Nie śpiašajsia z «Pabiedaj»
Siarhiej Astraviec źmiaščaje na svaim błohu novaje apaviadańnie.
Saša Kamarcoŭ trapiŭ da nas pa zamienie z Kamčatki, tak i chadziŭ napačatku ŭ marskoj formie. Žonka jaho Šura takaja cikaŭnaja była, dysiertacyju niejkuju sprabavała pisać, lubiła kancerty, vystupy artystaŭ. Paraŭnaj z Kamčatkaj: tam daśviećcie, tut jašče noč nie nastupała. Tam noč kali, tut dzień jašče. U nas horad pobač, kulturnaje žyćcio, jana heta vielmi caniła, starałasia lubuju mahčymaść vykarystać.
Pra «Pabiedu» Saša Kamarcoŭ naš maryŭ. Dy chto pra jaje tady nie maryŭ siarod nas? Usie, možna skazać. Padabałasia vielmi. Adzin jakraz pa zamienie pryjechaŭ taksama, ale ź Niamieččyny, nabyŭ adrazu «Pabiedu» apošniaha vypusku, a ŭsiaho staršy lejtenant, «Pabieda» była tolki ŭ kamandzira pałka dahetul. Pastavilisia da hetaha nieadnaznačna, moža skazać z asudžeńniem peŭnym navat. Kamandzir pałka jon i jość kamandzir, jamu naležyć, kab na «Pabiedzie», a tut zusim małady, jašče pahony niadoŭha panasiŭ. U Sašy Kamarcova badaj stremka ŭ dušy była. Kaštavała mašyna tady vasiemnaccać ci dvaccać tysiač. Na Kamčatcy taksama płacili, ale na «Pabiedu» u Kamarcova nie było. Na «Pabiedzie» jeździać tolki pieramožcy, žartavali ŭ nas, udačniki jeździać.
Sašu Kamarcova ja dobra pamiataju, a lejtenant staršy z «Pabiedaj», jon nie zabyŭsia taksama, tolki imia jaho z proźviščam z časam źnikła z pamiaci, staršym lejtenantam jon nazaŭždy zastaŭsia. A zdaryłasia nastupnaje: adnojčy jechaŭ jon upryciemkach i źbiŭ čałavieka, prylacieŭ u haraž, pastaviŭ mašynu, zamknuŭ i na słužbu, uziaŭ pistalet svoj tabielny i dachaty, žonka ź dziećmi spali. A niechta bačyŭ zdareńnie, numar zaŭvažyŭ navat, pazvaniŭ u milicyju. Jany prychodziać, stukajuć u dźviery. Jon: chto tam? Ź milicyi! Jon: zaraz adamknu. A sam pistalet da hałavy i nacisnuŭ… Potym rasśledavańnie było, jon nie vinavaty, paličyli, čałaviek darohu pierajazdžaŭ na rovary biezuvažna, ciomna było, zahinuŭ pad kołami.
Za «Pabiedaj» toj sačyli z uvahaju, mnohim chaciełasia, chacia ščaścia jana nasamreč nie pryniesła, ale pierakupiŭ zusim niečakana adzin technik, Sašy pasiabravać ź im ničoha nie varta było, jon ličyŭsia dušoj luboj kampanii, kali traplaŭ. Pajechać u niadzielu na voziera pakupacca ci parybalić, chaj nie na svajoj, ale ŭsio ž na «Pabiedzie», heta Sašy z Šuraju nadta padabałasia. Pierakupić «Pabiedu», jasna, maryŭ i Saša, ale dzie ž hrošaj chopić, kali Šura lubiła pa kancertach, pa teatrach, pa restaranach taksama. Voś, darečy, uspaminajecca vypadak sa śpiavačkaj Zykinaj, papularnaj u toj čas vielmi.
Zykina vystupała ŭ horadzie, dyk Šura paśla kancertu ź joju paznajomicca zdoleła i navat zavabić na taksoŭcy da nas u haradok — pahladzieć, jak žyvuć avijatary, skazała joj.
Kamarcovy nad nami žyli, jany mianie taksama zaprasili, ale ja adčuvaŭ siabie nie zusim u zvykłaj talercy, Zykina karystałasia papularnaściu vialikaj, jaje Palitbiuro lubiła, havaryli. Voś jany mianie zaprasili, kab niechta acaniŭ, kab paćvierdzić moh potym. Što pili tady, nie pamiataju, ale jana ŭsio paŭtarała: «Ja mužyčkoŭ lublu!» Heta nie mahło nie zapomnicca. U mianie na jazyku pytańnie śviarbieła — ci praŭda, što ŭ jaje da nahi plašačka z kańjakom prymacavana, kab pierad vychadam na scenu ŭziać paru hłytkoŭ? Ale pra takoje pytacca nasamreč nie budzieš, nu dyk ja tam u ich niadoŭha j pabyŭ. Advieźci Zykinu ŭ haścinicu ŭ horad jany paprasili pryjaciela svajho na «Pabiedzie».
