«Nijaki doždž nie moža iści viečna». Jak Jahor Marcinovič z-za krataŭ padtrymlivaje biełarusaŭ
Pajšoŭ treci miesiac, jak hałoŭny redaktar «Našaj Nivy» ŭtrymlivajecca ŭ SIZA pa absurdnym abvinavačvańni. Nijakich śledčych dziejańniaŭ ź im nie pravodzicca. Za dva miesiacy śledstva tak i nie zdoleła skončyć spravu, dzie naličyła ŭron u 3,5 tysiačy rubloŭ, tamu termin utrymańnia pad vartaj praciahnuli jašče na miesiac — da 18 kastryčnika. Jahor i za kratami trymajecca svaich pryncypaŭ i navat padbadziorvaje ŭsich, chto jamu piša.
Adna z asnoŭnych temaŭ u jahonych listach — padarožžy. Jahor naviedaŭ bolš za 50 krainaŭ u śviecie, a ŭ Biełarusi jon abjeździŭ amal usie rajcentry i vakolicy.
«Kreva — adno z samych kłasnych miescaŭ, — piša jon siabroŭcy. — Pakul zamak nie zakryli (cipa), ja byŭ tam razoŭ dziesiać, napeŭna. Vielmi zručna: jedzieš pa trasie, zaviarnuŭ na niekalki kiłamietraŭ, palažaŭ na travie kala zamka i pajechaŭ dalej.
A adnojčy jechaŭ u Kreva niejkaj alternatyŭnaj darohaj (vidać, z boku maładziečanskich viosak), i atrymałasia, što padjazdžali niejak źvierchu, z boku vietrakoŭ na hary. I tam jość sapraŭdny sierpancin! Naprava — prava — naleva — prama — naprava… Ja ŭ Biełarusi sustrakaŭ tolki dva sierpanciny: u Krevie i pasiarod Mazyra. Moža, jość jašče jakija?
A paśla taho jak lehalny ŭvachod u zamak zakryli, usio bolš ludziej paciahnułasia na susiedniuju haru, dzie stajać areli. Krutoje miesca. Siadziš, hladziš na Kreva, kajfuješ. Nu a samy kruty maršrut pa tym krai: Halšany — Baruny — Kreva, 20 ci 30 kiłamietraŭ pryhažości».
U amierykanskich filmach vy mahli bačyć, jak źniavolenym u jakaści reabilitacyi pryvodziać chatnich žyviołaŭ, naprykład sabak. Ničoha padobnaha ŭ Biełarusi niama. Sabak viaźni mohuć ubačyć, tolki kali ich kanvairujuć, časta žyviołaŭ nackoŭvajuć suprać ludziej. Ale ŭ mnohich izalatarach jość badziažnyja žyvioły — i na Akreścina, i na Vaładarskaha.
«U nas kašakunskija naviny! — piša ŭ adnym ź listoŭ Jahor. — Prynieśli rybu, i adrazu niechta miaŭkaje źvierchu. Paleźli karmić, a tam dvoje — šery i rudy. A čornaha Žoryka niešta niama».
Źmianilisia za čas źniavoleńnia pryjarytety ŭ ježy. Na svabodzie Jahor amal nie jeŭ ni sała, ni časnaku, a voś što piša ciapier:
«Ja ž nie kazaŭ, što staŭ fanatam sała? Kožny dzień jem, u teoryi (na smak) raźbirajusia ŭ roznych vidach zasołki. Nu i časnok navaročvaju. Niejak u dziacinstvie jon strašniejšy byŭ. A ciapier možna źjeści hałoŭku i nie skryvicca. Stolki čajoŭ, jak tut, nie haniaŭ nikoli ŭ žyćci».
Za navinami hałoŭred sočyć pa dziaržaŭnym telebačańni i hazietach, jakija prychodziać jamu pa padpiscy:
«Mnie ž tut prynosiać novyja haziety. Śviežyja kładziom na tumbačku, a staryja — u makułaturu. Zavaročvać sała ci kłaści pad nohi, kali idzieš u duš (kala rakaviny). Voś, «Minskuju praŭdu» ja adrazu paśla pračytańnia chavaju ŭ makułaturu. Kab nichto nie moh pabačyć, heta realna katastrofa. A voś «Kultura» ničoha tak, paru staronak možna pračytać».
Navat u takoj składanaj situacyi Jahor sprabuje zastavacca aptymistam:
«Ja ž viadu svoj paralelny padlik dzion — z raźlikam 1,5. Nu, na vypadak kałonii. I tady siońnia nie 53 dzień pa kryminalnym artykule, a ŭžo 75-y! Ale da kałonii nie dojdzie, ja pierakanany. Prosta liču, kab pryjemniej było adčuvać — nie dzień prajšoŭ, a ŭsie paŭtara.
Niedzie tydzień tamu viartalisia z prahułki, i ja zaŭvažyŭ, što nad dźviaryma napisana pa-biełarusku: «Nijaki doždž nie moža iści viečna». Jak by i ŭ litaralnym značeńni, bo tam pad naviesam jakraz možna schavacca ad daždžu. Ale nie tolki».
Kali łaska, adpraŭcie Jahoru list, paštoŭku, telehramu ci hrašovy pieravod na lubuju sumu! Va ŭmovach niezakonnaha pieraśledu heta toje, što sapraŭdy padtrymlivaje palitviaźnia, i toje, što moža zrabić kožny.
Adras: 220030, h. Minsk, vuł. Vaładarskaha, 2. SIZA №1
Marcinoviču Jahoru Alaksandraviču
Kamientary