Natałka Babina
Pastka dla krata
Praciah. Pačatak u №23—26.
...Studentka mienskaje Palitechniki Janina znachodzić na svaim leciščy trup nieviadomaha čałavieka, a nazaŭtra ledźvie nia robicca achviaraju nieviadomaha zabojcy. Jejny kachanak-specsłužbist raśśleduje spravu. Viarnuŭšysia ŭviečary dadomu, jana daznajecca, što jejnaha baćku ciahali na dopyt…
— A boža miły! — tolki i mahła ja skazać.
— I zatrymali! Pad kanvojem paviali...
— Słuchaj, tata, a ty časam sa śledčym nia biŭsia? — padazrona spytała ja.
— Pry čym tut biŭsia! — uzłavaŭsia tata (“Značycca, było”, — padumałasia mnie). — Dyk voś, viaduć mianie pa kalidory, a nasustrač, dziakuj bohu, tvoj Andrej. Vybaviŭ jon mianie — adpuścili, padpisku tolki ŭziali...
Pierad snom, u łožku, ja abdumvała pačutaje. Bač ty, jakim niespadziavanym čynam Andrej prydaŭsia!
...Andrej spačatku pracavaŭ taksama ŭ baćkavaj kansultacyi. Kali minuŭ hod paśla śmierci mamy, a moj raman z Freberham uvajšoŭ u stadyju zhasańnia, ja raptam źviarnuła ŭvahu na svajho tatu i vyrašyła, što im treba zaniacca. Ničoha lepšaha, jak adznačyć jaho piacidziesiacihodździe, nie prydumała. Čas ciače, žyćcio pavinna praciahvacca, a mamy nia viernieš — dyk čamu b tatusiu nie pašukać kaho-niebudź, chto daść jamu novy stymuł da žyćcia? Jon u mianie vielmi pryhožy i bolš za kaho inšaha varty taho, kab žyć ščaśliva. Dyj bačyła, bačyła ja, jak na jaho hladziać svabodnyja pani ź ich kansultacyi, čuła, jakimi sałodkimi hałasami havorać jany sa mnoj...
Baćka, trochi niečakana dla mianie, adrazu pahadziŭsia adznačać jubilej. Majučy peŭny dośvied stasunkaŭ ź mienskimi restaracyjami, vyrašyli haściej klikać dadomu. My z Alonaj, jakuju ja pryciahnuła da spravy jak znakamituju kulinarku, pracavali dva dni i dźvie nočy, kab viečar atrymaŭsia biezzahannym. Tatavy supracoŭniki źjavilisia akuratna da času i ŭ poŭnym zbory — dzieviać čaroŭnych pani z kancylaryi, troje sivahałovych i da djabła chitrych jurystaŭ dy Andrej. Stoł, jaki źziaŭ i śviaciŭsia, vielmi spadabaŭsia baćku, spadabalisia j antykvarnyja tamy Brakhaŭza i Efrona, jakija jamu padnieśli ŭ padarunak. Pad vino biasieda biehła na mazanych kołach. Voś užo śmiešnyja zhadki załunali nad stałom, i chvali śmiechu trochu razmazali makijaž čaroŭnych pani. A sivyja mnahamudryja zakońniki razružavielisia, raźmiakli i navat złučna adśpiavali pieśniu. Kali nadyšoŭ čas pierajści ŭ pakoj dla tancaŭ, my z Alonaj zastalisia prybirać stoł dla desertu. My zabiehalisia, ja vypuściła sytuacyju z-pad kantrolu.
Spačatku miž tancami mužčyny začasta prykładalisia da kańjaku. A paśla desertu, kali ŭsie znoŭ pajšli tančyć, adbyłasia katastrofa: niechta pastaviŭ staruju kružełku Džo Dasena — maminu lubimuju. I baćka, jaki dobra-taki vypiŭ, nie zachacieŭ zaprašać na taniec i vybirać sabie ŭ siabroŭki kaho z damaŭ, dziela čaho ŭvieś viečar i zadumvaŭsia. Jon sieŭ na kanapu i horka zapłakaŭ. Kali damy abstupili jaho, jon, uschlipvajučy, abjaviŭ, što, choć usie jany pryhožyja i dobryja, usio ž nivodnaja nia vartaja padešvy jaho pamierłaj žonki. Damy tolki pierahlanulisia. Baćka hety abmien pozirkami zaŭvažyŭ i zakipieŭ. Jamu mnoha nia treba, kab raźjušycca! Razahnaŭ damačak takimi vyrazami, jakija vymaŭlać u ich prysutnaści nia tolki nie pažadana, ale, naadvarot, suvora nie rekamendujecca. Hetaha jamu padałosia mała, i jon praciahvaŭ: “Umiejecie pahładzić, kali zaprahajecie! Baču vas navylot! Kožnuju!” — i davoli padrabiazna raspavioŭ, što mienavita jon tam bačyć u kožnaj...