Jany i śpiavali razam, ź joju tady supolna, u Kamarcovych pijanina było. «Ja Ziamla, ja svaich pravažaju pitomcaŭ!» I byccam jana napraŭdu —kabieta‑płanieta. Była takaja pieśnia, kožny dzień krucili, a jana sama takaja manumientalnaja na scenie. Saša taksama ŭmieŭ na pijanina, śpiavaŭ jak artyst barytonam, jak nibyta niechta sa śpievakoŭ znajomych. Jon i na viečarach u kłubie nie admaŭlaŭsia štoś vykanać, karaciej nieardynarny byŭ čałaviek, jamu b nie lotčykam, vykanaŭcam być, z hastrolami vystupać, artystyčnaja natura, słovam. A lataŭ jon na Jak‑28P, na pierachopniku spačatku, samalot naviutki byŭ, ich dva pałki ŭzbroili tolki, adzin na samaj Kamčatcy, druhi ŭ Kalininhradskaj vobłaści. Jak amierykancy ŭ niejtralnaj zonie ŭzdoŭž našaha bierahu iduć, pierachopniki ŭźlatajuć i raŭnaležna ź imi latuć, kantralujuć amierykancaŭ. A našyja siadajuć jakraz na ichnim aeradromie, na «dadziažurvańnie» heta nazyvałasia. U nas samaloty inšyja byli, taksama novyja, ale niedapracavanyja, možna skazać, časta padali.
Nie viedaju, u čym pryčyna, ale Saša zastupiŭ niejk dziažurnym pa pałku i nočču ŭ kazarmie, što nasuprać našaha domu, sprabavaŭ zastrelicca. Nichto ad jaho nie čakaŭ, artystyčnaja natura, duša kampanii, śpiavać lubiŭ «Uzdoŭž pa Picierskaj», «Na pylnych ściažynkach dalokich płaniet zastanucca našy ślady», kasmanaŭty tady ŭ modzie vialikaj byli, usie zachaplalisia, radavalisia kožnamu nastupnamu palotu, kožnamu novamu proźvišču, paŭtarali ich… Spravu zamiali, navat ad palotaŭ nie adchilili jaho. Mnie Saša ničoha nie skazaŭ, razmovy nie atrymałasia, tolki cyharety niervova łamaŭ, niby koška prabiehła, adasobiŭsia jon niejk.
«Pabieda» była salidnaja, nadziejnaja, naša. Što praŭda, techniku tamu nie pašancavała, raźbiŭsia adnojčy, zanadta chutka jechaŭ, nie ŭpisaŭsia ŭ pavarotku. Saša z Šuraj byli doma. Adnaŭlać mašynu nichto nie ŭziaŭsia. Hetaja luboŭ da mašyny napałovu z honaram za jaje pačała ŭ nas pastupova pieraharać unutry, jak vuhal u piečcy. Kampałka źjechaŭ pa zamienie, źnikła z haradka i jaho «Pabieda». A prajechać pa adzinaj vulicy ŭviečary asabliva, kali ŭsie špacyrujuć, ci ŭ vychadnyja, pra heta ŭsie maryli, było krychu zajzdrosna, navošta chavać. Usie azirajucca, spyniajucca, sastupajuć darohu z pavahaj, ź cikaŭnaściu pravodziać pohladami, abmiarkoŭvajuć doŭha.
A ŭvohule: pakul ty słužyš, ty na kani, ty na stremieni. A potym ŭsio —zapas, ty nikomu nie patrebny, tak i z «Pabiedaj», pakul jeździła, žyła, azdablała vulicy, harady, usie jaje viedali, zachaplalisia — i my možam! Była maraj dla mnohich, niedasiahalnaj maraj, chto tady mašynu moh mieć, pasprabuj nabudź za tyja zarobki — raz‑dva i abličyŭsia. Chłopcy latali ź niebiaśpiekaj, padali i raźbivalisia, dy navat za heta nie płacili dastatkova, kab «Pabiedu» kupić. Ale hanarylisia, hanarylisia ŭsie i zajzdrościli, kaniečnie, kali prajazdžała mima, kali niechta farsiŭ.
A tut usio: spynili vypusk raptam, źniali z kanviejeru, jak zabili byccam, bo tut nie prosta — u zapas, vypuskać jašče možna było, jašče achvotnych chapała, ludzi hrošy adkładali, ekanomili. Čamu palakam pradali, kab jany ź jaje «Varšavu» harbatuju zrabili? Usie byli ŭ nieparazumieńni, bo lubili svaju «Pabiedu», ale jana stała źnikać z vulic, prysmak rasčaravańnia zastaŭsia. Paśpiašalisia. Palaki źniaviečyli «Pabiedu», zrabili padobnaj da viarbluda ci da kienhuru jakohaści.
Saša adlataŭ svajo, byŭ zvolnieny i pajšoŭ na radyjozavod, lubiŭ raskazvać pra płaty roznyja i pra Osvalda, na zavodzie historyja ź im stała lehiendaj… Potym my doŭha nie bačylisia, i zusim vypadkova sutyknulisia z Šuraj, było heta ŭ abutkovaj majsterni na vakzale, u levaj viežy, nie viedaju, ci isnuje jana tam dahetul, ja zajšoŭ prafiłaktyku zrabić. Šura raskazała: paviezła Sašu ŭ sanatoryj, jon sieŭ u fatel z darohi adpačyć paru chvilinaŭ, jana pajšła afarmlać papiery, viarnułasia, a jon siadzić miortvy. Lohkaja śmierć, ničoha nie skažaš. A na «Pabiedzie» svajoj tak i nie daviałosia prajechać. Zatoje palataŭ, taksama ź vietrykam, taksama ŭ žyćci pryhoda, nie zusim rucina apošniaja, choć i rabotaj heta było, dy jašče niervovaj, nie paraŭnać, miž inšym, z toj «Pabiedaj».
Kamientary