziaŭ i paskardziŭsia Arsenu. Toj pryjšoŭ u naš kłas strašenna razzłavany, ale, kali ja raskazaŭ, što da čaho, navat mianie pachvaliŭ! Skazaŭ, što ja ŭsio pravilna zrabiŭ, a z Rustamam jon surjozna pahavoryć i pajšoŭ. A siońnia ja sustreŭ Arsena la ich chaty i byccam ničoha nie było, jon mianie pabiŭ. Ja sprabavaŭ nahadać, čamu my pabilisia z Rustamam. I viedajecie što jon mnie adkazaŭ? — zdavałasia jašče krychu i chłapiec zapłača ad kryŭdy. — Što Rustam jamu brat, a ŭsio astatniaje jaho nie turbuje! Jaho brat! I što jamu plavać na praŭdu! Ale ž, dziadzia Alik, heta niesumlenna i podła, da taho jon starejšy za mianie! A jamu plavać!..
— Nu supakojsia, supakojsia. Davaj pryviadziem ciabie da ładu, i ja tabie sioje-toje skažu. Tolki vytry ślozy, nie hoža płakać takomu hieroju, jak ty.
— Aha, hieroju.
— Tak, ty zrabiŭ toje, što pavinien byŭ zrabić. A Arsen… Viedaješ, cyhany — taki narod. Ty ž zaŭvažyŭ, jak jany žyvuć. Jany vielmi daloki ad nas, im šmat dastałasia bied i hora, naprykład, u vajnu. Ale jany žyvuć nie jak hieroi ramanaŭ Dziuma. Ty, ja spadziajusia, čytaŭ Dziuma?
— Tak, i kino hladzieŭ.
— Dyk voś ich pohlad na rečy inšy, u ich na pieršym miescy siamja, ich rod. Paniaćci kštałtu hodnaść i sumlennaść zaŭsiody adychodziać na inšy płan.
— Jak plemia?
— Nu nie zusim, ale ž prykładna toje samaje. Jany z časam, ja dumaju, pryjduć da našaha razumieńnia. My ž da taho pryjšli, i jany pryjduć, abaviazkova. A ty małajčyna, ty zrabiŭ usio pravilna. Jany ciabie nie zrazumiejuć, ale ŭ muškiecioraŭ na pieršym miescy zaŭždy była hodnaść. Davaj ja tabie dapamahu.
Albiertu zdałosia, što jaho słovy paŭździejničali na chłopca: zamiest śloz u vačach źjaviŭsia blask. Jon znoŭ byŭ mocny, pabity, ale sapraŭdny D'Artańjan, kali hodnaść pieradusim.
— Ty małajčyna. Davaj, biažy da chaty.
Albiert zastaŭsia adzin, dastaŭ z kišeni cyharety, prysieŭ na łavu i zakuryŭ. Jon byŭ niemcam, sapraŭdnym niemcam, nie z Pavołža ci Kazachstana, a z samoj Niamieččyny, ź nievialičkaha haradka Fielburh, što pad Niurnbierham. Heta była jaho radzima, tam žyli jahonyja prodki, tam naradziŭsia jon sam i, kab nie vajna, mabyć, žyŭ by da hetaj pary, vyrablaŭ abutak u siamiejnaj majsterni. Ale da ŭłady pryjšli nacysty, i ŭsio źmianiłasia. Niemcy stali inšymi, i vajna była niepaźbiežnaj. Jon pamiataŭ toje natchnieńnie, ź jakim usie prahnuli hetaj vajny. Ciapier heta nazyvajuć revanšyzmam, a tady kazali pra histaryčnuju spraviadlivaść. Jon mała što razumieŭ u palitycy, ale los zakinuŭ jaho ŭ samy epicentr padziej, na pieradavuju ŭschodniaha frontu pad Maskvu, dzie niepieramožnaja mašyna była spyniena. Sucelnaje piekła, jakoje navat nie moh ujavić Hiote, adčuŭ na sabie vasiamnaccacihadovy chłapiec. Vajna nie škadavała nikoha: amal usie jaho ziemlaki-adnahodki zastalisia nazaŭždy pobač z savieckaj stalicaj. Albiertu pašancavała, jon vyžyŭ i byŭ pieraviedzieny na akupavanuju terytoryju pad Homiel. Mienavita tam jon ubačyŭ sapraŭdnaje abličča nacyzmu, zmahacca suprać rehularnych vojskaŭ — adno, a dziejničać karnikam suprać mirnych žycharoŭ — heta zusim inšaja sprava. Jon i jaho tavaryšy nieśli žach i źniščeńnie hetym ludziam, jakija i biez taho žyli ŭ strašennaj halečy. Ale toje tyčyłasia ich samich i mienavita jany sami — a nie chtości z zachadu ci ŭschodu — mielisia vyrašać, jak im žyć. Sam Albiert u karnych apieracyjach nie ŭdzielničaŭ, jak moh, taho paźbiahaŭ, vyprasiŭšy sabie miesca ŭ harnizonie achovy, ale schavacca ad žudaściej było niemahčyma. Žachlivyja naviny prychodzili adna za adnoj: partyzany dziejničali aktyŭna, i tamu ich rota była nakiravana na baraćbu z supracivam. Zadača była nahladać za palicajami i, kali treba, dapamahać. Tut i nadyjšoŭ pierałomny momant u žyćci Albierta.
