Vasil Padva byŭ biedny. Jon nikoli nia jeŭ haračaha – tak kazali tyja, chto jaho pamiataŭ. U kramie na pryłaŭku stajali śvietła-žoŭtyja viadziercy z marmeladam. Dva razy na tydzień pryvozili chleb. Padva byŭ adzin va ŭsim śviecie j paśviŭ dziaržhasaŭskija karovy. Letam na dośvitku łuhi ciažkija i lśnianyja, niby rtuć. Sonca jašče pachnie padziemnym choładam. Humavyja boty Vasila bliščeli jak aficerskija, kali jon kročyŭ paŭz statak, hrejučysia ŭ vobłaku rudoha ciapła. Mabyć, mienavita suzirańnie hetaha biaźmiežnaha srebra zrabiła Vasila apantanym nieadstupnaj dumkaj: być bahatym, mieć bolej, čym mieŭ dahetul.
Vasil Padva byŭ biedny. Jon nikoli nia jeŭ haračaha – tak kazali tyja, chto jaho pamiataŭ. U kramie na pryłaŭku stajali śvietła-žoŭtyja viadziercy z marmeladam. Dva razy na tydzień pryvozili chleb. Padva byŭ adzin va ŭsim śviecie j paśviŭ dziaržhasaŭskija karovy. Letam na dośvitku łuhi ciažkija i lśnianyja, niby rtuć. Sonca jašče pachnie padziemnym choładam. Humavyja boty Vasila bliščeli jak aficerskija, kali jon kročyŭ paŭz statak, hrejučysia ŭ vobłaku rudoha ciapła. Mabyć, mienavita suzirańnie hetaha biaźmiežnaha srebra zrabiła Vasila apantanym nieadstupnaj dumkaj: być bahatym, mieć bolej, čym mieŭ dahetul.
Jeŭ jon štodnia mieniej. Zrebnaja vopratka ŭsio bolš šareła j visła na im tak, što ŭmiaściła b dvaich takich, jak jon.
Harbataja «Varšava» raz na miesiac spyniałasia pierad kramaj i tam, u zichacieńni słoikaŭ ź višniovym džemam, u pachu hrudzinki, na vačach čałavieka ŭ fescy, što paziraŭ z kavy «Turak», kasir, niaśpiešna śliniaviačy palec, vydavaŭ zarobak. Pradavačka hetkim ža čynam hartała pazykovy sšytak i zabirała dziaržaŭnaje dy svajo. Vasil Padva zaŭsiody stajaŭ apošni, nibyta bajučysia, što chto-niebudź zirnie jamu cieraź plačo, suročyć jaho rost jahonaha skarbu abo satre pozirkam adzin z dvuch napisanych u jaho hrafie nulikaŭ.
Banknoty z rybakom, z rabočym, z šachtaram nahadvali jamu paštoŭki z dalokich krain. Mora, fabryka, šachta – hetyja rečy jon viedaŭ tolki z apoviedaŭ. Tyja, chto adjaždžaŭ tudy, bolš nikoli nie viartalisia. Źnikali, jak šukalniki zołata pa darozie ŭ Eldarada.
Jon braŭ svoj tanieńki pačak, składaŭ napałam i chavaŭ u nahrudnuju kišeniu, zašpilajučy jaje na huzik, a ludzi śmiajalisia, što jon i ŭnočy nie zdymaje vopratki. Jon nia piŭ, nie paliŭ, nie hulaŭ na hrošy, na dośvitku vychodziŭ z karovami i źnikaŭ u biełaj imhle.
Pakul u lipieni nie pryjšła navalnica. Tyja, chto pracavaŭ na sienie, źbiehli dołu, i kožny schavaŭsia, dzie moh. Vasil zastaŭsia naviersie, tam, dzie pačynaŭsia Sałodki les. Karovy stajali pad daždžom, pryhnuŭšy łby, a jon zabraŭsia pad kust laščyny. Bliskavicy, jak zaŭsiody, to tut, to tam bili pa viaršalinach dreŭ, u damach źvinieli raschistanyja šyby, a ŭ fijaletavym śviatle małanak tvary dziaciej vyhladali tak, nibyta niechta sfatahrafavaŭ strach.
