20 listapada 1992 hoda, roŭna 25 hadoŭ tamu, ja demabilizavaŭsia z vojska. Heta byŭ adzin z samych ščaślivych dzion u maim žyćci. Ja byŭ nieimavierna ščaślivy, što narešcie vyrvaŭsia z hetaha varjackaha domu. Šmat čaho tam było, i nie pra ŭsio zaraz chočacca ŭzhadvać. Kazać pra siabie ŭ roli achviary ciažka, ale heta, prynamsi, vyklikaje spačuvańni navakolnych. Kazać pra svaje niahožyja ŭčynki značna ciažiej, bo toje, što ty zrabiŭ, vyklikaje tolki zasłužanaje asudžeńnie i abureńnie.
Iznoŭku staju na školnym hanku. Dziŭna, što robić tut letam jana? Dy i ja, zdajecca, užo nie vučusia. Ale jakaja roźnica. Heta jana. Kolki dzion ja voś tak čakaŭ jaje na hanku škoły paśla zaniatkaŭ, kab u čarhovy raz nie navažycca zahavaryć, moŭčki hladzieć joj uśled. Što toj sabaka. Nie, tak bolej nie mahčyma! Ja mušu, mušu skazać joj, pryznacca ŭ tym, što bieznadziejna i daŭna zakachany ŭ jaje.
Śvieta! Pastoj, kali łaska, mnie treba skazać tabie adnu reč…
Jana spyniłasia i pahladzieła na mianie svaimi vialikimi i čamuści zaŭsiody krychu sumnymi šerymi vačyma. O boža, hety pozirk! Ja byŭ zaŭsiody taki ščaślivy, kali vychodziła złavić jaho na sabie!
— Ustavaj, Stefan! Paleva! Šakały ŭžo tut! — raptam basam kryčyć mnie ŭ tvar Śvieta.
Raspluščyŭšy vočy, ja baču pierad saboj uschvalavany tvar dziažurnaha pa rocie Chrašča. Paru siekundaŭ ja nie mahu zrazumieć, dzie ja i chto ja.
— Padymajsia, Šaramiet prypiorsia. Patrabuje, kab uvieś narad padniaŭ. Vuń, čuješ, načalnika źmieny ŭžo trachaje ŭ kalidory!
Bł**, ja ž u naradzie sieńnia. Pastupova viartajusia ŭ rečaisnaść. Pierada mnoj iznoŭku ciomna-zialonaja farba kaziennych ścien i nijakaj Śviety.
— A što jon ravie?
— Dy Jemialjana nie znajšoŭ na pastu, pryjechaŭ unočy sa staršynoj słužbu pravieryć, pajšoŭ na post, a Jemialjana z aŭtamatam tam nie znajšoŭ. Źnik Jemialjan. ČP, karaciej, u nas!
Apranuŭšysia, ja vyjšaŭ u kalidor kazarmy, jarkaje śviatło na chvilinu aślapiła mianie. Na kalidory stajali namieśnik kamandzira častki kapitan Šaramiet, staršyna praparščyk Niadzielka i načalnik źmieny praparščyk Vołčanka. Šaramiet ravieŭ na Vałčaru, ale, ŭbačyŭšy mianie, imhnienna pieravioŭ svoj hnieŭ:
— Taŝ sołdat! Počiemu śpim, a?
Nie maja źmiena, dyk i splu, tavaryš kapitan.
— Znaju ja vas, svołočiej nieporiadočnych. Mołodoho vsiu noċ na postu stojať zastavili? Da, tovariŝi starosłužaŝije? Da, Łoś? Tak było?
Treci ŭ naradzie, Łoś, akazvajecca, taksama spaŭ u Leninskim pakoi na zedlikach zamiest taho, kab stajać na «tumbačcy».
— Raspojasaliś tut! Hdie vaš mołodoj? A? Hdie časovoj s avtomatom, ja vas sprašivaju? Možiet on, bla, užie pulu siebie v łob pustił ili po horodu hdie biehajet?
— Tavaryš kapitan, my tut pryčym? My ŭsie kožny pa svajoj źmienie na post zastupali. Nichto jaho nie prymušaŭ usiu noč stajać, — pačaŭ było apraŭdvacca Łoś.
— Mołčať! Biehom na post, iŝitie po vsiej točkie! Daju vam piať minut, nie najdiotie — podymaju vsiu točku po trievohie. Biehom, taŝ sołdaty! Biehom!
Usie ŭtroch my vyskačyli z kazarmy i raźbiehlisia ŭ roznyja baki «kropki». Ja pabieh na post. Na vulicy stajała cichaja letniaja noč, užo śvitała, i trava była mokraja ad ranišniaj rasy.
— Jemialjan! Jemialjan! — hučna kryknuŭ ja. Na pastu było cicha i nijakich śladoŭ časavoha.

Jemialjan pryjšoŭ da nas na «Dazor» u pačatku leta z vučebki. Byŭ jon nievialikaha rostu, chudzieńki chłopiec. Pašancavała jamu, dumaŭ tady ja. Pryjšoŭ, kali samyja lutyja dziady uviesnu dembielnulisia. Nie zastaŭ jon ukraincaŭ Šyranta i starejšaha siaržanta Naskova. Voś dzie sadysty sapraŭdnyja byli.
Naš pryzyŭ, na paŭhady maładziejšy, kudy lepšy. Jak my dziadami stali, dla nas hałoŭnaje było, kab pracu maładyja rabili. Usialakija vyčvarenstvy ŭ vyhladzie načnych padjomaŭ, adciskańniaŭ i źbićcia biez pryčyny my nie praktykavali.
