Abrazki i abrezki
Pa salonie pustavataha niadzielnaha aŭtobusa chodzić maładzica-kanduktarka ŭ šaravarach, chatnich šlopancach i biełych viazanych škarpetkach. Peŭna, hetak chodzić jana doma pa kuchni, mo hetak i śpić u vosieńskija chałady. I śnicca joj nievierahodnaje: narešcie im vydali specadzieńnie — kabaty dy valonki z novymi bliskučymi halošami…
Kožny raz, ułučajučy kamputar, uspaminaju Kazimiera Maleviča. Hienijalny, vidać, byŭ mastak, kali jašče na pačatku XX st. stvaryŭ takuju aktualnuju siońnia karcinu. Štodnia dziasiatki miljonaŭ ludziej, pierš čym zaśvieciacca ichnyja dyspłei, bačać pierad saboj repradukcyju znakamitaj karciny našaha ziemlaka — “Čorny kvadrat”…
Redkaja ŭ listapadzie soniečnaja ranica: chałodna, łužyny dobra prychapiŭ maroz; žančyny družna apranuli zimovyja stroi; zyrkaje sonca ślepić vočy, ale zusim nia hreje — amal jak našaja radzima-Biełaruś. Ale chaj by choć śviaciła, a hrecca my budziem sami — chto budzionnymi kłopatami, chto marami ab budučyni, chto modnym futram, a chto dobrym słovam. Adahreŭšysia sami — adahrejem i jaje…
Znoŭ daviałosia iści na rynak. Nakolki za savieckim časam jon byŭ cikavym miescam z samaj niesavieckaj, stychijnaj i niekantralavanaj atmasferaj, nastolki siońnia jon niecikavy — zanudnaja ludzkaja hurma, hetkaja kvintesencyja “rynkavaha sacyjalizmu” — tłumnaha taptańnia na miescy dy marnavańnia času i siłaŭ. Nachadziŭ pa bazary kilametraŭ 4—5, ale patrebnaj adziežyny nie prydbaŭ. Kažuć, nie sezon — čakajcie leta…
Vasil Aŭramienka
Kamientary