U toj čas i zaharełasia staraja adryna z sałamianym dacham. Jana stajała vysoka ŭ łuhach, la samaha lesu. Ludzi apaviadali, što Vasil lacieŭ tak chutka, byccam jaho nios viecier, lacieŭ u toj bok praz doždž i małanki. Ale ŭ navalnicy zaŭsiody bolš ahniu, čym vady, i nie paśpieŭ jon dabiehčy, jak stracha pieratvaryłasia ŭ trapiatkuju čyrvań, potym tresnuła, razłamałasia j apała dołu. Razam sa stryžovymi hniozdami zhareŭ Vasiloŭ skarb, šmat hadoŭ pchany pad strachu. Sotni, jakija mieli koler połymia, piacidziasiatki, zialonyja, jak vada, i dvaccatki, buryja, jak dym.
Ale na hetym apovied nie skančajecca, bo sapraŭdnaha kachańnia nie kranie navat ahoń. Vasil Padva pačaŭ usio nanova. Banknoty jon ciapier abmieńvaŭ na manety. Na srebnyja z rybakom i na tyja, što z Kaściuškam i z Kapernikam, koleru paliniałaje bronzy. Chadziŭ, pabrazhvaŭ, ścichajučy na niejki čas, i ŭsie dumali što jon niedzie zakopvaje hetaje bahaćcie. Adnak naturu jon mieŭ prostuju j jasnuju i, pakolki paciarpieŭ ad ahniu, vyrašyŭ davierycca vadzie. Pad Banam ručaj vijecca vužakam i, byccam zialony kilimčyk, ściakaje pa ščarbatych schodach. U im bahata ciomnych i hłybokich miescaŭ. Vasil składaŭ piataki j dziasiatki ŭ słoiki z-pad višniovaha džemu i aściarožna apuskaŭ na dno. Metalovyja kruhlaki nahadvali jamu ordeny daŭnich vojnaŭ. Časam pradavačka prahaniała jaho ad pryłaŭka, i tady jon išoŭ piać kilametraŭ da inšaj kramy i tam abmieńvaŭ papiarovyja fantomy na nieźniščalny metał.
Pakul uletku nie pačałasia takaja zaleva, što za try kroki śvietu nie było vidać. Vasiloŭ ručaj, jaki možna było lohka pieraskočyć, nios drevy, zvaročvaŭ kamiani, a vada zahusła ad buraj tvani. Vasil Padva ŭdzień i ŭnočy čakaŭ na bierazie, pakul ručaj vierniecca ŭ svajo rečyšča i znoŭ nabudzie prazrystaść. Adnak ničoha, aprača hleju, jon nie znajšoŭ. Da vosieni jon chadziŭ uzdoŭž bierahu, šukajučy svajo bahaćcie. Kamieńnie mieła koler liniałych Kapernikaŭ, a maleńkija stronhi zichcieli na soncy, jak srebnyja piataki. Da samaj vosieni błukaŭ jon uvierch i ŭniz pa bierazie, a statak karoŭ, jakoha jon nia moh pakinuć, staptaŭ łuh u hetym miescy na hołuju ziamlu.
U treci raz Vasil Padva daručyŭ svoj skarb ziamli. Schovanku jon zrabiŭ niedzie ŭ Sałodkim lesie. Hetaja historyja najbolš ćmianaja. Dakładnaje miesca viedaŭ tolki jon i toj, chto praz hod adkryŭ i abrabavaŭ schovanku. Ludzi, jak zaŭsiody, śmiajalisia, a Padva, dazvańnia stomleny stychijami, staŭ takim, jak usie.
Pierakłała z polskaj Maryja Martysievič pavodle Andrzej Stasiuk. Dukla. – Czarne, 1999.
Kamientary