A ŭ pakojčyku jana jaho i nie zaŭvažyła, bolš prykmietnymi byli vysokija, atletyčnyja Vadzim i Saša... Karotkaje apaviadańnie.
Ciopłaja i pryhožaja vydałasia ŭ hetym hodzie haradskaja zima. Choć nie było śniehu, strakata i viesieła źziaŭ horad śviatočnymi ahniami. Navat, kali ŭ sercy śviata nie było, usie roŭna dobra było prajścisia pa bulvary, dzie dreŭcy dobrym čaraŭnikom pieratvorany ŭ cudoŭnyja šary ź biełych lampačak, niby vialikija biełyja snyžynki kružylisia i zastyli ŭ svaim tancy, kab usie mahli padzivicca na ich źziańnie i naležny hieamietryčny paradak.
Kaciaryna bajałasia, što pryhožaja heta zima zastaniecca ŭ pamiaci čornaj plamaj rospačy, što zaŭsiody hetaje źziańnie budzie napaminać ab piakučym sardečnym bolu, niaspraŭdžanaj nadziei, i škadavała ab hetym. Niespraviadliva heta było b, niapravilna.
Čym bližejšym było jaho viasielle, tym ciažiej rabiłasia na sercy, i tym mienš słuchałasia jano zahadu: «Zabudź nazaŭsiody!» Sumna było doma, i Kaciaryna, kab tolki niekudy iści, zhadziłasia naviedać ź siabroŭkaj schod maładych demakrataŭ.
U druhi čas jana b nizavošta nie pajšła, bo vyrašyła: palityka nie dla jaje. Ličyła siabie nadta kvołaj dla takich spraŭ. A ciapier zhadziłasia.
U maleńkim pakojčyku było čałaviek dziesiać moładzi i niekalki ludziej bolš stałaha ŭzrostu. Z pryčyny maleńkich pamieraŭ pakojčyka i vialikaj kolkaści nieznajomych ludziej Kaciaryna adčuła siabie niajemka, ale słova za słova zaviazałasia havorka. Sustreli jaje pryvietna i maładyja, i stałyja, zdajecca, joj byli rady, i chutka Kaciaryna pierastała adčuvać siabie čužoj u hetaj kampanii.
Chutka ŭ pakojčyku stała dušna, i niekalki čałaviek vyjšli na volnaje pavietra ŭ dvor siarod starych damoŭ, chto — pakuryć, chto — za kampaniju. Kaciaryna ź siabroŭkaj — tak sama. Vyjšła razahretaja, biez palito. Prachałoda i syraść zimovaha viečara achinali cieła, ale chiba adčuvaješ heta ŭ dobraj kampanii, za cikavaj razmovaj. Raptam na plečy jej apuściłasia lohkaja kurtačka. Kaciaryna azirnułasia. Za jej stajaŭ nievysoki tanklavy chłapiec ź vialikimi jasnymi vačyma. Jamu taksama było chaładnavata, ale jon tak ščyra, tak choraša ŭśmichaŭsia. Kaciaryna nie stolki ad choładu, kolki ad udziačnaści zachinułasia ŭ kurtačku, i tak ciepła stała! A ŭ pakojčyku jana jaho i nie zaŭvažyła, bolš prykmietnymi byli vysokija, atletyčnyja Vadzim i Saša.
Paśla schodu Kaciaryna ź Loniem błukali pa načnych vulicach u elektryčnym źziańni, havaryli, havaryli. Kaciarynie ŭpieršyniu za niekalki miesiacaŭ było tak choraša, lehka na sercy. Zdavałasia, niby znajomy jany ź Loniem usie žyćcio, takimi padobnymi byli ich dumki, pačućci, adnosiny da hetaj ciepłaj biaśśniežnaj zimy, da žyćcia, mabyć, da lubovi.
Kali Kaciaryna viarnułasia, mama nie spała, chvalavałasia, daŭno dačka tak pozna nie viartałasia.
— Ty ad Ani tak pozna?
— Nie, mamačka, ja z takim cudoŭnym chłopcam paznajemiłasia. Loniem zavuć, — niečakana dla siabie pryznałasia Kaciaryna,
— Dyk ty ž kazała, nie znajści cudoŭnych…
— Dyk ja nie tam šukała. Nie tam šukała!
Kamientary