Pozna nočču ich raptoŭna padniali i zahadali jechać razam z palicajami na chutar Antonaŭka. Ź niemcaŭ pajechali jon, Hans i za starejšaha Dzitrych — usiaho 10 čałaviek razam z palicajami. Na miescy daviedalisia, što zahad byŭ źniščyć usich žycharoŭ, za toje, što tyja dapamahali partyzanam. Palicai vyhnali raspranutych ludziej na maroz i pastavili la płota. Heta byli dźvie žančyny z małymi dziećmi, dziaŭčyna i stary. Jašče momant — i ich zabili b svaje ž ziemlaki, palicai. Niemcy miž tym stajali pobač, ničoha nie rabili. Albiert adčuŭ, što kali nie spynić heta, to nikoli sabie nie daruje. Aŭtamatnaj čarhoj jon razanuŭ pa palicajach i pa svaich. Stralaŭ jon, pakul byli patrony, potym adkinuŭ u bok aŭtamat i asieŭ na ziemlu. Nichto z karnikaŭ nie vyžyŭ, vyratavanyja žychary pabiehli ŭ bok lesu, a jon siadzieŭ i nie viedaŭ, što jamu rabić. Kudy iści? Nazad viartańnia nie było. Kolki tak prasiedzieŭ, Albiert nie pamiataje, potym byŭ pravał, i da śviadomaści jon viarnuŭsia ŭžo ŭ partyzanskim atradzie, źviazany, z zatknutym rotam. Jak potym vyśvietliłasia, Albiert vyratavaŭ siamju kamandzira atrada, tamu jaho nie zabili, a pakinuli ŭ žyvych. Miesiac trymali pad vartaj, nie viedali, što rabić, potym ryzyknuli i dali zbroju. Vajavaŭ jon rašuča, złosna, niby voŭk, siabie nie škadavaŭ, lez pad kuli, byccam sam ich šukaŭ. Za rašučaść i hieraizm atrymaŭ uznaharody «Partyzanu Ajčynaj vajny» i stupieni i Orden Słavy III stupieni. Kaniec vajny sustreŭ u Prazie ŭ składzie savieckich vojskaŭ. Potym byŭ łahier, dzie jaho trymali, niahledziačy na ŭznaharody i dobruju charaktarystyku z boku kiraŭnictva partyzanskaha atradu. Kamandzir viedaŭ, što, padtrymlivajučy niemca, sam mocna ryzykuje, ale nie pabajaŭsia, zrabiŭ heta. Albiert razumieŭ, što jaho prosta tak nie vyzvalać, i byŭ hatovy ciarpieć, što zaŭhodna: jany, niemcy, toje zasłužyli.
Vyzvalili jaho ŭ 47-m, pryvieźli na niejkuju bazu, viarnuli ŭsie miedali i samalotam nakiravali ŭ Bierlin jak prykład dobraha niemca dziela ŭdziełu ŭ budaŭnictvie HDR. Ale tam jon byŭ čužy, na jaho pahladali jak na voraha, zdradnika svajmu narodu. Bierlincy spaznali bambiožki, nie viedali tych žudaściaŭ, jakija prynieśli jany na ŭschodzie, a jon viedaŭ i pazbavicca taho nijak nie moh. Jon nie moh tam žyć: rodny horad zastaŭsia ŭ niepadkantrolnaj savieckim vajskam častcy Niamieččyny. Pry pieršaj ža mahčymaści Albiert viarnuŭsia ŭ SSSR, vyrašyŭ, što budzie dapamahać savieckamu narodu, kolki chopić siłaŭ. Da taho ž, jaho čakała dziaŭčyna, jakuju jon vyratavaŭ i ź jakoj jon prajšoŭ vajnu. Jon viarnuŭsia, adšukaŭ jaje, i jany ažanilisia. Spačatku doŭha nie znachodzili sabie miesca, šmat jeździli pa krainie i ŭrešcie spynilisia ŭ Baranavičach. Za hety čas jaho imia kančatkova pieratvaryłasia ŭ Alika. Toje, što jon niemiec, staraŭsia nie kazać, ale i nie chavaŭ. Dla nieznajomych jon udavaŭ łatyša, bo, niahledziačy na daskanałaje vałodańnie ruskaj movaj, akcent zastavaŭsia. Tak i žyŭ: sumlennaj pracaj namahaŭsia zasłužyć pavahu susiedziaŭ i kaleh. Čyhunačny vakzał u Baranavičach, budaŭnictva avijaramontnaha zavoda i šmat čaho inšaha było spravaj jaho ruk, darečy, jak i stoł u dvary, za jakim zaraz hulali mužyki. Ale pry ŭsim hetym jaho nie pakidała adčuvańnie, što, niahledziačy na ŭsie namahańni, jon zastavaŭsia čužym, niezrazumiełym dzivakom.
Brazhańnie kostak damino čarhavałasia z udarami susieda Michasia vybivałkaj pa dyvanie. Małyja pakidali pałki i hulali ŭ futboł. Treba było iści viačerać i jašče raz pierapravieryć vudu. Zaŭtra Albiert pajedzie na rybałku, tam budzie cišynia i spakoj. Tam nie budzie svaich i čužych, tolki jon i D'Artańjan.
Kamientary