Źbiantežanyja damy chutka pajšli z haściej. Potym, čuchajučy patylicy dy lapajučy asaviełaha baćku pa plačach — “Ničoha, Ryhoravič, jak-niebudź!”, — padalisia pa chatach jahonyja kalehi-mužčyny. Zastaŭsia tolki Andrej. I tut baćku zrabiłasia drenna.
My z Andrejem chadzili kala jaho ŭsiu noč. Nia viedaju, što b ja biez takoha pamočnika rabiła — adkul mnie viedać, jak abychodzicca z pjanymi? Pad ranak, kali pačało vidnieć i baćka narešcie supakoiŭsia, Andrej zasnuŭ u fateli. A ja jakraz kavy jamu pryniesła. Jon spaŭ spakojna, tolki troški pavioŭ plačom i raptam u śnie skazaŭ: “Chałodna. Nakryjcie mianie andarakam”. Paśla pieražytaha stresu ad niedarečnych jaho słoŭ mianie raptam pranizała takaja piaščota...
Vo jak byvaje: naładziła viečarynu, kab pazbavić tatu ad adzinoty, a ŭ vyniku znajšła čałavieka, za jakoha chutka vyjdu zamuž i tym samym zrablu baćku jašče bolš adzinokim... Andrej vielmi nastojvaje na šlubie apošnim časam. I chto b moh padumać, što mnie spatrebicca jahonaja prafesijnaja dapamoha: nieŭzabavie paśla taho pamiatnaha jubileju jon pierajšoŭ pracavać tudy, dzie baćka, dziakuj bohu, sustreŭ jaho siońnia...
Son zmaryŭ mianie, i dzień dyplomnaha prajektavańnia narešcie skončyŭsia.
Taras Ślozka
Jasnaja sprava — nia baćka zabiŭ Miancieja. Nie taki čałaviek! Viadoma, jon zavodzicca z paŭabarotu, ale j adychodzić chutka. Prykładam, sa svaimi damačkami zamiryŭsia na nastupny ž dzień, pryčym, jak raskazvaŭ mnie potym Andrej, prymireńnie było poŭnaje i zaviaršyłasia kavaj z buterbrodami, skamiečanymi nasoŭkami i całavańniem ruk z baćkavaha boku... Baćka — zabojca? Nonsens! Łuchta! Ale heta łuchta dla mianie, a nie dla śledztva…
Ja zamierła z ałoŭkam la bryva (razvažajučy sama z saboj, malavała “śviatočnaje voka”: siońnia dzień naradžeńnia Zaremby). Ale j śledztva ž pavinna bačyć, što kancy z kancami nia stočvajucca! Matyvu niama — nie za babulku ž pomściŭ! Treba nasieści na Andreja, niachaj kolecca. Što tam viorz śledčy — kali heta baćka bačyŭsia ź Mianciejem?
Zamiest taho kab sustrecca z Andrejem la domu Alony, ja palacieła ŭ jahony internat, kab chutčej usio vypytać. Ale nasieści na Andreja nia duža atrymałasia. Na ŭsie maje pytańni jon adhavorvaŭsia:
— Słužbovaja tajna.
Jasna, mianie taki adkaz nie zadavalniaŭ, i za dziesiać chvilinaŭ, pakul my pacichieńku išli, ja ŭžyła ŭsie viadomyja mnie metady zdabyćcia infarmacyi: prośby, patrabavańni, liślivaść, šantaž, podkup. Biasplonna! Narešcie, užo la lifta, Andrej skazaŭ:
— Viedaješ, Jania, tvoj baćka — nia moj baćka, tamu dla mianie zusim nie aksijoma, što jon nia moža zabić. Jon kaža, što nia bačyŭsia ź Mianciejem, a śviedki bačyli ich razam za dzień da taho, jak ty znajšła trup... Dyj charaktar u Ryhoraviča — nia daj boža. Hety fakt śmieła možna ličyć uskosnym dokazam viny. Ale, spadziajusia, tvoj baćka chutka stanie i maim, tamu ja zrablu ŭsio mahčymaje, kab jon nie paciarpieŭ, — niezaležna ad taho, vinavaty jon u čym ci nie.
Ja j rot raźziaviła! Andrej dapuskaje, što baćka moža być zabojcam!
— Što ty viarzieš? Navošta baćku chavać trup u prybiralni? I navošta jon nazaŭtra dazvoliŭ mnie jechać na daču? Kab ja jaho tam znašła?
— Ty mahła pajechać i biez dazvołu.
— Ale ž ja spytałasia jaho.
— Heta ty tak kažaš.
— Što-o-o!?
— A toje, — razdražniona skazaŭ Andrej,— što z farmalnaha punktu hledžańnia dokazaŭ viny tvajho baćki bolš čym dastatkova. Zrazumiej ty heta, narešcie! Jon užo siadzieŭ by, kali b nia vypadak. Ty nia horš za mianie razumieješ, što fakty možna lohka pierakručvać — adnym bokam, inšym... I fakty lohka abaročvajucca suprać jaho.