Łoś — «asnoŭny» z našaha pryzyvu. Jak čarpakami byli, jon za małych zastupaŭsia niekalki razoŭ, kali Naskoŭ zusim biasčynstvavaŭ. Ale voś uźbiekaŭ z kaŭkazcami duža jon nie lubiŭ i kałaciŭ ich pry nahodzie. Z-za jaho my raz z kaŭkazskim ziamlactvam ścienka na ścienku zyšlisia. Ich bolej było i jany nas dobra addubasili, ale potym chadzili ruki nam paciskali: «Maładec Dazor, nastajaščy džyhit». Mabyć zapavažali, choć i ŭ dvaja mieniej nas było, słavianaŭ, ale nie pabajalisia ŭ bojku leźci. Što da mianie, dyk ja maładych naohuł nie čapaŭ. Nikoli ja hvałtu nie lubiŭ.
— Jemialjan! — jašče hučniej ad adčaju kryčaŭ ja. Zamiest adkazu pačuŭsia praciahły voj sireny. «Dazor» padniali pa tryvozie.
Ciapier usia kropka budzie taho Jemialjana šukać, padumaŭ ja. Nie paśpicie vy siońnia, mužyki. Choć by, praŭda, čaho z saboj nie narabiŭ błahoha. Dy i z čaho? Nichto ž, zdajecca, jaho nie čmaryŭ, dy ździeki nie čyniŭ. A moža ja nie bačyŭ čaho? Zatoje vo kirzač niejki, što tyrčyć z-pad «Urała», baču. Ja imhnienna nachiliŭsia i zazirnuŭ pad mašynu. Tam, ukryŭšysia šynialom, u abdymku z aŭtamatam sałodka spaŭ Jemialjan.
Ja aściarožna vyciahnuŭ z-pad sonnaha jahony aŭtamat, pieradziornuŭ zatvor i pastaviŭ jaho na zaścierahalnik.
— Padjom, voin! — zaravieŭ ja jamu ŭ tvar. — Padjom, padła! Ty ž na pastu śpiš! Z-za ciabie ŭvieś «Dazor» siarod nočy pa lesie biehaje, ciabie šukaje!
Jemialjan pračnuŭsia i adrazu załapataŭ niešta nieŭciamnaje sprasonku.
— Padjom, padła! Chadziem da Šaramieta, budzieš jamu dakładać, jak karavulnuju słužbu niasieš.
— Tavaryš kapitan! Prabačcie mianie, ja nie chacieŭ!
— A, taŝ sołdat! Našiołsia! Eto oni tiebia vsiu noċ stojať zastavili, da, Jemieljan? Łoś so Stiefanovičiem?
— Nie, nie, ja ŭ svajoj źmienie byŭ! Tavaryš kapitan, ja…
— Tak. Vsiem otboj. Jemieljan, zavtra v štab, vsiemu nariadu otmiena uvolnienij v horod na miesiac! Ja vas, bł*, nauču słužbu niesti! Nieporiadočnyje!
— Za što? Tavaryš kapitan? My tut pryčym? — pasprabavaŭ zapiarečyć Chrašč.
— Taŝ mładšij sieržant! Prieriekanija v stroju! Łučšie śleditie za nariadom v śledujuŝij raz!
— Voś ža, «zalot» na roŭnym miescy! Skažy, Łoś? — z kryŭdaj u hołasie źviarnuŭsia da Łasia Chrašč.
— Nu bł**, Jemialjan…, — złobna splunuŭ praz zuby Łoś.
— A samaje hałoŭnaje, što my i praŭda jaho stajać bolej čym pałožana nie zmušali. Usio pa Statucie, — sa skruchaj skazaŭ ja.
***
Jon stajaŭ pasiarod sušylni, nizka apuściŭšy hałavu. Jon razumieŭ, jakaja razmova jaho čakaje. Uzdoŭž ścien stajali Edzik, Miron i inšyja starasłužačyja.
— Nu što, Jemialjan, a, dušara? Ty što, słužbu vyrašyŭ zavalić? — złobna pytaŭsia ŭ jaho Łoś.
Jemialjan maŭčaŭ.
Unutry mianie čamuści zamiest hnievu i złości ŭzdymaŭsia tolki žal da hetaha niaščasnaha chłopčyka. Adnak — adnapryzyŭniki, aŭtarytet dziadoŭ, ad jakoha zaležyć biesturbotnaja i nienapružnaja słužba starasłužačych. Usio heta ciažka vytłumačalnyja ŭ narmalnym žyćci rečy…
Łoś nie mocna, dałońniu ruki, ŭdaryŭ jaho pa tvary. Ja viedaŭ, kudy bić, sam niaraz paspytaŭšy heta ŭ svoj čas — u hrudzi, plečy. Tak, kab nie było śladoŭ.
Na nastupny dzień Jemialjan źnik pa-sapraŭdnamu. Jon uciok z častki i damohsia pieravodu ŭ inšuju. Nichto asabliva i nie raźbiraŭsia, čamu. Na ahulnym pastrajeńni kapitan Šaramiet spytaŭ, ci nie kryŭdzili my jaho. My choram adkazali, što nie.
***
P.S. Praz 25 hadoŭ ja sustreŭ Łasia. Za hety čas jon staŭ viernikam i baćkam dziesiaci dziaciej. Jon vielmi škadavaŭ i saromieŭsia hetaha vypadku. Mnie taksama vielmi soramna. Kab moh, ja paprasiŭ by prabačeńnia ŭ hetaha čałavieka. Ja nienavidžu hvałt.
Kamientary