Lift, jaki ŭžo doŭha stajaŭ z raziaŭlenaj paščaj, drapiežna lasnuŭ skivicami pierad našymi nasami j palacieŭ uhoru.
— Značycca, dokazaŭ chapaje? A jak z temaj “Ryhoravič — zabojca” stasujecca toje, što mianie hrymnuli abuchom pa makaŭcy?! Baćka i hrymnuŭ, značyć?! A toje, što za mnoj sačyli?! Baćka sačyŭ?! Mo baćka ŭ mianie i stralaŭ?! — razzłavałasia ja.
Lift viarnuŭsia, i dama z sabačkam-akseleratam pradefilavała pamiž nami. U dźviarach padjezdu sabaka razhaŭkaŭsia: ź vializnym, zapakavanym u papieru bukietam, bokam prasunuŭsia ŭ vestybiul Fabijan Dubroŭski. Źjaŭleńnie jahonaj chudoj asoby pierapyniła našu sprečku, ale, pacisnuŭšy Dubu ruku i prapuskajučy jaho papieradzie siabie ŭ lift, Andrej dadaŭ:
— Hetyja epizody mohuć być i nie źviazanyja adzin z adnym. A moža, i źviazanyja. Tłumačeńniaŭ tut moža być šmat. Ja tabie ŭžo abiacaŭ, što raźbiarusia va ŭsim — i raźbiarusia. Ty tolki nie mitusisia. Ty nie zaŭvažaŭ, Fabijanie, — źviarnuŭsia jon da Duba, — što ŭ Janiny z hadami raźvivajecca typovaja žanočaja chvaroba: jana ličyć siabie razumniejšaj za ŭsich?
— Zaŭvažaŭ,— skazaŭ Dub, śvidrujučy mianie zdarovym vokam, u toj čas jak kryvoje, nieruchomaje, napaŭprykrytaje paviekam, hladzieła prosta pierad saboj. — Ja zaŭvažaju, što nia tolki jana ličyć siabie razumniejšaj za ŭsich. Ja voś, prykładam. Epidemija, mabyć!
Dzień naradžeńnia znachodziŭsia ŭ stadyi pieradpačatku. Niedzie ŭ hłybini vialikaj kvatery znachodziŭsia čałaviek, jaki byŭ pryčynaj siońniašniaha zboru jašče ŭ bolšaj stupieni, čym dzień naradžeńnia Alony.
Jość ludzi biestałkovyja. Im nie šancuje ŭ žyćci, jany zaŭsiody nia toje kažuć, a ichnyja ŭčynki prynosiać vyniki, advarotnyja čakanym. Nie takaja Alona. Jana tajemnymi šlachami ŭmieje pranikać u sutnaść rečaŭ, maje zdolnaść lekavać, i lečyć jana lepš za daktaroŭ — prynamsi, daktaroŭ z našaj palikliniki. Jana vielmi pryhoža śpiavaje pieśni budysckich manachaŭ (jaje mama — tuvinka) i “siečavych stralcoŭ”. Ad baćki jaje pašpartnaja nacyjanalnaść — ukrainka.
Usie paŭtara hodu, pakul siadzieŭ u biełaruskaj turmie ŭkrainski nacyjanalist Taras Ślozka, jany z Alonaj pierapisvalisia. Moj Andrej niekalki razoŭ dapamahaŭ joj atrymać dazvoł na sustreču, a taksama na dadatkovyja praduktovyja pieradačy. Alona pabačyła Ślozku ŭ sudzie i niekalki dzion potym była vielmi zadumiennaj i cichaj. Jana raskazała mnie, čamuści ź niejkaj pytalnaj intanacyjaj, pra toje, ab čym daviedałasia z ukrainskich hazetaŭ u Internecie i z baćkavych knih: pra słavutaha dzieda Ślozki — unijackaha mitrapalita Andryja, jaki karystaŭsia takoj niaźmiernaj pavahaj u Lvovie, što niemcy pabajalisia jaho aryštavać, kali jon, adziny z carkoŭnych jararchaŭ Eŭropy, źviarnuŭsia z adkrytym listom da Himlera, asudžajučy zabojstvy žydoŭ... Pra suchuju haładoŭku ŭnuka, vynikam jakoj stała viartańnie ŭnijatam chramu, u jakim słužyŭ koliś dzied... Pra razhrom UPA ŭ paleskich bałotach... Pra Sałžanicyna, jakomu stała valniej dychać u Hułahu, kali tudy prysłali razhromlenych vajakaŭ — žorstkich, biaźlitasnych zabojcaŭ, vostryja nažy jakich nieśli peŭnuju i lutuju pahibiel stukačam... Pra što jana pytałasia ŭ mianie, kali havaryła? Heta ja pavinna była zrazumieć siońnia... Alona — adzin z najdaražejšych mnie ludziej. Tamu, siedziačy za stałom, ja pacichu razhladała taho, chto, jak ja padazravała, moh źmianić jaje los.
Ślozka mnie spadabaŭsia. Zaremba znoŭ patrapiła ŭ jabłyčak.
Praciah budzie.
Kamientary